Być może polska polityka wymaga wakacji, ale nie należy liczyć, że uzdrowi ją upływ czasu
"Zagraj to, Sam. Zagraj, bo czas upływa"
kwestia z filmu "Casablanca"
W jednej z wielu analiz poreferendalnych podkreślono, że choć członkostwo Polski w Unii Europejskiej w szczególny sposób będzie ważyć na losach ludzi młodych, to przecież decydujący głos w referendum miały osoby średniego i najstarszego pokolenia. Wynikało to ze struktury demograficznej naszego społeczeństwa, które - choć młodsze od wielu społeczeństw Europy, określanej jako "zachodnia" - charakteryzuje się jednak wyraźną dominacją generacji dojrzałych nad pokoleniem dopiero wchodzącym w życie publiczne, gospodarcze i społeczne. Okazuje się zatem, że nasi młodzi, nawet ci najbardziej entuzjastycznie nastawieni do projektu europejskiego, wiele zawdzięczają stanowisku swych rodziców i dziadków, których w wielu wypadkach do głosowania na "tak" przekonał argument "jeśli nawet nie dostrzegacie w integracji europejskiej bezpośrednich zysków dla was samych, zróbcie to dla swoich dzieci". Czy umiemy sobie wyobrazić nastroje wśród młodych, gdyby starsi nie postąpili tak, jak postąpili?
Po referendum zaczęto częściej mówić o przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dla wielu ludzi najtrudniejsza w tych wyborach będzie identyfikacji z którąkolwiek z potencjalnych list wyborczych. Jest faktem, że obecna geografia partyjna tego nie ułatwia. Trwająca od lat awantura z "literkami" skutecznie zniechęciła wyborców, ale też wielu potencjalnych kandydatów, dla których start polityczny nie zawsze związany jest z tradycyjnymi (niestety, w tym najgorszym znaczeniu) kryteriami, jakie kierują polityków i kandydatów na polityków ku wyborowi takiej właśnie drogi życiowej. Poczucie zbrzydzenia brudną polityką odstręcza wielu przyzwoitych ludzi nawet od myśli o bezpośrednim i osobistym zaangażowaniu politycznym. W znacznym stopniu spalone też zostały pomysły tworzenia nowych ugrupowań partyjnych lub (najczęściej udawanych) zjednoczeń i aliansów międzypartyjnych. Z jakiej zatem listy miałbym startować, na jaką listę miałbym oddać głos - to pytania najczęstsze i dla narodu najsmutniejsze. Zbrzydzenie "starych" doświadczeniem partyjno-elekcyjnym przeniosło się na młodych, tym bardziej że najbardziej popularnym - i zaraźliwym - sposobem kontestowania obecnej polityki stała się absencja wyborcza. Relatywnie wyższa frekwencja referendalna nie jest, niestety, dostatecznym dowodem, że doczekaliśmy się tak bardzo Polsce potrzebnej zmiany trendu.
Myślę sobie niekiedy, że dla różnych generacji Nowy Rok powinno się właściwie obchodzić dwa razy do roku. Dla tych, którzy jeszcze żyją w rytmie kalendarza edukacyjnego, koniec czerwca jest zapewne ważniejszą cezurą niż przełom grudnia i stycznia, data wyłącznie symboliczna i nie mająca żadnego związku z rzeczywistą "nowością" ich sytuacji. Przeciwnie, koniec szkoły lub studiów, świadectwa i egzaminy, dyplomy i konieczność dokonywania wyboru, co dalej - to są dla młodych ludzi prawdziwe progi. Czas upływa im wówczas szybciej i tym bardziej są niecierpliwi. Mówią więc często językiem bohaterów "Casablanki": zagraj to, Sam, bo czas upływa. Czekające ich wakacje są tylko chwilową przerwą przed nowym rozdaniem. Same z siebie nie przyniosą ani decyzji, ani rozstrzygnięć. Mogą jedynie pomóc ostrzej i jaśniej spojrzeć na wyzwania, na które nadal potrzebna jest odpowiedź.
