W Warszawie PiS ma miażdżącą przewagę nad innymi partiami. Winę za to ponoszą Marcinkiewicz i telewizja
Niestety, nie dysponuję ani odpowiednim zespołem ludzi, ani stosowną aparaturą poznawczą, by monitorować częstotliwość pojawiania się w mediach osoby i czynów bezdomnego Huberta z Dworca Centralnego. Wiem tyle, co sam zauważę, to znaczy, że symbol walki o wolność słowa wystąpił w programie Tomasza Lisa "Co z tą Polską?" i na tytułowe pytanie nie odpowiedział: a chuj. Byłoby jednak interesujące poznać rezultaty badań porównawczych dotyczących tego, czy Hubert występował w mediach częściej niż Schetyna albo Napieralski. Oczywiście wraz z komentarzem ekspertów, co z tego wynika dla demokracji, bezstronności mediów i jakości debaty publicznej w Polsce.
W naszym kraju tylko dwie instytucje zajmują się porównawczym monitorowaniem mediów. Są to Fundacja Batorego i PO. Specjaliści z Batorego sporządzili bilans, z którego wynika, że telewizja publiczna poświęca PiS 60 proc. czasu w "Wiadomościach". Informacje o platformie zajmują 23 proc. czasu, o LPR - 27 proc., a o Samoobronie - 17 proc. Razem wychodzi 127 proc., więc nic dziwnego, że dla PSL czy SLD nie ma już miejsca. W programach lokalnych jest jeszcze gorzej. W Warszawie PiS ma miażdżącą przewagę nad innymi partiami, bo aż 86 proc. zapowiedzi, których informacji warto wysłuchać, wskazuje na tę partię. Winę za taki stan rzeczy dzielą między siebie Kazimierz Marcinkiewicz i telewizja. Marcinkiewicz uczestniczy w różnych wydarzeniach, a telewizja skwapliwie to pokazuje - stwierdzili eksperci z Batorego. Jedyna rada, to żeby Marcinkiewicz przestał uczestniczyć. Ale niepewna, bo skwapliwi dziennikarze mogą go przecież stronniczo pokazywać, jak nie uczestniczy.
Jeśli - tak jak w wypadku Marcinkiewicza - zaliczono na plus Prawu i Sprawiedliwości relacje telewizyjne z działalności prezydenta, premiera i większości ministrów, to stajemy przed poważnym problemem. Trzeba będzie w imię apartyjności powołać rząd złożony z bezpartyjnych, ale to znowu grozi medialnym kultem jednostki albo nawet wielu jednostek. Jeśli będą to jednostki niewłaściwe, Batory może tego nie znieść i wyprowadzi się do Pskowa.
Ranking partyjny, będący rezultatem monitoringu, nic nie mówi na temat tego, co i jak relacjonowano w "Wiadomościach". Dobrze czy źle. Oczywiście, wedle przedwojennej maksymy, to wszystko jedno, byle z nazwiskiem. Ciekawi mnie bardzo, czy gdyby TVP uruchomiła kanał Kryminalistyka i Kryminologia, to czy wszedłby on w zakres monitoringu i wspominanie w nim o politykach (polityk zgwałcił, ukradł, sfałszował listy wyborcze, był TW i tak dalej) też zostałoby zaliczone do partyjnej propagandy, a jeśli tak, to komu - partii, z której się delikwent wywodzi, czy przeciwnie, konkurencji? Ciężka sprawa, jeden by tak, drugi by tak. I by były dwa bytaki.
PO, która też monitoruje, nie bawi się w statystyki, tylko gromi sprzedajność dziennikarzy. Oczywiście nie wszystkich. Po raporcie i przeprosinach duch walki o uczciwość dziennikarską nie został w PO stłumiony. Poseł Rafał Grupiński napisał ostatnio w "Gazecie Wyborczej": "Przecież po każdym najszkodliwszym nawet posunięciu ekipy rządzącej na drugi dzień do ČSygnałów dniaÇ czy studia TV przyjdzie polityk PiS lub komentator życzliwy tej partii i opowie o kolejnych sukcesach ekipy Kaczyńskiego. A potem wyskrobie elaborat o tychże sukcesach w ČRzeczpospolitejÇ". A przecież mógłby taki wyskrobek jeden z drugim pójść do TVN albo do "Gazety Wyborczej" i zrobić przeciwnie.
