Jak sobie zapewnić dostatnią emeryturę
Oscar Wilde stwierdził kiedyś: "Młodym ludziom wydaje się, że pieniądze są najważniejszą rzeczą w życiu. Gdy się zestarzeją, są już tego pewni". Polscy emeryci przekonują się o tym wyjątkowo boleśnie: według danych ZUS, przeciętna emerytura w 2002 r. wyniosła 999,77 zł brutto, czyli nieco ponad 54 proc. średniego wynagrodzenia w gospodarce. Gdy za sześć lat zaczną się wypłaty pierwszych świadczeń ze zreformowanego w 1999 r. systemu opartego na dwóch filarach (państwowym ZUS i prywatnych otwartych funduszach emerytalnych), pewność dotyczącą znaczenia pieniędzy zyska kolejne pokolenie polskich seniorów. Przed czterema laty OFE kusiły nas wizją emerytury pod palmami bądź w alpejskich kurortach. Przeciętny polski emeryt nie ma jednak cienia szansy nawet na kawałek palmy (chyba że zadowoli się tą, którą postawiono w centrum Warszawy). Świadczenia z obu filarów - według szacunków - nie przekroczą 60 proc. ostatniej pensji. Emerytura Kowalskiego, który dziś zarabia średnią krajową, wyniesie więc około 960 zł. Gdyby nasz emeryt jakimś cudem odkładał na wymarzone wakacje w Hiszpanii co miesiąc 100 zł, po 20 miesiącach byłby w stanie zapłacić za dwutygodniową wycieczkę. Gdyby jeszcze chciał uzbierać na wydatki podczas urlopu, na południe pojechałby po 40 miesiącach zaciskania pasa...
To wszystko i tak byłoby możliwe przy optymistycznym założeniu, że państwo nie rozkradnie naszych pieniędzy. Około 2 mln członków OFE (czyli 15-20 proc.) może wkrótce stracić 150 mln zł z powodu niekorzystnej dla nich zamiany 9,5 mld zł długu, który ma ZUS wobec funduszy, czyli de facto ubezpieczonych, na obligacje skarbu państwa. Licząc tylko na publiczny system emerytalny, kupujemy kota w worku!
- Pierwsze świadczenia z obu filarów pojawią się już w 2009 r., a do dziś nie ma ustawy o zakładach emerytalnych, czyli podmiotach, które będą je wypłacały - mówi Henryk Chmielak, prezes Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego Ergo Hestia. Nie wiadomo też, czy przyszli emeryci będą mogli zdecydować, w jaki sposób chcą podjąć pieniądze: w formie dożywotniego świadczenia czy wypłat w określonym przez nich czasie. Jeśli jeszcze uwzględnimy przerwy w zatrudnieniu (czyli tzw. okresy bezskładkowe), okaże się, że świadczenia emerytalne wielu z nas nie przekroczą 30-40 proc. ostatniej pensji! - Wszyscy, którzy po przejściu na emeryturę chcą żyć na przyzwoitym poziomie, muszą oszczędzać na własną rękę. Nie ma innego wyjścia! - przekonuje Chmielak.
To nie jest rada dla krezusów. Odkładanie co miesiąc 50-100 zł może w przyszłości zwiększyć nasze dochody - dzięki inwestycjom w tzw. III filarze (różne dobrowolne formy oszczędzania) - nawet dwu-, trzykrotnie! Jak się ubezpieczyć od ZUS? Przewodnik "Wprost" pomoże wam wybrać najlepszą metodę oszczędzania.
Dziesięcina na starość
- Na "prywatną emeryturę" oszczędzam już od dziesięciu lat. Na dwie polisy na życie z funduszem inwestycyjnym - w Commercial Union oraz Amplico Life - wpłacam w sumie około 600 zł miesięcznie - mówi satyryk Krzysztof Piasecki. - Odkładać powinniśmy co dziesiątą zarobioną złotówkę - uważa Antoni Leonik, przewodniczący rady nadzorczej Stowarzyszenia Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych i prezes TFI PKO Credit Suisse. Tymczasem 80 proc. Polaków nie ma właściwie żadnych oszczędności! W USA, gdzie rynki kapitałowy i finansowy są najbardziej rozwinięte, a państwowa emerytura wynosi maksymalnie 14 tys. USD rocznie, niemal każdy na własną rękę stara się zapewnić sobie dostatnią starość. - Niedawno w USA w hotelowej windzie spotkałem Polkę, szefową hotelowych sprzątaczek, która z zapałem opowiadała mi o notowaniach na Wall Street i akcjach, które kupiła - wspomina aktor Marek Kondrat. Bardziej zapobiegliwi niż my są nawet nasi sąsiedzi. W Czechach działa 25 funduszy emerytalnych (uczestnictwo w nich - inaczej niż w Polsce - jest dobrowolne), stworzonych przez instytucje finansowe, pracodawców i firmy. Oszczędza w nich 2,5 mln osób, czyli co trzeci dorosły Czech. Coraz więcej Polaków nabiera jednak przekonania, że godziwe życie po sześćdziesiątce mogą sobie zapewnić wyłącznie sami.
