Desant Kwaśniewskiego obniża wartość PZU Zachowujesz się jak ch... wobec akcjonariuszy i rady nadzorczej - powiedział Cezaremu Stypułkowskiemu, prezesowi zarządu PZU SA, minister skarbu Jacek Socha. Jak ustalił "Wprost", do konfrontacji doszło podczas spotkania w Ministerstwie Skarbu kilka dni po posiedzeniu rady nadzorczej PZU, które odbyło się pod koniec maja. Powodem wściekłości Sochy było to, że Stypułkowski odmówił udzielenia pisemnej odpowiedzi radzie nadzorczej PZU na stawiane mu zarzuty. Szef największego w Polsce towarzystwa ubezpieczeniowego (w 2003 r. miało 53,1 proc. rynku) nie chciał wytłumaczyć, dlaczego zatrudnił w centrali towarzystwa prawie 130 nowych osób i przyznał im wynagrodzenia trzy-, czterokrotnie wyższe niż pobierane przez dotychczasową kadrę menedżerską, ani objaśnić, dlaczego za grube miliony zamawia ekspertyzy, którymi PZU już od dawna dysponuje!
Prezes PZU SA ma powody, by obawiać się ujawnienia tego, co się dzieje w firmie od czerwca 2003 r., kiedy został jej szefem. Działania nowego zarządu grożą bowiem znacznym spadkiem wartości towarzystwa, które w 55 proc. należy do skarbu państwa i jest spółką-matką potężnej grupy finansowej. Spadek wartości firmy jest na rękę konsorcjum holenderskiego Eureko BV i polskiego Banku Millennium (ma dziś łącznie 30,9 proc. udziałów w PZU SA), walczącego ze skarbem państwa o przejęcie kontrolnego pakietu akcji polskiego ubezpieczyciela, ale nie mającego dość pieniędzy, by zapłacić cenę odpowiadającą faktycznej jego wartości. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem: w 2003 r. PZU SA i PZU Życie straciły aż 3,2 proc. udziału w polskim rynku ubezpieczeniowym, a od początku 2004 r. notuje najgorsze wyniki finansowe w historii.
Grzech pierworodny
W maju 2001 r. Aldona Kamela-Sowińska, ówczesna minister skarbu w rządzie AWS, podpisała z Eureko/Millennium aneks do umowy prywatyzacyjnej PZU z listopada 1999 r., przewidujący, że do końca 2001 r. rząd sprzeda konsorcjum pakiet kolejnych 21 proc. akcji PZU (wówczas inwestorzy przejęliby kontrolę nad spółką). Eureko rozpaczliwie walczy o realizację postanowień wspomnianego aneksu. Już zakup 30 proc. akcji PZU przed pięcioma laty (Eureko BV kupiło 20 proc., a BIG Bank Gdański - obecny Bank Millennium - 10 proc.) był dla holenderskiej grupy ubezpieczeniowo-finansowej transakcją stulecia. Za zaledwie 3 mld zł rząd AWS sprzedał wtedy duży pakiet akcji PZU firmie, która jest od polskiej spółki dwukrotnie mniejsza. Tylko w latach 2001-2003 konsorcjum Eureko i Banku Millennium otrzymało z PZU około 175 mln zł dywidendy. W tym samym czasie Eureko BV poniosło straty w wysokości około 120 mln euro. Skok na kasę i całkowite przejęcie kontroli nad największym polskim ubezpieczycielem to dla Eureko sprawa dalszego istnienia na rynku.
Szarża desperatów
Eureko zobowiązało się w 1999 r. wzmocnić PZU swoim know-how i wprowadzić go na europejskie rynki. Z 286 inicjatyw i projektów strategicznych, które do 2002 r. realizowano w Grupie PZU, ani jeden nie powstał jednak dzięki know-how Eureko. Ekspertyzy dla PZU wykonywała rekomendowana przez Holendrów firma McKinsey, a polskie towarzystwo zapłaciło za nie łącznie już 24 mln USD. Eureko próbowało natomiast wyprowadzać pieniądze z PZU. Na przykład w 2002 r. domagało się, by polska spółka kupiła od wskazanej przez Eureko firmy system likwidacji szkód komunikacyjnych za 762 mln zł. - Już dawno powinniśmy pozwać inwestora do sądu - uważa Jacek Zdrojewski, poseł SLD, który 2 lipca zgłosił w Sejmie listę kluczowych w sprawie PZU pytań do ministra skarbu. Fakt, że Eureko nie wywiązuje się z umowy prywatyzacyjnej, zdaje się potwierdzać decyzja Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych z 26 maja 2004 r., która umorzyła wniosek konsorcjum o wydanie zezwolenia na przekroczenie progu 51 proc. akcji w PZU SA.
