Przyszły szef PiS, premier albo prezydent - w takiej roli widzą Zbigniewa Ziobrę jego zwolennicy
Trzy lata temu był dość nieporadnym cieniem błyskotliwego Jana Rokity w komisji ds. Rywina. Dziś nadal błyskotliwy Rokita jest cieniem bardzo skutecznego Ziobry. Bo Zbigniew Ziobro jest uważany za najskuteczniejszego ministra w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. I całkiem poważnie mówi się o nim jako następcy Lecha Kaczyńskiego w roli głowy państwa, w dodatku następcy namaszczonym przez obecnego prezydenta.
Szybki szeryf
Kibole jeszcze rozwalali warszawską starówkę po zdobyciu przez Legię mistrzostwa Polski, a w budynku Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro już uruchamiał strategię walki ze stadionowymi bandytami. Dzwonił do prokuratorów we Wrocławiu i Katowicach, najbardziej doświadczonych w pacyfikowaniu zadym z udziałem kiboli. Postawił na nogi wszystkich swoich zastępców. Jeśli byłaby taka potrzeba, mieli ściągnąć wszystkich warszawskich prokuratorów. Kilka godzin później 40 warszawskich prokuratorów już pracowało nad tą sprawą. Dwa dni później Ziobro uderzył jeszcze mocniej. O godzinie 11.00 do Ministerstwa Finansów wkroczyli funkcjonariusze CBŚ i zatrzymali wysokich urzędników podejrzanych o udział w przestępczym układzie.
Trzydziestosześcioletni minister sprawiedliwości wypowiedział wojnę chuliganom, mafiosom, nobliwym sędziom i znanym adwokatom broniącym korporacyjnych przywilejów. I wypowiada opinie bardzo źle przyjmowane przez lewicowo-liberalne środowiska opiniotwórcze. "Gazeta Wyborcza" wręcz masakruje go przy każdej okazji, a profesorowie prawa piszą listy protestacyjne. Tzw. autorytety manifestacyjnie rezygnują ze współpracy z Ziobrą. A w ministerstwie praca wre jak nigdy wcześniej. Aż 40 zespołów opracowuje nowe regulacje prawne. Ziobro chce zaostrzenia polityki karnej, wprowadzenia 24-godzinnych sądów, alternatywnych kar, obrączkowania przestępców. - Bliski jest mi anglosaskie podejście do walki z przestępstwami. Anglosasi są bardzo praktyczni: myślą o tym, jak rozwiązać jakiś problem, a nie o tym, jaka ideologia za tym stoi - mówi "Wprost" Zbigniew Ziobro.
W budynku przy placu Na Rozdrożu nocą pali się zwykle jedno światło - w gabinecie Ziobry. Z dziennikarzem "Wprost" umówił się o godz. 22.00. Zwykle wychodzi z biura o 1.00. - Siedzę w pracy do 23.00, potem idę do domu, tam pracuję do drugiej, trzeciej nad ranem - mówi "Wprost" Andrzej Kryże, zastępca Ziobry. - Uważam się za człowieka, który ma dużo pomysłów, ale on ma ich więcej - mówi o swoim przełożonym prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. - Gdy zauważa jakieś ciekawe rozwiązanie za granicą, zaraz prosi, by sprawdzić, czy można je wprowadzić u nas. Jeśli tak, to natychmiast nad tym pracujemy - dodaje Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego.
Jeden ze współpracowników Ziobry opowiada, jak znajdowano ludzi do pracy w resorcie. Wertowano pisma prawnicze, a gdy znalazł się jakiś ciekawy tekst, dzwoniono do autora z propozycją spotkania. Dziś dla Ziobry pracuje już kilkuset młodych prawników.
Człowiek z zapleczem
- Dotychczas nie było na czele Ministerstwa Sprawiedliwości kogoś, kto miałby tyle determinacji, odwagi, żeby naruszać panujące tu od lat zwyczaje, przywileje, serwituty, gwarancje nieodpowiedzialności za nieprawidłowe decyzje. Bo w Polsce bycie u władzy służyło utrzymywaniu się u władzy - mówi Andrzej Kryże. Metrykalnie mógłby być ojcem ministra. Są z innych światów. Kryże pracował w prokuraturze za komuny, ma na koncie wyrok na działaczy opozycji. Ziobro trafił do antykomunistycznego PiS. Poznali się przypadkowo podczas audycji w radiowej Trójce. Ziobro uznał, że Kryże jest wybitnym specjalistą, a za swój błąd z przeszłości przeprosił.
