"Odbierze wam mowę, opadną wam szczęki" - mówi o nowym filmie Tarantino producent Harvey Weinstein
Gdybym nie został reżyserem, pewnie byłbym seryjnym mordercą" - przekonuje Quentin Tarantino. Widzowie takich filmów jak "Wściekłe psy" czy "Pulp Fiction" nie są zdziwieni tym wyznaniem. Kinomani traktują Tarantino albo jako geniusza, albo psychopatę. "Jest najlepszy. Jest bogiem wśród reżyserów" - wyznaje fan w internetowym forum. "Nienawidzę tego zboczeńca od 'Wściekłych psów'"- polemizuje przeciwnik. Po sześciu latach milczenia reżyser przemówił. "Kill Bill" to przewrotna, momentami parodystyczna opowieść o zabijaniu i zemście, tym razem w damskim wydaniu. Szef Exhibitor Relations - firmy przygotowującej amerykańskie box office - napisał: "Skoro 'Pulp Fiction' zarobiło 150 mln USD, to 'Kill Bill' zarobi 300 mln".
Dziecko specjalnej troski
"'Kill Bill' powali was na kolana. Odbierze wam mowę. Opadną wam szczęki, bo nic podobnego w życiu nie widzieliście" - twierdzi producent Harvey Weinstein, szef Miramaxu, obejrzawszy nowy film Tarantino. Najbardziej nie lubiany amerykański producent, bezlitosny nawet dla reżyserskich sław (znany z cięcia kosztów i skracania filmów - z tego powodu nazwany Harveyem Nożycorękim), dla Tarantino złamał swoje zasady. Nie tylko zabronił wycięcia choćby jednej sceny ze zmontowanego materiału, lecz postanowił zrobić z niego nie jeden, a dwa filmy. Martin Scorsese, który na polecenie Weinsteina wyrzucił niemal godzinę z "Gangów Nowego Jorku", usłyszawszy, co teraz robi kontrowersyjny producent, wysłał do Tarantino wiadomość: "Skręca mnie z zazdrości".
Na szczególne względy Tarantino zapracował przede wszystkim "Pulp Fiction". Nakręcona za 1,5 mln dolarów gangsterska opowieść zarobiła dla Miramaxu 170 mln USD, czyniąc wytwórnię numerem 1 wśród niezależnych producentów. Oscar i Złota Palma dały Miramaxowi prestiż. "Tarantino zbudował renomę Miramaxu. Należy mu się za to od nas carte blanche. To reżyser specjalnej troski" - mówi Weinstein.
Magia krwi
Sam Tarantino przyznaje, że w jego najnowszym filmie "jest jeszcze bardziej krwawo niż w 'Pulp Fiction'". Nie blefuje! Na planie wylano ponad 150 litrów krwi. Na życzenie reżysera - "jaskrawoczerwonej, w zależności od potrzeb sceny". "Nie można wylać na miecz syropu malinowego i oczekiwać, że będzie dobrze wyglądał" - wyjaśnia Tarantino. W walce na miecze w ciągu trzech godzin ginie ponad stu bohaterów, zaś spadające głowy filmowane są z dbałością o szczegóły. Scenariusz pisany od początku z myślą o dawnej przyjaciółce Tarantino Umie Thurman inspirowany był filmami gatunku exploitation - popularnymi niegdyś niskobudżetowymi produkcjami słynącymi z ogromnego ładunku przemocy i emocji. Film jest także ukłonem w stronę kina kung-fu, samurajów i włoskich filmów grozy. Aktorzy zapewniają, że podobnie jak w "Pulp Fiction" widz przełknie całość bezboleśnie za sprawą potężnej dawki czarnego humoru w najlepszym wydaniu.
"Kill Bill" to historia bezlitosnej płatnej zabójczyni, która podczas własnego ślubu zostaje postrzelona przez swojego szefa Billa i zapada w śpiączkę na pięć lat. Obudziwszy się, postanawia wykończyć wszystkich członków gangu, Billa zostawiając na deser. Obok Umy Thurman zobaczymy Daryl Hannah, chińską gwiazdę Lucy Liu i Michaela Madsena. Aktorzy przez wiele miesięcy brali lekcje walki na miecze u azjatyckich nauczycieli kendo. Muzykę do filmu napisał m.in. Lars Ulrich, perkusista i założyciel legendarnej grupy Metallica.