Tymczasem 15 czerwca 2003 r. Eureko złożyło pozew do trybunału arbitrażowego w Belgii (rozprawy toczą się w Londynie) przeciwko skarbowi państwa RP, oskarżając nas o złamanie umowy prywatyzacyjnej PZU. Pozew wskazuje podobno "82 sytuacje, w których naruszono interesy Eureko", ale chodzi przede wszystkim o sprawę obiecanej Holendrom sprzedaży pakietu 21 proc. akcji i oddania władzy nad PZU. Przedstawiciele holenderskiego konsorcjum publicznie straszą, że odszkodowanie, jakiego zażądają, może wynieść nawet miliard euro. Tymczasem wyrok trybunału wcale nie musi być dla nas niekorzystny. Zresztą niczego on nie przesądzi! Podpisane przez Polskę konwencje (m.in. nowojorska z 1958 r.) zobowiązują nas do respektowania orzeczeń międzynarodowych trybunałów arbitrażowych, ale - w razie porażki - strona polska mogłaby takie orzeczenie zaskarżyć do sądu w państwie, gdzie ono zapadło (czyli w Belgii). Skarb państwa mógłby też go po prostu nie wykonać dobrowolnie. Wówczas Eureko musiałoby się zwrócić do belgijskiego sądu o potwierdzenie wyroku arbitrażowego i nadanie mu klauzuli wykonalności. - Jeśli Eureko otrzyma takie potwierdzenie, będzie mogło zaspokajać roszczenia z majątku polskiego skarbu państwa, ale tylko w Belgii. By wyegzekwować odszkodowanie w Polsce, musiałoby uzyskać taką klauzulę jeszcze od naszego sądu - wskazuje dr Andrzej Tynel z kancelarii prawniczej Baker & McKenzie.
Kapitulacja?
Uzyskanie odszkodowania byłoby dla Eureko prawdopodobnie jedyną szansą pozyskania pieniędzy... na zakup kontrolnego pakietu akcji PZU. Dziwnym trafem pozew ujrzał światło dziennie zaledwie 2,5 miesiąca po tym, jak operację sprzedaży akcji Eureko zakończył portugalski bank BCP (zmniejszył udział w Eureko z 26 proc. do 5 proc.). Koszty tej transakcji (akcje od BCP kupiło bowiem, a potem umorzyło samo Eureko) wydrenowały kasę Holendrów.
Zamiast twardo dążyć do unieważnienia niekorzystnej dla nas umowy prywatyzacyjnej z PZU, rząd Marka Belki wyraźnie chce się jednak z Eureko ułożyć. Warto przypomnieć, że Belka przez lata zasiadał w radzie nadzorczej obecnego Banku Millennium, którego udziałowcami są Eureko i BCP. Groźba rzekomo pewnej porażki polskiej strony w postępowaniu arbitrażowym może posłużyć Belce za wygodny pretekst. Wskazują na to niemrawe działania skarbu państwa w sprawie arbitrażu. Od początku marca 2004 r. skarb państwa w sporze z Eureko reprezentują kancelaria prof. Marka Wierzbowskiego (prowadzi "nadzór nad postępowaniem arbitrażowym") i kancelaria Salans D. Oleszczuk ("obsługa prawna postępowania arbitrażowego"); ich łączne wynagrodzenie sięga ponad 4,8 mln zł. Jak wynika z naszych informacji, prawnicy obu kancelarii do dziś nie pojawili się w PZU, nie zbierają żadnych informacji.
Facet od mokrej roboty
Największym wsparciem interesów holenderskiej firmy było jednak mianowanie w połowie 2003 r. prezesem PZU SA Cezarego Stypułkowskiego. Wcześniej przez 12 lat pełnił on funkcję prezesa Banku Handlowego, instytucji uważanej za rezerwat postkomunistycznej nomenklatury (do czasu prywatyzacji i sprzedaży banku amerykańskiemu Citibankowi). Z naszych informacji wynika, że nominację Stypułkowskiego wspierał prezydent Aleksander Kwaśniewski (obaj znają się jeszcze z działalności w Socjalistycznym Zrzeszeniu Studentów Polskich).
Stypułkowski zaczynał karierę w latach 80. w rządzie Mieczysława Rakowskiego, gdzie był m.in. doradcą ministra ds. reformy gospodarczej. Pracował tam właśnie z Kwaśniewskim i obecnym szefem kancelarii premiera Belki, Sławomirem Cytryckim. Ten ostatni na stanowisko prezesa PZU namaścił Stypułkowskiego już wiosną 2003 r. (gdy było jasne, że Amerykanie pozbędą się Stypułkowskiego z Banku Handlowego). Cytrycki w latach 1993-2000 sam był pracownikiem Banku Handlowego, a więc podwładnym Stypułkowskiego.
