Jeremy Rifkin redukuje człowieka do wykonawcy projektów wszechwiedzących planistów
Jeremy Rifkin to jeden z ideologów nowej lewicy, która skupia pstrokatą mieszankę: od antyglobalistycznych awanturników, po europejskich socjalistów - niezwykle wpływową grupę w łonie UE. Jest profesorem ekonomii w renomowanej Wharton School w Pensylwanii. Jako działacz lewackich ruchów był aktywnym przeciwnikiem zaangażowania Stanów Zjednoczonych w Wietnamie. Ten doradca socjalistycznych i zielonych partii Europy oraz Komisji Europejskiej jest uznawany za patrona wprowadzenia 35-godzinnego dnia pracy we Francji. Jego poglądy stały się sądami obiegowymi w środowiskach lewicy i często są powtarzane jako pewniki również poza nimi.
Perspektywy postępu
Rifkin zdobył sławę książką "Koniec pracy", którą można uznać za kamień węgielny jego systemu. Podstawowa jej teza jest trywialna. Postęp techniczny prowadzi do utraty miejsc pracy, do dramatów i konfliktów, pogłębienia rozziewu między pracownikami zabiegającymi o zatrudnienie (i coraz częściej bezrobotnymi) a pracodawcami i wąską grupą wysoko wyspecjalizowanych technokratów. Odpowiedzią na to zagrożenie ma być daleko idąca odgórna "regulacja" rynku, służąca równomiernej lokalizacji rynków pracy i precyzyjnemu planowaniu nowego społeczno-ekonomicznego ładu.
Przerażenie postępem technicznym po raz pierwszy pojawiło się wraz z rewolucją przemysłową w Anglii pod koniec XVIII wieku. Ruch luddystów propagował wówczas niszczenie maszyn. Rifkinowie owych czasów operowali bezbłędną logiką - jeśli maszyna zastąpi pracę dziesięciu osób, a obsługiwana będzie przez jedną, to oczywiste jest, że dziewięć zostanie bezrobotnych. Przerażeni postępem technicznym wiedzieli, że człowiekowi potrzebne są jedzenie, mieszkanie i osłona przed zimnem, resztę uznawali za zbyteczny luksus. Jeśli więc maszyny będą wykonywać za człowieka pracę zaspokajającą jego podstawowe potrzeby, to nie ma szans, by większość ludzi znalazła zatrudnienie.
Doświadczenie ludzkości pokazuje, że w tym rozumowaniu tkwi podstawowy błąd. Ludzie znajdują bowiem pracę w nie istniejących wcześniej dziedzinach aktywności. Jedne wynalazki pociągają za sobą inne, jedne odkrycia otwierają perspektywę kolejnych. Produkcja dóbr podstawowych stanowi minimalną część współczesnego przemysłu, który zdominowały zupełnie niepojęte wcześniej przedsięwzięcia. Komu pod koniec XIX wieku przyszłoby do głowy, jakie znaczenie odegra pół wieku później przemysł samochodowy wraz z infrastrukturą? Kto był w stanie przewidzieć obecne znaczenie komputeryzacji?
Postęp ma charakter skokowy. Człowiek nie doskonali w nieskończoność przyswojonych już technik, lecz tworzy nieznane wcześniej obszary działania.
Twórcza destrukcja
Oczywiście, historia materialnego postępu, tak jak historia ludzkości, nie jest pasmem harmonijnego rozwoju i obfituje w dramatyczne konflikty, a nawet tragedie. Ludzie zmuszeni do porzucenia wcześniejszego trybu życia odczuwają to początkowo jako sporą dolegliwość, a niektórzy nie potrafią się dostosować do nowych warunków. Wraz ze zmianą tradycyjnych porządków kruszeje ład kulturowy. Okazuje się, że kraje, które ominęły szoki kolejnych rewolucji przemysłowych, nie uniknęły konfliktów na dużo większą skalę. Zwykle zresztą idealizujemy minioną rzeczywistość, co widać w idyllicznych opisach Anglii przed rewolucją przemysłową, która miała dokonać jej destrukcji. Biorąc pod uwagę, że wraz z tą rewolucją nastąpił gwałtowny przyrost ludności, należy sądzić, że warunki życia się poprawiły i za anomalię zaczęto uważać to, z czym wcześniej godzono się jak z prawem natury, na przykład epidemie głodu. Może się zdarzyć, że postęp wiąże się z krótkotrwałym regresem gospodarczym, który jest ceną późniejszego wzrostu, tak jak inwestycje wiążą się z czasowym zaciskaniem pasa, a przecież prowadzą do wzrostu bogactwa.