- Dobieram wyłącznie fachowców. W resorcie nie ma żadnych polityków - mówi Ziobro. Politykiem jest tylko on. - Jest jedynym ministrem, który konsekwentnie buduje swoje zaplecze w PiS - mówi osoba z bliskiego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Ziobro konsekwentnie promuje dziesiątki młodych, oddanych ludzi w różnych miejscach - jak najmłodszego w rządzie Michała Krupińskiego, 27-letniego wiceministra sprawiedliwości, czy Kamila Kamińskiego, szefa krakowskiego portu lotniczego.
Tajniak ze spluwą
W czasie studiów Zbigniew Ziobro grał na giełdzie. Z powodzeniem. Kupił nawet za to mieszkanie w Krakowie. Gdy szło mu wyjątkowo dobrze, zadzwonił telefon. Ktoś zażądał okupu. "Nie zaznasz spokoju. Wykopiemy dół dla ciebie" - słyszał w słuchawce. Były też listy z groźbami. Zgłosił się na policję, ale ta nie zrobiła nic. - Mogłem albo ulec i im zapłacić, albo coś z tym zrobić - wspomina. Przeprowadził prywatne śledztwo. Zidentyfikował sprawców, przyniósł ich policji na talerzu. I sprawa ciągnęła się dziesięć lat: wyrok skazujący, uniewinnienie. Ziobro twierdzi, że nie odpuścił, bo ma góralską naturę. Od procesowych przeciwników nauczył się wielu sztuczek, a w sądzie poznał mankamenty aparatu sprawiedliwości.
W Warszawie często wybuchały wtedy bomby podkładane przez mafie. Restauratorzy strajkowali, bo nie chcieli płacić haraczu. Te wydarzenia Ziobro zapamiętał. I był wściekły, że nic nie można zrobić. Dlatego założył Stowarzyszenie Pomocy Ofiarom Katon. Każdy jego krok od tego momentu jest krokiem w kierunku wielkiej polityki. Wtedy było mu blisko do Forum Prawicy Demokratycznej, która później tworzyła Unię Wolności. Przez krótki czas pracował w Głównym Inspektoracie Celnym - jako oficer operacyjny. Czasem chodził z pistoletem, po cywilnemu, spotykał się z gangsterami. - Okazało się, że mam za miękkie serce. Jak jeden bandzior opowiedział mi o swoich rodzinach i dzieciach, to robiło mi się go żal. Do takiej służby trzeba większych cyników - opowiada. Ale zaraz dodaje, że wobec gangsterów trzeba być bezwzględnym.
Wielkie zero
Znajomi Ziobry pamiętają, że bardzo przeżył swoją pierwszą porażkę w walce o prezydenturę miasta. W ostatnich wyborach dostał już 120 tys. głosów - uzyskał najlepszy wynik w Polsce. Wcześniej Polska zobaczyła go podczas obrad komisji śledczej ds. Rywina. - Początkowo popełniałem wiele błędów. Mówiłem skomplikowanym językiem. Ale ja myślałem, że przygotowuję materiał procesowy dla sądu. A Rokita doskonale rozumiał, że sąd był tam, na sali, że była nim opinia publiczna - wspomina Ziobro. Dziś mówi już krótkimi, zrozumiałymi zdaniami, potrafi odpowiednio gestykulować. Czuje media. O Ziobrze wiele mówi zdarzenie sprzed kilku tygodni. Na lotnisku w Krakowie minister sprawiedliwości czekał na samolot do Warszawy. Stał z teczką w lotniskowym autobusie, nie rzucał się w oczy. Dziwił się tylko, że autobus nie rusza. Okazało się, że czekają na ważną osobistość. I po chwili na płytę lotniska wjechały samochody na sygnale. Z jednego wysiadł Zbigniew Wassermann, minister ds. służb specjalnych. To on był tą ważną osobistością.