Akcje, czyli makler zamiast listonosza
"Akcje Coca-Coli kupione na tydzień to ryzykowna inwestycja. Trzymane przez dziesięć lat to pewny zysk" - zauważył kiedyś Warren Buffett, guru inwestorów giełdowych w USA i - według magazynu "Forbes" - drugi po Billu Gatesie najbogatszy człowiek świata. Polacy wciąż traktują giełdę niemal na równi z totolotkiem, a przecież inwestycje na niej mogą przynieść największe zyski w długim okresie (przynajmniej 10-15 lat). Z badań spółki Dow Jones, wydawcy dziennika "The Wall Street Journal", wynika, że w USA średni zysk z wieloletnich inwestycji w lokaty bankowe wynosi 3,05 proc. rocznie, w państwowe obligacje 6,03 proc., a w fundusze akcyjne aż 14 proc. rocznie. Na polskiej giełdzie, której kapitalizacja sięga ledwie 15 proc. PKB, maklerzy i zarządzający portfelami klientów wypracowali w ostatnich trzech latach nawet 60 proc. zysku!
Jeśli się nie ma przynajmniej 30-50 tys. zł, raczej nie warto grać samemu na giełdzie. Warto natomiast wpłacać oszczędności do któregoś ze 120 działających na rynku funduszy inwestycyjnych - wówczas lokują je za nas specjaliści (Amerykanie trzymają w takich funduszach 75 proc. długoterminowych oszczędności). Do wyboru mamy fundusze akcyjne, obligacyjne, pieniężne, inwestujące w papiery polskie albo zagraniczne. Dziś warto się zainteresować funduszami akcyjnymi, czyli najbardziej ryzykownymi. CU Polskich Akcji w ostatnich dwunastu miesiącach (do 25 sierpnia 2003 r.) zarobił 80,35 proc., Skarbiec Akcja - 52,91 proc. Najgorszy fundusz inwestujący w akcje polskich spółek zyskał w tym czasie 21,81 proc. - Od trzech lat, a mam dziś 40 lat, odkładam co czwartą zarobioną złotówkę. Wszystko wpłacam do akcyjnych funduszy inwestycyjnych. Na początku straciłem prawie 15 proc., ale gdy indeksy giełdy ruszyły w górę, odrobiłem straty z nawiązką - mówi Marek Przybylski, prezes Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Commercial Union.
- Odłożone pieniądze lokowałem w akcjach niemal od początku istnienia warszawskiej giełdy. Przeżyłem wielką hossę w pierwszej połowie lat 90. i późniejszy krach. Mimo to nie sprzedałem papierów, bo w dłuższym okresie inwestycja na pewno przyniesie przyzwoity zysk - mówi Marek Kondrat, którego oszczędnościami zarządzają w ramach usług private banking bankowi brokerzy. By być spokojnym o swe oszczędności ulokowane w akcjach, wystarczy przestrzegać prostych zasad: nie trzymać wszystkich pieniędzy w jednym funduszu i nie panikować, gdy kursy spadają. Zbieramy przecież na emeryturę, a nie na pralkę! To, co stracimy w czasie bessy, zdążymy z nawiązką odrobić w czasie hossy, choćby takiej, która właśnie panuje na warszawskim parkiecie.
- Gdy od stu odejmiemy nasz wiek, otrzymamy odpowiedź na pytanie, jaki mniej więcej odsetek oszczędności powinniśmy lokować w akcjach - podpowiada Konrad Łapiński zarządzający funduszem Skarbiec Akcji. Osoby nie lubiące ryzyka i ci, którym do emerytury pozostało niewiele czasu, mogą większość pieniędzy lokować w funduszach bezpiecznych, inwestujących głównie w obligacje (fundusze stabilne) albo bony skarbowe (fundusze pieniężne). Przynoszą one mniejsze (choć i tak znacznie większe od lokat bankowych), lecz stosunkowo pewne zyski. W ostatnich dwunastu miesiącach (do 25 sierpnia 2003 r.) fundusze obligacyjne zyskiwały 8-14 proc., a fundusze zrównoważone (lokujące pieniądze klientów po równo w akcjach i obligacjach) - 25-30 proc. UniKorona Rynek Pieniężny, najlepszy z funduszy pieniężnych, które obracają krótkoterminowymi papierami dłużnymi, za-robił 8,24 proc.
