Przejawem postępującego, lewicowego zidiocenia jurorów jest literacka Nagroda Nobla dla Elfriede Jelinek Nagroda Nobla więcej mówi o sympatiach ideowych i politycznych jurorów niż o rzeczywistej klasie pisarskiej laureatów. Z każdym rokiem coraz bardziej. Tegoroczna Nagroda Nobla dla Elfriede Jelinek to przykład postępującego lewicowego zidiocenia jurorów. Kryterium politycznej poprawności (czytaj: doceniania wszystkiego, co lewicowe i feministyczne) zmąciło im władzę sądzenia. Nawet w rodzinnej Austrii Jelinek jest kojarzona jako marksistowska feministka i obyczajowa skandalistka, a nie dobra pisarka. Najcenniejszego wyróżnienia literackiego na świecie nie otrzymali nigdy tacy mistrzowie pióra, jak Henryk Ibsen, Joseph Conrad, Rainer Maria Rilke, James Joyce, Jorge Luis Borges czy Graham Greene. Uhonorowano zaś nim osoby, których nazwiska nic dzisiaj nie mówią nawet bibliofilom. Dość wspomnieć takich autorów, jak Rudolf Eucken, Paul Heyse, Bjoernstjerne Bjoernson, Carl Spitteler czy Erik Karlfeldt.
Na prawo, patrz!
Kiedy w 1901 r. Nagrodę Nobla otrzymał francuski poeta Rene Sully Prudhomme, czterdziestu szwedzkich pisarzy i krytyków literackich wysłało do Lwa Tołstoja list przepraszający za decyzję Komitetu Noblowskiego. Autor "Wojny i pokoju" uniósł się honorem i odpowiedział, że nagrody nie przyjąłby, nawet gdyby mu ją przyznano. Jurorzy zapamiętali tę odpowiedź i chociaż Tołstoj, uznawany powszechnie za najwybitniejszego wówczas pisarza na świecie, żył jeszcze 10 lat, to Nagrody Nobla nie dostał. Żaden z członków Akademii Szwedzkiej nie negował wielkości Lwa z Jasnej Polany, raziły ich jednak jego anarchistyczne poglądy. Warto też dodać, że w tym samym 1901 r., kiedy rozstrzygały się losy pierwszej w historii nagrody, Tołstoj został ekskomunikowany za głoszenie herezji przez synod rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Sami jurorzy zarzucali rosyjskiemu pisarzowi hipokryzję - że opowiada się przeciwko poddaństwu, a we własnym majątku nie uwalnia chłopów.
W pierwszych dekadach Komitet Noblowski był zdominowany przez akademików o zdecydowanie konserwatywnym światopoglądzie. Ich głównym wyrazicielem był pełniący do 1912 r. funkcję sekretarza akademii Carl David af Wirsen. Jak napisał jeden z historyków Nagrody Nobla: "Wirsen uważał się za krzyżowca walczącego w imię sprawiedliwości, prawdy i dobrego smaku z dekadenckimi tendencjami swojej epoki". To z tego powodu na wyróżnienie nie mogli liczyć uważani za dekadentów Henryk Ibsen czy August Strindberg. Temu ostatniemu jurorzy nie zapomnieli napisanego jeszcze w 1883 r. wiersza krytykującego Alfreda Nobla za wynalazek dynamitu.
Za czasów af Wirsena Akademia Szwedzka najczęściej nagradzała pisarzy, którzy w swej twórczości opowiadali się po stronie tradycyjnych wartości. Wyróżniano przy tym osobistości o bardzo wyrazistych poglądach ideowych, na przykład Rudyarda Kiplinga (1907) - gorącego zwolennika brytyjskiego imperializmu i kolonializmu, czy Vernera von Heidenstama (1916) - autora m.in. broszur potępiających szwedzką socjaldemokrację (zyskał on na lewicy przydomek "poeta junkrów"). Mając do wyboru lewicowego Żeromskiego i prawicowego Reymonta, jurorzy nie wahali się ani przez chwilę, by uhonorować tego drugiego. Fascynował ich szczególnie ludowy nurt literatury głoszący przywiązanie do rodzinnej ziemi, stąd nagroda nie tylko dla Władysława Reymonta (1924), lecz również dla Knuta Hamsuna (1920) czy Grazii Deleddy (1926).
Nobel polityczny
W 1917 r., podczas I wojny światowej, neutralnej Szwecji zależało na zademonstrowaniu przyjacielskich stosunków z Danią, członkowie akademii przyznali więc nagrodę aż dwóm pisarzom duńskim: Karlowi Gjellerupowi i Henrikowi Pontoppidanowi. Kiedy w 1939 r. Związek Sowiecki napadł na sąsiednią Finlandię, jurorzy solidaryzujący się z napadniętymi Skandynawami uhonorowali nagrodą fińskiego twórcę Fransa Sillanpaa.
