Hakerzy wypowiedzieli wojnę totalitarnym państwom, w których łamie się wolność słowa. Hakerstwo motywowane politycznie ma już swoją nazwę - haktywizm. Hakerzy łamią blokady zakładane na serwerach w krajach totalitarnych. Udostępniają oprogramowanie, za pomocą którego można przeglądać zakazane w danym państwie witryny oraz wysyłać listy elektroniczne. Dzięki temu funkcjonariusze służb bezpieczeństwa nie otrzymują sygnału, gdy ktoś wchodzi na zakazane strony bądź wysyła e-mail. Haktywistów wspierają międzynarodowe organizacje walczące o przestrzeganie praw człowieka. - Haktywiści pełnią funkcję strażników wolności Internetu. Autorytarne władze mogą widzieć w tym formę anarchii, ale działalność ta służy umacnianiu wolności i demokracji - mówi Adam Koziel z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Haktywiści najczęściej rekrutują się spośród nawróconych hakerów. - Łamię zakazy i ograniczenia, bo oburza mnie, że w wielu krajach nie pozwala się ludziom normalnie żyć, swobodnie rozmawiać i wyrażać własnych myśli. Haktywizm to swego rodzaju gra komputerowa: wygrana to więcej wolności dla obywateli Iraku, Arabii Saudyjskiej, Iranu, Chin czy Sudanu - opowiada Ian Clarke, 25-letni współtwórca Freenet Project, organizacji walczącej o swobody obywatelskie w sieci.
Chiński mur
Najwięcej ograniczeń w dostępie do cyberprzestrzeni wprowadzono w Chinach. Internautom zablokowano tam dostęp do światowych serwisów informacyjnych, między innymi BBC i CNN. Nie mogą wchodzić na strony organizacji broniących praw człowieka, na przykład Amnesty International. Blokowane są serwisy tworzone przez chińską opozycję poza granicami kraju. Gdy internauta wpisze adres zakazanej witryny, informacja ta pojawia się na monitorze funkcjonariusza służby bezpieczeństwa. Wszystkie e-maile przechodzące przez chińskie serwery są przeglądane. Funkcjonariusze chińskiej bezpieki na listach dyskusyjnych podszywają się pod znanych opozycjonistów i oskarżają ich współpracowników o kolaborację z komunistycznymi władzami. We wrześniu w Chinach odcięto dostęp do najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej Google. Jonathan Zittrain i Benjamin Edelman, studenci prawa Uniwersytetu Har-varda, stworzyli serwis, w którym można sprawdzić, jakie witryny są przez chińskie władze zablokowane. Nart Villenueve, 28-letni student informatyki z uniwersytetu w Toronto, przechytrzył chińskich specjalistów od blokowania dostępu do witryn. Stworzył program, za pomocą którego Chińczycy mogą swobodnie i bezpiecznie korzystać z przeglądarki Google. Wystarczyło wpisać nazwę domeny wspak - www.elgoog.com.
Freent, czyli antycenzura
Haktywiści zbudowali sieć Free-net, dzięki której w sposób niewidoczny dla cenzorów można się wymieniać plikami. Każdy, kto jest podłączony do tej sieci, może poczytać o łamaniu praw człowieka w Tunezji (rząd tego kraju zablokował dostęp do witryny Amnesty International, na której znajdowały się nieprzychylne dla władz tego państwa materiały). - Władze Iraku, Korei Północnej czy Chin uważają nas za swoich największych wrogów, bo dotychczas nie udało im się zablokować Freenetu - mówi Siuling Zhang, współtwórczyni Freenetu. Informacje o łamaniu praw człowieka w Chinach dostępne w sieci Freenet dostarczane są też bezpośrednio chińskim opozycjonistom. Protoplastami ruchu haktywistów są wolnościowcy z amerykańskiej organizacji The Cult of The Dead Cow (Kult Zdechłej Krowy), walczącej o demokrację i wolność słowa. Już w połowie lat osiemdziesiątych wydawali własnym sumptem pisma o tematyce wolnościowej. Dziś zrzeszeni w tym ruchu haktywiści starają się koordynować działania na całym świecie. Rozprowadzają też oprogramowanie służące do prowadzenia działalności opozycyjnej w sieci.
Biuro wolności globalnej sieci
Christopher Cox, przewodniczący Komisji Spraw Wewnętrznych amerykańskiego Kongresu, zgłosił projekt ustawy, na mocy której ma być powołane biuro wolności globalnej sieci. Instytucja ta będzie walczyć z ograniczeniami swobód i wolności w Internecie. Biuro ma dysponować budżetem w wysokości ponad 50 mln dolarów rocznie. - Chcemy wykorzystywać możliwości, jakie sieć daje w propagowaniu praw człowieka, wolności słowa i demokracji. Wielu z tych, którzy dziś ochotniczo angażują się w podobną działalność, może liczyć na pracę w biurze wolności globalnej sieci - mówi Christopher Cox. Kongresman Cox chciałby, żeby biuro odegrało podobną rolę w zwalczaniu cenzury, jak pięćdziesiąt lat temu Radio Wolna Europa i Głos Ameryki.
Wrogowie Internetu Arabia Saudyjska Białoruś Birma Chiny Irak Iran Korea Północna Rosja Sierra Leone Syria Sudan Tunezja Wietnam Źródło: Reporterzy bez Granic |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.