- Mitem jest przekonanie, że giełda to miejsce wyłącznie dla rekinów finansjery. Minimalna pierwsza wpłata w wielu funduszach wynosi 50-100 zł - mówi Leonik. Według wyliczeń TFI PKO Credit Suisse, 22-letnia kobieta, zarabiająca 1000 zł netto, inwestując co miesiąc 50 zł w fundusze akcyjne i drugie tyle w obligacyjne, może po 33 latach (czyli w chwili przejścia na emeryturę) zapewnić sobie dodatkowe 1600 zł miesięcznie! Z ZUS i OFE dostanie łącznie co miesiąc 300-600 zł.
Lokaty, czyli jesień banków
- Do tej pory lokowaliśmy z żoną oszczędności w bankach i kupowaliśmy obligacje, ale malejące oprocentowanie i tzw. podatek Belki sprawiły, że jest to coraz mniej opłacalne. Przed dwoma tygodniami podpisałem umowę z TFI. Pieniądze z banków przeniesiemy do funduszu stabilnego oraz funduszu polskich akcji - mówi Zygmunt Chajzer prowadzący programy w telewizji Polsat.
Depozyty bankowe (rachunki bieżące,
lokaty) jako formy pomnażania oszczędności odchodzą w przeszłość. Od początku 2002 r. Rada Polityki Pieniężnej obniżała stopy procentowe 24 razy, a inflacja w lipcu wyniosła ledwie 0,8 proc. w skali roku. Wraz ze stopami na łeb na szyję spada oprocentowanie bankowych depozytów. Najwyżej oprocentowaną lokatę złotową na 12 miesięcy można dziś założyć w lubelskim Dominet Banku (6,75-7 proc. rocznie), ale zwykle odsetki od takich lokat wynoszą 3,5-4,2 proc. rocznie. Wpłacając 1000 zł na lokatę terminową w BPH PBK po miesiącu zyskamy - odliczając 20 proc. tzw. podatku Belki - 3,33 zł, a to jedna z najbardziej rentownych lokat na rynku!
Popularne rachunki oszczędnościowo-rozliczeniowe (ROR) stały się zwykłymi kontami do dokonywania bieżących transakcji. W Raiffeisen Bank Polska roczne oprocentowanie ROR wynosi ledwie 0,2-1 proc., w Pekao SA 0,1 proc. - Gdybym miał mniej niż
30 lat, za wszystkie oszczędności kupiłbym akcje. Odkładanie na lokatach w bankach polecam osobom, którym do emerytury pozostało nie więcej niż pięć lat. One nie powinny już ryzykować, lecz starać się zachować oszczędności nienaruszone - mówi Krzysztof Rybiński, główny ekonomista BPH PBK.
Ubezpieczenia, czyli wash & go
Ci, którzy lubią usługi typu "dwa w jednym", mogą wykupić w towarzystwach ubezpieczeń na życie polisy z funduszem inwestycyjnym. - Zwykle 10-20 proc. składki przeznacza się na ochronę na wypadek utraty życia lub zdrowia, a reszta jest inwestowana za pośrednictwem funduszy ubezpieczeniowych w akcje i obligacje
- wyjaśnia Zbigniew Hojka, dyrektor marketingu w ING Nationale-Nederlanden. Zyski są mniejsze niż w TFI, ale w zamian mamy ubezpieczenie. Polisy na życie wykupiło w Polsce około 4 mln osób, 90 proc. klientów ING NN wybrało właśnie ubezpieczenie z funduszem. Wysokość składek zależy od woli klienta i oferty ubezpieczyciela, zwykle wynosi około 150 zł miesięcznie. Popularność ubezpieczeń z funduszem zmalała w ostatnich dwóch latach - zrezygnowało z nich prawie 2 mln osób! Likwidując polisy po trzech czy sześciu latach, większość z nich straciła pieniądze, bowiem prawdziwe zyski z tego rodzaju inwestycji czerpie się dopiero po kilkunastu latach oszczędzania.
