Znowu zamiast rumianego buziaczkabędziemy pokazywać Europie swarliwą gębę
Wzwiązku z powszechnym ubolewaniem nad nadwerężonym wizerunkiem Polski w Europie zacząłem się zastanawiać, co mógłbym sam, we własnym zakresie, zrobić, aby ten wizerunek poprawić. Po głębokiej analizie przyczyn upadku wizerunku Polski doszedłem do wniosku, że najlepiej by było, gdybym przestał pisać. Odzywać się i myśleć samodzielnie. To samo dotyczy grupy, na szczęście nie tak licznej, innych publicystów, którzy szargają wizerunek Ojczyzny w oczach świata, powstrzymując się od chłostania wad narodowych i broniąc wartości w cywilizowanym świecie dawno unieważnionych. Powinniśmy właściwie, powodowani troską o wizerunek, zebrać się i wyznaczyć pełnomocnika, który w naszym imieniu prezentowałby swoje poglądy, słuszne i akceptowane w Europie. Słowem, powinniśmy zrobić to, co zrobił rząd, powołując pełnomocnika do spraw wizerunku.
Tyle że rząd popełnił błąd. Jak zawsze. Zamiast wyznaczyć na kustosza i kuratora wizerunku Polski kogoś, kto kontestowałby politykę zagraniczną rządu, walczył z faszyzacją kraju, potępiał prezydenta RP, premiera i inne organa władzy, jeździł przecinać wstęgę pani Steinbach i skarżył się na salonach na polskie barbarzyństwo, prymitywizm i niedorozwój, powołano nikomu nie znanego faceta, którego zadaniem będzie próba tłumaczenia Europie, że Polska to normalny kraj demokratyczny, a w dodatku suwerenny i mający własne priorytety polityczne. To jest wysiłek z góry skazany na jałowość. Znowu zamiast rumianego buziaczka będziemy pokazywać swarliwą gębę. Już dziś można przewidzieć, że pełnomocnik do spraw wizerunku ten wizerunek jeszcze pogorszy, zwłaszcza w "Gazecie Wyborczej".
Oczywiście, można by w ogóle olać wizerunek, jak to robią inne kraje, w których plemię piewców wizerunku nie jest tak liczne i tak fanatyczne jak u nas. Dać se siana, a nawet zrobić ze złego wizerunku atrakcję turystyczną. Imprezy "Wycieczka do Ciemnogrodu pod przewodnictwem profesora Geremka" albo "Europejczyk Szmajdziński oprowadzi was po zawłaszczonym państwie" ściągnęłyby do Polski wielu. Mogłaby rozkwitnąć turystyka ekstremalna: "Wyprawa z Senyszyn na Paradę Równości gwarantuje pobicie przez Młodzież Wszechpolską i aresztowanie". Któż by się takiej zachęcie oparł? Albo "Pielgrzymce do jądra ciemności na Jasnej Górze"? Europa waliłaby do Polski drzwiami i oknami jak do skansenu.
Z wizerunkiem jest w ogóle problem. Podobno najlepszy był w tej dziedzinie Aleksander Kwaśniewski. W 1997 r. byłem świadkiem jego występu na forum Fundacji Konrada Adenauera w Bonn. Przewodniczący tej fundacji Gerd Langguth przedstawił prezydenta RP jako komunistę od kolebki, a fakt jego zaproszenia zinterpretował nie jako znak przemian w stosunkach Polska - Niemcy, lecz w stosunkach między komunistami i antykomunistami.
W swoim wystąpieniu prezydent Kwaśniewski, chcąc sobie poprawić wizerunek, powołał się na prof. Marię Janion, a ponieważ żaden z niemieckich antykomunistów ni w ząb nie wiedział, kto to, dodał wyjaśniająco, że pani Janion odgrywa w Polsce podobną rolę jak Walter Jens w Niemczech. Powiało mrozem. Całe zbliżenie polskich komunistów z niemieckimi antykomunistami wzięli diabli, bo akurat dwa dni wcześniej z zachodnioniemieckiego Pen Clubu wystąpili prezes Związku Pisarzy Niemieckich Erich Loest, znani pisarze Ralph Giordano, Sarah Kirsch, Gźnter Kunert, a nawet Marcel Reich--Ranicki. Wystąpili na znak protestu przeciwko nazwaniu przez Waltera Jensa dysydentów NRD-owskich renegatami. Przeciwko szydzeniu z ofiar reżimu i lekceważeniu moralnych aspektów donosicielstwa.
Drugą, obok Waltera Jensa, osobistością występującą w obronie literackich konfidentów i donosicieli był Gźnter Grass, który - jak Ryszard Kalisz u nas, wciąż jeszcze bez Nagrody Nobla, nie wiadomo dlaczego - domagał się zniszczenia archiwów Stasi. Teraz się okazało, że Grass był w Waffen SS. Jest też jednym z największych orędowników Centrum Wypędzonych pani Eriki Steinbach. Bardzo ciekawa kolejność życiowych i ideowych priorytetów. Rzecz raczej dla psychologa zajmującego się skłonnościami ludzkiego umysłu do ulegania ideologiom. Mnie interesuje w tym wszystkim wizerunek. Na początek Grassa, czy się poprawił, czy pogorszył. I kiedy był najlepszy - w SS, podczas zwalczania lustracji czy przy wspieraniu Steinbach. Ciekawe także, jak to wszystko wpłynęło na wizerunek Niemiec. Chyba mniej niż na wizerunek Polski odwołanie wizyty Marcinkiewicza w Berlinie, który lekkomyślnie stracił okazję spotkania z Grassem.
