Rezydenci gangów i handlarze narkotyków rządzą jednostkami wojskowymi.
Alkoholowo-narkotykową libację z prostytutkami, a potem brutalne znęcanie się nad żołnierzami, których nie dopuszczono do zabawy, zarejestrowała ukryta kamera zainstalowana w koszarach 11. Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu. To, co się działo w Żaganiu, jest przejawem tzw. nowej fali w polskiej armii. Do niedawna fala polegała na tym, że tzw. starzy żołnierze mieli specjalne przywileje, natomiast młodzi poborowi byli kimś w rodzaju pucybutów - dręczonych, upokarzanych, bitych i okradanych. Nową falą rządzą gangsterzy, którzy znaleźli się w jednostkach wojskowych - najczęściej handlarze narkotyków. Koszary nie tylko chronią ich przed policją, ale dostarczają także tanich pracowników (zastraszonych lub opłaconych żołnierzy z poboru). Nowa fala jest bezkarna, bo opłaca zawodowych żołnierzy, którzy przymykają oczy na jej działalność, a często z nią wręcz współpracują. To zawodowi żołnierze "wypożyczają" gangom specjalistyczny sprzęt, wspierają logistyką, przechowują w jednostkach zrabowane przedmioty, w tym kradzione samochody.
- Wiemy o delegowaniu do wojska przedstawicieli grup przestępczych, którzy rozpoznają teren, ułatwiają zdobycie broni, środków walki czy materiałów wybuchowych - przyznaje gen. Jerzy Słowiński, komendant główny żandarmerii wojskowej. - Ci, którzy żyją z przestępstw w cywilu, to samo próbują robić w wojsku - dodaje płk Edward Jaroszuk z Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej. Głównym zajęciem gangsterów tworzących w wojsku nową falę jest handel narkotykami. Same jednostki to duży rynek. Z analiz Wojskowego Biura Badań Socjologicznych wynika, że po narkotyki sięga regularnie 40 proc. żołnierzy, co przy zmianach roczników oznacza, że w armii jest co najmniej 100 tys. klientów handlarzy narkotyków.
Brutalna fala
Zorganizowane grupy przestępcze podzieliły między siebie jednostki Wojska Polskiego. Mimo rozbicia i aresztowania szefów gangu Marka Medweska (Oczko) grupa ta nadal działa i wprowadziła swoich ludzi do jednostek wojskowych, przede wszystkich w województwach zachodniopomorskim i lubuskim. Narkotyki były specjalnością gangu Oczka i tak jest nadal. Potwierdzeniem obecności ludzi z tej grupy w wojsku może być niedawna akcja żandarmerii i policji w Kołobrzegu. W tym samych czasie żandarmeria wojskowa likwidowała grupę rozprowadzającą narkotyki w kołobrzeskiej jednostce, a policja rozbijała współpracującą z nią siatkę działającą w mieście. Podobne skoordynowane akcje przeprowadzono niedawno w Żaganiu i Ostródzie. Specjalnością gangsterów ulokowanych w podwarszawskich jednostkach jest kradzież i wynoszenie broni z jednostek. Podobnie dzieje się w jednostkach usytuowanych w pobliżu naszej wschodniej granicy, m.in. w Lublinie i Dęblinie.
Przestępstwa wojskowej starej fali wydają się dziecinne przy wyczynach nowej fali. Osoby nie podporządkowujące się przestępczej hierarchii są traktowane tak samo jak nielojalni gangsterzy: są bite, torturowane, gwałcone, zastraszane są ich rodziny, a przede wszystkim są zmuszane do popełniania przestępstw. Żołnierze podporządkowujący się nowej fali mogą liczyć na niewielkie stałe pensje bądź działki narkotyków, są też oczywiście chronieni przed przełożonymi służbistami. - Wydawałoby się, że nic prostszego, jak wyjść na przepustkę i zgłosić się na przykład na policję, opowiadając o przestępczych praktykach w jednostkach. Niestety, o takiej wizycie dowiaduje się żandarmeria wojskowa, od której przestępcy kupują informacje. Ktoś, kto zdecyduje się więc na taki krok, praktycznie wydaje na siebie wyrok - opowiada starszy szeregowy Piotr K., służący w Warszawie. Piotr K. nie chciał rozprowadzać narkotyków na mieście, więc ostrzeżono go, że pierwszą karą będzie zgwałcenie jego dziewczyny. Gdyby to nie pomogło, grożono podpaleniem sklepu należącego do jego ojca. Piotr K., tak jak tysiące innych żołnierzy, zgodził się na współpracę.