Niewypałem okazały się pracownicze programy emerytalne (PPE). W myśl ustaw emerytalnych miały być elementami III filaru, tworzonymi przez pracodawców dla pracowników jako jeden z dodatkowych
- obok pensji - profitów (tzw. employee benefits). - W USA czy Holandii takie programy emerytalne ma większość koncernów, ale im to się opłaca. W Polsce nie przewidziano większych zachęt finansowych dla pracodawców do tworzenia PPE. Na dodatek, by stworzyć program, potrzebna jest zgoda 60 proc. załogi i związków zawodowych, a wycofać się z niego można tylko w wypadku bankructwa - mówi Hojka. Dlatego w całej Polsce zarejestrowano ich tylko 226 (rząd zapowiada nowelizację ustawy o PPE, tak by od 2004 r. ich tworzenie było łatwiejsze).
Nieruchomości, czyli pensjonat na boku
- Część oszczędności zainwestowaliśmy wspólnie z żoną w niewielką, atrakcyjnie położoną działkę. Liczymy, że za kilka lub kilkanaście lat jej wartość znacznie wzrośnie - mówi Paweł Kukiz, lider zespołu Piersi. Paradoksalnie, najwięcej na publicznej emeryturze stracą zamożniejsi. Wszyscy zarabiający ponad 5487 zł brutto na miesiąc w pewnym momencie przekraczają roczny limit składek emerytalnych. Wówczas nie muszą już ich odprowadzać do ZUS i OFE, ale to oznacza, że różnica między pensją a emeryturą może być spora. Osoby dysponujące przynajmniej 50-100 tys. zł w gotówce, pewnym doświadczeniem oraz odrobiną wolnego czasu mają jednak znacznie większy wybór instrumentów oszczędzania. Mogą inwestować jako tzw. biały anioł w małe i tanie dziś, ale obiecujące spółki i liczyć na kilkudziesięciokrotny wzrost ich wartości, kupować z myślą o późniejszej sprzedaży dobra trwałego użytku (ceny używanych aut wzrosły ostatnio o 20 proc.), nabywać sztabki złota, dzieła sztuki. W waluty powinni inwestować ci, którzy są przekonani, że brak reform finansów publicznych zagrozi wartości złotego.
Możliwości jest bez liku, a jedynym ograniczeniem są pieniądze. Dobrą długoterminową lokatą może być zakup nieruchomości. W ostatnich dwóch latach ceny mieszkań spadły w Polsce o 20-30 proc. (w Warszawie o 15 proc.), co stworzyło dobrą okazję do zakupów. - Największy popyt jest dziś na dwupokojowe mieszkania o powierzchni 35-50 m2 - informuje Andrzej Pszczołowski, dyrektor agencji Polanowscy Nieruchomości. Inwestując pieniądze w mieszkanie czy dom, możemy liczyć na dochody z wynajmu (z reguły można żądać miesięcznego czynszu w wysokości do procentu wartości mieszkania), a przy sprzedaży po kilkunastu latach na zyski z tytułu wzrostu wartości nieruchomości. Powinniśmy się trzymać z dala od tzw. wielkiej płyty! Najbardziej będą rosły ceny i czynsze w nowych mieszkaniach i apartamentach położonych z dala od blokowisk. - Polecam domy na prowincji, w pobliżu uzdrowisk i miejsc atrakcyjnych turystycznie, lecz mniej popularnych niż Zakopane czy Łeba. Za 250 tys. zł w stolicy nabędziemy trzypokojowe mieszkanie, a na Podlasiu lub w Bieszczadach cały pensjonat! - radzi Pszczołowski. Po wejściu do unii, w miarę jak będzie się w Polsce rozwijała turystyka, takie nieruchomości będą drożały o 10 proc. rocznie.
To wszystko i tak byłoby możliwe przy optymistycznym założeniu, że państwo nie rozkradnie naszych pieniędzy. Około 2 mln członków OFE (czyli 15-20 proc.) może wkrótce stracić 150 mln zł z powodu niekorzystnej dla nich zamiany 9,5 mld zł długu, który ma ZUS wobec funduszy, czyli de facto ubezpieczonych, na obligacje skarbu państwa. Licząc tylko na publiczny system emerytalny, kupujemy kota w worku!
- Pierwsze świadczenia z obu filarów pojawią się już w 2009 r., a do dziś nie ma ustawy o zakładach emerytalnych, czyli podmiotach, które będą je wypłacały - mówi Henryk Chmielak, prezes Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego Ergo Hestia. Nie wiadomo też, czy przyszli emeryci będą mogli zdecydować, w jaki sposób chcą podjąć pieniądze: w formie dożywotniego świadczenia czy wypłat w określonym przez nich czasie. Jeśli jeszcze uwzględnimy przerwy w zatrudnieniu (czyli tzw. okresy bezskładkowe), okaże się, że świadczenia emerytalne wielu z nas nie przekroczą 30-40 proc. ostatniej pensji! - Wszyscy, którzy po przejściu na emeryturę chcą żyć na przyzwoitym poziomie, muszą oszczędzać na własną rękę. Nie ma innego wyjścia! - przekonuje Chmielak.