Filmowiec z wypoŻyczalni
Tarantino, który sztukę narracji doprowadził do perfekcji, nie ma filmowego wykształcenia, nie uczęszczał też na kursy scenopisarstwa. Nie ukończył nawet college'u. Był fatalnym uczniem, z jednym wyjątkiem - uwielbiał lekcje historii. "Historia jest jak dobre stare kino. Przed twoimi oczami przesuwają się bohaterowie: zwycięzcy i straceńcy. A ty nie musisz biedzić się nad scenariuszem, bo jest już gotowy" - podkreśla Tarantino. Edukację zakończył w wieku 16 lat. "Nie chcesz się uczyć, to bierz się do roboty" - nakazała matka. Pierwszą pracę dostał w kinie pornograficznym - jako bileter. "Szybko odkryłem, że kino porno mnie nie kręci. Zasypiałem na seansach" - wspomina. Przeniósł się więc do wypożyczalni kaset, gdzie rozpoczął swoją filmową edukację. "Oglądałem wszystko, najchętniej krwawe kino klasy B. Nagle w ręce wpadła mi kaseta z filmem Briana De Palmy 'Człowiek z blizną'. Obejrzałem go kilka razy i już wiedziałem, jak zrobić własny film" - opowiada.
W 1991 r. miał 35 tys. dolarów, za które postanowił zrealizować fabularny debiut. Kiedy poszczególne role obsadził amatorami, wpadł na pomysł, by pokazać scenariusz Harveyowi Keitelowi. Znany aktor zgodził się od razu, a w dodatku namówił do udziału w filmie Tima Rotha. Dzięki tym nazwiskom nieznany nikomu reżyser pozyskał 1,5 mln dolarów. Debiut z 1992 r. uznano za rewelację. Dzisiaj "Pulp Fiction" to jeden z najczęściej cytowanych filmów w historii kina. A powiedzonka bohaterów, przede wszystkim tych granych przez Johna Travoltę i Samuela L. Jacksona, weszły do codziennego języka.
SzkatuŁka Quentina
Tytuł filmu "Pulp Fiction" nawiązywał do literatury popularnej z lat 30., której bohaterami bywali zwykle płatni mordercy, skorumpowani gliniarze bądź tzw. czarne wdowy. Był również ukłonem w stronę francuskiej Nowej Fali i spaghetti westernów. Choć film zbudowany jest z nieprawdopodobnej liczby cytatów i odniesień do klasyki kina, pozostaje dziełem oryginalnym. Podziw budzi skomplikowaną strukturą czasową i narracją bliższą literaturze niż kinu (tzw. szkatułkowa konstrukcja, gdzie bohaterowie mogą funkcjonować osobno - jako gwiazdy oddzielnych minifilmów). Niektóre sceny w "Pulp Fiction" oglądamy dwukrotnie, inne znajdują dopełnienie w toku dalszej akcji. Nie trzeba być fanem gangsterskiego kina, by stracić głowę dla tego filmu. "To najlepsze kino, jakie w życiu widziałem" - zapewnia Clint Eastwood. W 1994 r. twórca "Bez przebaczenia" przewodniczył jury festiwalu w Cannes, które właśnie Tarantino przyznało Złotą Palmę.
Sukces "Pulp Fiction" wywindował Tarantino do grona dziesięciu wielkich współczesnego amerykańskiego kina. Wywindował też bardzo oczekiwania wobec reżysera. Tarantino nie zawsze potrafił im sprostać. Trzeci z jego filmów - "Jackie Brown" - nie był już tak nowatorski jak "Wściekłe psy" i nie tak wybitny jak "Pulp Fiction". Paradoksalnie był jednak najdojrzalszym filmem reżysera. Korzeniami ponownie tkwił w kinie klasy B (tym razem w blaxplaitation, czyli obrazach z czarnoskórymi bohaterami). I znowu nie obyło się bez gangsterów, lecz w istocie był to romantyczny thriller - mądra opowieść o ludziach w średnim wieku, którym nic w życiu nie wychodzi.
Skazany na kino
"Kill Bill" jest czwartym filmem fabularnym Tarantino, ale reżyser już ma nowe pomysły. Przygotowuje ekranizację historii miłosnej. Główną rolę i tym razem zagra Uma Thurman. Aktorka zapewnia, że ją przyjmie, jeśli Quentin nie każe jej filmowego kochanka obdzierać ze skóry czy masakrować podczas aktu miłosnego. Tarantino ma też już gotowy scenariusz filmu "Inglorious Bastards" ("Wyrzutki"), inspirowanego wojenną produkcją "Quel maledetto treno blindato" (z 1977 r.).
