Jan Wróbel
Podziwiam Jarosława Kaczyńskiego, chociaż polityka jego rządu to polityka w praktyce antyprawicowa, antykonserwatywna i fałszywie katolicka. W konsenkwencji przyniesie degenerację prawicy, osłabienie państwa i dechrystianizację – jak dla mnie wystarczy, bym spoglądał na „nadpremiera Polski” jak na wroga politycznego. Niemniej wroga z najwyższej półki.
Diagnoza na piątkę
Kaczyński jako jeden z nielicznych polskich polityków miał u progu lat 90. prawdziwe poglądy polityczne. Widział, jak pod osłoną haseł liberalnego rynku tworzy się nad Wisłą postkomunistyczna sitwa. Trafnie dostrzegał też ucieczkę posolidarnościowych elit przed potępianiem przestępczości pospolitej – wszak, żeby się za nią zabrać, wprzódy musiałyby one zapanować nad aparatami sądowniczym i policyjnym. A tego nowe elity nie umiały. Aby więc ułatwić sobie prowadzenie polityki strusia z głową w piasku, stare i nowe grupy trzymające władzę powtarzały dobrze brzmiące frazy o „społeczeństwie obywatelskim” i dawaniu ludziom „wędki, a nie ryby”. W tym czasie realne społeczeństwo obywatelskie tworzyli „Masa” i „Kiełbasa”, a ryby wyławiali dawni funkcjonariusze PRL, siecią. Kaczyński, wbrew wszystkim w niemal wszystkim miał rację. W nagrodę został mianowany przez nową i starą elitę Głównym Wrogiem Tego, co Piękne. W niechęci do siebie połączył bohaterów z czasów Solidarności oraz tchórzy i cyników popierających niegdyś komunę. Teraz wystarczyło dawać wyraz nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego i „zoologicznej prawicy”, aby tworzyć rodzinę demokratycznych wartości.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.