Ewa Michnik przygotowuje największe plenerowe przedstawienie operowe na świecie
U stóp widowni mieszczącego 5 tysięcy osób amfiteatru (wznoszącego się na 10 metrów) stoi wielka gondola połączona z brzegiem trapem z blachy. Za gondolą widać pięciokondygnacyjny, renesansowy pałac, jakby żywcem przeniesiony z Wenecji. Po jego bokach postawiono dwie wysokie kolumny ze skrzydlatymi lwami. Skojarzenie z placem św. Marka w Wenecji jest w pełni uzasadnione, bo akcja "Giocondy" Amilcare Ponchiellego dzieje się w Wenecji podczas tradycyjnego karnawału. I tak jak podczas karnawału na wodzie pełno jest tu gondolierów. Początek wrocławskiego przedstawienia "Giocondy" przypomina pierwsze sceny "Casanovy" Federica Felliniego. Opera rozpoczyna się od wielkiego zgiełku: strzelają fajerwerki, z ustawionych na scenie fontann tryska woda. W karnawałowej zabawie bierze udział cała Wenecja: arystokraci, mieszczanie, złodzieje, akrobaci i sztukmistrze, połykacze ognia i klauni. Większość nosi kolorowe płaszcze i maski. Widzów zachęca się do zapalenia świec. W takiej scenerii rozgrywa się historia ulicznej śpiewaczki Giocondy.
"Giocondę" (w trzystuosobowej obsadzie) wystawiono we Wrocławiu sześć razy (13, 14 i 15 oraz 20, 21 i 22 czerwca) na sztucznej wyspie o powierzchni 2,5 tys. m2, zacumowanej przy bulwarze Włostowica, za Biblioteką Uniwersytecką i kościołem Najświętszej Marii Panny na Piasku. Pontonową wyspę, na której stanęła dekoracja, podtrzymują cumy przymocowane do słupów wbitych w dno Odry. Widowisko zabezpieczało kilkudziesięciu ratowników WOPR - część z nich wzięła udział w spektaklu: jako gondolierzy uczestniczyli w wyścigu łodzi.
Wrocław plenerowy
W słynnej londyńskiej operze Covent Garden przedstawienia ogląda rocznie ćwierć miliona widzów. Tylko przez miesiąc letniego festiwalu w Aix-en-Provance na plenerowe przedstawienia operowe sprzedaje się 300 tys. biletów. Przez sześć wieczorów "Giocondę" Amilcare Ponchiellego wystawioną na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu obejrzało 30 tys. widzów. Dzięki Ewie Michnik Wrocław dołączył do elitarnego klubu miast organizujących wielkie plenerowe widowiska. Prowizoryczny amfiteatr z pontonową sceną na Odrze zostanie wprawdzie rozebrany, ale Ewa Michnik już przygotowuje się do realizacji wielkiego letniego festiwalu operowego we Wrocławiu. - Wzbogaci się na tym, i to nie tylko kulturalnie, cały region. Dzięki sztuce rozwinie się turystyka, skorzystają hotelarze i restauratorzy, skorzystają mieszkańcy - mówi "Wprost" Ewa Michnik.
Na finansowanie "Giocondy" Ewa Michnik namówiła aż czterdziestu sponsorów - głównym sponsorem i współproducentem jest koncern KGHM Polska Miedź. Przedsięwzięcie wsparli też m.in. Polkomtel SA, PKO BP SA oraz spółka Odratrans. W sumie wydano około 1,5 mln zł, z czego 235 tys. zł wyłożyły władze Wrocławia (niewiele mniej kosztuje wyprodukowanie jednego odcinka serialu "Na dobre i na złe).