Minister skarbu Jacek Socha sprzeciwia się temu, co się dzieje w PZU, ale najważniejsze rozstrzygnięcia w tej sprawie zapadają ponad jego głową. Od kiedy Stypułkowski został prezesem PZU, spółkę całkowicie opanowali ludzie związani z Bankiem Handlowym, realizujący interesy Pałacu Prezydenckiego i konsorcjum Eureko/Millennium. Zgodnie z umową prywatyzacyjną z 1999 r., skarb państwa powinien mieć trzech przedstawicieli w pięcioosobowym zarządzie PZU SA, a konsorcjum Eureko/Millennium - dwóch. Dziś stosunek głosów jest odwrotny: konsorcjum reprezentują wiceprezes Piotr Kowalczewski (dawniej dyrektor w BIG Banku Gdańskim) oraz Witold Walkowiak (były wiceprezes Banku Handlowego), a szalę przeważa prezes Stypułkowski, który przy podejmowaniu kluczowych decyzji głosuje tak samo jak oni. Co więcej, według umowy prywatyzacyjnej, reprezentanci Eureko i Millennium mieli trafić do zarządów i rad nadzorczych tylko trzech spółek grupy: PZU SA, PZU Życie i PTE (OFE Złota Jesień). Jak wynika z naszych informacji, od jesieni 2003 r. ludzie reprezentujący zagranicznych inwestorów sukcesywnie obejmują posady także we władzach innych spółek z grupy PZU (m.in. TFI PZU, PZU-CL Agent).
Stypułkowski, który decyduje o podziale kompetencji i departamentów w PZU SA, zmarginalizował pozycję Kazimierza Ortyńskiego i Włodzimierza Soińskiego, reprezentantów skarbu państwa w zarządzie spółki. Doświadczonym ubezpieczeniowcom (pierwszy był m.in. szefem towarzystw Energo-Asekuracja, Nordea, prowadził firmę brokerską; drugi od lat pracował w PZU SA, m.in. jako doradca prezesa i członek zarządu) prezes przekazał "wydmuszki", czyli marginalne departamenty. Strategiczne piony trafiły zaś pod skrzydła Kowalczewskiego i Walkowiaka. Pierwszy został wiceprezesem ds. sprzedaży, czyli nadzoruje kluczową dla towarzystwa ubezpieczeniowego działalność. Kontroluje też biuro likwidacji szkód. Nie ma zresztą czasu zgłębiać tajników sprzedaży polis, bo w lipcu każdą środę i czwartek spędza w Sądzie Okręgowym w Warszawie, gdzie siedzi na ławie oskarżonych w sprawie byłego szefa PZU Władysława Jamrożego. Walkowiak - bankowiec, który nigdy wcześniej nie zajmował się ubezpieczeniami - dostał we władanie biura inwestycji finansowych, skarbnika (sam więc rozlicza siebie z inwestycji) i rachunkowe; przejął też biuro zarządzania informacją. Za szarą eminencję i pas transmisyjny poleceń z Holandii uchodzi natomiast Paulina Pietkiewicz, zatrudniona w centrali PZU SA od 2001 r. (wcześniej pracowała dla Eureko BV w Amsterdamie i Eureko Polska). Oficjalnie jest koordynatorem centrali ds. prawnych i zasiada w kilku radach nadzorczych spółek z Grupy PZU.
Spadochroniarze z banku
W ostatnich miesiącach dokonano gruntownej wymiany wyższej i średniej kadry menedżerskiej w centrali PZU SA. Według naszych informacji, do pracy przyjęto około 130 osób - w ponad 90 proc. to byli pracownicy Banku Handlowego. - Ci ludzie nie mają zielonego pojęcia o ubezpieczeniach - denerwuje się jeden z długoletnich pracowników PZU. Niezbędnym doświadczeniem dysponuje za to Piotr Głowski, nowy dyrektor zarządzający ds. sprzedaży (wcześniej pełnił taką funkcję w PZU Życie), tyle że jest jednym z oskarżonych w sprawie Grzegorza Wieczerzaka, byłego szefa PZU Życie.
Niemal wszyscy nowo przyjęci trafiają na już istniejące lub specjalnie dla nich tworzone posady dyrektorów koordynatorów i dyrektorów zarządzających. Zarabiają 35-40 tys. zł miesięcznie. Co ciekawe, zarobki 30 "starych" dyrektorów w centrali PZU SA wynoszą przeciętnie 12 tys. zł miesięcznie. Nowym superdyrektorom z bankowego desantu zwiększono także limity zakupowe na służbowe samochody z przysługujących "zwykłym" dyrektorom 65 tys. zł do 135 tys. zł.