Tak naprawdę na kino skazany był od początku. Matka nadała mu imię od postaci pół-Indianina Quinta, granego przez Burta Reynoldsa w serialu "Strzały w Dodge City". Pytany o to, czy istnieje życie poza kinem, odpowiada: "Tak, ale mnie interesuje tylko to, co nadaje się na scenariusz".
Dziecko specjalnej troski
"'Kill Bill' powali was na kolana. Odbierze wam mowę. Opadną wam szczęki, bo nic podobnego w życiu nie widzieliście" - twierdzi producent Harvey Weinstein, szef Miramaxu, obejrzawszy nowy film Tarantino. Najbardziej nie lubiany amerykański producent, bezlitosny nawet dla reżyserskich sław (znany z cięcia kosztów i skracania filmów - z tego powodu nazwany Harveyem Nożycorękim), dla Tarantino złamał swoje zasady. Nie tylko zabronił wycięcia choćby jednej sceny ze zmontowanego materiału, lecz postanowił zrobić z niego nie jeden, a dwa filmy. Martin Scorsese, który na polecenie Weinsteina wyrzucił niemal godzinę z "Gangów Nowego Jorku", usłyszawszy, co teraz robi kontrowersyjny producent, wysłał do Tarantino wiadomość: "Skręca mnie z zazdrości".
Na szczególne względy Tarantino zapracował przede wszystkim "Pulp Fiction". Nakręcona za 1,5 mln dolarów gangsterska opowieść zarobiła dla Miramaxu 170 mln USD, czyniąc wytwórnię numerem 1 wśród niezależnych producentów. Oscar i Złota Palma dały Miramaxowi prestiż. "Tarantino zbudował renomę Miramaxu. Należy mu się za to od nas carte blanche. To reżyser specjalnej troski" - mówi Weinstein.
Magia krwi
Sam Tarantino przyznaje, że w jego najnowszym filmie "jest jeszcze bardziej krwawo niż w 'Pulp Fiction'". Nie blefuje! Na planie wylano ponad 150 litrów krwi. Na życzenie reżysera - "jaskrawoczerwonej, w zależności od potrzeb sceny". "Nie można wylać na miecz syropu malinowego i oczekiwać, że będzie dobrze wyglądał" - wyjaśnia Tarantino. W walce na miecze w ciągu trzech godzin ginie ponad stu bohaterów, zaś spadające głowy filmowane są z dbałością o szczegóły. Scenariusz pisany od początku z myślą o dawnej przyjaciółce Tarantino Umie Thurman inspirowany był filmami gatunku exploitation - popularnymi niegdyś niskobudżetowymi produkcjami słynącymi z ogromnego ładunku przemocy i emocji. Film jest także ukłonem w stronę kina kung-fu, samurajów i włoskich filmów grozy. Aktorzy zapewniają, że podobnie jak w "Pulp Fiction" widz przełknie całość bezboleśnie za sprawą potężnej dawki czarnego humoru w najlepszym wydaniu.
"Kill Bill" to historia bezlitosnej płatnej zabójczyni, która podczas własnego ślubu zostaje postrzelona przez swojego szefa Billa i zapada w śpiączkę na pięć lat. Obudziwszy się, postanawia wykończyć wszystkich członków gangu, Billa zostawiając na deser. Obok Umy Thurman zobaczymy Daryl Hannah, chińską gwiazdę Lucy Liu i Michaela Madsena. Aktorzy przez wiele miesięcy brali lekcje walki na miecze u azjatyckich nauczycieli kendo. Muzykę do filmu napisał m.in. Lars Ulrich, perkusista i założyciel legendarnej grupy Metallica.