Show Ewy Michnik
"Gioconda" zainscenizowana przez Krzysztofa Jasińskiego to już ósme i najbardziej spektakularne operowe przedsięwzięcie Ewy Michnik i jej teatru. Gdy okazało się, że gmach Opery Dolnośląskiej wymaga kapitalnego remontu, Ewa Michnik wpadła na pomysł, by przedstawienia operowe wystawiać we wrocławskiej Hali Ludowej (4 tys. miejsc). Raz do roku przygotowuje wielki "operowy cyrk", który gromadzi tylu widzów, ilu przez rok klasyczny teatr operowy. Łącznie wielkie spektakle Ewy Michnik obejrzało ponad 180 tys. widzów: każdy z tytułów prawie 20 tys. osób, czyli więcej niż jakikolwiek spektakl w dziejach opery we Wrocławiu. W przedstawieniach obowiązkowo pojawiają się atrakcje, na które na klasycznych scenach nie ma miejsca. W "Aidzie" (1997) były konie i wielbłądy, w "Trubadurze" (2000) występowało jednocześnie 600 osób, w tym drużyna rycerzy z zamku w Książu. W "Carmen" pojawił się oddział jeźdźców, w "Nabucco" - wielbłądy, w "Carmina Burana" - jednorożec (w rzeczywistości ucharakteryzowany koń), w "Strasznym dworze" - sokół latający pod sklepieniem Hali Ludowej, w "Skrzypku na dachu" - kozy.
Przedstawienia przygotowywane przez szefową Opery Dolnośląskiej prezentują najwyższy muzyczny poziom, co w wypadku inscenizacji plenerowych jest rzadkością. Z reguły atrakcyjna inscenizacja przesłania braki orkiestry i śpiewaków - wielu z nich nie potrafi sobie poradzić z trudnymi warunkami akustycznymi i sztucznym nagłośnieniem. Pod tym względem nawet sławne open air w Weronie czy Bregencji były muzycznymi niewypałami. Ewie Michnik to się nigdy nie zdarzyło. Podczas inscenizacji "Giocondy" zarówno soliści Opery Dolnośląskiej, jak i zagraniczni goście - Włoszka Alessandra Rezza i Amerykanin Eduardo Villa - w piekielnie trudnych partiach zademonstrowali najwyższą klasę.
Dyrygent Ewa Michnik
Dyrektor Opery Dolnośląskiej Ewa Michnik może się pochwalić trzema fakultetami Akademii Muzycznej w Krakowie (teoria muzyki, pedagogika i dyrygentura). Studia podyplomowe odbyła u słynnego Hansa Swarowsky'ego w Wiedniu. W 1992 r. otrzymała Złotego Orfeusza - nagrodę krytyków na festiwalu Warszawska Jesień. W latach 1998 i 1999 pokazała ponad 90 spektakli w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii i Belgii. Przez pięć lat była dyrektorem artystycznym festiwalu Wratislavia Cantans. Dyrygowała ponad 60 operami i setkami koncertów symfonicznych w Polsce i za granicą. Prowadziła orkiestry z Tokio, Norymbergi, Budapesztu i sławną Filharmonię Praską. Ewa Michnik zaczynała w Zielonej Górze, zaś w 1980 r. została dyrektorem opery w Krakowie. Kierowanie bezdomną (do dziś) placówką już wtedy wymusiło poszukiwanie atrakcyjnych miejsc, w których można by organizować przedstawienia. - Graliśmy na dziedzińcach Wawelu i Muzeum Archeologicznego, na rynku i w Pieskowej Skale - wspomina Ewa Michnik. Zdobyte wtedy doświadczenia wykorzystała potem we Wrocławiu. Spektakl "La serva padrona" Pergolesiego pokazała w uniwersyteckim Leopoldinum, "Wesele Figara" Mozarta w Muzeum Narodowym, "Falstaffa" Verdiego w Akademii Medycznej.
