Jest was dwóch w jednym, panie Hausner?
Zszedł był Kołodko, objawił się nam kolejny guru ekonomii lewicy - teraz jako minister gospodarki, pracy, polityki społecznej, finansów i w ogóle Jerzy Hausner - który powiada: "W centrum programu muszą się znaleźć kwestie kluczowe dla obywateli, aby mieli oni świadomość, że państwo zajmuje się sprawami dla nich najważniejszymi, takimi jak ubóstwo i bezrobocie". Czy dobrze to wróży polskiej gospodarce? Sęk w tym, że jest dwóch Jerzych Hausnerów. I każdy z nich chce czegoś innego.
Profesor oskarża
Przed dwoma miesiącami Jerzy Hausner wygłosił w krakowskiej Kuźnicy odczyt opublikowany następnie w "Polityce". Przedstawił w nim swoją diagnozę kryzysu gospodarki polskiej, powodowanego przez:
Z pozycji konformisty
Gdyby pokazać czytelnikom nie podpisane kartki zawierające trzy czwarte omawianego tekstu i zapytać ich, kto to napisał, otrzymamy 100 proc. błędnych odpowiedzi, że jest to krytyczny wobec obecnej władzy raport analityków z partii opozycyjnych. To jest pierwszy powód do zastanowienia. O miękkim państwie, degeneracji prawa i zasadzie nieodpowiedzialności pisze prominentny członek rządu, który brał udział - choć zapewne bierny - w manipulacjach wokół ustawy medialnej, który nie protestował - przynajmniej publicznie - ani przeciw szalonym pomysłom Mariusza Łapińskiego, ani matactwom prezesów niektórych wielkich firm z udziałem skarbu państwa czy wreszcie przeciw obsadzaniu w nich kolesi.
Można oczywiście taką postawę tłumaczyć pewną formą konformizmu i rozumowaniem: jeśli mnie wyrzucą, będzie jeszcze gorzej. Tyle że taki konformizm jest źródłem rozmiękczania państwa, poszerzania nieodpowiedzialności i degeneracji prawa.
Keynes wiecznie żywy
Sformułowane wyżej oskarżenie można jeszcze wzmocnić. Minister Hausner nigdy nie protestował przeciwko pomysłom "wydania" rezerwy rewaluacyjnej, a wicepremier Hausner oświadczył, że będzie zabiegał o zgodę na takie jej wykorzystanie. Wbrew pozorom nie jest to postęp w przeciwdziałaniu finansowania deficytu budżetowego emisją pieniądza. Jest to jedynie zastąpienie całkowitego bezprawia tak krytykowanym przez profesora Hasunera "tworzeniem prawa bez nadrzędnych zasad". Takiego podejścia zarówno do źródeł finansowania deficytu, jak i jego wysokości nie można usprawiedliwiać poglądami Johna Maynarda Keynesa. Zwłaszcza że od śmierci barona of Tilton minęło 57 lat i świat nieco się zmienił. Po doświadczeniach z "pobudzaniem popytu" już rzadko kto zaprzecza, że deficyt budżetowy powoduje wzrost stóp procentowych i aprecjację waluty. Właśnie te dwa czynniki wydają się dzisiaj w Polsce istotnymi barierami przedsiębiorczości.
Kto zwycięży?
Dla gospodarki polskiej istotne jest, kto zwycięży: profesor Jekyll czy wicepremier Hyde? Można mieć poważne obawy, że ten drugi. W podtekście tych wszystkich rozważań kryje się bowiem polityka, a przy braku programu - słusznie przez profesora Hausnera wytykanym - koncepcja SLD jest prosta: pobudzić gospodarkę bez względu na koszty, choćby na chwilę, aby wygrać następne wybory. Wtedy następny Kołodko czy Hausner, który obieca cud gospodarczy, sam się znajdzie, bez konieczności zamieszczania anonsów w "Trybunie".