Joseph Schumpeter określał zasadę działania przedsiębiorcy jako "twórczą destrukcję". Postęp niszczy tradycyjne formy gospodarowania, zastępując je nowymi. Największym problemem jest destrukcyjny element, który materialny postęp wnosi w moralność publiczną. Opisywany jest on jako zużywanie przez kapitalizm "kapitału społecznego", a więc zespołu norm budujących społeczną spójność. Okazuje się jednak, jak twierdzi choćby Francis Fukuyama, że gospodarka rynkowa przez kult pracy i dyscyplinę odbudowuje cnoty, które zanikają wraz z rozpadem tradycyjnych wspólnot.
Można przyjąć, że konserwatyzm jest postawą, która w zmieniającym się świecie chce zachować te najbardziej fundamentalne zasady, budujące tożsamość człowieka. Pielęgnuje element ciągłości i usiłuje dostosować uniwersalne normy do nowych warunków, umożliwiając człowiekowi zadomowienie się w świecie ciągle zaskakującym go zmianami.
Ratowanie ludzkości
Podejście Rifkina jest diametralnie odmienne. Ciężki wysiłek (nawet intelektualny), który wywołuje u człowieka stres - oburza go. Skrócenie czasu pracy to dla niego wielkie osiągnięcie cywilizacyjne i ratunek przed bezrobociem. Spod kostiumu nowoczesnej lewicy wyłania się tradycyjna socjalistyczna antropologia i wizja gospodarki. Człowieka degradować mają praca, dyscyplina społeczna i zewnętrzne ograniczenia. Nie tylko utopijni socjaliści snuli obrazy doskonałego bytowania ludzi wyzwolonych z oków zawsze złej cywilizacji. Również Marks fantazjował na temat komunizmu, kiedy to każdy człowiek miał się okazać artystą i intelektualistą. Doświadczenie pokazuje, że większość ludzi wolnego czasu nie poświęca na pracę intelektualną i twórczość, ale na zajęcia, które trudno uznać za elementy doskonalenia duchowego. Bez bodźców materialnych i presji konkurencji zamiera pęd do edukacji i zdobywania kwalifikacji. Trzeba sporego lekceważenia dla ludzkich doświadczeń i dla elementarnego rozsądku, aby przyjąć, że usunięcie kulturowych norm doprowadzi do uszlachetnienia ludzkiego gatunku.
Skrócenie do 35 godzin dnia pracy we Francji ani na jotę nie zmniejszyło bezrobocia w tym kraju i w dalszej perspektywie może doprowadzić do jego zwiększenia, gdyż stało się poważnym obciążeniem dla przedsiębiorców. Rząd francuski głowi się dziś, jak się wycofać z tej regulacji. Nie popsuło to w niczym samopoczucia Rifkina ani nie spowodowało spadku jego popularności. Socjalizm jest odporny na empirię.
Oczywiście Rifkin będzie argumentować, że to nieuczciwa konkurencja narodów pracujących za dużo psuje efekty jego posunięć. Marzy mu się światowy trust mózgów, który będzie planować doskonałe rozwiązania na skalę globalną. Gdyż jeśli "światli" (partia komunistyczna, komisja UE, grupa autorytetów, organizacje pozarządowe), i to jest kolejny fundament socjalistycznego myślenia, nie wezmą odpowiedzialności za świat i nie zaplanują go w najdrobniejszym szczególe, niechybnie stoczy się on w przepaść. Wolny rynek, który jest sumą twórczego działania ogromnej liczby ludzkich podmiotów, ma zostać zastąpiony przez rygor odgórnego planowania. W tej koncepcji człowiek zostaje zredukowany do wykonawcy projektów wszechwiedzących planistów.
