Niepozorny z zewnątrz, klasycznie elegancki w środku Hotel de Rome w centrum Berlina, blisko Bramy Brandenburskiej, to ulubione miejsce spotkań muzyków. W tym hotelu Jack White prosił mnie o wysłanie na adres jego Third Man Records do Nashville „some pierogi and kielbasa”. Teraz zespół Depeche Mode chwali się tu najnowszą płytą przed europejskimi dziennikarzami. Album „Delta Machine” non stop gra w poczekalni, gdzie litry kawy, owoce i ciastka mają przygotować na rozmowę, według wielu, z „największym zespołem świata”. Od czasu do czasu któryś z muzyków przemyka korytarzem, przechodząc z sali do sali. Dave Gahan, jak zawsze w asyście ochroniarza i asystentki – w ciemnogranatowym garniturze i białej koszuli. Martin Gore – narzekając, że w jego pokoju wciąż dzwoni telefon. I Andy Fletcher – w ulubionych czarnych lakierkach i eleganckim swetrze. To z nim będę rozmawiać. Czekając na tę rozmowę, słyszę plotkę, że znany z temperamentu Gahan wyrzucił za drzwi dziennikarza, który o umówionej godzinie, nie zważając na to, że Dave jest już gotowy, wyszedł na chwilę zadzwonić. Nowa płyta w tle, powtarzająca się uparcie, stanowi surrealistyczną, choć właściwą ścieżkę dźwiękową tej sceny. Wreszcie siadam naprzeciw Fletchera. „Hello again”, słyszę i przypominam sobie naszą niedawną rozmowę w Paryżu, kiedy Depeche Mode ogłaszali światową trasę koncertową, z występem w Polsce. Ich nowy album nie miał wtedy jeszcze tytułu.
Trudna była praca nad tą płytą?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.