Raj konsultantów
Na początku 2003 r. przedstawiciele Eureko chcieli uruchomić w PZU SA centra finansowo-księgowe kosztem niemal 600 mln zł, ale poprzedni prezes polskiej spółki Zdzisław Montkiewicz uznał, że realizacja projektu jest niecelowa. Ten sam projekt - na razie w okrojonej wersji (kosztującej 250 mln zł) - zatwierdził w lutym 2004 r. nowy zarząd PZU SA głosami Stypułkowskiego, Walkowiaka i Kowalczewskiego.
Eureko angażuje również PZU do finansowania i wykonywania prac, za które płacić powinno samo. Kowalczewski i Walkowiak zawarli w 2004 r. poufną umowę z Ernst & Young Audit na "przeprowadzenie przeglądu Noty Eureko i pakietu Eureko w 2003 r.". Jest to równoznaczne z wykonywaniem nieodpłatnej pracy przez PZU SA na rzecz jednego tylko z akcjonariuszy, a takie działanie jest niezgodne z kodeksem spółek handlowych. Za te analizy - potrzebne Eureko, a nie PZU - polskie towarzystwo zapłaci Ernst & Young 35 tys. euro!
W ciągu roku prezesury Stypułkowskiego PZU SA podpisało wiele niepotrzebnych umów. Na przykład z firmą Boston Consulting Group (BCG) na doradztwo "w ramach projektu Centrum Likwidacji Szkód w PZU SA" (za 1,8 mln zł). Tymczasem ekspertyzy dotyczące sprzedaży i likwidacji szkód wykonała już dla PZU ponad dwa lata temu firma McKinsey & Company. McKinsey na otarcie łez dostała teraz kontrakt na opracowanie - jeszcze raz! - strategii sprzedaży dla PZU, za co zainkasuje przynajmniej 839 tys. euro. Uzasadnieniem wydatków na drogie ekspertyzy jest - według Stypułkowskiego - obecna zła sytuacja PZU i PZU Życie, które systematycznie tracą udziały w rynku. Do opracowywania analiz wybrano McKinsey, bo atutem tej firmy ma być "uczestnictwo w procesie budowania strategii Grupy PZU w latach ubiegłych" (a więc działań, które doprowadziły do obecnej sytuacji). Zaletą BCG jest natomiast "świeżość spojrzenia". Obie firmy, które zmonopolizowały intratne usługi doradcze dla PZU, łączy osoba wiceprezesa warszawskiego oddziału BCG Andrzeja Klesyka. W latach 1993-2000 pracował on w londyńskim oddziale McKinsey.
Najciekawsze jest to, że wszystkie ekspertyzy wykonują naprawdę pracownicy PZU, formalnie pod kierownictwem pracowników McKinsey lub BCG. Faktycznie to pracownicy PZU muszą uczyć i zaznajamiać z rynkiem ubezpieczeń przysyłanych do spółki konsultantów. Jak się dowiedzieliśmy, konsultanci domagają się na dodatek dostępu do danych PZU SA i jego klientów, które nie są konieczne do opracowania raportów. - To, co u nas robią, przypomina działalność wywiadowni gospodarczych, a nie firm doradczych - opowiada jeden z pracowników PZU.
PZU: 1803-2004?
Jeśli ceną za "przesiadkę" postkomunistycznej nomenklatury z otoczenia prezydenta Kwaśniewskiego z Banku Handlowego do PZU ma być oddanie kontroli nad tą ostatnią spółką Eureko, to pomysłodawcy operacji mają szansę dopiąć swego. Poczynania Stypułkowskiego oraz jego menedżerów i chaos w PZU SA doprowadziły już do tego, że spółka jest warta coraz mniej i może w końcu Eureko będzie stać na przejęcie nad nią kontroli.
Do początku kwietnia 2004 r. PZU SA zebrało od klientów o 3,15 proc. mniej składek za polisy w skali roku (liczba klientów spadła w tym czasie o prawie 600 tys.!). Firma traci przede wszystkim klientów indywidualnych, którzy zawsze decydowali o potędze rynkowej tego ubezpieczyciela. Wynik techniczny PZU SA (czyli wyłącznie z działalności ubezpieczeniowej) w maju 2004 r. był gorszy niż rok wcześniej aż o 41,5 proc. W pierwszym kwartale tego roku towarzystwo zanotowało na przykład roczny spadek wpływów z polis OC aż o 20 proc. Ogólny wynik finansowy PZU SA podreperowały tylko duże zyski z lokat w obligacje i papiery wartościowe.
