Za sprawą komisji śledczej z politycznych zaświatów powyłaziły rozmaite upiory, z Januszem Kaczmarkiem na czele. Były minister spraw wewnętrznych opowiedział, że nikogo przed niczym nie ostrzegał, a jeśli już ktoś to zrobił, to – według jego rozeznania – raczej Roman Giertych i Wojciech Wierzejski. Giertycha jeszcze kojarzymy – taki duży, podobny do Frankensteina. Ale Wierzejski? Dalibóg, nie pamiętamy. Czy to taki młody gej, którego w gazetach można było zobaczyć, jak w przepoconej koszuli ściska się z innym miłym chłopcem?
Karczmarek opowiedział też, że PiS użyło całej potęgi państwa, by dręczyć i złamać bezbronną jednostkę, czyli jego. Minister spraw wewnętrznych jednak nie uległ i jego duch jest wciąż wolny. Kaczmarek, co prawda, nie został premierem w rządzie Samoobrony i LPR, ale ma za to wielkie szanse na objęcie stanowiska dalajlamy.
Po Kaczmarku głos – ale już oczywiście nie przed komisją śledczą – zabrał Lech Kaczyński. Oznajmił, że Karczmarek to kompletnie niewiarygodna postać i bardzo mu przykro, iż mu zawierzył, a nawet obdarzył go przyjaźnią. To ciekawa myśl i szkoda, że prezydent jej nie pociągnął. Zrobimy to zatem my: oba Kaczory mają taką rękę do ludzi, że niech Matka Boska broni. Faworyci bliźniaków zaliczają się tylko do dwóch kategorii: przygłupów i przyszłych zdrajców. W sumie lepiej być chyba w tej drugiej, bo jest w niej też Dorn.
W lamencie małego Kaczora zastanowiło nas jeszcze coś. Prezydent wspomniał o tym, że z Kaczmarkiem łączyły go bliskie, wręcz przyjacielskie relacje. Każdy, kto chociaż przez chwilę rozmawiał z Kaczmarkiem, musiał odnieść wrażenie, że to drętwy, nieciekawy, robotowato-rybi typ. Skłonność do tego typu osobników (choćby Anna Fotyga) mówi zapewne coś ciekawego o psychice prezydenta. Ale nie chcemy dochodzić, co to takiego. Nie będziemy odwalać roboty za Palikota.
Andrzej Lepper powrócił do Sejmu, acz tylko w charakterze świadka. Najsłynniejszy Polski Mulat opowiadał przed komisją, jak był śledzony, inwigilowany, podsłuchiwany. Pewnie przez PiS i CBA, ale nie można wykluczyć, że Leppera na celownik wzięła al Kaida z Klewek.
Za wicepremierem Lepperem chodziła nie tylko wataha szpicli, ale także jacyś tajemniczy osobnicy, którzy Mulata próbowali ostrzec. Jeden nawet zaczaił się w siedzibie Samoobrony i przepowiedział: „Panie pana zniszczą!". Bez wątpienia był to Wernyhora albo inny prorok, bo faktycznie – Leppera zniszczyły zbyt bliskie kontakty z paniami. Niestety, Lepper zrozumiał, że chodziło o „Panie! Pana zniszczą!".
Szkoda, że wicepremier Lepper nigdy nie zetknął się z premierem Silvio Berlusconim. Głowę dajemy, że po takim spotkaniu włoski polityk powiedziałby o naszym: „W średnim wieku, przystojny, opalony". A tak, tę sympatyczną opinię zgarnął Obama.
Miło oglądało się Dużego Kaczora w Sejmie, jak kpi sobie z uścisków premiera Donka i pani Merkel. Tej ostatniej, jak wiadomo, wstrętne są łapska prezydenta Francji, ale dłonie szefa polskiego rządu – wręcz przeciwnie. Prezes PiS wyjaśnił jednak, że nie na tym polegają sukcesy w polityce zagranicznej. A na czym? Pewnie na takim wynegocjowaniu traktatu lizbońskiego, że potem się go nie chce podpisać.
Symptomatyczna była reakcja posłów PiS na wystąpienia ich lidera. Gdy skończył, w ławach jego partii wybuchł entuzjazm, z którym wcześniej przyjmowano jedynie referaty Stalina wygłaszane na zjazdach KPZR. Schodzącego z mównicy Kaczyńskiego witały oklaski, gratulacje i uwielbienie. Najbardziej wielbił Marek Suski. Kto najmniej? Nie zauważyliśmy. Ale to nieistotne. Ważne, że prezes zauważył.
Jacek Kurski opowiedział się za „paktem o nieagresji" z Platformą Obywatelską. Pod warunkiem że PO zmieni język i odetnie się od Palikota. To jednak urocze, że zmiany języka domaga się Kurski. Chyba że to taka żartobliwa sugestia, żeby premier Tusk i jego Waffen PO zmienili język na niemiecki. Verstehen?
