Szalona jazda na rowerze bez lampki to najpopularniejszy sport ekstremalny uprawiany na całej tzw. ścianie wschodniej
Letnia pora to okres plenienia się wszystkich możliwych dziwactw zwanych sportami ekstremalnymi. Skoki na papierowej linie, zjazd na wrotkach z pleców otyłej mieszkanki Podkarpacia, rzut cudzym portfelem z wypłatą do gnojówki czy jazda traktorem pod prąd na autostradzie to hity wakacyjnych rozrywek. Potrzeba wyładowania adrenaliny jest w człowieku tak wielka, że praktycznie każdego dnia powstają nowe dyscypliny sportu przeznaczone dla niewyżytych emocjonalnie straceńców.
Większość tych nowinek to sporty wymyślone na nudzącym się niemiłosiernie bogatym Zachodzie. Osobnicy, którzy pół swojego życia spędzają przy komputerze, w banku czy na durnych naradach zarządów firm, mają moralne prawo do odrobiny prawdziwych emocji. To dla ich próżności zorganizowane grupy cwaniaków wymyślają rozrywki takie, jak paintball, tuning, łapanie byka za jaja na ulicach Pampeluny czy obrzucanie się pomidorami w hiszpańskim Buńol. W wakacje aż roi się od imprez, podczas których każdy komputerowy cherlak, każdy zakompleksiony inteligent, słowem każde zero może się sprawdzić i zostać "prawdziwym mężczyzną".
Absolutną nowością na rynku dyscyplin ekstremalnych jest najt rower. Zasady najt roweru są proste jak drut kolczasty. Dyscyplina ta polega na jeździe rowerem w nocy bez oświetlenia. Od zawodników wymaga się jedynie zimnej krwi, sokolego wzroku i absolutnego braku instynktu samozachowawczego. Za ojczyznę najt roweru uważa się okolice Białegostoku, Łomży i Białej Podlaskiej. Jest to obecnie najpopularniejsza dyscyplina sportu na całej tzw. ścianie wschodniej. W tych okolicach prawie nikt nie ma naprawionego światełka przy swoim rowerze i wszyscy jeżdżą nocą w ciemno. Spotkanie z najtrowerowcem może przyprawić każdego kierowcę o zawał serca. Zawodnik wyłania się zawsze w ostatnim momencie, zaledwie kilka metrów przed maską wozu. Moment spotkania mrocznego cyklisty to niezapomniane przeżycie! Znawcy twierdzą, że to skrzyżowanie orgazmu z katharsis.
O ile wszystkie już znane i oklepane sporty ekstremalne uprawiane są zwykle przez mieszkańców dużych aglomeracji, o tyle najt rower to typowo wiejska rozrywka. Na wsi od lat panuje taka tradycja, że rowerem jeździ się nocą bez światła. Co ciekawe, sport ten uprawiany jest przez ludzi w różnym wieku. Obok zapalonych małolatów nie brakuje także seniorów, którzy często spontanicznie zwiększają stopień trudności, jadąc na rowerze nie tylko bez światła, ale także po dobrej wódzie. Być może warto się już dziś zastanowić, czy nie eksportować tej dyscypliny na Zachód. Specjaliści od najt roweru z białostockich wiosek mogliby szkolić na swoim terenie chętnych z całego świata, wspomagając finansowo swój zacofany region.
Według fachowców, już sama jazda po polskich drogach to dla wielu Europejczyków sport mocno ekstremalny. Liczba dziur i kolein przekracza wszelkie dopuszczalne normy i powoli zbliża się do poziomu ukształtowania powierzchni drogowej na Księżycu. Nawet na sprawnym i oświetlonym rowerze można się zabić, jadąc z Bielska do Zambrowa lub z Moniek do Ełku. Jak taki jeden z drugim wypieszczony paryżanin lub londyńczyk pojeździ sobie na naszym asfaltowym wschodnim rodeo, jak śmignie mu koło nosa rozpędzony żuk z dziurawą plandeką lub trzydziestoletnia beemka po sześciu kraksach sklejona przez fachowców na butapren, to się przekona, że najt rower lepszy niż windsurfing czy bungee.
Są tacy, co twierdzą, że cały ten najt rower to jedna wielka lipa. Naród na prowincji jest biedny i kasy nie ma na lampkę za trzy zety. Woli ryzykować czołówę z pędzącym autem, niż sztachnąć się na światełko. Inna teoria głosi, że ci, co zapieprzają po drodze na ślepaka, to nowa sekta religijna, bo skoro są zielonoświątkowcy, mogą być i najtrowerowcy. My jednak wiemy swoje! Najt rower podbije serca i oczy fanów na całym świecie, dzięki czemu zabidzony polski rolnik, opylając rower z rozbitą lampką, stanie się bogatszy od chudych prawników z Warszawy czy grubasów z Las Vegas.
