Na Białorusi świat tłumaczą szpiegowskie seriale
Im bliżej 19 marca, dnia wyborów prezydenckich na Białorusi, tym więcej propagandy leje się na głowy Białorusinów. Tajemnice świata ukryte są w serialach. Serial "Wojna duchowa" wyjaśnia, kim są ci, którzy zburzyli raj na ziemi, zwany ZSRR, zabili Stalina, a teraz próbują zniszczyć eden łukaszenkowskiej Białorusi. Winni są: USA, NATO i Białoruski Front Narodowy. Nadany niedawno pierwszy odcinek "Agenta 590" ujawnił, że polscy szpiedzy przygotowują w Mińsku kolorową rewolucję. Istnieje harmonogram, według którego BT, główny kanał telewizji łukaszenkowskiej, miesza z błotem kolejne kraje europejskie. Istnieje też ranking krajów dobrych i złych.
Zły, bo lubi Polskę
Dlaczego znowu Polska? Bo Aleksander Milinkiewicz, kandydat opozycji na prezydenta, pochodzi z przygranicznego Grodna, a to oznacza, że ma związki z sąsiednim krajem i narodem (zresztą jak każdy Białorusin, bo jako naród i kraj tkwimy na wielu historycznych skrzyżowaniach). Nawet gdyby ich nie miał, warto byłoby mu je przypisać. Ale on już je ma! Jego ojciec wykładał na Uniwersytecie Warszawskim. Sam Milinkiewicz jest honorowym członkiem Związku Polaków na Białorusi, odnalazł miejsce pochówku oraz szczątki króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Poza tym kilka dni temu spotkał się z prezydentem Kaczyńskim, premierem Marcinkiewiczem, marszałkiem Jurkiem, przemawiał w Sejmie. Był podejmowany w Polsce na najwyższym szczeblu, o którym obecny władca Białorusi może tylko pomarzyć.
Milinkiewicz był też w Brukseli. Spotkał się z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barrosem, z szefem unijnej dyplomacji Javierem Solaną, z komisarzem ds. kontaktów zagranicznych Benitą Ferrero-Waldner, z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Josepem Borrellem i z 25 ministrami spraw zagranicznych. W Berlinie rozmawiał z kanclerz Angelą Merkel. Całej Europy jeden serial nie wyjaśni. W Mińsku nie ma żadnej zachodnioeuropejskiej ambasady, trudno sobie wyobrazić "europejskiego" szpiega. Europę trzeba podzielić. W kolejnych odcinkach będą omawiani szpiedzy poszczególnych krajów.
Zawłaszczona niepodległość
Psychoza szpiegowska dobrze pasuje do atmosfery w sąsiedniej Rosji. Mimo osobistej niechęci do Łukaszenki Władimir Putin i Igor Iwanow jako fachowcy doceniają poczynania Mińska. Przypomina to żartobliwo-absurdalną piosenkę odtwarzającą atmosferę poststalinowskiej Białorusi z popularnej, bo śmiałej płyty "Narodny Albom": "My - dwa polskich szpijony: Bolek dy Lolek, Lolek dy Bolek! Zapomnicie naszy imiony, Bolek dy Lolek, Lolek dy Bolek!".
Oficjalny organ reżimu "Sowietskaja Biełorussija" kilka dni temu zdziwił czytelników stwierdzeniem, że "od 1994 r., tak jak niegdyś [książę moskiewski] Iwan Kalita, pierwszy Prezydent cegiełka po cegiełce przy głuchym szemraniu sąsiadów i miejscowej opozycji zaczął budować gmach suwerenności (...) Jedynym, który miał siły obronić kraj przed reanimowaniem odwiecznego dylematu - albo Warszawa, albo Moskwa - był Łukaszenka. On twardo obronił Mińsk białoruski". To próba przejęcia hasła "niepodległość" i zmiany jej treści. Odizolowany od świata mały stalinowski kraj, najeżony oddziałami antyszpiegowskimi, podejrzliwi i bezgranicznie wierzący swemu władcy ludzie sowieccy, nie mający historii ani korzeni, mówiący oczywiście po rosyjsku - taka jest wizja łukaszenkowskiej Białorusi.
