Sąd zasugerował Palikotystom, że jeśli chcą zdjąć krzyż z sejmowej sali, powinni wygrać wybory i taką decyzję przegłosować, a nie latać i skarżyć się, że widok krzyża gwałci ich tożsamość, wywołuje nocne koszmary, a w dzień paraliżuje kreatywność (to z pewnością ów krzyż jest winien tego, że partii Palikota nic się chyba w dziedzinie zmieniania Polski jeszcze nie udało). Poza tym – to naprawdę nie przystoi apostołom totalnej tolerancji, żeby walcząc o prawa gejów oraz żeńskie końcówki męskich wyrazów, drugą ręką ograniczali wolności innej grupy obywateli tego kraju, czyli w tym wypadku chrześcijan.
W tej sprawie zdanie mam od dawna wyrobione. Krzyż w Sejmie wisieć nie musi, ale powinien. I niekoniecznie z tego powodu, że jest symbolem wartości, na których fundowano znaczną część polskiej cywilizacji. Również nie z tego powodu, że – akurat dla mnie – jest najważniejszym ze znaków, wskazującym mi kierunek i Tego, w którego wierzę. On powinien tam być, bo tam są ludzie, którzy chcą, żeby był. Którzy mówią: pracujemy w tym miejscu, staramy się brać odpowiedzialność za innych, pozwólcie nam mieć przed oczyma memento – Kogoś bliskiego, a zarazem kompas.
Krzyż na sejmowej ścianie to przecież nie komunikacyjny interfejs, który – jak u Orwella – zapewnia Wielkiemu Bratu możliwość ingerencji i wydaje z siebie groźne pomruki, gdy ustawa nie jest zgodna z Dekalogiem. To nie ideologiczna miedza, wskazująca, gdzie zaczyna się nasze terytorium. Bóg, który wisi na tym krzyżu, nie ma, swojej naturze chęci zawłaszczania niczego, wydzierania Palikotystom albo innym sezonowym religiobójcom jakichś obszarów ich wolności. Sejmowy krzyż to test na obywatelską dojrzałość i zwykłą, ludzką empatię. Załóżmy, że jestem ateistą. Krzyż nie znaczy dla mnie nic, mam do niego stosunek doskonale obojętny. Pracuje jednak ze mną człowiek, dla którego jest on czymś ważnym, chce powiesić go sobie na ścianie, dlaczegóż miałbym przeciw temu protestować? Jako chrześcijanin – nie zająknąłbym się słowem, gdyby z podobną prośbą odnośnie do swoich symboli zwrócił się poseł żyd albo poseł muzułmanin. Powtórzę – dla mnie wszystkie spory o krzyże w salach rad miejskich, sejmików, urzędów i szkół zawsze były testem kultury społecznego współżycia, a nie kolejnymi odsłonami bitwy o światopoglądową neutralność państwa.
Ta neutralność u nas coraz częściej bywa operacyjnie definiowana jako „czyszczenie” przestrzeni publicznej z chrześcijaństwa. Dla mnie owa neutralność jest czymś innym – respektowaniem przez państwo zasady wolności wiary i wyznania. Ideolodzy „neutralności” czasem tak się zapędzają w swoich światozbawczych wizjach, że nie widzą, jak spod palców wychodzi im totalitaryzm. Państwo nie może przecież narzucić obywatelowi wiary, nie może też jednak mówić mu: Możesz wierzyć w domu, ale gdy zbierasz się z innymi, by pisać ustawy albo się uczyć, musisz się ze swojej duchowości i przekonań „wykastrować”. Zdejmowanie krzyży ze ścian nie jest aktem wolnościowym, ale zniewalającym. Dobitniej: krzyż na sejmowej ścianie jest dowodem, że w tym kraju jest jeszcze wolność religijna, a nie na to, że jej nie ma.
Jest też jednak w tym wszystkim i memento dla chrześcijańskiej strony. Krzyż nie służy do tego, by wokół niego formułować bluźnierstwa, jak pewna prawicowa posłanka, która stwierdziła, że „kto od krzyża wojuje, ten od krzyża zginie”. Fatalne było to, że przed laty wieszano go pod osłoną nocy. Dziś nie można bronić swoich przekonań w formule wojny obronnej (bo to nie jest ewangeliczna koncepcja). Ba – wyobrażam sobie moment, w którym patrząc, jak traktują go „tolerancyjni”, sami zdejmiemy kiedyś ten krzyż ze ściany.
Resztę zrobi życie. Jestem dziwnie spokojny o to, że ci, co dziś tak walczą z krzyżem w życiu społecznym, jeszcze za nim zatęsknią. Przećwiczeni przez coraz ostrzejsze fazy kapitalizmu, nadciągające nieuchronne zmiany w strukturze narodowościowej, wyznaniowej, społecznej – staną w pewnym momencie przed palącą potrzebą jakiegoś opisania własnej tożsamości. Pokontemplują sobie pustą ścianę, później powieszą na niej jin i jang, po czym pójdą po rozum do głowy i uświadomią sobie, że odpowiedź wyrzucili na śmietnik. Chrześcijaństwo poradzi sobie bez Polski. Czy Polska poradzi sobie bez chrześcijan – nie byłbym tego taki pewny.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, współtwórcą portalu Stacja7.pl, w TVN współprowadzi program „Mam talent!”