To nie jest rada dla krezusów. Odkładanie co miesiąc 50-100 zł może w przyszłości zwiększyć nasze dochody - dzięki inwestycjom w tzw. III filarze (różne dobrowolne formy oszczędzania) - nawet dwu-, trzykrotnie! Jak się ubezpieczyć od ZUS? Przewodnik "Wprost" pomoże wam wybrać najlepszą metodę oszczędzania.
Dziesięcina na starość
- Na "prywatną emeryturę" oszczędzam już od dziesięciu lat. Na dwie polisy na życie z funduszem inwestycyjnym - w Commercial Union oraz Amplico Life - wpłacam w sumie około 600 zł miesięcznie - mówi satyryk Krzysztof Piasecki. - Odkładać powinniśmy co dziesiątą zarobioną złotówkę - uważa Antoni Leonik, przewodniczący rady nadzorczej Stowarzyszenia Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych i prezes TFI PKO Credit Suisse. Tymczasem 80 proc. Polaków nie ma właściwie żadnych oszczędności! W USA, gdzie rynki kapitałowy i finansowy są najbardziej rozwinięte, a państwowa emerytura wynosi maksymalnie 14 tys. USD rocznie, niemal każdy na własną rękę stara się zapewnić sobie dostatnią starość. - Niedawno w USA w hotelowej windzie spotkałem Polkę, szefową hotelowych sprzątaczek, która z zapałem opowiadała mi o notowaniach na Wall Street i akcjach, które kupiła - wspomina aktor Marek Kondrat. Bardziej zapobiegliwi niż my są nawet nasi sąsiedzi. W Czechach działa 25 funduszy emerytalnych (uczestnictwo w nich - inaczej niż w Polsce - jest dobrowolne), stworzonych przez instytucje finansowe, pracodawców i firmy. Oszczędza w nich 2,5 mln osób, czyli co trzeci dorosły Czech. Coraz więcej Polaków nabiera jednak przekonania, że godziwe życie po sześćdziesiątce mogą sobie zapewnić wyłącznie sami.
Akcje, czyli makler zamiast listonosza
"Akcje Coca-Coli kupione na tydzień to ryzykowna inwestycja. Trzymane przez dziesięć lat to pewny zysk" - zauważył kiedyś Warren Buffett, guru inwestorów giełdowych w USA i - według magazynu "Forbes" - drugi po Billu Gatesie najbogatszy człowiek świata. Polacy wciąż traktują giełdę niemal na równi z totolotkiem, a przecież inwestycje na niej mogą przynieść największe zyski w długim okresie (przynajmniej 10-15 lat). Z badań spółki Dow Jones, wydawcy dziennika "The Wall Street Journal", wynika, że w USA średni zysk z wieloletnich inwestycji w lokaty bankowe wynosi 3,05 proc. rocznie, w państwowe obligacje 6,03 proc., a w fundusze akcyjne aż 14 proc. rocznie. Na polskiej giełdzie, której kapitalizacja sięga ledwie 15 proc. PKB, maklerzy i zarządzający portfelami klientów wypracowali w ostatnich trzech latach nawet 60 proc. zysku!
Jeśli się nie ma przynajmniej 30-50 tys. zł, raczej nie warto grać samemu na giełdzie. Warto natomiast wpłacać oszczędności do któregoś ze 120 działających na rynku funduszy inwestycyjnych - wówczas lokują je za nas specjaliści (Amerykanie trzymają w takich funduszach 75 proc. długoterminowych oszczędności). Do wyboru mamy fundusze akcyjne, obligacyjne, pieniężne, inwestujące w papiery polskie albo zagraniczne. Dziś warto się zainteresować funduszami akcyjnymi, czyli najbardziej ryzykownymi. CU Polskich Akcji w ostatnich dwunastu miesiącach (do 25 sierpnia 2003 r.) zarobił 80,35 proc., Skarbiec Akcja - 52,91 proc. Najgorszy fundusz inwestujący w akcje polskich spółek zyskał w tym czasie 21,81 proc. - Od trzech lat, a mam dziś 40 lat, odkładam co czwartą zarobioną złotówkę. Wszystko wpłacam do akcyjnych funduszy inwestycyjnych. Na początku straciłem prawie 15 proc., ale gdy indeksy giełdy ruszyły w górę, odrobiłem straty z nawiązką - mówi Marek Przybylski, prezes Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Commercial Union.