Podczas przesłuchań w komisji ds. Rywina usłyszał od Leszka Millera: "Panie Ziobro, pan jest zerem". - To była przygoda, której nie zapomnę do końca życia. Całą noc się przygotowywałem. Przyszedłem niewyspany. Anita Błochowiak ciągle mi przeszkadzała, chciała mnie zdekoncentrować. Tomasz Nałęcz mi przerywał, a Leszek Miller nie odpowiadał na pytania. Moje powtarzane dwadzieścia razy pytania doprowadziły go do furii. Emocjonalnie to ja wygrałem, bo to go rozwścieczyło - opowiada Ziobro. - Czasem mam do siebie pretensje, że dałem się sprowokować. Być może niepotrzebnie powiedziałem to, co powiedziałem, ale on uderzył w bardzo bolesny dla mnie punkt i wykorzystał śmierć generała Papały do ataku na mnie. To się stało w ostatniej minucie tego pojedynku, zabrak-ło mi uwagi. Moje słowa umocniły pewnie pozycję pana Ziobry w jego środowisku - mówi dziś Leszek Miller.
Premier Ziobro?
Dobrą opinię o tym, co robi dziś minister sprawiedliwości, ma nawet Leszek Miller: "Daje sobie radę. Umiejętnie buduje wizerunek dzielnego szeryfa, który będzie dbał o bezpieczeństwo i na stadionach, i na ulicach, i walczył z korupcją. Teraz ma ten najważniejszy moment w karierze. Jeśli nie wykorzysta swojej pozycji do jakiejś politycznej walki, może zajść daleko. Jeśli wejdzie w polityczne walki, może wszystko stracić".
Koledzy z Prawa i Sprawiedliwości coraz częściej zaczynają się obawiać rosnącego znaczenia ministra sprawiedliwości. Premierowi Marcinkiewiczowi chwalenie Ziobry trudno przechodzi przez usta. Oficjalnie są w bardzo dobrych relacjach, ale dystans jest coraz bardziej widoczny. Tylko europoseł Michał Kamiński otwarcie chwali Ziobrę: "Obok premiera to najlepszy człowiek w tym rządzie". Jednoznaczną ocenę wystawia Ziobrze Jarosław Kaczyński: - To znakomity minister, bardzo zdolny, ambitny, pełen zapału. Może zajść bardzo wysoko, łącznie ze stanowiskami z najwyższej półki.
Może dlatego rosną szeregi zwolenników ministra sprawiedliwości. Widzą w nim przyszłego premiera, szefa PiS albo prezydenta.
Fot: Z. Furman, K. Pacuła
Szybki szeryf
Kibole jeszcze rozwalali warszawską starówkę po zdobyciu przez Legię mistrzostwa Polski, a w budynku Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro już uruchamiał strategię walki ze stadionowymi bandytami. Dzwonił do prokuratorów we Wrocławiu i Katowicach, najbardziej doświadczonych w pacyfikowaniu zadym z udziałem kiboli. Postawił na nogi wszystkich swoich zastępców. Jeśli byłaby taka potrzeba, mieli ściągnąć wszystkich warszawskich prokuratorów. Kilka godzin później 40 warszawskich prokuratorów już pracowało nad tą sprawą. Dwa dni później Ziobro uderzył jeszcze mocniej. O godzinie 11.00 do Ministerstwa Finansów wkroczyli funkcjonariusze CBŚ i zatrzymali wysokich urzędników podejrzanych o udział w przestępczym układzie.
Trzydziestosześcioletni minister sprawiedliwości wypowiedział wojnę chuliganom, mafiosom, nobliwym sędziom i znanym adwokatom broniącym korporacyjnych przywilejów. I wypowiada opinie bardzo źle przyjmowane przez lewicowo-liberalne środowiska opiniotwórcze. "Gazeta Wyborcza" wręcz masakruje go przy każdej okazji, a profesorowie prawa piszą listy protestacyjne. Tzw. autorytety manifestacyjnie rezygnują ze współpracy z Ziobrą. A w ministerstwie praca wre jak nigdy wcześniej. Aż 40 zespołów opracowuje nowe regulacje prawne. Ziobro chce zaostrzenia polityki karnej, wprowadzenia 24-godzinnych sądów, alternatywnych kar, obrączkowania przestępców. - Bliski jest mi anglosaskie podejście do walki z przestępstwami. Anglosasi są bardzo praktyczni: myślą o tym, jak rozwiązać jakiś problem, a nie o tym, jaka ideologia za tym stoi - mówi "Wprost" Zbigniew Ziobro.