Mozart z Wezuwiuszem
Najbardziej spektakularnym plenerowym przedsięwzięciem operowym świata była dotychczas "Aida" Giuseppe Verdiego wystawiona pod piramidami w Gizie, które efektownie oświetlono. W 1997 r., a potem w 2001 r. odbyła się tam seria przedstawień zachwalanych przez amerykańskie i brytyjskie biura podróży jako sensacja sezonu. Wycieczka z rejsem po Nilu kosztowała 4 tys. funtów (około 25 tys. zł), bilet na przedstawienie 200 funtów (około 1300 zł). Aby zobaczyć wrocławską "Giocondę" trzeba zapłacić od 20 zł do 250 zł. Zresztą na całym świecie najtańsze miejsca kosztują tyle, ile karty wstępu do muzeum. Poza Francją i Włochami (w starożytnych amfiteatrach w Aix-en-Provance, Orange i Weronie) z plenerowych festiwali słynie Saavonlinna w Finlandii, gdzie przedstawienia odbywają się na dziedzińcu średniowiecznego zamku - duże sukcesy odnosiła tam Małgorzata Walewska.
Wyjątkowy jest festiwal w austriackiej Bregencji. Prezentuje się tam opery na scenie zbudowanej na Jeziorze Konstancji. W "Czarodziejskim flecie" Mozarta scena-wyspa dymiła niczym podczas wybuchu Wezuwiusza, zaś "Bal maskowy" Verdiego rozgrywał się na gigantycznej księdze, trzymanej przez dwudziestometrowego kościotrupa. Gwiazdami "Opowieści Hoffmanna" Offenbacha były z kolei monstrualne marionety, a bohaterka "Nabucca" zjeżdżała z nieba w sieci. Operowe fety pod gołym niebem są stałym elementem Holland Festival oraz Classic Open Air Gendarmenmarkt w Berlinie. W podparyskim Ogrodzie Luksemburskim tego lata odbędzie się seria przedstawień Mozartowskiego "Wesela Figara", a w Hesji festiwal Opera w Ruinach.
16 godzin z Wagnerem
Wszystkie produkcje Opery Dolnośląskiej wystawiane w Hali Ludowej, a nawet grana na pontonach "Gioconda", to niewielkie wydarzenia wobec następnego projektu Ewy Michnik: wystawienia monumentalnego "Pierścienia Nibelungów". Słynna tetralogia Ryszarda Wagnera była po wojnie wystawiana w Polsce tylko raz - 20 lat temu przygotował ją w Warszawie Robert Satanowski, a reżyserował August Everding. Kolejne części cyklu będą powstawać przez półtora roku. Wszystkie cztery (razem 16 godzin muzyki!) zostaną zaprezentowane dzień po dniu w październiku 2005 r. - Wcześniej zorganizujemy wielki koncert gwiazd nowojorskiej Metropolitan Opera. Zaśpiewają za darmo, a cały dochód z biletów zostanie przeznaczony na remont wrocławskiej opery. To będzie wydarzenie na skalę światową - cieszy się Ewa Michnik.
"Giocondę" (w trzystuosobowej obsadzie) wystawiono we Wrocławiu sześć razy (13, 14 i 15 oraz 20, 21 i 22 czerwca) na sztucznej wyspie o powierzchni 2,5 tys. m2, zacumowanej przy bulwarze Włostowica, za Biblioteką Uniwersytecką i kościołem Najświętszej Marii Panny na Piasku. Pontonową wyspę, na której stanęła dekoracja, podtrzymują cumy przymocowane do słupów wbitych w dno Odry. Widowisko zabezpieczało kilkudziesięciu ratowników WOPR - część z nich wzięła udział w spektaklu: jako gondolierzy uczestniczyli w wyścigu łodzi.
Wrocław plenerowy
W słynnej londyńskiej operze Covent Garden przedstawienia ogląda rocznie ćwierć miliona widzów. Tylko przez miesiąc letniego festiwalu w Aix-en-Provance na plenerowe przedstawienia operowe sprzedaje się 300 tys. biletów. Przez sześć wieczorów "Giocondę" Amilcare Ponchiellego wystawioną na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu obejrzało 30 tys. widzów. Dzięki Ewie Michnik Wrocław dołączył do elitarnego klubu miast organizujących wielkie plenerowe widowiska. Prowizoryczny amfiteatr z pontonową sceną na Odrze zostanie wprawdzie rozebrany, ale Ewa Michnik już przygotowuje się do realizacji wielkiego letniego festiwalu operowego we Wrocławiu. - Wzbogaci się na tym, i to nie tylko kulturalnie, cały region. Dzięki sztuce rozwinie się turystyka, skorzystają hotelarze i restauratorzy, skorzystają mieszkańcy - mówi "Wprost" Ewa Michnik.