Większość tych nowinek to sporty wymyślone na nudzącym się niemiłosiernie bogatym Zachodzie. Osobnicy, którzy pół swojego życia spędzają przy komputerze, w banku czy na durnych naradach zarządów firm, mają moralne prawo do odrobiny prawdziwych emocji. To dla ich próżności zorganizowane grupy cwaniaków wymyślają rozrywki takie, jak paintball, tuning, łapanie byka za jaja na ulicach Pampeluny czy obrzucanie się pomidorami w hiszpańskim Buńol. W wakacje aż roi się od imprez, podczas których każdy komputerowy cherlak, każdy zakompleksiony inteligent, słowem każde zero może się sprawdzić i zostać "prawdziwym mężczyzną".
Absolutną nowością na rynku dyscyplin ekstremalnych jest najt rower. Zasady najt roweru są proste jak drut kolczasty. Dyscyplina ta polega na jeździe rowerem w nocy bez oświetlenia. Od zawodników wymaga się jedynie zimnej krwi, sokolego wzroku i absolutnego braku instynktu samozachowawczego. Za ojczyznę najt roweru uważa się okolice Białegostoku, Łomży i Białej Podlaskiej. Jest to obecnie najpopularniejsza dyscyplina sportu na całej tzw. ścianie wschodniej. W tych okolicach prawie nikt nie ma naprawionego światełka przy swoim rowerze i wszyscy jeżdżą nocą w ciemno. Spotkanie z najtrowerowcem może przyprawić każdego kierowcę o zawał serca. Zawodnik wyłania się zawsze w ostatnim momencie, zaledwie kilka metrów przed maską wozu. Moment spotkania mrocznego cyklisty to niezapomniane przeżycie! Znawcy twierdzą, że to skrzyżowanie orgazmu z katharsis.
O ile wszystkie już znane i oklepane sporty ekstremalne uprawiane są zwykle przez mieszkańców dużych aglomeracji, o tyle najt rower to typowo wiejska rozrywka. Na wsi od lat panuje taka tradycja, że rowerem jeździ się nocą bez światła. Co ciekawe, sport ten uprawiany jest przez ludzi w różnym wieku. Obok zapalonych małolatów nie brakuje także seniorów, którzy często spontanicznie zwiększają stopień trudności, jadąc na rowerze nie tylko bez światła, ale także po dobrej wódzie. Być może warto się już dziś zastanowić, czy nie eksportować tej dyscypliny na Zachód. Specjaliści od najt roweru z białostockich wiosek mogliby szkolić na swoim terenie chętnych z całego świata, wspomagając finansowo swój zacofany region.
Według fachowców, już sama jazda po polskich drogach to dla wielu Europejczyków sport mocno ekstremalny. Liczba dziur i kolein przekracza wszelkie dopuszczalne normy i powoli zbliża się do poziomu ukształtowania powierzchni drogowej na Księżycu. Nawet na sprawnym i oświetlonym rowerze można się zabić, jadąc z Bielska do Zambrowa lub z Moniek do Ełku. Jak taki jeden z drugim wypieszczony paryżanin lub londyńczyk pojeździ sobie na naszym asfaltowym wschodnim rodeo, jak śmignie mu koło nosa rozpędzony żuk z dziurawą plandeką lub trzydziestoletnia beemka po sześciu kraksach sklejona przez fachowców na butapren, to się przekona, że najt rower lepszy niż windsurfing czy bungee.
Są tacy, co twierdzą, że cały ten najt rower to jedna wielka lipa. Naród na prowincji jest biedny i kasy nie ma na lampkę za trzy zety. Woli ryzykować czołówę z pędzącym autem, niż sztachnąć się na światełko. Inna teoria głosi, że ci, co zapieprzają po drodze na ślepaka, to nowa sekta religijna, bo skoro są zielonoświątkowcy, mogą być i najtrowerowcy. My jednak wiemy swoje! Najt rower podbije serca i oczy fanów na całym świecie, dzięki czemu zabidzony polski rolnik, opylając rower z rozbitą lampką, stanie się bogatszy od chudych prawników z Warszawy czy grubasów z Las Vegas.
Więcej możesz przeczytać w 36/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.