W tej sprawie zdanie mam od dawna wyrobione. Krzyż w Sejmie wisieć nie musi, ale powinien. I niekoniecznie z tego powodu, że jest symbolem wartości, na których fundowano znaczną część polskiej cywilizacji. Również nie z tego powodu, że – akurat dla mnie – jest najważniejszym ze znaków, wskazującym mi kierunek i Tego, w którego wierzę. On powinien tam być, bo tam są ludzie, którzy chcą, żeby był. Którzy mówią: pracujemy w tym miejscu, staramy się brać odpowiedzialność za innych, pozwólcie nam mieć przed oczyma memento – Kogoś bliskiego, a zarazem kompas.
Krzyż na sejmowej ścianie to przecież nie komunikacyjny interfejs, który – jak u Orwella – zapewnia Wielkiemu Bratu możliwość ingerencji i wydaje z siebie groźne pomruki, gdy ustawa nie jest zgodna z Dekalogiem. To nie ideologiczna miedza, wskazująca, gdzie zaczyna się nasze terytorium. Bóg, który wisi na tym krzyżu, nie ma, swojej naturze chęci zawłaszczania niczego, wydzierania Palikotystom albo innym sezonowym religiobójcom jakichś obszarów ich wolności. Sejmowy krzyż to test na obywatelską dojrzałość i zwykłą, ludzką empatię. Załóżmy, że jestem ateistą. Krzyż nie znaczy dla mnie nic, mam do niego stosunek doskonale obojętny. Pracuje jednak ze mną człowiek, dla którego jest on czymś ważnym, chce powiesić go sobie na ścianie, dlaczegóż miałbym przeciw temu protestować? Jako chrześcijanin – nie zająknąłbym się słowem, gdyby z podobną prośbą odnośnie do swoich symboli zwrócił się poseł żyd albo poseł muzułmanin. Powtórzę – dla mnie wszystkie spory o krzyże w salach rad miejskich, sejmików, urzędów i szkół zawsze były testem kultury społecznego współżycia, a nie kolejnymi odsłonami bitwy o światopoglądową neutralność państwa.
Ta neutralność u nas coraz częściej bywa operacyjnie definiowana jako „czyszczenie” przestrzeni publicznej z chrześcijaństwa. Dla mnie owa neutralność jest czymś innym – respektowaniem przez państwo zasady wolności wiary i wyznania. Ideolodzy „neutralności” czasem tak się zapędzają w swoich światozbawczych wizjach, że nie widzą, jak spod palców wychodzi im totalitaryzm. Państwo nie może przecież narzucić obywatelowi wiary, nie może też jednak mówić mu: Możesz wierzyć w domu, ale gdy zbierasz się z innymi, by pisać ustawy albo się uczyć, musisz się ze swojej duchowości i przekonań „wykastrować”. Zdejmowanie krzyży ze ścian nie jest aktem wolnościowym, ale zniewalającym. Dobitniej: krzyż na sejmowej ścianie jest dowodem, że w tym kraju jest jeszcze wolność religijna, a nie na to, że jej nie ma.
Jest też jednak w tym wszystkim i memento dla chrześcijańskiej strony. Krzyż nie służy do tego, by wokół niego formułować bluźnierstwa, jak pewna prawicowa posłanka, która stwierdziła, że „kto od krzyża wojuje, ten od krzyża zginie”. Fatalne było to, że przed laty wieszano go pod osłoną nocy. Dziś nie można bronić swoich przekonań w formule wojny obronnej (bo to nie jest ewangeliczna koncepcja). Ba – wyobrażam sobie moment, w którym patrząc, jak traktują go „tolerancyjni”, sami zdejmiemy kiedyś ten krzyż ze ściany.
Resztę zrobi życie. Jestem dziwnie spokojny o to, że ci, co dziś tak walczą z krzyżem w życiu społecznym, jeszcze za nim zatęsknią. Przećwiczeni przez coraz ostrzejsze fazy kapitalizmu, nadciągające nieuchronne zmiany w strukturze narodowościowej, wyznaniowej, społecznej – staną w pewnym momencie przed palącą potrzebą jakiegoś opisania własnej tożsamości. Pokontemplują sobie pustą ścianę, później powieszą na niej jin i jang, po czym pójdą po rozum do głowy i uświadomią sobie, że odpowiedź wyrzucili na śmietnik. Chrześcijaństwo poradzi sobie bez Polski. Czy Polska poradzi sobie bez chrześcijan – nie byłbym tego taki pewny.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, współtwórcą portalu Stacja7.pl, w TVN współprowadzi program „Mam talent!”
Więcej możesz przeczytać w 4/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.