W 1944 r., gdy ludobójstwo Żydów osiągnęło apogeum, Komitet Noblowski przyznał nagrodę duńskiemu pisarzowi Johannesowi Vilhelmowi Jensenowi - piewcy rasowej wyższości narodów nordyckich. Jensen otrzymał Nagrodę Nobla za swe opus magnum, pisany przez 14 lat sześciotomowy cykl powieściowy "Długa podróż". To wielki fresk historyczny, który opowiada o triumfalnym pochodzie rasy nordyckiej przez dzieje - od epoki lodowcowej do czasów nowożytnych. Były to czasy, kiedy w Szwecji prowadzono aktywną politykę eugeniczną, przymusowo sterylizując "niepełnowartościowe jednostki".
Na Nagrodzie Nobla swoje piętno odcisnął światowy konflikt między kapitalizmem a komunizmem. Laury dla rosyjskich pisarzy Borysa Pasternaka (1958) i Aleksandra Sołżenicyna (1970) zostały odebrane przez władze na Kremlu jako antysowiecka prowokacja. Pasternak po przypuszczonej na niego nagonce został nawet zmuszony przez komunistów do zrezygnowania z przyjęcia nagrody.
Lewicowe skrzywienie
Od wielu już dekad Komitet Noblowski jest zdominowany przez wszelkiej maści lewicowców. Była to logiczna konsekwencja zdominowania szwedzkiego życia publicznego i umysłowego przez tamtejszą socjaldemokrację. Komentatorzy niektóre werdykty przestali interpretować w kategoriach literackich, a zaczęli jako poparcie dla określonych idei. Na przykład wybór Nadine Gordimer (1991) był wyrazem sprzeciwu wobec apartheidu w RPA, a laur dla Toni Morrison (1993) - ukłonem w stronę czarnoskórych feministek w USA.
W 1997 r. Nagrodę Nobla otrzymał włoski facecjonista Dario Fo, który pozostał piewcą komunizmu nawet po upadku tego systemu i ujawnieniu jego zbrodni. Co ciekawe, podczas II wojny światowej Fo walczył do końca w oddziałach najbardziej fanatycznych faszystów w Republice Salo Mussoliniego. Rok później uhonorowany został inny lewicowy pisarz Jose Saramago, o którym dziennik "L`Osservatore Romano" napisał, że "z ideologicznego punktu widzenia pozostaje nieuleczalnym komunistą". Saramago zasłynął ze swych antyizraelskich wypowiedzi, po których czytelnicy w Izraelu masowo zaczęli zwracać jego książki, a księgarze usuwać je z wystaw.
Nagroda Nobla dla Elfriede Jelinek wpisuje się w ciąg lewicowych wyborów. Nawet jeśli nagradzani są pisarze dużego formatu, to i tak okazują się oni ludźmi obozu lewicy, jak Guenter Grass (1999) - socjaldemokrata na granicy lewactwa, czy J.M. Coetzee (2003) - zdeklarowany obrońca praw zwierząt. Trudno dziś liczyć na wyróżnienie dla pisarza o poglądach innych niż mają postępowcy ze szwedzkiej akademii.
Niegdyś konserwatywni jurorzy potrafili się jednak wznieść ponad swe poglądy i docenić literacką wielkość twórców, z którymi niekoniecznie się zgadzali. Dlatego nagrodzili Romain Rollanda, George`a Bernarda Shawa czy Sinclaira Lewisa. Po dzisiejszych jurorach, bezkrytycznie zapatrzonych w lewicowe idee, takich wyskoków nie należy oczekiwać.
Kiedy w 1901 r. Nagrodę Nobla otrzymał francuski poeta Rene Sully Prudhomme, czterdziestu szwedzkich pisarzy i krytyków literackich wysłało do Lwa Tołstoja list przepraszający za decyzję Komitetu Noblowskiego. Autor "Wojny i pokoju" uniósł się honorem i odpowiedział, że nagrody nie przyjąłby, nawet gdyby mu ją przyznano. Jurorzy zapamiętali tę odpowiedź i chociaż Tołstoj, uznawany powszechnie za najwybitniejszego wówczas pisarza na świecie, żył jeszcze 10 lat, to Nagrody Nobla nie dostał. Żaden z członków Akademii Szwedzkiej nie negował wielkości Lwa z Jasnej Polany, raziły ich jednak jego anarchistyczne poglądy. Warto też dodać, że w tym samym 1901 r., kiedy rozstrzygały się losy pierwszej w historii nagrody, Tołstoj został ekskomunikowany za głoszenie herezji przez synod rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Sami jurorzy zarzucali rosyjskiemu pisarzowi hipokryzję - że opowiada się przeciwko poddaństwu, a we własnym majątku nie uwalnia chłopów.