Być może polska polityka też wymaga wakacji, ale nie należy liczyć, że uzdrowi się ona tylko dzięki upływowi czasu. Jeśliby ktoś na taki cud liczył - spotka go rozczarowanie. Nie nastąpi żadne samouzdrowienie. Nie jest też pewne, czy w kolejnych wyborach starzy zagłosują przez wzgląd na młodych, i czy w tzw. międzyczasie młodzi nie zradykalizują się w sposób, który w ogóle postawi pod znakiem zapytania stabilność polskiej polityki.
kwestia z filmu "Casablanca"
W jednej z wielu analiz poreferendalnych podkreślono, że choć członkostwo Polski w Unii Europejskiej w szczególny sposób będzie ważyć na losach ludzi młodych, to przecież decydujący głos w referendum miały osoby średniego i najstarszego pokolenia. Wynikało to ze struktury demograficznej naszego społeczeństwa, które - choć młodsze od wielu społeczeństw Europy, określanej jako "zachodnia" - charakteryzuje się jednak wyraźną dominacją generacji dojrzałych nad pokoleniem dopiero wchodzącym w życie publiczne, gospodarcze i społeczne. Okazuje się zatem, że nasi młodzi, nawet ci najbardziej entuzjastycznie nastawieni do projektu europejskiego, wiele zawdzięczają stanowisku swych rodziców i dziadków, których w wielu wypadkach do głosowania na "tak" przekonał argument "jeśli nawet nie dostrzegacie w integracji europejskiej bezpośrednich zysków dla was samych, zróbcie to dla swoich dzieci". Czy umiemy sobie wyobrazić nastroje wśród młodych, gdyby starsi nie postąpili tak, jak postąpili?
Po referendum zaczęto częściej mówić o przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dla wielu ludzi najtrudniejsza w tych wyborach będzie identyfikacji z którąkolwiek z potencjalnych list wyborczych. Jest faktem, że obecna geografia partyjna tego nie ułatwia. Trwająca od lat awantura z "literkami" skutecznie zniechęciła wyborców, ale też wielu potencjalnych kandydatów, dla których start polityczny nie zawsze związany jest z tradycyjnymi (niestety, w tym najgorszym znaczeniu) kryteriami, jakie kierują polityków i kandydatów na polityków ku wyborowi takiej właśnie drogi życiowej. Poczucie zbrzydzenia brudną polityką odstręcza wielu przyzwoitych ludzi nawet od myśli o bezpośrednim i osobistym zaangażowaniu politycznym. W znacznym stopniu spalone też zostały pomysły tworzenia nowych ugrupowań partyjnych lub (najczęściej udawanych) zjednoczeń i aliansów międzypartyjnych. Z jakiej zatem listy miałbym startować, na jaką listę miałbym oddać głos - to pytania najczęstsze i dla narodu najsmutniejsze. Zbrzydzenie "starych" doświadczeniem partyjno-elekcyjnym przeniosło się na młodych, tym bardziej że najbardziej popularnym - i zaraźliwym - sposobem kontestowania obecnej polityki stała się absencja wyborcza. Relatywnie wyższa frekwencja referendalna nie jest, niestety, dostatecznym dowodem, że doczekaliśmy się tak bardzo Polsce potrzebnej zmiany trendu.
Myślę sobie niekiedy, że dla różnych generacji Nowy Rok powinno się właściwie obchodzić dwa razy do roku. Dla tych, którzy jeszcze żyją w rytmie kalendarza edukacyjnego, koniec czerwca jest zapewne ważniejszą cezurą niż przełom grudnia i stycznia, data wyłącznie symboliczna i nie mająca żadnego związku z rzeczywistą "nowością" ich sytuacji. Przeciwnie, koniec szkoły lub studiów, świadectwa i egzaminy, dyplomy i konieczność dokonywania wyboru, co dalej - to są dla młodych ludzi prawdziwe progi. Czas upływa im wówczas szybciej i tym bardziej są niecierpliwi. Mówią więc często językiem bohaterów "Casablanki": zagraj to, Sam, bo czas upływa. Czekające ich wakacje są tylko chwilową przerwą przed nowym rozdaniem. Same z siebie nie przyniosą ani decyzji, ani rozstrzygnięć. Mogą jedynie pomóc ostrzej i jaśniej spojrzeć na wyzwania, na które nadal potrzebna jest odpowiedź.
Być może polska polityka też wymaga wakacji, ale nie należy liczyć, że uzdrowi się ona tylko dzięki upływowi czasu. Jeśliby ktoś na taki cud liczył - spotka go rozczarowanie. Nie nastąpi żadne samouzdrowienie. Nie jest też pewne, czy w kolejnych wyborach starzy zagłosują przez wzgląd na młodych, i czy w tzw. międzyczasie młodzi nie zradykalizują się w sposób, który w ogóle postawi pod znakiem zapytania stabilność polskiej polityki.
Więcej możesz przeczytać w 26/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.