- Odłożone pieniądze lokowałem w akcjach niemal od początku istnienia warszawskiej giełdy. Przeżyłem wielką hossę w pierwszej połowie lat 90. i późniejszy krach. Mimo to nie sprzedałem papierów, bo w dłuższym okresie inwestycja na pewno przyniesie przyzwoity zysk - mówi Marek Kondrat, którego oszczędnościami zarządzają w ramach usług private banking bankowi brokerzy. By być spokojnym o swe oszczędności ulokowane w akcjach, wystarczy przestrzegać prostych zasad: nie trzymać wszystkich pieniędzy w jednym funduszu i nie panikować, gdy kursy spadają. Zbieramy przecież na emeryturę, a nie na pralkę! To, co stracimy w czasie bessy, zdążymy z nawiązką odrobić w czasie hossy, choćby takiej, która właśnie panuje na warszawskim parkiecie.
- Gdy od stu odejmiemy nasz wiek, otrzymamy odpowiedź na pytanie, jaki mniej więcej odsetek oszczędności powinniśmy lokować w akcjach - podpowiada Konrad Łapiński zarządzający funduszem Skarbiec Akcji. Osoby nie lubiące ryzyka i ci, którym do emerytury pozostało niewiele czasu, mogą większość pieniędzy lokować w funduszach bezpiecznych, inwestujących głównie w obligacje (fundusze stabilne) albo bony skarbowe (fundusze pieniężne). Przynoszą one mniejsze (choć i tak znacznie większe od lokat bankowych), lecz stosunkowo pewne zyski. W ostatnich dwunastu miesiącach (do 25 sierpnia 2003 r.) fundusze obligacyjne zyskiwały 8-14 proc., a fundusze zrównoważone (lokujące pieniądze klientów po równo w akcjach i obligacjach) - 25-30 proc. UniKorona Rynek Pieniężny, najlepszy z funduszy pieniężnych, które obracają krótkoterminowymi papierami dłużnymi, za-robił 8,24 proc.
- Mitem jest przekonanie, że giełda to miejsce wyłącznie dla rekinów finansjery. Minimalna pierwsza wpłata w wielu funduszach wynosi 50-100 zł - mówi Leonik. Według wyliczeń TFI PKO Credit Suisse, 22-letnia kobieta, zarabiająca 1000 zł netto, inwestując co miesiąc 50 zł w fundusze akcyjne i drugie tyle w obligacyjne, może po 33 latach (czyli w chwili przejścia na emeryturę) zapewnić sobie dodatkowe 1600 zł miesięcznie! Z ZUS i OFE dostanie łącznie co miesiąc 300-600 zł.
Lokaty, czyli jesień banków
- Do tej pory lokowaliśmy z żoną oszczędności w bankach i kupowaliśmy obligacje, ale malejące oprocentowanie i tzw. podatek Belki sprawiły, że jest to coraz mniej opłacalne. Przed dwoma tygodniami podpisałem umowę z TFI. Pieniądze z banków przeniesiemy do funduszu stabilnego oraz funduszu polskich akcji - mówi Zygmunt Chajzer prowadzący programy w telewizji Polsat.
Depozyty bankowe (rachunki bieżące,
lokaty) jako formy pomnażania oszczędności odchodzą w przeszłość. Od początku 2002 r. Rada Polityki Pieniężnej obniżała stopy procentowe 24 razy, a inflacja w lipcu wyniosła ledwie 0,8 proc. w skali roku. Wraz ze stopami na łeb na szyję spada oprocentowanie bankowych depozytów. Najwyżej oprocentowaną lokatę złotową na 12 miesięcy można dziś założyć w lubelskim Dominet Banku (6,75-7 proc. rocznie), ale zwykle odsetki od takich lokat wynoszą 3,5-4,2 proc. rocznie. Wpłacając 1000 zł na lokatę terminową w BPH PBK po miesiącu zyskamy - odliczając 20 proc. tzw. podatku Belki - 3,33 zł, a to jedna z najbardziej rentownych lokat na rynku!
Popularne rachunki oszczędnościowo-rozliczeniowe (ROR) stały się zwykłymi kontami do dokonywania bieżących transakcji. W Raiffeisen Bank Polska roczne oprocentowanie ROR wynosi ledwie 0,2-1 proc., w Pekao SA 0,1 proc. - Gdybym miał mniej niż
30 lat, za wszystkie oszczędności kupiłbym akcje. Odkładanie na lokatach w bankach polecam osobom, którym do emerytury pozostało nie więcej niż pięć lat. One nie powinny już ryzykować, lecz starać się zachować oszczędności nienaruszone - mówi Krzysztof Rybiński, główny ekonomista BPH PBK.