Wojskowy holding przestępczy
Przed sądami wojskowymi toczy się obecnie jedenaście procesów dotyczących narkotykowego biznesu w wojsku. Najgłośniejsze dwa postępowania zakończyły się wyrokami skazującymi. Sąd wojskowy w Bydgoszczy skazał dwunastu żołnierzy z Brodnickiego Pułku Obrony Przeciwchemicznej na kary od 6 miesięcy do 2 lat więzienia za rozprowadzanie narkotyków (głównie amfetaminy i LSD) na terenie jednostki. W Szczecinie skazano natomiast czternastu żołnierzy z jednostki w Kołobrzegu. Narkotyki (głównie marihuanę) znaleziono też w jednostkach w Wędrzynie koło Sulęcina (lubuskie), Ostródzie i Słupsku.
Handel narkotykami to tylko jedna z przestępczych branż. Gangsterzy z nowej fali handlują też bronią i kradną, na przykład paliwo z jednostek. Porucznik Adam G., szef łączności w jednostce w Ostródzie, nie tylko kierował grupą rozprowadzającą narkotyki, ale wynosił też z jednostki broń i amunicję. Po pracy - wraz ze wspólnikami z cywila - napadał na bułgarskie prostytutki stojące na trasach Ostróda - Miłomłyn i Ostróda - Olsztynek. Do podobnego połączenia przestępczych interesów dochodziło również w jednostkach w Bielsku-Białej i Gdyni (tam przestępcza grupa liczyła 70 osób) oraz Dęblinie (z magazynów znikał trotyl, który służył do konstruowania bomb). W najgłośniejszej tego typu sprawie, dotyczącej przestępczej grupy w jednostce na warszawskim Bemowie, żadnemu z oficerów nie udało się udowodnić współpracy z gangsterami, mimo że bez niej kradzież 75 pistoletów byłaby praktycznie niemożliwa.
Nowa kontra stara fala
Nowa fala tym się różni od starej, że żołnierze czynnej służby uczestniczą w przestępczej działalności poza jednostkami. Żołnierze marynarki wojennej stacjonujący na Helu wraz z kompanami z gangu działającego w okolicach Łeby podczas przepustek dokonywali napadów rabunkowych w południowej Polsce. Podczas jednego z nich zamordowali mieszkańca podradomskiego Lesiowa. Żołnierze z Żagania, Babimostu i Rzepina razem z niedobitkami gangu Carringtona napadali na pasażerów pociągów na trasach z Krakowa do Berlina i Wiednia.
Wielu przestępstw popełnianych przez żołnierzy poza jednostkami (jeśli nie zostaną złapani na gorącym uczynku) nie sposób udowodnić, bo formalnie nie przebywają oni na przepustkach, lecz są w koszarach. Dzieje się tak dlatego, że bardzo łatwo jest zniknąć z jednostki nawet na dwie doby bez przepustki. Już kilka lat temu Robert Lipka, ówczesny wiceminister obrony narodowej, przyznał przed posłami z sejmowej Komisji Obrony Narodowej, że codziennie z koszar wymyka się przynajmniej batalion wojska (około 500 żołnierzy). Obecnie ta liczba może sięgać 1000 żołnierzy. O tym, ilu żołnierzy znikających z jednostek popełnia przestępstwo, można się było przekonać podczas śledztwa w sprawie gangu napadającego na ciężarówki w województwie mazowieckim. Okazało się, że trzon gangu stanowiło ośmiu żołnierzy, którzy na akcje uciekali z jednostek. Formalnie w czasie kiedy popełniano przestępstwa, znajdowali się oni w koszarach.
Selekcja negatywna
Żołnierze zmuszani do służenia przestępcom często rozładowują swoją agresję poza jednostkami. Tak było w wypadku żandarma, który kilkanaście dni temu zastrzelił w Przasnyszu 25-letniego mężczyznę (zirytowała go koszulka noszona przez przechodnia). Sfrustrowani żołnierze urządzają też bijatyki podczas przepustek (najczęściej w dyskotekach) - jak zdarzyło się niedawno w Częstochowie i Białymstoku.