Profesor oskarża
Przed dwoma miesiącami Jerzy Hausner wygłosił w krakowskiej Kuźnicy odczyt opublikowany następnie w "Polityce". Przedstawił w nim swoją diagnozę kryzysu gospodarki polskiej, powodowanego przez:
- ukształtowanie "miękkiego państwa", charakteryzującego się zapaścią sądownictwa, korupcją na wszystkich poziomach administracji publicznej, upowszechnieniem traktowania stanowisk jako łupów politycznych;
- poszerzanie się "zasady nieodpowiedzialności", a zwłaszcza upartyjnienie państwa, podporządkowanie jego działań interesom wąskich grup oligarchicznych, ze szczególnym uwzględnieniem niskiej sprawności administracji, co sprawia, że większość działań władzy jest niespójna i skazana na niepowodzenie (jako przykład podaje propozycje decentralizacji finansów publicznych z jednoczesnym tworzeniem centralnego Narodowego Funduszu Zdrowia, odnotujmy także, że proponuje prosty test: "Jeżeli afera Rywina skończy się niczym, będzie to oznaczało, że pogodziliśmy się już z tym, że jesteśmy państwem nieodpowiedzialności");
- degenerację systemu prawnego zamienionego w gąszcz przepisów bez nadrzędnych zasad, w którym decyduje siła interpretatora, a nie racja prawa;
- niewłaściwą politykę gospodarczą, której osią powinien być rozwój, a nie równowaga makroekonomiczna, ów rozwój należy zaś osiągnąć przez usuwanie barier przedsiębiorczości i pobudzanie popytu.
Z pozycji konformisty
Gdyby pokazać czytelnikom nie podpisane kartki zawierające trzy czwarte omawianego tekstu i zapytać ich, kto to napisał, otrzymamy 100 proc. błędnych odpowiedzi, że jest to krytyczny wobec obecnej władzy raport analityków z partii opozycyjnych. To jest pierwszy powód do zastanowienia. O miękkim państwie, degeneracji prawa i zasadzie nieodpowiedzialności pisze prominentny członek rządu, który brał udział - choć zapewne bierny - w manipulacjach wokół ustawy medialnej, który nie protestował - przynajmniej publicznie - ani przeciw szalonym pomysłom Mariusza Łapińskiego, ani matactwom prezesów niektórych wielkich firm z udziałem skarbu państwa czy wreszcie przeciw obsadzaniu w nich kolesi.
Można oczywiście taką postawę tłumaczyć pewną formą konformizmu i rozumowaniem: jeśli mnie wyrzucą, będzie jeszcze gorzej. Tyle że taki konformizm jest źródłem rozmiękczania państwa, poszerzania nieodpowiedzialności i degeneracji prawa.
Keynes wiecznie żywy
Sformułowane wyżej oskarżenie można jeszcze wzmocnić. Minister Hausner nigdy nie protestował przeciwko pomysłom "wydania" rezerwy rewaluacyjnej, a wicepremier Hausner oświadczył, że będzie zabiegał o zgodę na takie jej wykorzystanie. Wbrew pozorom nie jest to postęp w przeciwdziałaniu finansowania deficytu budżetowego emisją pieniądza. Jest to jedynie zastąpienie całkowitego bezprawia tak krytykowanym przez profesora Hasunera "tworzeniem prawa bez nadrzędnych zasad". Takiego podejścia zarówno do źródeł finansowania deficytu, jak i jego wysokości nie można usprawiedliwiać poglądami Johna Maynarda Keynesa. Zwłaszcza że od śmierci barona of Tilton minęło 57 lat i świat nieco się zmienił. Po doświadczeniach z "pobudzaniem popytu" już rzadko kto zaprzecza, że deficyt budżetowy powoduje wzrost stóp procentowych i aprecjację waluty. Właśnie te dwa czynniki wydają się dzisiaj w Polsce istotnymi barierami przedsiębiorczości.
Kto zwycięży?
Dla gospodarki polskiej istotne jest, kto zwycięży: profesor Jekyll czy wicepremier Hyde? Można mieć poważne obawy, że ten drugi. W podtekście tych wszystkich rozważań kryje się bowiem polityka, a przy braku programu - słusznie przez profesora Hausnera wytykanym - koncepcja SLD jest prosta: pobudzić gospodarkę bez względu na koszty, choćby na chwilę, aby wygrać następne wybory. Wtedy następny Kołodko czy Hausner, który obieca cud gospodarczy, sam się znajdzie, bez konieczności zamieszczania anonsów w "Trybunie".
Więcej możesz przeczytać w 26/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.