W pierwszych dekadach Komitet Noblowski był zdominowany przez akademików o zdecydowanie konserwatywnym światopoglądzie. Ich głównym wyrazicielem był pełniący do 1912 r. funkcję sekretarza akademii Carl David af Wirsen. Jak napisał jeden z historyków Nagrody Nobla: "Wirsen uważał się za krzyżowca walczącego w imię sprawiedliwości, prawdy i dobrego smaku z dekadenckimi tendencjami swojej epoki". To z tego powodu na wyróżnienie nie mogli liczyć uważani za dekadentów Henryk Ibsen czy August Strindberg. Temu ostatniemu jurorzy nie zapomnieli napisanego jeszcze w 1883 r. wiersza krytykującego Alfreda Nobla za wynalazek dynamitu.
Za czasów af Wirsena Akademia Szwedzka najczęściej nagradzała pisarzy, którzy w swej twórczości opowiadali się po stronie tradycyjnych wartości. Wyróżniano przy tym osobistości o bardzo wyrazistych poglądach ideowych, na przykład Rudyarda Kiplinga (1907) - gorącego zwolennika brytyjskiego imperializmu i kolonializmu, czy Vernera von Heidenstama (1916) - autora m.in. broszur potępiających szwedzką socjaldemokrację (zyskał on na lewicy przydomek "poeta junkrów"). Mając do wyboru lewicowego Żeromskiego i prawicowego Reymonta, jurorzy nie wahali się ani przez chwilę, by uhonorować tego drugiego. Fascynował ich szczególnie ludowy nurt literatury głoszący przywiązanie do rodzinnej ziemi, stąd nagroda nie tylko dla Władysława Reymonta (1924), lecz również dla Knuta Hamsuna (1920) czy Grazii Deleddy (1926).
Nobel polityczny
W 1917 r., podczas I wojny światowej, neutralnej Szwecji zależało na zademonstrowaniu przyjacielskich stosunków z Danią, członkowie akademii przyznali więc nagrodę aż dwóm pisarzom duńskim: Karlowi Gjellerupowi i Henrikowi Pontoppidanowi. Kiedy w 1939 r. Związek Sowiecki napadł na sąsiednią Finlandię, jurorzy solidaryzujący się z napadniętymi Skandynawami uhonorowali nagrodą fińskiego twórcę Fransa Sillanpaa.
W 1944 r., gdy ludobójstwo Żydów osiągnęło apogeum, Komitet Noblowski przyznał nagrodę duńskiemu pisarzowi Johannesowi Vilhelmowi Jensenowi - piewcy rasowej wyższości narodów nordyckich. Jensen otrzymał Nagrodę Nobla za swe opus magnum, pisany przez 14 lat sześciotomowy cykl powieściowy "Długa podróż". To wielki fresk historyczny, który opowiada o triumfalnym pochodzie rasy nordyckiej przez dzieje - od epoki lodowcowej do czasów nowożytnych. Były to czasy, kiedy w Szwecji prowadzono aktywną politykę eugeniczną, przymusowo sterylizując "niepełnowartościowe jednostki".
Na Nagrodzie Nobla swoje piętno odcisnął światowy konflikt między kapitalizmem a komunizmem. Laury dla rosyjskich pisarzy Borysa Pasternaka (1958) i Aleksandra Sołżenicyna (1970) zostały odebrane przez władze na Kremlu jako antysowiecka prowokacja. Pasternak po przypuszczonej na niego nagonce został nawet zmuszony przez komunistów do zrezygnowania z przyjęcia nagrody.
Lewicowe skrzywienie
Od wielu już dekad Komitet Noblowski jest zdominowany przez wszelkiej maści lewicowców. Była to logiczna konsekwencja zdominowania szwedzkiego życia publicznego i umysłowego przez tamtejszą socjaldemokrację. Komentatorzy niektóre werdykty przestali interpretować w kategoriach literackich, a zaczęli jako poparcie dla określonych idei. Na przykład wybór Nadine Gordimer (1991) był wyrazem sprzeciwu wobec apartheidu w RPA, a laur dla Toni Morrison (1993) - ukłonem w stronę czarnoskórych feministek w USA.