- Psychologicznym wyjaśnieniem zjawiska wojskowej fali w jej tradycyjnym znaczeniu był mechanizm inicjacji - przechodzenia przez kolejne szczeble hierarchii w grupie. Paradoksalnie odbywało się to w interesie ludzi, którzy tej fali byli poddawani. Im więcej wysiłku i wyrzeczeń kosztowały ich kolejne etapy, tym bardziej doceniali walory bycia w tej grupie - mówi prof. Bogdan Wojciszke, psycholog społeczny. Obecnie do najwyższych pozycji dochodzi się na skróty - po prostu hierarchia zostaje przyniesiona z zewnątrz. - Dla nowej fali pobyt w wojsku jest tylko środkiem do czerpania korzyści, na przykład z handlu narkotykami - dodaje prof. Wojciszke. Paradoksalnie, możliwość ustawienia się w wojsku dzięki nielegalnym interesom sprawia, że przybywa chętnych do służby. Osłona koszar wręcz pomaga im w prowadzeniu interesów. - Kiedyś młodzi ludzie uciekali przed wojskiem, teraz garną się do niego, widząc w armii szansę na znalezienie zajęcia, coraz częściej - niestety - niezgodnego z prawem - mówi Izabella Sierakowska, posłanka SLD, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Dla wielu dowódców istnienie alternatywnej hierarchii w jednostkach jest korzystne - wystarczy, że dogadają się z szefami tych nieformalnych struktur. - Dowódcy nie mogą tolerować i tuszować patologii. Przez lata było tak, że większość z nich z niechęcią spoglądała na żandarmów i ukrywała na przykład narkomanię w jednostkach. Mam nadzieję, że młodzi dowódcy rozumieją, że patologię trzeba wyeliminować od razu po jej zauważeniu - mówi prof. Ryszard Stępień, dyrektor Instytutu Nauk Humanistycznych Akademii Obrony Narodowej. Problemem jest także to, że komisje poborowe w ogóle nie wychwytują osób działających w gangach, uzależnionych od narkotyków bądź mających skłonność do nadużywania przemocy. Mało tego, co piąty poborowy stawał przed sądem, zanim trafił do wojska. Prawie 10 proc. poborowych ma za sobą wyroki sądowe w sprawach karnych. - Selekcja jest zła dlatego, że komendy uzupełnień działają poza armią, specjalnie nie przejmując się tym, kogo wysyłają do koszar - mówi prof. Stępień.
W ten sposób jednak armia staje się przedłużeniem świata przestępczego, a żołnierze mający dostęp do broni i materiałów wybuchowych - najgroźniejszymi bandytami.
- Wiemy o delegowaniu do wojska przedstawicieli grup przestępczych, którzy rozpoznają teren, ułatwiają zdobycie broni, środków walki czy materiałów wybuchowych - przyznaje gen. Jerzy Słowiński, komendant główny żandarmerii wojskowej. - Ci, którzy żyją z przestępstw w cywilu, to samo próbują robić w wojsku - dodaje płk Edward Jaroszuk z Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej. Głównym zajęciem gangsterów tworzących w wojsku nową falę jest handel narkotykami. Same jednostki to duży rynek. Z analiz Wojskowego Biura Badań Socjologicznych wynika, że po narkotyki sięga regularnie 40 proc. żołnierzy, co przy zmianach roczników oznacza, że w armii jest co najmniej 100 tys. klientów handlarzy narkotyków.
Brutalna fala
Zorganizowane grupy przestępcze podzieliły między siebie jednostki Wojska Polskiego. Mimo rozbicia i aresztowania szefów gangu Marka Medweska (Oczko) grupa ta nadal działa i wprowadziła swoich ludzi do jednostek wojskowych, przede wszystkich w województwach zachodniopomorskim i lubuskim. Narkotyki były specjalnością gangu Oczka i tak jest nadal. Potwierdzeniem obecności ludzi z tej grupy w wojsku może być niedawna akcja żandarmerii i policji w Kołobrzegu. W tym samych czasie żandarmeria wojskowa likwidowała grupę rozprowadzającą narkotyki w kołobrzeskiej jednostce, a policja rozbijała współpracującą z nią siatkę działającą w mieście. Podobne skoordynowane akcje przeprowadzono niedawno w Żaganiu i Ostródzie. Specjalnością gangsterów ulokowanych w podwarszawskich jednostkach jest kradzież i wynoszenie broni z jednostek. Podobnie dzieje się w jednostkach usytuowanych w pobliżu naszej wschodniej granicy, m.in. w Lublinie i Dęblinie.