Ubezpieczenia, czyli wash & go
Ci, którzy lubią usługi typu "dwa w jednym", mogą wykupić w towarzystwach ubezpieczeń na życie polisy z funduszem inwestycyjnym. - Zwykle 10-20 proc. składki przeznacza się na ochronę na wypadek utraty życia lub zdrowia, a reszta jest inwestowana za pośrednictwem funduszy ubezpieczeniowych w akcje i obligacje
- wyjaśnia Zbigniew Hojka, dyrektor marketingu w ING Nationale-Nederlanden. Zyski są mniejsze niż w TFI, ale w zamian mamy ubezpieczenie. Polisy na życie wykupiło w Polsce około 4 mln osób, 90 proc. klientów ING NN wybrało właśnie ubezpieczenie z funduszem. Wysokość składek zależy od woli klienta i oferty ubezpieczyciela, zwykle wynosi około 150 zł miesięcznie. Popularność ubezpieczeń z funduszem zmalała w ostatnich dwóch latach - zrezygnowało z nich prawie 2 mln osób! Likwidując polisy po trzech czy sześciu latach, większość z nich straciła pieniądze, bowiem prawdziwe zyski z tego rodzaju inwestycji czerpie się dopiero po kilkunastu latach oszczędzania.
Niewypałem okazały się pracownicze programy emerytalne (PPE). W myśl ustaw emerytalnych miały być elementami III filaru, tworzonymi przez pracodawców dla pracowników jako jeden z dodatkowych
- obok pensji - profitów (tzw. employee benefits). - W USA czy Holandii takie programy emerytalne ma większość koncernów, ale im to się opłaca. W Polsce nie przewidziano większych zachęt finansowych dla pracodawców do tworzenia PPE. Na dodatek, by stworzyć program, potrzebna jest zgoda 60 proc. załogi i związków zawodowych, a wycofać się z niego można tylko w wypadku bankructwa - mówi Hojka. Dlatego w całej Polsce zarejestrowano ich tylko 226 (rząd zapowiada nowelizację ustawy o PPE, tak by od 2004 r. ich tworzenie było łatwiejsze).
Nieruchomości, czyli pensjonat na boku
- Część oszczędności zainwestowaliśmy wspólnie z żoną w niewielką, atrakcyjnie położoną działkę. Liczymy, że za kilka lub kilkanaście lat jej wartość znacznie wzrośnie - mówi Paweł Kukiz, lider zespołu Piersi. Paradoksalnie, najwięcej na publicznej emeryturze stracą zamożniejsi. Wszyscy zarabiający ponad 5487 zł brutto na miesiąc w pewnym momencie przekraczają roczny limit składek emerytalnych. Wówczas nie muszą już ich odprowadzać do ZUS i OFE, ale to oznacza, że różnica między pensją a emeryturą może być spora. Osoby dysponujące przynajmniej 50-100 tys. zł w gotówce, pewnym doświadczeniem oraz odrobiną wolnego czasu mają jednak znacznie większy wybór instrumentów oszczędzania. Mogą inwestować jako tzw. biały anioł w małe i tanie dziś, ale obiecujące spółki i liczyć na kilkudziesięciokrotny wzrost ich wartości, kupować z myślą o późniejszej sprzedaży dobra trwałego użytku (ceny używanych aut wzrosły ostatnio o 20 proc.), nabywać sztabki złota, dzieła sztuki. W waluty powinni inwestować ci, którzy są przekonani, że brak reform finansów publicznych zagrozi wartości złotego.
Możliwości jest bez liku, a jedynym ograniczeniem są pieniądze. Dobrą długoterminową lokatą może być zakup nieruchomości. W ostatnich dwóch latach ceny mieszkań spadły w Polsce o 20-30 proc. (w Warszawie o 15 proc.), co stworzyło dobrą okazję do zakupów. - Największy popyt jest dziś na dwupokojowe mieszkania o powierzchni 35-50 m2 - informuje Andrzej Pszczołowski, dyrektor agencji Polanowscy Nieruchomości. Inwestując pieniądze w mieszkanie czy dom, możemy liczyć na dochody z wynajmu (z reguły można żądać miesięcznego czynszu w wysokości do procentu wartości mieszkania), a przy sprzedaży po kilkunastu latach na zyski z tytułu wzrostu wartości nieruchomości. Powinniśmy się trzymać z dala od tzw. wielkiej płyty! Najbardziej będą rosły ceny i czynsze w nowych mieszkaniach i apartamentach położonych z dala od blokowisk. - Polecam domy na prowincji, w pobliżu uzdrowisk i miejsc atrakcyjnych turystycznie, lecz mniej popularnych niż Zakopane czy Łeba. Za 250 tys. zł w stolicy nabędziemy trzypokojowe mieszkanie, a na Podlasiu lub w Bieszczadach cały pensjonat! - radzi Pszczołowski. Po wejściu do unii, w miarę jak będzie się w Polsce rozwijała turystyka, takie nieruchomości będą drożały o 10 proc. rocznie.
