Jak biskup Dziwisz wyręczył Pana Boga
Wreszcie stało się: biskup Stanisław Dziwisz wezwał Joaquina Navarro-Vallsa i - jak szepcze się w Watykanie - ostro go zbeształ. Chodziło nie tylko o to, że podczas setnej podróży zagranicznej Jana Pawła II nie było na pokładzie papieskiego samolotu ani jednego polskiego dziennikarza. Przypuszcza się, że długoletniemu osobistemu sekretarzowi papieża nie spodobało się również kilka innych rzeczy, na przykład tzw. sprawa mongolska. W Mongolii mieszka zaledwie 170 katolików. Ciąganie 83-letniego papieża na drugi koniec świata - do Ułan Bator - nie wszystkim wydaje się dobrym pomysłem. Zwłaszcza że Mongolia - wszyscy rozumieją to doskonale - to tylko pretekst. Do czego? Gorliwi, acz nierozważni funkcjonariusze watykańscy bardzo byli z siebie zadowoleni, że znaleźli sposób na spełnienie papieskiego marzenia o postawieniu stopy na ziemi rosyjskiej. Wystarczy dobrać odpowiednio mały samolot - myśleli - by po drodze papież musiał się zatrzymać na tankowanie w Rosji.
Lądowanie to jednak za mało. Trzeba było jeszcze ten postój techniczny przemienić w oficjalną wizytę. Watykańskim strategom wydawało się, że mają w zanadrzu świetny pomysł. Dwa lata temu pojawił się w Rzymie prezydent Tatarstanu, by poprosić o zwrot ikony Matki Boskiej Kazańskiej, zaginionej po rewolucji październikowej i przechowywanej w Watykanie. Przy okazji zaprosił Jana Pawła II do złożenia wizyty w Kazaniu, stolicy Tatarstanu. Prawdopodobnie był to gest czysto kurtuazyjny. Tymczasem sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano potraktował zaproszenie poważnie i z władzami w Kazaniu prowadził poufne pertraktacje na temat zwrotu ikony przez samego papieża podczas "technicznego lądowania" w drodze do Mongolii.
Sodano jednak - jak mówi włoskie przysłowie - sporządził rachunek bez udziału właściciela oberży, czyli w tym wypadku bez Cerkwi prawosławnej. Cerkiew zauważyła zaś, że zamierzone przedsięwzięcie oznaczałoby przekazanie ikony jednemu nieprawowitemu właścicielowi (cywilnym władzom Tatarstanu) przez innego nieprawowitego właściciela (Watykan), ponieważ jeśli cudami słynąca ikona Matki Boskiej Kazańskiej do kogoś należy, to właśnie do Cerkwi Tatarstanu, a ona nie jest zainteresowana wizytą papieża. Patriarchat moskiewski wpadł we wściekłość: tak ostrych, antypapieskich i antywatykańskich oświadczeń dawno już nie było. Pomysł Sodano - miast się przyczynić do poprawy stosunków z rosyjskim prawosławiem - spowodował kolejne ich załamanie. Nieprzypadkowo sprawa wyszła na jaw pod nieobecność biskupa Dziwisza. Gdyby nie jego kłopoty z sercem, niefortunne pertraktacje z postkomunistami z Tatarstanu nie zaszłyby zapewne tak daleko. Komentując to, co wydarzyło się w kurii, gdy nie było biskupa Dziwisza, watykanolodzy powtarzali inne przysłowie: kiedy kota nie ma, myszy harcują. Niektórzy są przekonani, że papież nie zna szczegółów tego przedsięwzięcia, bo gdyby wiedział, że przygotowuje mu się dwugodzinne wejście do Rosji - ba, do Tatarstanu - kuchennymi drzwiami, nigdy by się na to nie zgodził.
Historia z "przystankiem technicznym" w Mongolii przedostała się do prasy i zarówno Joaquin Navarro-Valls, dyrektor biura prasowego, jak i szef watykańskiej dyplomacji Jean-Louis Tauran musieli publicznie przyznać, że historia tego dyplomatycznego faux pas jest prawdziwa. Sekretarz stanu kardynał Sodano z właściwym sobie wdziękiem starał się wycofać z mongolskiego pomysłu: "Wszystko będzie zależeć od stanu zdrowia papieża - powiedział. - Na razie Jan Paweł II czuje się dobrze, ale kto wie, co będzie za miesiąc? Wszystko w rękach Boga". Całe szczęście, że Pana Boga wyręczył chwilowo biskup Dziwisz, który powróciwszy do zdrowia, stara się zapanować nad rozpasanym i z pewnością nazbyt ambitnym towarzystwem z kurii.
