„Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”... to wyjątkowy projekt, który upamiętnia postać legendarnego barda Solidarności, kompozytora, pieśniarza, autorytetu artystycznego i moralnego, autora niezapomnianych protest songów stanu wojennego Przemysława Gintrowskiego. W grudniu 2018 r. premierowy koncert telewizyjny „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie” obejrzało w TVP ponad 3 mln widzów, co czyni to wydarzenie wyjątkowym. W poniedziałek 18 marca publiczność w Filharmonii Bałtyckiej miała okazję wysłuchać nowych aranżacji pieśni Gintrowskiego do wierszy Zbigniewa Herberta.
Podczas koncertu widzowie usłyszeli te utwory w nowych opracowaniach Jana Stokłosy. Zabrzmiały m.in. „Prośba”, „Nike, która się waha”, „Pieśń o bębnie” „Potęga smaku”, „Wilki”, „Karol Levittoux” oraz „Dokąd nas zaprowadzisz, Panie”. Gintrowski był wielkim miłośnikiem poezji, a szczególnie cenił Zbigniewa Herberta, z którym znał się osobiście – przypomniała prowadząca koncert Monika Zamachowska. Jedno z ich spotkań przeszło do anegdoty, chętnie przytaczanej przez Gintrowskiego. W stanie wojennym dostał on od kogoś maszynopis z niepodpisanym wierszem. Ten, kto mu go dał, nie wiedział, czyj to utwór. Poetyka i styl Herberta są jednak na tyle charakterystyczne, że Gintrowski od razu pomyślał, że to jego wiersz. Parę dni później był z poetą umówiony i podczas wspólnej rozmowy wspomniał: „Panie Zbigniewie, wydaje mi się, że mam wiersz, który pan napisał”.
Herbert przeczytał go i orzekł: „Nieźle napisane, ale to nie ja”. Gintrowski uznał, że komuś udała się genialna podróbka. Tak w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wspominał finał spotkania: „ Trwało jeszcze jakiś czas, w końcu pożegnaliśmy się i pan Zbigniew zamknął za mną drzwi. Mieszkał na parterze, po chwili otwierają się drzwi od mieszkania, ukazuje się głowa pana Zbigniewa: »Panie Przemysławie, a o tym wierszu to pomyślę, bo może to jednak ja napisałem…«”. Współpraca obu artystów jednak nie od razu układała się dobrze. Podobno poeta nie był początkowo zadowolony, że bard chce śpiewać jego pieśni. Uważał, że poezja powinna bronić się sama, że nie potrzebuje melodii i dodatkowej oprawy, żeby funkcjonować w umysłach czytelników. Zmienił jednak zdanie, gdy przekonał się, że zaśpiewane wiersze docierają do większej grupy ludzi. Zachwycił go kunszt barda Solidarności i zaskoczył sukces, jaki odnosiły jego utwory w interpretacjach Gintrowskiego. Interpretacje artystów występujących na koncercie „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie”... gdańska publiczność nagrodziła owacjami na stojąco.
Helena SzafranArchiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.