Mimo wieloletniej propagandy antybiałoruskiej i nostalgicznie sowieckiej ludzie wybierają prawdziwą niepodległość. Choć reżim próbuje ją przywłaszczyć. Slogan obecnej kampanii Łukaszenki brzmi: "Za Biełaruś!", tak samo jak w 1990 r. Pod billboardami z tym sloganem stoją jednak wyłącznie milicjanci i wojskowi.
Zły, bo lubi Polskę
Dlaczego znowu Polska? Bo Aleksander Milinkiewicz, kandydat opozycji na prezydenta, pochodzi z przygranicznego Grodna, a to oznacza, że ma związki z sąsiednim krajem i narodem (zresztą jak każdy Białorusin, bo jako naród i kraj tkwimy na wielu historycznych skrzyżowaniach). Nawet gdyby ich nie miał, warto byłoby mu je przypisać. Ale on już je ma! Jego ojciec wykładał na Uniwersytecie Warszawskim. Sam Milinkiewicz jest honorowym członkiem Związku Polaków na Białorusi, odnalazł miejsce pochówku oraz szczątki króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Poza tym kilka dni temu spotkał się z prezydentem Kaczyńskim, premierem Marcinkiewiczem, marszałkiem Jurkiem, przemawiał w Sejmie. Był podejmowany w Polsce na najwyższym szczeblu, o którym obecny władca Białorusi może tylko pomarzyć.
Milinkiewicz był też w Brukseli. Spotkał się z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barrosem, z szefem unijnej dyplomacji Javierem Solaną, z komisarzem ds. kontaktów zagranicznych Benitą Ferrero-Waldner, z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Josepem Borrellem i z 25 ministrami spraw zagranicznych. W Berlinie rozmawiał z kanclerz Angelą Merkel. Całej Europy jeden serial nie wyjaśni. W Mińsku nie ma żadnej zachodnioeuropejskiej ambasady, trudno sobie wyobrazić "europejskiego" szpiega. Europę trzeba podzielić. W kolejnych odcinkach będą omawiani szpiedzy poszczególnych krajów.
Zawłaszczona niepodległość
Psychoza szpiegowska dobrze pasuje do atmosfery w sąsiedniej Rosji. Mimo osobistej niechęci do Łukaszenki Władimir Putin i Igor Iwanow jako fachowcy doceniają poczynania Mińska. Przypomina to żartobliwo-absurdalną piosenkę odtwarzającą atmosferę poststalinowskiej Białorusi z popularnej, bo śmiałej płyty "Narodny Albom": "My - dwa polskich szpijony: Bolek dy Lolek, Lolek dy Bolek! Zapomnicie naszy imiony, Bolek dy Lolek, Lolek dy Bolek!".
Oficjalny organ reżimu "Sowietskaja Biełorussija" kilka dni temu zdziwił czytelników stwierdzeniem, że "od 1994 r., tak jak niegdyś [książę moskiewski] Iwan Kalita, pierwszy Prezydent cegiełka po cegiełce przy głuchym szemraniu sąsiadów i miejscowej opozycji zaczął budować gmach suwerenności (...) Jedynym, który miał siły obronić kraj przed reanimowaniem odwiecznego dylematu - albo Warszawa, albo Moskwa - był Łukaszenka. On twardo obronił Mińsk białoruski". To próba przejęcia hasła "niepodległość" i zmiany jej treści. Odizolowany od świata mały stalinowski kraj, najeżony oddziałami antyszpiegowskimi, podejrzliwi i bezgranicznie wierzący swemu władcy ludzie sowieccy, nie mający historii ani korzeni, mówiący oczywiście po rosyjsku - taka jest wizja łukaszenkowskiej Białorusi.
Mimo wieloletniej propagandy antybiałoruskiej i nostalgicznie sowieckiej ludzie wybierają prawdziwą niepodległość. Choć reżim próbuje ją przywłaszczyć. Slogan obecnej kampanii Łukaszenki brzmi: "Za Biełaruś!", tak samo jak w 1990 r. Pod billboardami z tym sloganem stoją jednak wyłącznie milicjanci i wojskowi.
Więcej możesz przeczytać w 7/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.