Maleje też wartość całej Grupy PZU, w tym drugiej najcenniejszej w niej spółki - PZU Życie (ma 45,9 proc. rynku polis na życie). Na ciekawą rzecz zwrócił uwagę Artur Zawisza, poseł PiS i członek sejmowej Komisji Gospodarki, który w interpelacji z 6 lipca pytał premiera, dlaczego PZU Życie zamienia ostatnio wieloletnie polisy grupowe na analogiczne, ale tylko roczne (sprawa dotyczy kilku milionów klientów). Taka zamiana pozwala spółce na uwolnienie rezerw, które trzymała na potencjalne przyszłe wypłaty z polis wieloletnich (bo część polis rocznych może nie zostać odnowiona w następnym roku). PZU Życie, zmniejszając rezerwy, wykazuje większy zysk; dzięki tej sztuczce w pierwszym kwartale 2004 r. zysk spółki był o 225 proc. wyższy niż rok wcześniej! Jednocześnie jednak skrócenie terminu polis prowadzi do obniżenia wyceny towarzystwa (według Zawiszy, może ona spaść nawet kilkakrotnie!).
Dla PZU, które chwali się przy każdej okazji, że początek jego historii sięga 1803 r., rok 2004 może być początkiem końca dominacji na rynku, dla skarbu państwa - początkiem utraty kontroli nad wartą miliardy złotych firmą, a dla klientów PZU - początkiem wzrostu składek i pogorszenia obsługi polis.
Grzech pierworodny
W maju 2001 r. Aldona Kamela-Sowińska, ówczesna minister skarbu w rządzie AWS, podpisała z Eureko/Millennium aneks do umowy prywatyzacyjnej PZU z listopada 1999 r., przewidujący, że do końca 2001 r. rząd sprzeda konsorcjum pakiet kolejnych 21 proc. akcji PZU (wówczas inwestorzy przejęliby kontrolę nad spółką). Eureko rozpaczliwie walczy o realizację postanowień wspomnianego aneksu. Już zakup 30 proc. akcji PZU przed pięcioma laty (Eureko BV kupiło 20 proc., a BIG Bank Gdański - obecny Bank Millennium - 10 proc.) był dla holenderskiej grupy ubezpieczeniowo-finansowej transakcją stulecia. Za zaledwie 3 mld zł rząd AWS sprzedał wtedy duży pakiet akcji PZU firmie, która jest od polskiej spółki dwukrotnie mniejsza. Tylko w latach 2001-2003 konsorcjum Eureko i Banku Millennium otrzymało z PZU około 175 mln zł dywidendy. W tym samym czasie Eureko BV poniosło straty w wysokości około 120 mln euro. Skok na kasę i całkowite przejęcie kontroli nad największym polskim ubezpieczycielem to dla Eureko sprawa dalszego istnienia na rynku.
Szarża desperatów
Eureko zobowiązało się w 1999 r. wzmocnić PZU swoim know-how i wprowadzić go na europejskie rynki. Z 286 inicjatyw i projektów strategicznych, które do 2002 r. realizowano w Grupie PZU, ani jeden nie powstał jednak dzięki know-how Eureko. Ekspertyzy dla PZU wykonywała rekomendowana przez Holendrów firma McKinsey, a polskie towarzystwo zapłaciło za nie łącznie już 24 mln USD. Eureko próbowało natomiast wyprowadzać pieniądze z PZU. Na przykład w 2002 r. domagało się, by polska spółka kupiła od wskazanej przez Eureko firmy system likwidacji szkód komunikacyjnych za 762 mln zł. - Już dawno powinniśmy pozwać inwestora do sądu - uważa Jacek Zdrojewski, poseł SLD, który 2 lipca zgłosił w Sejmie listę kluczowych w sprawie PZU pytań do ministra skarbu. Fakt, że Eureko nie wywiązuje się z umowy prywatyzacyjnej, zdaje się potwierdzać decyzja Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych z 26 maja 2004 r., która umorzyła wniosek konsorcjum o wydanie zezwolenia na przekroczenie progu 51 proc. akcji w PZU SA.
Tymczasem 15 czerwca 2003 r. Eureko złożyło pozew do trybunału arbitrażowego w Belgii (rozprawy toczą się w Londynie) przeciwko skarbowi państwa RP, oskarżając nas o złamanie umowy prywatyzacyjnej PZU. Pozew wskazuje podobno "82 sytuacje, w których naruszono interesy Eureko", ale chodzi przede wszystkim o sprawę obiecanej Holendrom sprzedaży pakietu 21 proc. akcji i oddania władzy nad PZU. Przedstawiciele holenderskiego konsorcjum publicznie straszą, że odszkodowanie, jakiego zażądają, może wynieść nawet miliard euro. Tymczasem wyrok trybunału wcale nie musi być dla nas niekorzystny. Zresztą niczego on nie przesądzi! Podpisane przez Polskę konwencje (m.in. nowojorska z 1958 r.) zobowiązują nas do respektowania orzeczeń międzynarodowych trybunałów arbitrażowych, ale - w razie porażki - strona polska mogłaby takie orzeczenie zaskarżyć do sądu w państwie, gdzie ono zapadło (czyli w Belgii). Skarb państwa mógłby też go po prostu nie wykonać dobrowolnie. Wówczas Eureko musiałoby się zwrócić do belgijskiego sądu o potwierdzenie wyroku arbitrażowego i nadanie mu klauzuli wykonalności. - Jeśli Eureko otrzyma takie potwierdzenie, będzie mogło zaspokajać roszczenia z majątku polskiego skarbu państwa, ale tylko w Belgii. By wyegzekwować odszkodowanie w Polsce, musiałoby uzyskać taką klauzulę jeszcze od naszego sądu - wskazuje dr Andrzej Tynel z kancelarii prawniczej Baker & McKenzie.