Inżynierowie ludzkiego świata
Można dostrzec zasadniczą sprzeczność między deklarowaną przez socjalistów wiarą w nieograniczone możliwości człowieka a obawą przed chaosem, który ma jakoby powodować jego nieskrępowana działalność. Najtrudniejszym paradoksem tej ideologii jest pogodzenie akcentowanej przez nich ludzkiej bezgrzeszności ze złem stworzonej przez ludzi cywilizacji.
O nieufności do spontanicznej kreacyjności i ładu, który powstaje w jej konsekwencji, a szerzej do porządku świata, świadczy agresja, jaką u wszelkiej maści socjalistów prowokuje metafora Adama Smitha o "niewidzialnej ręce rynku". Pokazuje ona, że niezależne od siebie i kierujące się własnym interesem przedsięwzięcia gospodarcze tworzą całościowy porządek. Tę intencję von Hayek steoretyzował w koncepcji "ładu spontanicznego". Jego zdaniem, środowisko człowieka to cywilizacja, która narastała przez tysiące lat i była poddawana weryfikacji przez kolejne pokolenia. Nieefektywne postawy i działania przegrywały z bardziej adekwatnymi do ludzkich potrzeb. Cywilizacja to wielki proces adaptacyjny, którego nie sposób rozpoznać we wszystkich jego konkretyzacjach, dlatego człowiek w większości swoich zachowań jest skazany na pozaracjonalne przyjmowanie kulturowych wzorców. Socjalistyczna próba kontrolowania i planowania działania ogromnej liczby podmiotów funkcjonujących na rynku musi się zakończyć katastrofą. W założeniu miała ona być triumfem racjonalności - w rzeczywistości jest jej zaprzeczeniem. Ekonomiści ze szkoły austriackiej (Hayek był jednym z nich) dowodzili, dlaczego precyzyjna analiza rynku, na której miało się opierać socjalistyczne planowanie, jest niemożliwa, a więc całe przedsięwzięcie jest skazane na niepowodzenie.
Koncepcja ładu spontanicznego jest współczesną wizją porządku naturalnego, który od zawsze wydawał się oczywisty dla ludzi - porządku ujawniającego się zarówno w świecie natury, jak i ludzkiej cywilizacji. Takie wyobrażenie podpowiada wręcz ludzka intuicja. To dopiero socjalizm wyposażony w naiwny scjentyzm (wiarę w rozpoznanie i kontrolowanie przez człowieka otaczającego go świata) zakwestionował je, by otworzyć perspektywę zaplanowania na nowo rzeczywistości społecznej, która miałaby być zaprzeczeniem istniejącej.
Za charakterystyczne dla socjalistycznego błędu (choć właściwe nie tylko socjalistom) można uznać ekstrapolowanie istniejących tendencji w przyszłość. W wersji groteskowej można to obserwować w rozważaniach uczonych futurologów, którzy w połowie XIX wieku zastanawiali się, jak uwolnić miasta przyszłości od ich głównej plagi, czyli końskich odchodów. Taką samą wartość mają przewidywania końca pracy spowodowanego kolejną przemysłową rewolucją.
Zdaniem Rifkina, rozwiązaniem problemów będzie III sektor, czyli organizacje pozarządowe. Ma on wchłaniać bezrobotnych i przejmować inicjatywę w kolejnych sferach życia społecznego. Utrzymywany ma być przez państwo. Jest to projekt groźny i utopijny. Organizacje pozarządowe przy dobrze funkcjonującym rynku i państwie mogą odgrywać pozytywną rolę. Już dziś jednak wiele z nich zaczyna sobie uzurpować szczególną pozycję, domagać się przywilejów i próbować zastępować rynek i demokrację. Wprowadzenie w życie projektu Rifkina stopniowo prowadziłoby do oddawania im władzy, a byłaby to władza arbitralna, sprzężona z państwową biurokracją. Rifkin nie kryje zresztą rewolucyjnego potencjału swojego projektu, pisząc, że przyszłość należy do III sektora, "gdyż cały świat zawiódł się na tradycyjnych instytucjach".
