Stawianie pomników to stary obyczaj
W każdym europejskim mieście stoi pomnik wodza lub króla, który dał się we znaki sąsiadom, mordując, paląc i łupiąc ku chwale własnego narodu. Wydawało się, że Europejczycy, tworząc unię, potrafili przezwyciężyć dziedzictwo sąsiedzkiej nienawiści i agresji. Wydawało się, że ostatnie paroksyzmy plemiennych waśni na Bałkanach to koniec dzikich instynktów niegodnych cywilizowanego kontynentu. Oto Europa pokazuje światu, jak pokonywać wrogość i uprzedzenia na drodze negocjacji i kompromisów. Do takiej Europy zamierzają przystąpić Polacy, czemu dali wyraz w narodowym referendum.
Tymczasem w Niemczech zrodził się pomysł pomnika zwanego Centrum przeciw Wypędzeniom, który nawiązuje do najgorszej tradycji tego państwa. Cztery razy Niemcy uczestniczyli w rozbiorach Polski. Ostatni raz, rozpętując w tym celu wojnę, która pod względem potworności nie miała sobie równych w historii. Obecnie chcą za pomocą centrum udowodnić, że też byli ofiarami tej wojny. Ofiary - jak wiadomo - lubią stawiać żądania rekompensaty... Na takie dictum zaczynamy hamować nasz europejski zapał. Czyżbyśmy po raz kolejny okazali karygodną naiwność, wierząc w odmianę charakteru zachodnich sąsiadów, którzy tak bardzo lubią nas rozbierać do spółki z sąsiadami wschodnimi?
Ponieważ nikt nikomu nie może zabronić stawiania pomników, zastanówmy się, jakich pomników brakuje na polskiej ziemi. Jeżeli sami nie pamiętamy, co tu się stało w czasie wojny, trudno wymagać od innych. Centrum Rozstrzelanych na Ulicach, Centrum Powieszonych na Szubienicach, Centrum Zagazowanych Cyklonem, Centrum Okradzionych, Centrum Zgwałconych, Centrum Wypędzonych przez Komin... Nie tylko Niemcy mają prawo do pamięci o nieszczęściach, jakie ich dotknęły, zresztą z ich własnej winy. Polakom tego prawa przez wiele lat odmawiano, choć to inni wobec nich zawinili. Do dzisiaj na przykład nie ma w Warszawie muzeum powstania warszawskiego.
Byłoby wskazane, aby wszystkie te pomniki postawili w Polsce Niemcy z wdzięczności za obalenie faszyzmu, którego sami nie umieli się pozbyć. To my, kosztem wielu ofiar, pomogliśmy im obalić hitlerowski reżim i wrócić do demokracji i praw człowieka. Czy oni o tym w ogóle wiedzą?
Tymczasem w Niemczech zrodził się pomysł pomnika zwanego Centrum przeciw Wypędzeniom, który nawiązuje do najgorszej tradycji tego państwa. Cztery razy Niemcy uczestniczyli w rozbiorach Polski. Ostatni raz, rozpętując w tym celu wojnę, która pod względem potworności nie miała sobie równych w historii. Obecnie chcą za pomocą centrum udowodnić, że też byli ofiarami tej wojny. Ofiary - jak wiadomo - lubią stawiać żądania rekompensaty... Na takie dictum zaczynamy hamować nasz europejski zapał. Czyżbyśmy po raz kolejny okazali karygodną naiwność, wierząc w odmianę charakteru zachodnich sąsiadów, którzy tak bardzo lubią nas rozbierać do spółki z sąsiadami wschodnimi?
Ponieważ nikt nikomu nie może zabronić stawiania pomników, zastanówmy się, jakich pomników brakuje na polskiej ziemi. Jeżeli sami nie pamiętamy, co tu się stało w czasie wojny, trudno wymagać od innych. Centrum Rozstrzelanych na Ulicach, Centrum Powieszonych na Szubienicach, Centrum Zagazowanych Cyklonem, Centrum Okradzionych, Centrum Zgwałconych, Centrum Wypędzonych przez Komin... Nie tylko Niemcy mają prawo do pamięci o nieszczęściach, jakie ich dotknęły, zresztą z ich własnej winy. Polakom tego prawa przez wiele lat odmawiano, choć to inni wobec nich zawinili. Do dzisiaj na przykład nie ma w Warszawie muzeum powstania warszawskiego.
Byłoby wskazane, aby wszystkie te pomniki postawili w Polsce Niemcy z wdzięczności za obalenie faszyzmu, którego sami nie umieli się pozbyć. To my, kosztem wielu ofiar, pomogliśmy im obalić hitlerowski reżim i wrócić do demokracji i praw człowieka. Czy oni o tym w ogóle wiedzą?
Więcej możesz przeczytać w 39/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.