Kapitulacja?
Uzyskanie odszkodowania byłoby dla Eureko prawdopodobnie jedyną szansą pozyskania pieniędzy... na zakup kontrolnego pakietu akcji PZU. Dziwnym trafem pozew ujrzał światło dziennie zaledwie 2,5 miesiąca po tym, jak operację sprzedaży akcji Eureko zakończył portugalski bank BCP (zmniejszył udział w Eureko z 26 proc. do 5 proc.). Koszty tej transakcji (akcje od BCP kupiło bowiem, a potem umorzyło samo Eureko) wydrenowały kasę Holendrów.
Zamiast twardo dążyć do unieważnienia niekorzystnej dla nas umowy prywatyzacyjnej z PZU, rząd Marka Belki wyraźnie chce się jednak z Eureko ułożyć. Warto przypomnieć, że Belka przez lata zasiadał w radzie nadzorczej obecnego Banku Millennium, którego udziałowcami są Eureko i BCP. Groźba rzekomo pewnej porażki polskiej strony w postępowaniu arbitrażowym może posłużyć Belce za wygodny pretekst. Wskazują na to niemrawe działania skarbu państwa w sprawie arbitrażu. Od początku marca 2004 r. skarb państwa w sporze z Eureko reprezentują kancelaria prof. Marka Wierzbowskiego (prowadzi "nadzór nad postępowaniem arbitrażowym") i kancelaria Salans D. Oleszczuk ("obsługa prawna postępowania arbitrażowego"); ich łączne wynagrodzenie sięga ponad 4,8 mln zł. Jak wynika z naszych informacji, prawnicy obu kancelarii do dziś nie pojawili się w PZU, nie zbierają żadnych informacji.
Facet od mokrej roboty
Największym wsparciem interesów holenderskiej firmy było jednak mianowanie w połowie 2003 r. prezesem PZU SA Cezarego Stypułkowskiego. Wcześniej przez 12 lat pełnił on funkcję prezesa Banku Handlowego, instytucji uważanej za rezerwat postkomunistycznej nomenklatury (do czasu prywatyzacji i sprzedaży banku amerykańskiemu Citibankowi). Z naszych informacji wynika, że nominację Stypułkowskiego wspierał prezydent Aleksander Kwaśniewski (obaj znają się jeszcze z działalności w Socjalistycznym Zrzeszeniu Studentów Polskich).
Stypułkowski zaczynał karierę w latach 80. w rządzie Mieczysława Rakowskiego, gdzie był m.in. doradcą ministra ds. reformy gospodarczej. Pracował tam właśnie z Kwaśniewskim i obecnym szefem kancelarii premiera Belki, Sławomirem Cytryckim. Ten ostatni na stanowisko prezesa PZU namaścił Stypułkowskiego już wiosną 2003 r. (gdy było jasne, że Amerykanie pozbędą się Stypułkowskiego z Banku Handlowego). Cytrycki w latach 1993-2000 sam był pracownikiem Banku Handlowego, a więc podwładnym Stypułkowskiego.
Minister skarbu Jacek Socha sprzeciwia się temu, co się dzieje w PZU, ale najważniejsze rozstrzygnięcia w tej sprawie zapadają ponad jego głową. Od kiedy Stypułkowski został prezesem PZU, spółkę całkowicie opanowali ludzie związani z Bankiem Handlowym, realizujący interesy Pałacu Prezydenckiego i konsorcjum Eureko/Millennium. Zgodnie z umową prywatyzacyjną z 1999 r., skarb państwa powinien mieć trzech przedstawicieli w pięcioosobowym zarządzie PZU SA, a konsorcjum Eureko/Millennium - dwóch. Dziś stosunek głosów jest odwrotny: konsorcjum reprezentują wiceprezes Piotr Kowalczewski (dawniej dyrektor w BIG Banku Gdańskim) oraz Witold Walkowiak (były wiceprezes Banku Handlowego), a szalę przeważa prezes Stypułkowski, który przy podejmowaniu kluczowych decyzji głosuje tak samo jak oni. Co więcej, według umowy prywatyzacyjnej, reprezentanci Eureko i Millennium mieli trafić do zarządów i rad nadzorczych tylko trzech spółek grupy: PZU SA, PZU Życie i PTE (OFE Złota Jesień). Jak wynika z naszych informacji, od jesieni 2003 r. ludzie reprezentujący zagranicznych inwestorów sukcesywnie obejmują posady także we władzach innych spółek z grupy PZU (m.in. TFI PZU, PZU-CL Agent).