Na finansowanie "Giocondy" Ewa Michnik namówiła aż czterdziestu sponsorów - głównym sponsorem i współproducentem jest koncern KGHM Polska Miedź. Przedsięwzięcie wsparli też m.in. Polkomtel SA, PKO BP SA oraz spółka Odratrans. W sumie wydano około 1,5 mln zł, z czego 235 tys. zł wyłożyły władze Wrocławia (niewiele mniej kosztuje wyprodukowanie jednego odcinka serialu "Na dobre i na złe).
Show Ewy Michnik
"Gioconda" zainscenizowana przez Krzysztofa Jasińskiego to już ósme i najbardziej spektakularne operowe przedsięwzięcie Ewy Michnik i jej teatru. Gdy okazało się, że gmach Opery Dolnośląskiej wymaga kapitalnego remontu, Ewa Michnik wpadła na pomysł, by przedstawienia operowe wystawiać we wrocławskiej Hali Ludowej (4 tys. miejsc). Raz do roku przygotowuje wielki "operowy cyrk", który gromadzi tylu widzów, ilu przez rok klasyczny teatr operowy. Łącznie wielkie spektakle Ewy Michnik obejrzało ponad 180 tys. widzów: każdy z tytułów prawie 20 tys. osób, czyli więcej niż jakikolwiek spektakl w dziejach opery we Wrocławiu. W przedstawieniach obowiązkowo pojawiają się atrakcje, na które na klasycznych scenach nie ma miejsca. W "Aidzie" (1997) były konie i wielbłądy, w "Trubadurze" (2000) występowało jednocześnie 600 osób, w tym drużyna rycerzy z zamku w Książu. W "Carmen" pojawił się oddział jeźdźców, w "Nabucco" - wielbłądy, w "Carmina Burana" - jednorożec (w rzeczywistości ucharakteryzowany koń), w "Strasznym dworze" - sokół latający pod sklepieniem Hali Ludowej, w "Skrzypku na dachu" - kozy.
Przedstawienia przygotowywane przez szefową Opery Dolnośląskiej prezentują najwyższy muzyczny poziom, co w wypadku inscenizacji plenerowych jest rzadkością. Z reguły atrakcyjna inscenizacja przesłania braki orkiestry i śpiewaków - wielu z nich nie potrafi sobie poradzić z trudnymi warunkami akustycznymi i sztucznym nagłośnieniem. Pod tym względem nawet sławne open air w Weronie czy Bregencji były muzycznymi niewypałami. Ewie Michnik to się nigdy nie zdarzyło. Podczas inscenizacji "Giocondy" zarówno soliści Opery Dolnośląskiej, jak i zagraniczni goście - Włoszka Alessandra Rezza i Amerykanin Eduardo Villa - w piekielnie trudnych partiach zademonstrowali najwyższą klasę.