Karczmarek opowiedział też, że PiS użyło całej potęgi państwa, by dręczyć i złamać bezbronną jednostkę, czyli jego. Minister spraw wewnętrznych jednak nie uległ i jego duch jest wciąż wolny. Kaczmarek, co prawda, nie został premierem w rządzie Samoobrony i LPR, ale ma za to wielkie szanse na objęcie stanowiska dalajlamy.
Po Kaczmarku głos – ale już oczywiście nie przed komisją śledczą – zabrał Lech Kaczyński. Oznajmił, że Karczmarek to kompletnie niewiarygodna postać i bardzo mu przykro, iż mu zawierzył, a nawet obdarzył go przyjaźnią. To ciekawa myśl i szkoda, że prezydent jej nie pociągnął. Zrobimy to zatem my: oba Kaczory mają taką rękę do ludzi, że niech Matka Boska broni. Faworyci bliźniaków zaliczają się tylko do dwóch kategorii: przygłupów i przyszłych zdrajców. W sumie lepiej być chyba w tej drugiej, bo jest w niej też Dorn.
W lamencie małego Kaczora zastanowiło nas jeszcze coś. Prezydent wspomniał o tym, że z Kaczmarkiem łączyły go bliskie, wręcz przyjacielskie relacje. Każdy, kto chociaż przez chwilę rozmawiał z Kaczmarkiem, musiał odnieść wrażenie, że to drętwy, nieciekawy, robotowato-rybi typ. Skłonność do tego typu osobników (choćby Anna Fotyga) mówi zapewne coś ciekawego o psychice prezydenta. Ale nie chcemy dochodzić, co to takiego. Nie będziemy odwalać roboty za Palikota.
Andrzej Lepper powrócił do Sejmu, acz tylko w charakterze świadka. Najsłynniejszy Polski Mulat opowiadał przed komisją, jak był śledzony, inwigilowany, podsłuchiwany. Pewnie przez PiS i CBA, ale nie można wykluczyć, że Leppera na celownik wzięła al Kaida z Klewek.
Za wicepremierem Lepperem chodziła nie tylko wataha szpicli, ale także jacyś tajemniczy osobnicy, którzy Mulata próbowali ostrzec. Jeden nawet zaczaił się w siedzibie Samoobrony i przepowiedział: „Panie pana zniszczą!". Bez wątpienia był to Wernyhora albo inny prorok, bo faktycznie – Leppera zniszczyły zbyt bliskie kontakty z paniami. Niestety, Lepper zrozumiał, że chodziło o „Panie! Pana zniszczą!".
Szkoda, że wicepremier Lepper nigdy nie zetknął się z premierem Silvio Berlusconim. Głowę dajemy, że po takim spotkaniu włoski polityk powiedziałby o naszym: „W średnim wieku, przystojny, opalony". A tak, tę sympatyczną opinię zgarnął Obama.
Miło oglądało się Dużego Kaczora w Sejmie, jak kpi sobie z uścisków premiera Donka i pani Merkel. Tej ostatniej, jak wiadomo, wstrętne są łapska prezydenta Francji, ale dłonie szefa polskiego rządu – wręcz przeciwnie. Prezes PiS wyjaśnił jednak, że nie na tym polegają sukcesy w polityce zagranicznej. A na czym? Pewnie na takim wynegocjowaniu traktatu lizbońskiego, że potem się go nie chce podpisać.
Symptomatyczna była reakcja posłów PiS na wystąpienia ich lidera. Gdy skończył, w ławach jego partii wybuchł entuzjazm, z którym wcześniej przyjmowano jedynie referaty Stalina wygłaszane na zjazdach KPZR. Schodzącego z mównicy Kaczyńskiego witały oklaski, gratulacje i uwielbienie. Najbardziej wielbił Marek Suski. Kto najmniej? Nie zauważyliśmy. Ale to nieistotne. Ważne, że prezes zauważył.
Jacek Kurski opowiedział się za „paktem o nieagresji" z Platformą Obywatelską. Pod warunkiem że PO zmieni język i odetnie się od Palikota. To jednak urocze, że zmiany języka domaga się Kurski. Chyba że to taka żartobliwa sugestia, żeby premier Tusk i jego Waffen PO zmienili język na niemiecki. Verstehen?
Ostra sprawa, podważająca jedność Prawa i Sprawiedliwości. Przemysław Edgar Gosiewski żąda od niejakiego Pawła Poncyljusza, by ten wycofał się z komisji Palikota. Poncyljusz podobno nie chce, bo uważa, że robi w komisji sensowne rzeczy. To przecież zupełnie bez sensu robić coś z sensem w partii, która nie ma sensu. Nieprawdaż?
Więcej możesz przeczytać w 48/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.