Lądowanie to jednak za mało. Trzeba było jeszcze ten postój techniczny przemienić w oficjalną wizytę. Watykańskim strategom wydawało się, że mają w zanadrzu świetny pomysł. Dwa lata temu pojawił się w Rzymie prezydent Tatarstanu, by poprosić o zwrot ikony Matki Boskiej Kazańskiej, zaginionej po rewolucji październikowej i przechowywanej w Watykanie. Przy okazji zaprosił Jana Pawła II do złożenia wizyty w Kazaniu, stolicy Tatarstanu. Prawdopodobnie był to gest czysto kurtuazyjny. Tymczasem sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano potraktował zaproszenie poważnie i z władzami w Kazaniu prowadził poufne pertraktacje na temat zwrotu ikony przez samego papieża podczas "technicznego lądowania" w drodze do Mongolii.
Sodano jednak - jak mówi włoskie przysłowie - sporządził rachunek bez udziału właściciela oberży, czyli w tym wypadku bez Cerkwi prawosławnej. Cerkiew zauważyła zaś, że zamierzone przedsięwzięcie oznaczałoby przekazanie ikony jednemu nieprawowitemu właścicielowi (cywilnym władzom Tatarstanu) przez innego nieprawowitego właściciela (Watykan), ponieważ jeśli cudami słynąca ikona Matki Boskiej Kazańskiej do kogoś należy, to właśnie do Cerkwi Tatarstanu, a ona nie jest zainteresowana wizytą papieża. Patriarchat moskiewski wpadł we wściekłość: tak ostrych, antypapieskich i antywatykańskich oświadczeń dawno już nie było. Pomysł Sodano - miast się przyczynić do poprawy stosunków z rosyjskim prawosławiem - spowodował kolejne ich załamanie. Nieprzypadkowo sprawa wyszła na jaw pod nieobecność biskupa Dziwisza. Gdyby nie jego kłopoty z sercem, niefortunne pertraktacje z postkomunistami z Tatarstanu nie zaszłyby zapewne tak daleko. Komentując to, co wydarzyło się w kurii, gdy nie było biskupa Dziwisza, watykanolodzy powtarzali inne przysłowie: kiedy kota nie ma, myszy harcują. Niektórzy są przekonani, że papież nie zna szczegółów tego przedsięwzięcia, bo gdyby wiedział, że przygotowuje mu się dwugodzinne wejście do Rosji - ba, do Tatarstanu - kuchennymi drzwiami, nigdy by się na to nie zgodził.
Historia z "przystankiem technicznym" w Mongolii przedostała się do prasy i zarówno Joaquin Navarro-Valls, dyrektor biura prasowego, jak i szef watykańskiej dyplomacji Jean-Louis Tauran musieli publicznie przyznać, że historia tego dyplomatycznego faux pas jest prawdziwa. Sekretarz stanu kardynał Sodano z właściwym sobie wdziękiem starał się wycofać z mongolskiego pomysłu: "Wszystko będzie zależeć od stanu zdrowia papieża - powiedział. - Na razie Jan Paweł II czuje się dobrze, ale kto wie, co będzie za miesiąc? Wszystko w rękach Boga". Całe szczęście, że Pana Boga wyręczył chwilowo biskup Dziwisz, który powróciwszy do zdrowia, stara się zapanować nad rozpasanym i z pewnością nazbyt ambitnym towarzystwem z kurii.
Dwuwładza za Spiżową Bramą |
---|
W środowiskach watykańskich od dawna uważa się, że za Spiżową Bramą panuje rodzaj dwuwładzy: z jednej strony, sekretarz stanu (odpowiednik premiera) kardynał Angelo Sodano, a z drugiej, osobisty sekretarz papieża, biskup Stanisław Dziwisz. Kardynał nie cieszy się szczególnym szacunkiem współpracowników; niektórzy mówią o nim "jego apoplektyczność" (po włosku: sua eminenza paonazza). Uważany jest raczej za kiepskiego stratega i - co w wypadku kapłana jest szczególnie niepochlebne - za osobę łatwo wpadającą w gniew i mściwą. Jaki będzie wynik rywalizacji kardynała Sodano i biskupa Dziwisza, szarej eminencji Watykanu? Sprawa wydaje się przesądzona. Uważa się, że do końca tego roku Sodano odejdzie. Skończył 75 lat i powinien przejść na emeryturę. Kto go zastąpi? To wie tylko papież i może jeszcze ksiądz Dziwisz. Największe szanse mają: szef watykańskiej dyplomacji abp Jean-Louis Tauran, argentyński zastępca Sodano abp Leonardo Sandri i kard. Giovanni Battista Re, prefekt kongregacji ds. biskupów, uważany za sprawnego administratora. |
Więcej możesz przeczytać w 26/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.