Marzenie i metoda
Swoje rozumowanie Rifkin usiłuje uczynić nieodpartym, mnożąc przykłady, które mają świadczyć o jego prawdziwości. W "Końcu pracy" polega to na demonstrowaniu kolejnych przykładów odbierania ludziom pracy przez maszyny. W natłoku tych demonstracji autor nie dostrzega, że dużo z nich przeczy głównej tezie. Rifkin opisuje na przykład ogromną skalę likwidacji tradycyjnych miejsc pracy w powojennej Ameryce. W rzeczywistości jest to demonstracja faktu, że postęp techniczny w wolnym rynku zastępuje utracone miejsca pracy nowymi. USA od końca wojny do lat 60. to radykalny wzrost stopy życiowej przy prawie nieistniejącym bezrobociu.
Postęp techniczny w książce Rifkina jawi się wręcz jako koszmar. Nowe technologie "ogłupiają" i prowadzą do utraty równowagi emocjonalnej. Można wnosić, że dla Rifkina ideałem była praca przy taśmie produkcyjnej, gdzie człowiek był rzeczywiście dodatkiem do maszyny. Rifkinowi można zarzucić nie tylko ideologiczne zacietrzewienie, ale i nieuczciwość. Opisując utratę miejsc pracy spowodowaną nowymi technologiami, nie zająknął się nawet, że statystki wskazują, iż zastępowane są one nowymi. To zresztą charakterystyczne, że ideałem dla Rifkina jest Europa, gdzie bezrobocie jest ponad dwa razy wyższe niż w USA, a porównanie bezrobocia długotrwałego, prowadzącego do społecznej degradacji, wskazuje na jeszcze większą przewagę Stanów Zjednoczonych nad Europą.
Opisy spadku dochodów Amerykanów są kolejną manipulacją statystyczną. W rzeczywistości spadają dochody tylko niewykształconych, którzy stanowią mały odsetek populacji. Opis UE jako regionu rozwijającego się szybciej niż USA mija się z prawdą, gdyż to Ameryka od dłuższego już czasu rozwija się szybciej niż kraje unii. Jakikolwiek wysiłek emocjonalno-intelektualny, który jest skutkiem wyższych aspiracji i musi się okresowo wiązać ze stresem, dla Rifkina jest skandalem. Spoza gromkich filipik przeciwko amerykańskiemu stylowi życia wyłania się ideał, który trudno nazwać inaczej niż życiem ułatwionym. Jest on dziś "europejskim marzeniem" - jak zatytułował swoją ostatnią książkę Rifkin. To, jak bardzo to marzenie jest kruche, autor przemilcza.
Ilustracja: D. Krupa
Perspektywy postępu
Rifkin zdobył sławę książką "Koniec pracy", którą można uznać za kamień węgielny jego systemu. Podstawowa jej teza jest trywialna. Postęp techniczny prowadzi do utraty miejsc pracy, do dramatów i konfliktów, pogłębienia rozziewu między pracownikami zabiegającymi o zatrudnienie (i coraz częściej bezrobotnymi) a pracodawcami i wąską grupą wysoko wyspecjalizowanych technokratów. Odpowiedzią na to zagrożenie ma być daleko idąca odgórna "regulacja" rynku, służąca równomiernej lokalizacji rynków pracy i precyzyjnemu planowaniu nowego społeczno-ekonomicznego ładu.
Przerażenie postępem technicznym po raz pierwszy pojawiło się wraz z rewolucją przemysłową w Anglii pod koniec XVIII wieku. Ruch luddystów propagował wówczas niszczenie maszyn. Rifkinowie owych czasów operowali bezbłędną logiką - jeśli maszyna zastąpi pracę dziesięciu osób, a obsługiwana będzie przez jedną, to oczywiste jest, że dziewięć zostanie bezrobotnych. Przerażeni postępem technicznym wiedzieli, że człowiekowi potrzebne są jedzenie, mieszkanie i osłona przed zimnem, resztę uznawali za zbyteczny luksus. Jeśli więc maszyny będą wykonywać za człowieka pracę zaspokajającą jego podstawowe potrzeby, to nie ma szans, by większość ludzi znalazła zatrudnienie.
