Z powodu kryzysu nie musimy się obnosić z miną i postawą kogoś, komu tir wjechał do ogródka
Bawi wielce nieustanne w naszej polityce apelowanie o zawieszenie broni między opozycją a koalicją. Bawi, bo wyżywanie się opozycji na koalicji i odwrotnie to elementarz demokracji. Gdyby brytyjskim posłom powiedzieć, że szef opozycji David Cameron powinien się pojednać z premierem Gordonem Brownem (i ich partie także), pękliby ze śmiechu. Bo niby na czym polega opozycyjność, jeśli nie na tym, że się masakruje rządzących, żeby wyborcom pokazać, iż są gorsi od opozycji, dlatego warto ich wymienić. Mówienie w tym kontekście o odpowiedzialności za los kraju to bajeczki dla grzecznych dziatek. Podobnie jak mówienie o potrzebie spokoju (szczególnie w czasie kryzysu), bo spokój to się sprawdza w trumnie. Chyba nie chodzi o to, by wszyscy robili to samo, myśleli tak samo czy oceniali tak samo. To dopiero byłaby masakra.
Bawią też pozy władzy. Wszystko musi być zawieszone na jakichś strasznych wysokościach, gdzie honor i ojczyzna, troska, obowiązek i nie wiadomo co. A nie lepiej byłoby się pokazywać wyborcom w roli fajnych chłopaków (i dziewczyn), którzy owszem, kiedy trzeba, są śmiertelnie poważni, ale przecież nie 24 godziny na dobę. Zresztą zwykle są poważni nie wtedy, kiedy trzeba. Czy w domach i wśród znajomych panie i panowie politycy są drętwi i sztywni niczym kij od szczotki? Raczej nie, a jeśli są, to tylko współczuć ich najbliższym. Można być normalnym, radosnym, można wkręcać kolegów, a jednocześnie można się awanturować z sejmowej trybuny. Polityka jest zbyt poważną sprawą, by traktować ją poważnie.
Bawi też nurzanie się w kryzysie. Czy jednak z powodu kryzysu musimy się obnosić z miną i postawą kogoś, komu tir wjechał do ogródka? Róbmy to, co konieczne, pokazujmy, że nad tym pracujemy, ale normalnie żyjmy. A co mamy w rzeczywistości? Nieustanny „Bema pamięci żałobny rapsod", by się odwołać do klasyka. Nie chodzi o to, by przeżywać kryzys niczym dżdżownica okres, lecz żeby wyciągać praktyczne wnioski. Głównym problemem polskiej polityki nie są lenistwo, kłótnie czy niekompetencja, lecz jej posępność. A przecież nie sposób normalnie żyć na cmentarzu i w elegijnym nastroju. Do tego dochodzi jakaś idiotyczna postawa pseudogodnościowa, gdy każde słowo czy każda ironia są traktowane jak próba odarcia człowieka z honoru i upodlenia go. Mówiąc Lévi-Straussem – smutek tropików. Nie idźcie tą drogą! – jak apelował pewien klasyk, trzymając się mównicy.
PS Już za tydzień „Wprost" pokaże Szanownym Czytelnikom swoje całkiem nowe oblicze. Będzie nas więcej (objętościowo o mniej więcej 30 proc.), bo dziś każdy nowoczesny produkt zawiera w sobie więcej (komputery, telefony komórkowe, telewizory itp.). Pośród tygodników obejmiemy najwięcej dziedzin (około 20), tematów i zjawisk. I zaoferujemy najwyższą jakość: od okładki, przez nową szatę graficzną, wszechstronność ujęć, mnogość punktów widzenia – z zachowaniem „naszego” niepowtarzalnego stylu – precyzję i zwięzłość wywodu, po rangę autorów i współpracowników, wyjątkowość zdjęć, komunikatywność infografik. Będziemy pierwszym na polskim rynku tygodnikiem totalnym.
Wiemy, że słowo drukowane wciąż znaczy, ale coraz więcej znaczy też Internet. Dzięki połączeniu magazynu z Internetem zaoferujemy największą interaktywność, otwartość na to, co się dzieje tu i teraz.