Stypułkowski, który decyduje o podziale kompetencji i departamentów w PZU SA, zmarginalizował pozycję Kazimierza Ortyńskiego i Włodzimierza Soińskiego, reprezentantów skarbu państwa w zarządzie spółki. Doświadczonym ubezpieczeniowcom (pierwszy był m.in. szefem towarzystw Energo-Asekuracja, Nordea, prowadził firmę brokerską; drugi od lat pracował w PZU SA, m.in. jako doradca prezesa i członek zarządu) prezes przekazał "wydmuszki", czyli marginalne departamenty. Strategiczne piony trafiły zaś pod skrzydła Kowalczewskiego i Walkowiaka. Pierwszy został wiceprezesem ds. sprzedaży, czyli nadzoruje kluczową dla towarzystwa ubezpieczeniowego działalność. Kontroluje też biuro likwidacji szkód. Nie ma zresztą czasu zgłębiać tajników sprzedaży polis, bo w lipcu każdą środę i czwartek spędza w Sądzie Okręgowym w Warszawie, gdzie siedzi na ławie oskarżonych w sprawie byłego szefa PZU Władysława Jamrożego. Walkowiak - bankowiec, który nigdy wcześniej nie zajmował się ubezpieczeniami - dostał we władanie biura inwestycji finansowych, skarbnika (sam więc rozlicza siebie z inwestycji) i rachunkowe; przejął też biuro zarządzania informacją. Za szarą eminencję i pas transmisyjny poleceń z Holandii uchodzi natomiast Paulina Pietkiewicz, zatrudniona w centrali PZU SA od 2001 r. (wcześniej pracowała dla Eureko BV w Amsterdamie i Eureko Polska). Oficjalnie jest koordynatorem centrali ds. prawnych i zasiada w kilku radach nadzorczych spółek z Grupy PZU.
Spadochroniarze z banku
W ostatnich miesiącach dokonano gruntownej wymiany wyższej i średniej kadry menedżerskiej w centrali PZU SA. Według naszych informacji, do pracy przyjęto około 130 osób - w ponad 90 proc. to byli pracownicy Banku Handlowego. - Ci ludzie nie mają zielonego pojęcia o ubezpieczeniach - denerwuje się jeden z długoletnich pracowników PZU. Niezbędnym doświadczeniem dysponuje za to Piotr Głowski, nowy dyrektor zarządzający ds. sprzedaży (wcześniej pełnił taką funkcję w PZU Życie), tyle że jest jednym z oskarżonych w sprawie Grzegorza Wieczerzaka, byłego szefa PZU Życie.
Niemal wszyscy nowo przyjęci trafiają na już istniejące lub specjalnie dla nich tworzone posady dyrektorów koordynatorów i dyrektorów zarządzających. Zarabiają 35-40 tys. zł miesięcznie. Co ciekawe, zarobki 30 "starych" dyrektorów w centrali PZU SA wynoszą przeciętnie 12 tys. zł miesięcznie. Nowym superdyrektorom z bankowego desantu zwiększono także limity zakupowe na służbowe samochody z przysługujących "zwykłym" dyrektorom 65 tys. zł do 135 tys. zł.
Raj konsultantów
Na początku 2003 r. przedstawiciele Eureko chcieli uruchomić w PZU SA centra finansowo-księgowe kosztem niemal 600 mln zł, ale poprzedni prezes polskiej spółki Zdzisław Montkiewicz uznał, że realizacja projektu jest niecelowa. Ten sam projekt - na razie w okrojonej wersji (kosztującej 250 mln zł) - zatwierdził w lutym 2004 r. nowy zarząd PZU SA głosami Stypułkowskiego, Walkowiaka i Kowalczewskiego.
Eureko angażuje również PZU do finansowania i wykonywania prac, za które płacić powinno samo. Kowalczewski i Walkowiak zawarli w 2004 r. poufną umowę z Ernst & Young Audit na "przeprowadzenie przeglądu Noty Eureko i pakietu Eureko w 2003 r.". Jest to równoznaczne z wykonywaniem nieodpłatnej pracy przez PZU SA na rzecz jednego tylko z akcjonariuszy, a takie działanie jest niezgodne z kodeksem spółek handlowych. Za te analizy - potrzebne Eureko, a nie PZU - polskie towarzystwo zapłaci Ernst & Young 35 tys. euro!