Doświadczenie ludzkości pokazuje, że w tym rozumowaniu tkwi podstawowy błąd. Ludzie znajdują bowiem pracę w nie istniejących wcześniej dziedzinach aktywności. Jedne wynalazki pociągają za sobą inne, jedne odkrycia otwierają perspektywę kolejnych. Produkcja dóbr podstawowych stanowi minimalną część współczesnego przemysłu, który zdominowały zupełnie niepojęte wcześniej przedsięwzięcia. Komu pod koniec XIX wieku przyszłoby do głowy, jakie znaczenie odegra pół wieku później przemysł samochodowy wraz z infrastrukturą? Kto był w stanie przewidzieć obecne znaczenie komputeryzacji?
Postęp ma charakter skokowy. Człowiek nie doskonali w nieskończoność przyswojonych już technik, lecz tworzy nieznane wcześniej obszary działania.
Twórcza destrukcja
Oczywiście, historia materialnego postępu, tak jak historia ludzkości, nie jest pasmem harmonijnego rozwoju i obfituje w dramatyczne konflikty, a nawet tragedie. Ludzie zmuszeni do porzucenia wcześniejszego trybu życia odczuwają to początkowo jako sporą dolegliwość, a niektórzy nie potrafią się dostosować do nowych warunków. Wraz ze zmianą tradycyjnych porządków kruszeje ład kulturowy. Okazuje się, że kraje, które ominęły szoki kolejnych rewolucji przemysłowych, nie uniknęły konfliktów na dużo większą skalę. Zwykle zresztą idealizujemy minioną rzeczywistość, co widać w idyllicznych opisach Anglii przed rewolucją przemysłową, która miała dokonać jej destrukcji. Biorąc pod uwagę, że wraz z tą rewolucją nastąpił gwałtowny przyrost ludności, należy sądzić, że warunki życia się poprawiły i za anomalię zaczęto uważać to, z czym wcześniej godzono się jak z prawem natury, na przykład epidemie głodu. Może się zdarzyć, że postęp wiąże się z krótkotrwałym regresem gospodarczym, który jest ceną późniejszego wzrostu, tak jak inwestycje wiążą się z czasowym zaciskaniem pasa, a przecież prowadzą do wzrostu bogactwa.
Joseph Schumpeter określał zasadę działania przedsiębiorcy jako "twórczą destrukcję". Postęp niszczy tradycyjne formy gospodarowania, zastępując je nowymi. Największym problemem jest destrukcyjny element, który materialny postęp wnosi w moralność publiczną. Opisywany jest on jako zużywanie przez kapitalizm "kapitału społecznego", a więc zespołu norm budujących społeczną spójność. Okazuje się jednak, jak twierdzi choćby Francis Fukuyama, że gospodarka rynkowa przez kult pracy i dyscyplinę odbudowuje cnoty, które zanikają wraz z rozpadem tradycyjnych wspólnot.
Można przyjąć, że konserwatyzm jest postawą, która w zmieniającym się świecie chce zachować te najbardziej fundamentalne zasady, budujące tożsamość człowieka. Pielęgnuje element ciągłości i usiłuje dostosować uniwersalne normy do nowych warunków, umożliwiając człowiekowi zadomowienie się w świecie ciągle zaskakującym go zmianami.
Ratowanie ludzkości
Podejście Rifkina jest diametralnie odmienne. Ciężki wysiłek (nawet intelektualny), który wywołuje u człowieka stres - oburza go. Skrócenie czasu pracy to dla niego wielkie osiągnięcie cywilizacyjne i ratunek przed bezrobociem. Spod kostiumu nowoczesnej lewicy wyłania się tradycyjna socjalistyczna antropologia i wizja gospodarki. Człowieka degradować mają praca, dyscyplina społeczna i zewnętrzne ograniczenia. Nie tylko utopijni socjaliści snuli obrazy doskonałego bytowania ludzi wyzwolonych z oków zawsze złej cywilizacji. Również Marks fantazjował na temat komunizmu, kiedy to każdy człowiek miał się okazać artystą i intelektualistą. Doświadczenie pokazuje, że większość ludzi wolnego czasu nie poświęca na pracę intelektualną i twórczość, ale na zajęcia, które trudno uznać za elementy doskonalenia duchowego. Bez bodźców materialnych i presji konkurencji zamiera pęd do edukacji i zdobywania kwalifikacji. Trzeba sporego lekceważenia dla ludzkich doświadczeń i dla elementarnego rozsądku, aby przyjąć, że usunięcie kulturowych norm doprowadzi do uszlachetnienia ludzkiego gatunku.
