W naszej historii nie otwiera się trumien. Nikt bowiem i nic nie powinien zakłócać wiecznego snu zmarłych. Oto jednak, chyba po raz pierwszy od wieków, 25 listopada 2008 r. otwarta będzie wawelska trumna generała Władysława Sikorskiego. Dla jednych ta sprawa to zwykłe awanturnictwo historyczne, szukanie sensacji za wszelką cenę i świadectwo upadku polskich naukowych obyczajów. Dla drugich to pierwsza suwerenna, niepodległa polska próba dochodzenia prawdy i sprawiedliwości w kwestii tak ważnej, jak niewyjaśniona gibraltarska śmierć polskiego przywódcy czasu wojny. Ta śmierć pociągała za sobą degradację sprawy polskiej na arenie międzynarodowej, a w efekcie polityczną klęskę Polski w ostatniej wojnie.
Komisja do zaciemniania
Czy otwarcie trumny z punktu widzenia prawdy historycznej – poza badaniem DNA i ustaleniem, że są to niewątpliwie szczątki generała Sikorskiego – może przynieść dobry efekt? Czy może rozstrzygnąć spór między zwolennikami wersji katastrofy lotniczej a rzecznikami wersji zamachu? Moim zdaniem, badania sądowo-medyczne mogą się okazać wręcz decydujące. Jak wiadomo, na Gibraltarze nie przeprowadzono sekcji zwłok żadnej z ofiar wypadku. Major lotnictwa dr Daniel Canning ze stacji lotniczej RAF w swych oficjalnych zeznaniach składanych przed brytyjską komisją śledczą 19 lipca 1943 r. stwierdzał jedynie, że przebadał wszystkie ciała ofiar, które zostały wydobyte z miejsca katastrofy liberatora AL. 523. „Badania wykazały u wszystkich ofiar wypadku wielokrotne obrażenia ciała oraz rany na głowie. Według mego przekonania, charakter urazów świadczy o tym, że śmierć nastąpiła w momencie katastrofy" – twierdził Canning. Nie trzeba być uprzedzonym do pracy brytyjskiej komisji śledczej, by czytając dzisiaj ten dokument, podejrzewać, że celem działalności tej komisji nie było wyjaśnienie czegokolwiek.
Ten sam dr Daniel Canning, pytany 7 czerwca 1967 r. przez Davida Irvinga, „jak dokładne było badanie wszystkich ofiar i czy przeprowadzono przepisowe sekcje zwłok?", odpowiedział, że przeprowadził tylko rutynowe badanie, gdyż „bardzo niewiele wolno było zrobić wobec zakazu gubernatora MacFarlane’a". David Irving o tym szczególe nawet nie wspomina w swojej książce o wypadku gibraltarskim, choć dla badacza próbującego ustalić, czy mamy do czynienia z katastrofą lotniczą, czy zamachem, jest to fakt istotny. Podaje natomiast informację, iż generał Sikorski miał rozcięcie długości jednego cala w okolicy przedczołowej, czyli u nasady nosa. „Założono tam jeden szew, a potem położono coś na ranie, żeby go można było sfotografować” – mówił Canning. Dopiero wtedy dowiedzieliśmy się, że została wówczas sporządzona dokumentacja fotograficzna, która – jak większość dokumentów w tej sprawie – nigdy nie ujrzała światła dziennego.
Dwie prawdy
Nigdy nie ujrzała również światła dziennego sporządzona 18 września 1962 r. relacja sierżanta Josepha J. Harrisa (RAF Official No 646728), sternika łodzi nr 142, która pierwsza przybyła na miejsce wypadku. „Gdy przybyłem na miejsce katastrofy, jako pierwsze zostało wydobyte z morza ciało generała Sikorskiego. Jedyna widoczna rana na ciele generała była spowodowana przez odłamek kadłuba, który przebił podstawę nosa (…). Później wraz z moją załogą pomagałem w wydobyciu ciała córki generała Sikorskiego z samolotu, który zatonął na głębokości około 12 sążni" – mówił Harris. Pomijając sprawę córki generała Zofii Leśniowskiej, której ciała – jak wiadomo – nigdy oficjalnie nie odnaleziono, warto ujawnić relację żołnierza, który wydobył z wody ciało Sikorskiego. Obok relacji lekarza, który pierwszy dokonał oględzin ciała, Harris wskazuje na podobny charakter obrażeń, jakie miał odnieść Sikorski.
Trudno w tym kontekście zrozumieć relację człowieka, który identyfikował ciało generała, a następnie wkładał je do trumny. Por. Ludwik Łubieński, który wbrew temu, co pisano, nie był szefem Polskiej Misji Morskiej na Gibraltarze, lecz jedynie oficerem łącznikowym do spraw ewakuacji w Gibraltarze, w swym zeznaniu składanym pod przysięgą przed prokuratorem Sądu Najwyższego dr. Tadeuszem Cyprianem w obecności ministra sprawiedliwości prof. Wacława Komarnickiego 9 grudnia 1943 r. w Londynie stwierdził: „Zwłoki gen. Sikorskiego wykazywały złamanie podstawy czaszki, ranę przez całą głowę, z mózgiem na wierzchu, połamane ręce i nogi i poważne obrażenia wewnętrzne (…). Gen. Klimecki miał złamaną podstawę czaszki, połamane ręce i nogi i był niemal przecięty wpół w pasie z wnętrznościami na wierzchu. Ponikiewski, którego zwłoki wyłowiono później, miał zupełnie zmiażdżoną głowę". 28 marca 1969 r., w liście do doc. Jaroslava Valenty, czeskiego historyka, ten sam Ludwik Łubieński stwierdził: „Gen. Sikorski miał głęboką ciętą ranę, idącą od lewego ucha poprzez policzek, koło nosa, aż do ust. Część mózgu nawet było widać (…) Lekarz badający wszystkie znalezione zwłoki stwierdził, że wszyscy mieli złamane podstawy czaszki".