W ciągu roku prezesury Stypułkowskiego PZU SA podpisało wiele niepotrzebnych umów. Na przykład z firmą Boston Consulting Group (BCG) na doradztwo "w ramach projektu Centrum Likwidacji Szkód w PZU SA" (za 1,8 mln zł). Tymczasem ekspertyzy dotyczące sprzedaży i likwidacji szkód wykonała już dla PZU ponad dwa lata temu firma McKinsey & Company. McKinsey na otarcie łez dostała teraz kontrakt na opracowanie - jeszcze raz! - strategii sprzedaży dla PZU, za co zainkasuje przynajmniej 839 tys. euro. Uzasadnieniem wydatków na drogie ekspertyzy jest - według Stypułkowskiego - obecna zła sytuacja PZU i PZU Życie, które systematycznie tracą udziały w rynku. Do opracowywania analiz wybrano McKinsey, bo atutem tej firmy ma być "uczestnictwo w procesie budowania strategii Grupy PZU w latach ubiegłych" (a więc działań, które doprowadziły do obecnej sytuacji). Zaletą BCG jest natomiast "świeżość spojrzenia". Obie firmy, które zmonopolizowały intratne usługi doradcze dla PZU, łączy osoba wiceprezesa warszawskiego oddziału BCG Andrzeja Klesyka. W latach 1993-2000 pracował on w londyńskim oddziale McKinsey.
Najciekawsze jest to, że wszystkie ekspertyzy wykonują naprawdę pracownicy PZU, formalnie pod kierownictwem pracowników McKinsey lub BCG. Faktycznie to pracownicy PZU muszą uczyć i zaznajamiać z rynkiem ubezpieczeń przysyłanych do spółki konsultantów. Jak się dowiedzieliśmy, konsultanci domagają się na dodatek dostępu do danych PZU SA i jego klientów, które nie są konieczne do opracowania raportów. - To, co u nas robią, przypomina działalność wywiadowni gospodarczych, a nie firm doradczych - opowiada jeden z pracowników PZU.
PZU: 1803-2004?
Jeśli ceną za "przesiadkę" postkomunistycznej nomenklatury z otoczenia prezydenta Kwaśniewskiego z Banku Handlowego do PZU ma być oddanie kontroli nad tą ostatnią spółką Eureko, to pomysłodawcy operacji mają szansę dopiąć swego. Poczynania Stypułkowskiego oraz jego menedżerów i chaos w PZU SA doprowadziły już do tego, że spółka jest warta coraz mniej i może w końcu Eureko będzie stać na przejęcie nad nią kontroli.
Do początku kwietnia 2004 r. PZU SA zebrało od klientów o 3,15 proc. mniej składek za polisy w skali roku (liczba klientów spadła w tym czasie o prawie 600 tys.!). Firma traci przede wszystkim klientów indywidualnych, którzy zawsze decydowali o potędze rynkowej tego ubezpieczyciela. Wynik techniczny PZU SA (czyli wyłącznie z działalności ubezpieczeniowej) w maju 2004 r. był gorszy niż rok wcześniej aż o 41,5 proc. W pierwszym kwartale tego roku towarzystwo zanotowało na przykład roczny spadek wpływów z polis OC aż o 20 proc. Ogólny wynik finansowy PZU SA podreperowały tylko duże zyski z lokat w obligacje i papiery wartościowe.
Maleje też wartość całej Grupy PZU, w tym drugiej najcenniejszej w niej spółki - PZU Życie (ma 45,9 proc. rynku polis na życie). Na ciekawą rzecz zwrócił uwagę Artur Zawisza, poseł PiS i członek sejmowej Komisji Gospodarki, który w interpelacji z 6 lipca pytał premiera, dlaczego PZU Życie zamienia ostatnio wieloletnie polisy grupowe na analogiczne, ale tylko roczne (sprawa dotyczy kilku milionów klientów). Taka zamiana pozwala spółce na uwolnienie rezerw, które trzymała na potencjalne przyszłe wypłaty z polis wieloletnich (bo część polis rocznych może nie zostać odnowiona w następnym roku). PZU Życie, zmniejszając rezerwy, wykazuje większy zysk; dzięki tej sztuczce w pierwszym kwartale 2004 r. zysk spółki był o 225 proc. wyższy niż rok wcześniej! Jednocześnie jednak skrócenie terminu polis prowadzi do obniżenia wyceny towarzystwa (według Zawiszy, może ona spaść nawet kilkakrotnie!).
Dla PZU, które chwali się przy każdej okazji, że początek jego historii sięga 1803 r., rok 2004 może być początkiem końca dominacji na rynku, dla skarbu państwa - początkiem utraty kontroli nad wartą miliardy złotych firmą, a dla klientów PZU - początkiem wzrostu składek i pogorszenia obsługi polis.
Historia choroby |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 30/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.