Skrócenie do 35 godzin dnia pracy we Francji ani na jotę nie zmniejszyło bezrobocia w tym kraju i w dalszej perspektywie może doprowadzić do jego zwiększenia, gdyż stało się poważnym obciążeniem dla przedsiębiorców. Rząd francuski głowi się dziś, jak się wycofać z tej regulacji. Nie popsuło to w niczym samopoczucia Rifkina ani nie spowodowało spadku jego popularności. Socjalizm jest odporny na empirię.
Oczywiście Rifkin będzie argumentować, że to nieuczciwa konkurencja narodów pracujących za dużo psuje efekty jego posunięć. Marzy mu się światowy trust mózgów, który będzie planować doskonałe rozwiązania na skalę globalną. Gdyż jeśli "światli" (partia komunistyczna, komisja UE, grupa autorytetów, organizacje pozarządowe), i to jest kolejny fundament socjalistycznego myślenia, nie wezmą odpowiedzialności za świat i nie zaplanują go w najdrobniejszym szczególe, niechybnie stoczy się on w przepaść. Wolny rynek, który jest sumą twórczego działania ogromnej liczby ludzkich podmiotów, ma zostać zastąpiony przez rygor odgórnego planowania. W tej koncepcji człowiek zostaje zredukowany do wykonawcy projektów wszechwiedzących planistów.
Inżynierowie ludzkiego świata
Można dostrzec zasadniczą sprzeczność między deklarowaną przez socjalistów wiarą w nieograniczone możliwości człowieka a obawą przed chaosem, który ma jakoby powodować jego nieskrępowana działalność. Najtrudniejszym paradoksem tej ideologii jest pogodzenie akcentowanej przez nich ludzkiej bezgrzeszności ze złem stworzonej przez ludzi cywilizacji.
O nieufności do spontanicznej kreacyjności i ładu, który powstaje w jej konsekwencji, a szerzej do porządku świata, świadczy agresja, jaką u wszelkiej maści socjalistów prowokuje metafora Adama Smitha o "niewidzialnej ręce rynku". Pokazuje ona, że niezależne od siebie i kierujące się własnym interesem przedsięwzięcia gospodarcze tworzą całościowy porządek. Tę intencję von Hayek steoretyzował w koncepcji "ładu spontanicznego". Jego zdaniem, środowisko człowieka to cywilizacja, która narastała przez tysiące lat i była poddawana weryfikacji przez kolejne pokolenia. Nieefektywne postawy i działania przegrywały z bardziej adekwatnymi do ludzkich potrzeb. Cywilizacja to wielki proces adaptacyjny, którego nie sposób rozpoznać we wszystkich jego konkretyzacjach, dlatego człowiek w większości swoich zachowań jest skazany na pozaracjonalne przyjmowanie kulturowych wzorców. Socjalistyczna próba kontrolowania i planowania działania ogromnej liczby podmiotów funkcjonujących na rynku musi się zakończyć katastrofą. W założeniu miała ona być triumfem racjonalności - w rzeczywistości jest jej zaprzeczeniem. Ekonomiści ze szkoły austriackiej (Hayek był jednym z nich) dowodzili, dlaczego precyzyjna analiza rynku, na której miało się opierać socjalistyczne planowanie, jest niemożliwa, a więc całe przedsięwzięcie jest skazane na niepowodzenie.
Koncepcja ładu spontanicznego jest współczesną wizją porządku naturalnego, który od zawsze wydawał się oczywisty dla ludzi - porządku ujawniającego się zarówno w świecie natury, jak i ludzkiej cywilizacji. Takie wyobrażenie podpowiada wręcz ludzka intuicja. To dopiero socjalizm wyposażony w naiwny scjentyzm (wiarę w rozpoznanie i kontrolowanie przez człowieka otaczającego go świata) zakwestionował je, by otworzyć perspektywę zaplanowania na nowo rzeczywistości społecznej, która miałaby być zaprzeczeniem istniejącej.