W budynku przy placu Na Rozdrożu nocą pali się zwykle jedno światło - w gabinecie Ziobry. Z dziennikarzem "Wprost" umówił się o godz. 22.00. Zwykle wychodzi z biura o 1.00. - Siedzę w pracy do 23.00, potem idę do domu, tam pracuję do drugiej, trzeciej nad ranem - mówi "Wprost" Andrzej Kryże, zastępca Ziobry. - Uważam się za człowieka, który ma dużo pomysłów, ale on ma ich więcej - mówi o swoim przełożonym prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. - Gdy zauważa jakieś ciekawe rozwiązanie za granicą, zaraz prosi, by sprawdzić, czy można je wprowadzić u nas. Jeśli tak, to natychmiast nad tym pracujemy - dodaje Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego.
Jeden ze współpracowników Ziobry opowiada, jak znajdowano ludzi do pracy w resorcie. Wertowano pisma prawnicze, a gdy znalazł się jakiś ciekawy tekst, dzwoniono do autora z propozycją spotkania. Dziś dla Ziobry pracuje już kilkuset młodych prawników.
Człowiek z zapleczem
- Dotychczas nie było na czele Ministerstwa Sprawiedliwości kogoś, kto miałby tyle determinacji, odwagi, żeby naruszać panujące tu od lat zwyczaje, przywileje, serwituty, gwarancje nieodpowiedzialności za nieprawidłowe decyzje. Bo w Polsce bycie u władzy służyło utrzymywaniu się u władzy - mówi Andrzej Kryże. Metrykalnie mógłby być ojcem ministra. Są z innych światów. Kryże pracował w prokuraturze za komuny, ma na koncie wyrok na działaczy opozycji. Ziobro trafił do antykomunistycznego PiS. Poznali się przypadkowo podczas audycji w radiowej Trójce. Ziobro uznał, że Kryże jest wybitnym specjalistą, a za swój błąd z przeszłości przeprosił.
- Dobieram wyłącznie fachowców. W resorcie nie ma żadnych polityków - mówi Ziobro. Politykiem jest tylko on. - Jest jedynym ministrem, który konsekwentnie buduje swoje zaplecze w PiS - mówi osoba z bliskiego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Ziobro konsekwentnie promuje dziesiątki młodych, oddanych ludzi w różnych miejscach - jak najmłodszego w rządzie Michała Krupińskiego, 27-letniego wiceministra sprawiedliwości, czy Kamila Kamińskiego, szefa krakowskiego portu lotniczego.
Tajniak ze spluwą
W czasie studiów Zbigniew Ziobro grał na giełdzie. Z powodzeniem. Kupił nawet za to mieszkanie w Krakowie. Gdy szło mu wyjątkowo dobrze, zadzwonił telefon. Ktoś zażądał okupu. "Nie zaznasz spokoju. Wykopiemy dół dla ciebie" - słyszał w słuchawce. Były też listy z groźbami. Zgłosił się na policję, ale ta nie zrobiła nic. - Mogłem albo ulec i im zapłacić, albo coś z tym zrobić - wspomina. Przeprowadził prywatne śledztwo. Zidentyfikował sprawców, przyniósł ich policji na talerzu. I sprawa ciągnęła się dziesięć lat: wyrok skazujący, uniewinnienie. Ziobro twierdzi, że nie odpuścił, bo ma góralską naturę. Od procesowych przeciwników nauczył się wielu sztuczek, a w sądzie poznał mankamenty aparatu sprawiedliwości.
W Warszawie często wybuchały wtedy bomby podkładane przez mafie. Restauratorzy strajkowali, bo nie chcieli płacić haraczu. Te wydarzenia Ziobro zapamiętał. I był wściekły, że nic nie można zrobić. Dlatego założył Stowarzyszenie Pomocy Ofiarom Katon. Każdy jego krok od tego momentu jest krokiem w kierunku wielkiej polityki. Wtedy było mu blisko do Forum Prawicy Demokratycznej, która później tworzyła Unię Wolności. Przez krótki czas pracował w Głównym Inspektoracie Celnym - jako oficer operacyjny. Czasem chodził z pistoletem, po cywilnemu, spotykał się z gangsterami. - Okazało się, że mam za miękkie serce. Jak jeden bandzior opowiedział mi o swoich rodzinach i dzieciach, to robiło mi się go żal. Do takiej służby trzeba większych cyników - opowiada. Ale zaraz dodaje, że wobec gangsterów trzeba być bezwzględnym.