Przestępstwa wojskowej starej fali wydają się dziecinne przy wyczynach nowej fali. Osoby nie podporządkowujące się przestępczej hierarchii są traktowane tak samo jak nielojalni gangsterzy: są bite, torturowane, gwałcone, zastraszane są ich rodziny, a przede wszystkim są zmuszane do popełniania przestępstw. Żołnierze podporządkowujący się nowej fali mogą liczyć na niewielkie stałe pensje bądź działki narkotyków, są też oczywiście chronieni przed przełożonymi służbistami. - Wydawałoby się, że nic prostszego, jak wyjść na przepustkę i zgłosić się na przykład na policję, opowiadając o przestępczych praktykach w jednostkach. Niestety, o takiej wizycie dowiaduje się żandarmeria wojskowa, od której przestępcy kupują informacje. Ktoś, kto zdecyduje się więc na taki krok, praktycznie wydaje na siebie wyrok - opowiada starszy szeregowy Piotr K., służący w Warszawie. Piotr K. nie chciał rozprowadzać narkotyków na mieście, więc ostrzeżono go, że pierwszą karą będzie zgwałcenie jego dziewczyny. Gdyby to nie pomogło, grożono podpaleniem sklepu należącego do jego ojca. Piotr K., tak jak tysiące innych żołnierzy, zgodził się na współpracę.
Wojskowy holding przestępczy
Przed sądami wojskowymi toczy się obecnie jedenaście procesów dotyczących narkotykowego biznesu w wojsku. Najgłośniejsze dwa postępowania zakończyły się wyrokami skazującymi. Sąd wojskowy w Bydgoszczy skazał dwunastu żołnierzy z Brodnickiego Pułku Obrony Przeciwchemicznej na kary od 6 miesięcy do 2 lat więzienia za rozprowadzanie narkotyków (głównie amfetaminy i LSD) na terenie jednostki. W Szczecinie skazano natomiast czternastu żołnierzy z jednostki w Kołobrzegu. Narkotyki (głównie marihuanę) znaleziono też w jednostkach w Wędrzynie koło Sulęcina (lubuskie), Ostródzie i Słupsku.
Handel narkotykami to tylko jedna z przestępczych branż. Gangsterzy z nowej fali handlują też bronią i kradną, na przykład paliwo z jednostek. Porucznik Adam G., szef łączności w jednostce w Ostródzie, nie tylko kierował grupą rozprowadzającą narkotyki, ale wynosił też z jednostki broń i amunicję. Po pracy - wraz ze wspólnikami z cywila - napadał na bułgarskie prostytutki stojące na trasach Ostróda - Miłomłyn i Ostróda - Olsztynek. Do podobnego połączenia przestępczych interesów dochodziło również w jednostkach w Bielsku-Białej i Gdyni (tam przestępcza grupa liczyła 70 osób) oraz Dęblinie (z magazynów znikał trotyl, który służył do konstruowania bomb). W najgłośniejszej tego typu sprawie, dotyczącej przestępczej grupy w jednostce na warszawskim Bemowie, żadnemu z oficerów nie udało się udowodnić współpracy z gangsterami, mimo że bez niej kradzież 75 pistoletów byłaby praktycznie niemożliwa.
Nowa kontra stara fala
Nowa fala tym się różni od starej, że żołnierze czynnej służby uczestniczą w przestępczej działalności poza jednostkami. Żołnierze marynarki wojennej stacjonujący na Helu wraz z kompanami z gangu działającego w okolicach Łeby podczas przepustek dokonywali napadów rabunkowych w południowej Polsce. Podczas jednego z nich zamordowali mieszkańca podradomskiego Lesiowa. Żołnierze z Żagania, Babimostu i Rzepina razem z niedobitkami gangu Carringtona napadali na pasażerów pociągów na trasach z Krakowa do Berlina i Wiednia.