Jeżeli por. Łubieński się nie mylił, to mamy zagadkę nie do rozwiązania. A ściślej, dwie zagadki. Czy jest bowiem możliwe, by wszystkie wydobyte z wody ciała (w sumie 11) miały te same obrażenia. Jeśli to jest możliwe, to czy w wyniku uderzenia samolotu o powierzchnię wody, automatycznie następowało złamanie podstawy czaszki u pasażerów? Według lekarzy, taki uraz jest związany wyłącznie z uderzeniem, a dokładniej z ciosem. Choćby wobec takich wątpliwości badanie sądowo-medyczne szczątków generała, a w przyszłości może także innych polskich ofiar katastrofy wydaje się ze wszech miar celowe. Tym bardziej że miarodajni świadkowie gibraltarskiego wypadku podają także inne przyczyny śmierci. W relacji zapisanej przez Davida Irvinga major Anthony Quayle, zastępca do spraw wojskowych gubernatora Gibraltaru, który oficjalnie zidentyfikował zwłoki gen. Sikorskiego, stwierdził w kąciku oka generała „okrągły otworek, jakby wykonany jakimś ostrym narzędziem, choć gałka oczna nie została naruszona". Adam Pragier, jeden z emigracyjnych polskich ministrów, w swej audycji w Radiu Wolna Europa 26 lipca 1969 r. stwierdził: „Oględziny lekarskie stwierdziły, że czaszka generała Sikorskiego nie została rozbita, a zgon spowodowała długa drzazga odłupana ze ścianki kabiny, która przeszła przez mózg w chwili katastrofy".
Niepewni świadkowie
Jakby nie dość było zagadek, kolejne pojawiły się po identyfikacji ciała generała dokonanej już w Londynie w pałacu Prezydium Rady Ministrów. Według znanej relacji mecenasa Andrzeja Kamienieckiego, odnalezionej i ujawnionej przed laty w programie „Rewizja nadzwyczajna", kilku polskich urzędników z dr. Józefem Retingerem, konsulem Karolem Poznańskim i Adamem Romerem doprowadziło do uchylenia blachy metalowej trumny, co umożliwiło spojrzenie w twarz generała Sikorskiego. Wedle relacji mecenasa Kamienieckiego, na twarzy generała nie było widać obrażeń. Tylko wydawała się brązowa. O wielkiej ranie prowadzącej przez lewą skroń, oko, nos i usta nie mogło być mowy.
Istnieje także inna relacja z tej samej identyfikacji. Płk Zygmunt Borkowski, szef gabinetu gen. Sikorskiego, w swoich zapiskach opublikowanych w „Zeszytach Historycznych" zanotował: „Trzeba było stwierdzić tożsamość zwłok. Miał to uczynić oficjalnie konsul Poznański w obecności Romera, szefa biura Prezydium Rady Ministrów, i mojej [o obecności mec. Kamienieckiego płk Borkowski nie wspomina]. Otworzono trumnę. Generał leżał owinięty w grube koce, ale twarz miał odkrytą. W czaszce sterczał wbity kawał żelaziwa". Czy jest możliwe, by dwie relacje z tego samego wydarzenia różniły się tak dalece?
Obecność płk. Borkowskiego podczas identyfikacji potwierdza w swych wspomnieniach Adam Romer: „Najstraszniejszą była jednak dla mnie chwila, kiedy przed zmianą trumien wraz z Z. Borkowskim musiałem oficjalnie stwierdzić tożsamość zwłok". Adam Romer nie podaje więcej szczegółów, lecz jednocześnie – nie wspominając mecenasa Kamienieckiego – jedynym świadkiem identyfikacji czyni płk. Borkowskiego. Jeśli wierzyć relacjom ludzi uczestniczących w ekshumacji gen. Sikorskiego w 1993 r., w momencie przekazywania szczątków generała polskim władzom jego twarz nie nosiła żadnych śladów ran czy obcego ciała wbitego w czaszkę. Tylko czy w tej sprawie można wierzyć komukolwiek, skoro ci ludzie, bazując na własnej pamięci, zdjęciach, a także nakręconym filmie, dopiero dzisiaj, po 15 latach, zabierają głos w tej sprawie. Jakby nie słyszeli wcześniejszych pytań i nie dostrzegali wcześniejszych dociekań. Może więc dobrze się stanie, jeśli trumnę ze szczątkami generała otworzą nie, jak dotychczas, politycy i żołnierze, ale lekarze, prokuratorzy i sędziowie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.