Paweł KUKIZ MUZYK "Część oszczędności zainwestowaliśmy wspólnie z żoną w atrakcyjnie położoną działkę" Marek KONDRAT Aktor "Odłożone pieniądze lokuję w akcjach niemal od początku istnienia warszawskiej giełdy" Krzysztof PIASECKI satyryk "Na 'prywatną emeryturę' oszczędzam od dziesięciu lat" Zygmunt CHAJZER dziennikarz "Podpisałem umowę z TFI. Pieniądze ulokuję w funduszu stabilnym i funduszu polskich akcji" |
BEATA KIELAN wiceprezes Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Skarbiec |
Na początku oszczędzania na emeryturę młode osoby powinny inwestować agresywnie, głównie w fundusze akcyjne. Mogą to być nie tylko fundusze złotówkowe, ale też obracające papierami denominowanymi w obcych walutach. |
W miarę upływu czasu pieniądze powinniśmy stopniowo przenosić do funduszy mniej ryzykownych - zrównoważonych i stabilnego wzrostu. |
Osoby po czterdziestce powinny oszczędzać ostrożniej, aby w razie dekoniunktury na giełdzie nie narazić się na straty. Im bliżej emerytury, tym większy powinien być w portfelu udział funduszy obligacyjnych i rynku pieniężnego. |
Amerykański patent Wiek emerytalny wynosi w USA 65 lat, ale na wcześniejszą emeryturę, uprawniającą do otrzymania 80 proc. wysokości pełnego świadczenia, można przejść w wieku 62 lat. Jedynym warunkiem jest przepracowanie co najmniej 40 kwartałów. Zasady są jednakowe dla wszystkich - niezależnie od płci i zawodu. Jak to więc możliwe, że Mark Fuhrman, policyjny detektyw z Los Angeles, który zasłynął dzięki sprawie futbolisty O.J. Simpsona, przeszedł na emeryturę mając 44 lata? W wieku 35 lat emerytem został Jeff Rosenblum, broker jednego z biur maklerskich w Chicago. To proste - żaden z nich nie korzysta z emerytury państwowej. Zapewnili ją sobie prywatnie. W Stanach Zjednoczonych obowiązkowa składka, z której finansowane jest zarówno ubezpieczenie zdrowotne emerytów, jak i ich świadczenie emerytalne, wynosi tylko 15,3 proc. pensji, dlatego wysokość emerytur nie przekracza 14 tys. USD rocznie. Nie jest to w USA wiele i zwykle nie starcza na pokrycie podstawowych wydatków. Obowiązkiem państwa, które emerytury wprowadziło dopiero w 1935 r., jest zagwarantowanie pewnego minimum. O resztę obywatele muszą zadbać sami. Pracujący Amerykanin, by zaoszczędzić na prywatną emeryturę, inwestuje w nieruchomości, depozyty bankowe, gra na Wall Street, może przebierać w ofertach setek funduszy emerytalnych. Ustawodawca daje mu też prawo do deponowania pieniędzy na specjalnych kontach (nie więcej niż kilkanaście tysięcy dolarów rocznie, pod warunkiem że dochody danej osoby nie przekraczają 160 tys. USD rocznie), które nie podlegają opodatkowaniu do chwili likwidacji. Jeśli pieniądze będą lokowane w średnio bezpiecznych funduszach inwestycyjnych przez 25 lat, wysokość dodatkowej emerytury sięgnie 6,5 tys. USD miesięcznie. Uprzywilejowane podatkowo są też polisy ubezpieczeniowe, głównie na życie. Coraz popularniejsze stają się ubezpieczenia emerytalne fundowane przez pracodawcę czy samorząd zawodowy. Właśnie z takiej formy emerytury skorzystał Fuhrman. Wcześniejsza emerytura może być elementem pakietu dla pracownika, na który łoży pracodawca (np. w ten sposób przyciąga się chętnych do pracy w miejscowej policji czy straży pożarnej). Jan M. Fijor |
Więcej możesz przeczytać w 36/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.