Jakub Głaz
Nasycone technologią budynki to żadna nowość. Już w 1958 r. Jacques Tati obśmiał je w komedii „Mój wujaszek”. Pan Hulot, typowy Francuz z fajką i w kapeluszu, odwiedza supernowoczesny dom krewnych. Gubi się w sterylnej i niedoskonale zautomatyzowanej przestrzeni. Jeśli uznać, że ten dom był praszczurem budynków „inteligentnych”, to z pewnością miał niskie IQ. Tak było przez lata. Czujniki, zdalne sterowanie, kamery – nowoczesne, lecz prymitywne – długo były ciekawostką. Potem do domów wkroczyły automatyczne bramy, monitoring, alarmy. Dziś karierę robią ich następcy – domy „inteligentne”, a także „pasywne” oraz „aktywne”. Na przeciwnym biegunie innowacji odbywa się jednak powrót do rozwiązań prostych i odpowiadających na potrzeby przeludniającego się świata. Które domy są tak naprawdę „inteligentne”?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.