Wielkie zero
Znajomi Ziobry pamiętają, że bardzo przeżył swoją pierwszą porażkę w walce o prezydenturę miasta. W ostatnich wyborach dostał już 120 tys. głosów - uzyskał najlepszy wynik w Polsce. Wcześniej Polska zobaczyła go podczas obrad komisji śledczej ds. Rywina. - Początkowo popełniałem wiele błędów. Mówiłem skomplikowanym językiem. Ale ja myślałem, że przygotowuję materiał procesowy dla sądu. A Rokita doskonale rozumiał, że sąd był tam, na sali, że była nim opinia publiczna - wspomina Ziobro. Dziś mówi już krótkimi, zrozumiałymi zdaniami, potrafi odpowiednio gestykulować. Czuje media. O Ziobrze wiele mówi zdarzenie sprzed kilku tygodni. Na lotnisku w Krakowie minister sprawiedliwości czekał na samolot do Warszawy. Stał z teczką w lotniskowym autobusie, nie rzucał się w oczy. Dziwił się tylko, że autobus nie rusza. Okazało się, że czekają na ważną osobistość. I po chwili na płytę lotniska wjechały samochody na sygnale. Z jednego wysiadł Zbigniew Wassermann, minister ds. służb specjalnych. To on był tą ważną osobistością.
Podczas przesłuchań w komisji ds. Rywina usłyszał od Leszka Millera: "Panie Ziobro, pan jest zerem". - To była przygoda, której nie zapomnę do końca życia. Całą noc się przygotowywałem. Przyszedłem niewyspany. Anita Błochowiak ciągle mi przeszkadzała, chciała mnie zdekoncentrować. Tomasz Nałęcz mi przerywał, a Leszek Miller nie odpowiadał na pytania. Moje powtarzane dwadzieścia razy pytania doprowadziły go do furii. Emocjonalnie to ja wygrałem, bo to go rozwścieczyło - opowiada Ziobro. - Czasem mam do siebie pretensje, że dałem się sprowokować. Być może niepotrzebnie powiedziałem to, co powiedziałem, ale on uderzył w bardzo bolesny dla mnie punkt i wykorzystał śmierć generała Papały do ataku na mnie. To się stało w ostatniej minucie tego pojedynku, zabrak-ło mi uwagi. Moje słowa umocniły pewnie pozycję pana Ziobry w jego środowisku - mówi dziś Leszek Miller.
Premier Ziobro?
Dobrą opinię o tym, co robi dziś minister sprawiedliwości, ma nawet Leszek Miller: "Daje sobie radę. Umiejętnie buduje wizerunek dzielnego szeryfa, który będzie dbał o bezpieczeństwo i na stadionach, i na ulicach, i walczył z korupcją. Teraz ma ten najważniejszy moment w karierze. Jeśli nie wykorzysta swojej pozycji do jakiejś politycznej walki, może zajść daleko. Jeśli wejdzie w polityczne walki, może wszystko stracić".
Koledzy z Prawa i Sprawiedliwości coraz częściej zaczynają się obawiać rosnącego znaczenia ministra sprawiedliwości. Premierowi Marcinkiewiczowi chwalenie Ziobry trudno przechodzi przez usta. Oficjalnie są w bardzo dobrych relacjach, ale dystans jest coraz bardziej widoczny. Tylko europoseł Michał Kamiński otwarcie chwali Ziobrę: "Obok premiera to najlepszy człowiek w tym rządzie". Jednoznaczną ocenę wystawia Ziobrze Jarosław Kaczyński: - To znakomity minister, bardzo zdolny, ambitny, pełen zapału. Może zajść bardzo wysoko, łącznie ze stanowiskami z najwyższej półki.
Może dlatego rosną szeregi zwolenników ministra sprawiedliwości. Widzą w nim przyszłego premiera, szefa PiS albo prezydenta.
DWANAŚCIE PRAC ZIOBRY |
---|
|
Fot: Z. Furman, K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 21/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.