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Tyle że rząd popełnił błąd. Jak zawsze. Zamiast wyznaczyć na kustosza i kuratora wizerunku Polski kogoś, kto kontestowałby politykę zagraniczną rządu, walczył z faszyzacją kraju, potępiał prezydenta RP, premiera i inne organa władzy, jeździł przecinać wstęgę pani Steinbach i skarżył się na salonach na polskie barbarzyństwo, prymitywizm i niedorozwój, powołano nikomu nie znanego faceta, którego zadaniem będzie próba tłumaczenia Europie, że Polska to normalny kraj demokratyczny, a w dodatku suwerenny i mający własne priorytety polityczne. To jest wysiłek z góry skazany na jałowość. Znowu zamiast rumianego buziaczka będziemy pokazywać swarliwą gębę. Już dziś można przewidzieć, że pełnomocnik do spraw wizerunku ten wizerunek jeszcze pogorszy, zwłaszcza w "Gazecie Wyborczej".
Oczywiście, można by w ogóle olać wizerunek, jak to robią inne kraje, w których plemię piewców wizerunku nie jest tak liczne i tak fanatyczne jak u nas. Dać se siana, a nawet zrobić ze złego wizerunku atrakcję turystyczną. Imprezy "Wycieczka do Ciemnogrodu pod przewodnictwem profesora Geremka" albo "Europejczyk Szmajdziński oprowadzi was po zawłaszczonym państwie" ściągnęłyby do Polski wielu. Mogłaby rozkwitnąć turystyka ekstremalna: "Wyprawa z Senyszyn na Paradę Równości gwarantuje pobicie przez Młodzież Wszechpolską i aresztowanie". Któż by się takiej zachęcie oparł? Albo "Pielgrzymce do jądra ciemności na Jasnej Górze"? Europa waliłaby do Polski drzwiami i oknami jak do skansenu.
Z wizerunkiem jest w ogóle problem. Podobno najlepszy był w tej dziedzinie Aleksander Kwaśniewski. W 1997 r. byłem świadkiem jego występu na forum Fundacji Konrada Adenauera w Bonn. Przewodniczący tej fundacji Gerd Langguth przedstawił prezydenta RP jako komunistę od kolebki, a fakt jego zaproszenia zinterpretował nie jako znak przemian w stosunkach Polska - Niemcy, lecz w stosunkach między komunistami i antykomunistami.
W swoim wystąpieniu prezydent Kwaśniewski, chcąc sobie poprawić wizerunek, powołał się na prof. Marię Janion, a ponieważ żaden z niemieckich antykomunistów ni w ząb nie wiedział, kto to, dodał wyjaśniająco, że pani Janion odgrywa w Polsce podobną rolę jak Walter Jens w Niemczech. Powiało mrozem. Całe zbliżenie polskich komunistów z niemieckimi antykomunistami wzięli diabli, bo akurat dwa dni wcześniej z zachodnioniemieckiego Pen Clubu wystąpili prezes Związku Pisarzy Niemieckich Erich Loest, znani pisarze Ralph Giordano, Sarah Kirsch, Gźnter Kunert, a nawet Marcel Reich--Ranicki. Wystąpili na znak protestu przeciwko nazwaniu przez Waltera Jensa dysydentów NRD-owskich renegatami. Przeciwko szydzeniu z ofiar reżimu i lekceważeniu moralnych aspektów donosicielstwa.
Drugą, obok Waltera Jensa, osobistością występującą w obronie literackich konfidentów i donosicieli był Gźnter Grass, który - jak Ryszard Kalisz u nas, wciąż jeszcze bez Nagrody Nobla, nie wiadomo dlaczego - domagał się zniszczenia archiwów Stasi. Teraz się okazało, że Grass był w Waffen SS. Jest też jednym z największych orędowników Centrum Wypędzonych pani Eriki Steinbach. Bardzo ciekawa kolejność życiowych i ideowych priorytetów. Rzecz raczej dla psychologa zajmującego się skłonnościami ludzkiego umysłu do ulegania ideologiom. Mnie interesuje w tym wszystkim wizerunek. Na początek Grassa, czy się poprawił, czy pogorszył. I kiedy był najlepszy - w SS, podczas zwalczania lustracji czy przy wspieraniu Steinbach. Ciekawe także, jak to wszystko wpłynęło na wizerunek Niemiec. Chyba mniej niż na wizerunek Polski odwołanie wizyty Marcinkiewicza w Berlinie, który lekkomyślnie stracił okazję spotkania z Grassem.
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Więcej możesz przeczytać w 33/34/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.