Szanujemy czas, inteligencję i wiedzę Czytelników, więc będziemy pisać tak prosto, jak to tylko możliwe, ale nie prościej. To nie Czytelnik ma się głowić, o co chodzi autorom, lecz treść i forma artykułów mają to podawać na tacy. Dostarczymy wiedzy, informacji i opinii, będziemy inspirować, ale zaoferujemy też rozrywkę. Nie obciążymy Czytelników własnymi fobiami, kompleksami czy urojeniami, lecz objaśnimy świat. Będziemy uczyć, ale nie pouczać. Wywołamy emocje i ciekawość, ale nie przygnębimy. Będziemy analizować, a nie agitować. Mamy zasady, ale nie zmuszamy Czytelników do nieustannego opowiadania się za czymś lub przeciw czemuś. Chcemy być dyskretnym przewodnikiem, a nie natrętnym kontrolerem.
Zapraszamy do lektury, debaty, refleksji i zabawy.
Bawią też pozy władzy. Wszystko musi być zawieszone na jakichś strasznych wysokościach, gdzie honor i ojczyzna, troska, obowiązek i nie wiadomo co. A nie lepiej byłoby się pokazywać wyborcom w roli fajnych chłopaków (i dziewczyn), którzy owszem, kiedy trzeba, są śmiertelnie poważni, ale przecież nie 24 godziny na dobę. Zresztą zwykle są poważni nie wtedy, kiedy trzeba. Czy w domach i wśród znajomych panie i panowie politycy są drętwi i sztywni niczym kij od szczotki? Raczej nie, a jeśli są, to tylko współczuć ich najbliższym. Można być normalnym, radosnym, można wkręcać kolegów, a jednocześnie można się awanturować z sejmowej trybuny. Polityka jest zbyt poważną sprawą, by traktować ją poważnie.
Bawi też nurzanie się w kryzysie. Czy jednak z powodu kryzysu musimy się obnosić z miną i postawą kogoś, komu tir wjechał do ogródka? Róbmy to, co konieczne, pokazujmy, że nad tym pracujemy, ale normalnie żyjmy. A co mamy w rzeczywistości? Nieustanny „Bema pamięci żałobny rapsod", by się odwołać do klasyka. Nie chodzi o to, by przeżywać kryzys niczym dżdżownica okres, lecz żeby wyciągać praktyczne wnioski. Głównym problemem polskiej polityki nie są lenistwo, kłótnie czy niekompetencja, lecz jej posępność. A przecież nie sposób normalnie żyć na cmentarzu i w elegijnym nastroju. Do tego dochodzi jakaś idiotyczna postawa pseudogodnościowa, gdy każde słowo czy każda ironia są traktowane jak próba odarcia człowieka z honoru i upodlenia go. Mówiąc Lévi-Straussem – smutek tropików. Nie idźcie tą drogą! – jak apelował pewien klasyk, trzymając się mównicy.
PS Już za tydzień „Wprost" pokaże Szanownym Czytelnikom swoje całkiem nowe oblicze. Będzie nas więcej (objętościowo o mniej więcej 30 proc.), bo dziś każdy nowoczesny produkt zawiera w sobie więcej (komputery, telefony komórkowe, telewizory itp.). Pośród tygodników obejmiemy najwięcej dziedzin (około 20), tematów i zjawisk. I zaoferujemy najwyższą jakość: od okładki, przez nową szatę graficzną, wszechstronność ujęć, mnogość punktów widzenia – z zachowaniem „naszego” niepowtarzalnego stylu – precyzję i zwięzłość wywodu, po rangę autorów i współpracowników, wyjątkowość zdjęć, komunikatywność infografik. Będziemy pierwszym na polskim rynku tygodnikiem totalnym.
Wiemy, że słowo drukowane wciąż znaczy, ale coraz więcej znaczy też Internet. Dzięki połączeniu magazynu z Internetem zaoferujemy największą interaktywność, otwartość na to, co się dzieje tu i teraz.
Szanujemy czas, inteligencję i wiedzę Czytelników, więc będziemy pisać tak prosto, jak to tylko możliwe, ale nie prościej. To nie Czytelnik ma się głowić, o co chodzi autorom, lecz treść i forma artykułów mają to podawać na tacy. Dostarczymy wiedzy, informacji i opinii, będziemy inspirować, ale zaoferujemy też rozrywkę. Nie obciążymy Czytelników własnymi fobiami, kompleksami czy urojeniami, lecz objaśnimy świat. Będziemy uczyć, ale nie pouczać. Wywołamy emocje i ciekawość, ale nie przygnębimy. Będziemy analizować, a nie agitować. Mamy zasady, ale nie zmuszamy Czytelników do nieustannego opowiadania się za czymś lub przeciw czemuś. Chcemy być dyskretnym przewodnikiem, a nie natrętnym kontrolerem.
Zapraszamy do lektury, debaty, refleksji i zabawy.
Więcej możesz przeczytać w 48/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.