Wielu przestępstw popełnianych przez żołnierzy poza jednostkami (jeśli nie zostaną złapani na gorącym uczynku) nie sposób udowodnić, bo formalnie nie przebywają oni na przepustkach, lecz są w koszarach. Dzieje się tak dlatego, że bardzo łatwo jest zniknąć z jednostki nawet na dwie doby bez przepustki. Już kilka lat temu Robert Lipka, ówczesny wiceminister obrony narodowej, przyznał przed posłami z sejmowej Komisji Obrony Narodowej, że codziennie z koszar wymyka się przynajmniej batalion wojska (około 500 żołnierzy). Obecnie ta liczba może sięgać 1000 żołnierzy. O tym, ilu żołnierzy znikających z jednostek popełnia przestępstwo, można się było przekonać podczas śledztwa w sprawie gangu napadającego na ciężarówki w województwie mazowieckim. Okazało się, że trzon gangu stanowiło ośmiu żołnierzy, którzy na akcje uciekali z jednostek. Formalnie w czasie kiedy popełniano przestępstwa, znajdowali się oni w koszarach.
Selekcja negatywna
Żołnierze zmuszani do służenia przestępcom często rozładowują swoją agresję poza jednostkami. Tak było w wypadku żandarma, który kilkanaście dni temu zastrzelił w Przasnyszu 25-letniego mężczyznę (zirytowała go koszulka noszona przez przechodnia). Sfrustrowani żołnierze urządzają też bijatyki podczas przepustek (najczęściej w dyskotekach) - jak zdarzyło się niedawno w Częstochowie i Białymstoku.
- Psychologicznym wyjaśnieniem zjawiska wojskowej fali w jej tradycyjnym znaczeniu był mechanizm inicjacji - przechodzenia przez kolejne szczeble hierarchii w grupie. Paradoksalnie odbywało się to w interesie ludzi, którzy tej fali byli poddawani. Im więcej wysiłku i wyrzeczeń kosztowały ich kolejne etapy, tym bardziej doceniali walory bycia w tej grupie - mówi prof. Bogdan Wojciszke, psycholog społeczny. Obecnie do najwyższych pozycji dochodzi się na skróty - po prostu hierarchia zostaje przyniesiona z zewnątrz. - Dla nowej fali pobyt w wojsku jest tylko środkiem do czerpania korzyści, na przykład z handlu narkotykami - dodaje prof. Wojciszke. Paradoksalnie, możliwość ustawienia się w wojsku dzięki nielegalnym interesom sprawia, że przybywa chętnych do służby. Osłona koszar wręcz pomaga im w prowadzeniu interesów. - Kiedyś młodzi ludzie uciekali przed wojskiem, teraz garną się do niego, widząc w armii szansę na znalezienie zajęcia, coraz częściej - niestety - niezgodnego z prawem - mówi Izabella Sierakowska, posłanka SLD, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Dla wielu dowódców istnienie alternatywnej hierarchii w jednostkach jest korzystne - wystarczy, że dogadają się z szefami tych nieformalnych struktur. - Dowódcy nie mogą tolerować i tuszować patologii. Przez lata było tak, że większość z nich z niechęcią spoglądała na żandarmów i ukrywała na przykład narkomanię w jednostkach. Mam nadzieję, że młodzi dowódcy rozumieją, że patologię trzeba wyeliminować od razu po jej zauważeniu - mówi prof. Ryszard Stępień, dyrektor Instytutu Nauk Humanistycznych Akademii Obrony Narodowej. Problemem jest także to, że komisje poborowe w ogóle nie wychwytują osób działających w gangach, uzależnionych od narkotyków bądź mających skłonność do nadużywania przemocy. Mało tego, co piąty poborowy stawał przed sądem, zanim trafił do wojska. Prawie 10 proc. poborowych ma za sobą wyroki sądowe w sprawach karnych. - Selekcja jest zła dlatego, że komendy uzupełnień działają poza armią, specjalnie nie przejmując się tym, kogo wysyłają do koszar - mówi prof. Stępień.
W ten sposób jednak armia staje się przedłużeniem świata przestępczego, a żołnierze mający dostęp do broni i materiałów wybuchowych - najgroźniejszymi bandytami.
Więcej możesz przeczytać w 26/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.