W 1997 r. Nagrodę Nobla otrzymał włoski facecjonista Dario Fo, który pozostał piewcą komunizmu nawet po upadku tego systemu i ujawnieniu jego zbrodni. Co ciekawe, podczas II wojny światowej Fo walczył do końca w oddziałach najbardziej fanatycznych faszystów w Republice Salo Mussoliniego. Rok później uhonorowany został inny lewicowy pisarz Jose Saramago, o którym dziennik "L`Osservatore Romano" napisał, że "z ideologicznego punktu widzenia pozostaje nieuleczalnym komunistą". Saramago zasłynął ze swych antyizraelskich wypowiedzi, po których czytelnicy w Izraelu masowo zaczęli zwracać jego książki, a księgarze usuwać je z wystaw.
Nagroda Nobla dla Elfriede Jelinek wpisuje się w ciąg lewicowych wyborów. Nawet jeśli nagradzani są pisarze dużego formatu, to i tak okazują się oni ludźmi obozu lewicy, jak Guenter Grass (1999) - socjaldemokrata na granicy lewactwa, czy J.M. Coetzee (2003) - zdeklarowany obrońca praw zwierząt. Trudno dziś liczyć na wyróżnienie dla pisarza o poglądach innych niż mają postępowcy ze szwedzkiej akademii.
Niegdyś konserwatywni jurorzy potrafili się jednak wznieść ponad swe poglądy i docenić literacką wielkość twórców, z którymi niekoniecznie się zgadzali. Dlatego nagrodzili Romain Rollanda, George`a Bernarda Shawa czy Sinclaira Lewisa. Po dzisiejszych jurorach, bezkrytycznie zapatrzonych w lewicowe idee, takich wyskoków nie należy oczekiwać.
Elfriede Jelinek urodziła się w 1946 r. w Styrii. Studiowała początkowo w Wyższej Szkole Muzycznej, potem przeniosła się na studia teatrologiczne. Debiutowała jako poetka, w wieku 21 lat. Pisała przedstawienia teatralne i radiowe, powieści, napisała też scenariusz filmowy i operowe libretto. Jest również tłumaczką książek Thomasa Pynchona i Christophera Marlowe`a. Podczas studiów Jelinek angażowała się w ruch lewicujących studentów, a w latach 1974-1991 była członkinią Austriackiej Partii Komunistycznej. Gdy Joerg Haider doszedł do władzy, zakazała wystawiania swych sztuk w Austrii. W rodzinnej Austrii jest zaliczana do grona pisarzy, którzy kalają własne gniazdo. W 2003 r. napisała sztukę "Bambiland" będącą atakiem na amerykańską politykę wobec Iraku. |
Prof. Stefan Kaszyński szef Zakładu Literatury i Kultury Austriackiej UAM w Poznaniu "Jeśli nagrodę miał dostać kandydat austriacki, to raczej Peter Handke, bo to pisarz uznany dzisiaj powszechnie za klasyka austriackiej literatury. Podobnie jak Thomas Bernhard. Proza Jelinek to jednak jest dobra literatura, o sporych ambicjach, intelektualnych również. Napisana bardzo zręcznie językowo, prowokująca. Jej sztuki i powieści są często obrachunkiem z epoką nazizmu, który w Austrii nigdy nie był dokładnie prześwietlony przez pisarzy, nie dopuszczano tego do świadomości. Sądzę, że Jelinek dostała Nagrodę Nobla także za swój radykalizm, za feminizm, za prowokacje obyczajowe. Jan Gondowicz tłumacz i krytyk literacki To nie jest nagroda za pisarstwo Jelinek, ale za jej postawę wojującej lewicowej feministki. Autorów pokroju tegorocznej laureatki jest wielu, nawet w naszym kraju. To nie jest wielka literatura. "Pianistka" Jelinek dowodzi, że współczesna literatura jest głównie po to, by krzyczeć, również o brudach swej śmierdzącej duszy. Janusz L. Wiśniewski pisarz mieszkający w Niemczech Zdenerwowała mnie wypowiedź Urszuli Kozioł, która nazwała książki Jelinek czytadełkami. Na pewno nimi nie są. Wiem, co mówię, bo czytałem trzy jej książki - "Żądzę", "Kochanki" i "Chciwość". Pisząc zbiór opowiadań "Zespoły napięć", inspirowałem się m.in. książką Jelinek "Kochanki", bo interesowała mnie kobieca seksualność, a ona ją świetnie oddaje. Jelinek pisze jednak strasznie ekstremalnie. Twierdzi, że rządzi nami absolutna chciwość wszystkiego: władzy, kobiet, posiadania. W Niemczech Jelinek jest bardziej znana i lubiana niż w rodzinnej Austrii, bo tu mało kto wie o jej działalności politycznej. Marcel Reich-Ranicki, zazwyczaj oszczędny w pochwałach, wiadomość o Nagrodzie Nobla dla Jelinek przyjął entuzjastycznie. |
Więcej możesz przeczytać w 42/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.