Dyrygent Ewa Michnik
Dyrektor Opery Dolnośląskiej Ewa Michnik może się pochwalić trzema fakultetami Akademii Muzycznej w Krakowie (teoria muzyki, pedagogika i dyrygentura). Studia podyplomowe odbyła u słynnego Hansa Swarowsky'ego w Wiedniu. W 1992 r. otrzymała Złotego Orfeusza - nagrodę krytyków na festiwalu Warszawska Jesień. W latach 1998 i 1999 pokazała ponad 90 spektakli w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii i Belgii. Przez pięć lat była dyrektorem artystycznym festiwalu Wratislavia Cantans. Dyrygowała ponad 60 operami i setkami koncertów symfonicznych w Polsce i za granicą. Prowadziła orkiestry z Tokio, Norymbergi, Budapesztu i sławną Filharmonię Praską. Ewa Michnik zaczynała w Zielonej Górze, zaś w 1980 r. została dyrektorem opery w Krakowie. Kierowanie bezdomną (do dziś) placówką już wtedy wymusiło poszukiwanie atrakcyjnych miejsc, w których można by organizować przedstawienia. - Graliśmy na dziedzińcach Wawelu i Muzeum Archeologicznego, na rynku i w Pieskowej Skale - wspomina Ewa Michnik. Zdobyte wtedy doświadczenia wykorzystała potem we Wrocławiu. Spektakl "La serva padrona" Pergolesiego pokazała w uniwersyteckim Leopoldinum, "Wesele Figara" Mozarta w Muzeum Narodowym, "Falstaffa" Verdiego w Akademii Medycznej.
Mozart z Wezuwiuszem
Najbardziej spektakularnym plenerowym przedsięwzięciem operowym świata była dotychczas "Aida" Giuseppe Verdiego wystawiona pod piramidami w Gizie, które efektownie oświetlono. W 1997 r., a potem w 2001 r. odbyła się tam seria przedstawień zachwalanych przez amerykańskie i brytyjskie biura podróży jako sensacja sezonu. Wycieczka z rejsem po Nilu kosztowała 4 tys. funtów (około 25 tys. zł), bilet na przedstawienie 200 funtów (około 1300 zł). Aby zobaczyć wrocławską "Giocondę" trzeba zapłacić od 20 zł do 250 zł. Zresztą na całym świecie najtańsze miejsca kosztują tyle, ile karty wstępu do muzeum. Poza Francją i Włochami (w starożytnych amfiteatrach w Aix-en-Provance, Orange i Weronie) z plenerowych festiwali słynie Saavonlinna w Finlandii, gdzie przedstawienia odbywają się na dziedzińcu średniowiecznego zamku - duże sukcesy odnosiła tam Małgorzata Walewska.
Wyjątkowy jest festiwal w austriackiej Bregencji. Prezentuje się tam opery na scenie zbudowanej na Jeziorze Konstancji. W "Czarodziejskim flecie" Mozarta scena-wyspa dymiła niczym podczas wybuchu Wezuwiusza, zaś "Bal maskowy" Verdiego rozgrywał się na gigantycznej księdze, trzymanej przez dwudziestometrowego kościotrupa. Gwiazdami "Opowieści Hoffmanna" Offenbacha były z kolei monstrualne marionety, a bohaterka "Nabucca" zjeżdżała z nieba w sieci. Operowe fety pod gołym niebem są stałym elementem Holland Festival oraz Classic Open Air Gendarmenmarkt w Berlinie. W podparyskim Ogrodzie Luksemburskim tego lata odbędzie się seria przedstawień Mozartowskiego "Wesela Figara", a w Hesji festiwal Opera w Ruinach.
16 godzin z Wagnerem
Wszystkie produkcje Opery Dolnośląskiej wystawiane w Hali Ludowej, a nawet grana na pontonach "Gioconda", to niewielkie wydarzenia wobec następnego projektu Ewy Michnik: wystawienia monumentalnego "Pierścienia Nibelungów". Słynna tetralogia Ryszarda Wagnera była po wojnie wystawiana w Polsce tylko raz - 20 lat temu przygotował ją w Warszawie Robert Satanowski, a reżyserował August Everding. Kolejne części cyklu będą powstawać przez półtora roku. Wszystkie cztery (razem 16 godzin muzyki!) zostaną zaprezentowane dzień po dniu w październiku 2005 r. - Wcześniej zorganizujemy wielki koncert gwiazd nowojorskiej Metropolitan Opera. Zaśpiewają za darmo, a cały dochód z biletów zostanie przeznaczony na remont wrocławskiej opery. To będzie wydarzenie na skalę światową - cieszy się Ewa Michnik.
Więcej możesz przeczytać w 26/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.