Filmowiec z wypoŻyczalni
Tarantino, który sztukę narracji doprowadził do perfekcji, nie ma filmowego wykształcenia, nie uczęszczał też na kursy scenopisarstwa. Nie ukończył nawet college'u. Był fatalnym uczniem, z jednym wyjątkiem - uwielbiał lekcje historii. "Historia jest jak dobre stare kino. Przed twoimi oczami przesuwają się bohaterowie: zwycięzcy i straceńcy. A ty nie musisz biedzić się nad scenariuszem, bo jest już gotowy" - podkreśla Tarantino. Edukację zakończył w wieku 16 lat. "Nie chcesz się uczyć, to bierz się do roboty" - nakazała matka. Pierwszą pracę dostał w kinie pornograficznym - jako bileter. "Szybko odkryłem, że kino porno mnie nie kręci. Zasypiałem na seansach" - wspomina. Przeniósł się więc do wypożyczalni kaset, gdzie rozpoczął swoją filmową edukację. "Oglądałem wszystko, najchętniej krwawe kino klasy B. Nagle w ręce wpadła mi kaseta z filmem Briana De Palmy 'Człowiek z blizną'. Obejrzałem go kilka razy i już wiedziałem, jak zrobić własny film" - opowiada.
W 1991 r. miał 35 tys. dolarów, za które postanowił zrealizować fabularny debiut. Kiedy poszczególne role obsadził amatorami, wpadł na pomysł, by pokazać scenariusz Harveyowi Keitelowi. Znany aktor zgodził się od razu, a w dodatku namówił do udziału w filmie Tima Rotha. Dzięki tym nazwiskom nieznany nikomu reżyser pozyskał 1,5 mln dolarów. Debiut z 1992 r. uznano za rewelację. Dzisiaj "Pulp Fiction" to jeden z najczęściej cytowanych filmów w historii kina. A powiedzonka bohaterów, przede wszystkim tych granych przez Johna Travoltę i Samuela L. Jacksona, weszły do codziennego języka.
SzkatuŁka Quentina
Tytuł filmu "Pulp Fiction" nawiązywał do literatury popularnej z lat 30., której bohaterami bywali zwykle płatni mordercy, skorumpowani gliniarze bądź tzw. czarne wdowy. Był również ukłonem w stronę francuskiej Nowej Fali i spaghetti westernów. Choć film zbudowany jest z nieprawdopodobnej liczby cytatów i odniesień do klasyki kina, pozostaje dziełem oryginalnym. Podziw budzi skomplikowaną strukturą czasową i narracją bliższą literaturze niż kinu (tzw. szkatułkowa konstrukcja, gdzie bohaterowie mogą funkcjonować osobno - jako gwiazdy oddzielnych minifilmów). Niektóre sceny w "Pulp Fiction" oglądamy dwukrotnie, inne znajdują dopełnienie w toku dalszej akcji. Nie trzeba być fanem gangsterskiego kina, by stracić głowę dla tego filmu. "To najlepsze kino, jakie w życiu widziałem" - zapewnia Clint Eastwood. W 1994 r. twórca "Bez przebaczenia" przewodniczył jury festiwalu w Cannes, które właśnie Tarantino przyznało Złotą Palmę.
Sukces "Pulp Fiction" wywindował Tarantino do grona dziesięciu wielkich współczesnego amerykańskiego kina. Wywindował też bardzo oczekiwania wobec reżysera. Tarantino nie zawsze potrafił im sprostać. Trzeci z jego filmów - "Jackie Brown" - nie był już tak nowatorski jak "Wściekłe psy" i nie tak wybitny jak "Pulp Fiction". Paradoksalnie był jednak najdojrzalszym filmem reżysera. Korzeniami ponownie tkwił w kinie klasy B (tym razem w blaxplaitation, czyli obrazach z czarnoskórymi bohaterami). I znowu nie obyło się bez gangsterów, lecz w istocie był to romantyczny thriller - mądra opowieść o ludziach w średnim wieku, którym nic w życiu nie wychodzi.
Skazany na kino
"Kill Bill" jest czwartym filmem fabularnym Tarantino, ale reżyser już ma nowe pomysły. Przygotowuje ekranizację historii miłosnej. Główną rolę i tym razem zagra Uma Thurman. Aktorka zapewnia, że ją przyjmie, jeśli Quentin nie każe jej filmowego kochanka obdzierać ze skóry czy masakrować podczas aktu miłosnego. Tarantino ma też już gotowy scenariusz filmu "Inglorious Bastards" ("Wyrzutki"), inspirowanego wojenną produkcją "Quel maledetto treno blindato" (z 1977 r.).
Tak naprawdę na kino skazany był od początku. Matka nadała mu imię od postaci pół-Indianina Quinta, granego przez Burta Reynoldsa w serialu "Strzały w Dodge City". Pytany o to, czy istnieje życie poza kinem, odpowiada: "Tak, ale mnie interesuje tylko to, co nadaje się na scenariusz".
Więcej możesz przeczytać w 36/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.