Za charakterystyczne dla socjalistycznego błędu (choć właściwe nie tylko socjalistom) można uznać ekstrapolowanie istniejących tendencji w przyszłość. W wersji groteskowej można to obserwować w rozważaniach uczonych futurologów, którzy w połowie XIX wieku zastanawiali się, jak uwolnić miasta przyszłości od ich głównej plagi, czyli końskich odchodów. Taką samą wartość mają przewidywania końca pracy spowodowanego kolejną przemysłową rewolucją.
Zdaniem Rifkina, rozwiązaniem problemów będzie III sektor, czyli organizacje pozarządowe. Ma on wchłaniać bezrobotnych i przejmować inicjatywę w kolejnych sferach życia społecznego. Utrzymywany ma być przez państwo. Jest to projekt groźny i utopijny. Organizacje pozarządowe przy dobrze funkcjonującym rynku i państwie mogą odgrywać pozytywną rolę. Już dziś jednak wiele z nich zaczyna sobie uzurpować szczególną pozycję, domagać się przywilejów i próbować zastępować rynek i demokrację. Wprowadzenie w życie projektu Rifkina stopniowo prowadziłoby do oddawania im władzy, a byłaby to władza arbitralna, sprzężona z państwową biurokracją. Rifkin nie kryje zresztą rewolucyjnego potencjału swojego projektu, pisząc, że przyszłość należy do III sektora, "gdyż cały świat zawiódł się na tradycyjnych instytucjach".
Marzenie i metoda
Swoje rozumowanie Rifkin usiłuje uczynić nieodpartym, mnożąc przykłady, które mają świadczyć o jego prawdziwości. W "Końcu pracy" polega to na demonstrowaniu kolejnych przykładów odbierania ludziom pracy przez maszyny. W natłoku tych demonstracji autor nie dostrzega, że dużo z nich przeczy głównej tezie. Rifkin opisuje na przykład ogromną skalę likwidacji tradycyjnych miejsc pracy w powojennej Ameryce. W rzeczywistości jest to demonstracja faktu, że postęp techniczny w wolnym rynku zastępuje utracone miejsca pracy nowymi. USA od końca wojny do lat 60. to radykalny wzrost stopy życiowej przy prawie nieistniejącym bezrobociu.
Postęp techniczny w książce Rifkina jawi się wręcz jako koszmar. Nowe technologie "ogłupiają" i prowadzą do utraty równowagi emocjonalnej. Można wnosić, że dla Rifkina ideałem była praca przy taśmie produkcyjnej, gdzie człowiek był rzeczywiście dodatkiem do maszyny. Rifkinowi można zarzucić nie tylko ideologiczne zacietrzewienie, ale i nieuczciwość. Opisując utratę miejsc pracy spowodowaną nowymi technologiami, nie zająknął się nawet, że statystki wskazują, iż zastępowane są one nowymi. To zresztą charakterystyczne, że ideałem dla Rifkina jest Europa, gdzie bezrobocie jest ponad dwa razy wyższe niż w USA, a porównanie bezrobocia długotrwałego, prowadzącego do społecznej degradacji, wskazuje na jeszcze większą przewagę Stanów Zjednoczonych nad Europą.
Opisy spadku dochodów Amerykanów są kolejną manipulacją statystyczną. W rzeczywistości spadają dochody tylko niewykształconych, którzy stanowią mały odsetek populacji. Opis UE jako regionu rozwijającego się szybciej niż USA mija się z prawdą, gdyż to Ameryka od dłuższego już czasu rozwija się szybciej niż kraje unii. Jakikolwiek wysiłek emocjonalno-intelektualny, który jest skutkiem wyższych aspiracji i musi się okresowo wiązać ze stresem, dla Rifkina jest skandalem. Spoza gromkich filipik przeciwko amerykańskiemu stylowi życia wyłania się ideał, który trudno nazwać inaczej niż życiem ułatwionym. Jest on dziś "europejskim marzeniem" - jak zatytułował swoją ostatnią książkę Rifkin. To, jak bardzo to marzenie jest kruche, autor przemilcza.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 21/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.