Mam pocieszenie dla Grupińskiego. Są jeszcze bezstronni dziennikarze. Niedawno zapisałem sobie tekst informacji przekazanej ludowi przez "Fakty" TVN: "Mimo trudnej sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej premier znalazł czas, zapewne wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu, aby spotkać się z trenerem Beenhakkerem". Oto wzór rzeczowości informacyjnej i bezstronności. Tu Polska tonie, galopująca inflacja, głód, sąsiedzi szykują kolejny rozbiór, Białoruś ogłosiła mobilizację, czołgi na granicy, a premier nie ma nic lepszego do roboty niż cynicznie spotykać się z trenerem piłkarskim. Oto jest przykład rzetelności i odwagi dziennikarskiej. Brawo. Stanowczo Fundacja Batorego powinna się zająć promowaniem takich uczciwych postaw zawodowych. PO już się zajmuje. Witaj, jutrzenko swobody, zbawienia za tobą słońce.
W naszym kraju tylko dwie instytucje zajmują się porównawczym monitorowaniem mediów. Są to Fundacja Batorego i PO. Specjaliści z Batorego sporządzili bilans, z którego wynika, że telewizja publiczna poświęca PiS 60 proc. czasu w "Wiadomościach". Informacje o platformie zajmują 23 proc. czasu, o LPR - 27 proc., a o Samoobronie - 17 proc. Razem wychodzi 127 proc., więc nic dziwnego, że dla PSL czy SLD nie ma już miejsca. W programach lokalnych jest jeszcze gorzej. W Warszawie PiS ma miażdżącą przewagę nad innymi partiami, bo aż 86 proc. zapowiedzi, których informacji warto wysłuchać, wskazuje na tę partię. Winę za taki stan rzeczy dzielą między siebie Kazimierz Marcinkiewicz i telewizja. Marcinkiewicz uczestniczy w różnych wydarzeniach, a telewizja skwapliwie to pokazuje - stwierdzili eksperci z Batorego. Jedyna rada, to żeby Marcinkiewicz przestał uczestniczyć. Ale niepewna, bo skwapliwi dziennikarze mogą go przecież stronniczo pokazywać, jak nie uczestniczy.
Jeśli - tak jak w wypadku Marcinkiewicza - zaliczono na plus Prawu i Sprawiedliwości relacje telewizyjne z działalności prezydenta, premiera i większości ministrów, to stajemy przed poważnym problemem. Trzeba będzie w imię apartyjności powołać rząd złożony z bezpartyjnych, ale to znowu grozi medialnym kultem jednostki albo nawet wielu jednostek. Jeśli będą to jednostki niewłaściwe, Batory może tego nie znieść i wyprowadzi się do Pskowa.
Ranking partyjny, będący rezultatem monitoringu, nic nie mówi na temat tego, co i jak relacjonowano w "Wiadomościach". Dobrze czy źle. Oczywiście, wedle przedwojennej maksymy, to wszystko jedno, byle z nazwiskiem. Ciekawi mnie bardzo, czy gdyby TVP uruchomiła kanał Kryminalistyka i Kryminologia, to czy wszedłby on w zakres monitoringu i wspominanie w nim o politykach (polityk zgwałcił, ukradł, sfałszował listy wyborcze, był TW i tak dalej) też zostałoby zaliczone do partyjnej propagandy, a jeśli tak, to komu - partii, z której się delikwent wywodzi, czy przeciwnie, konkurencji? Ciężka sprawa, jeden by tak, drugi by tak. I by były dwa bytaki.
PO, która też monitoruje, nie bawi się w statystyki, tylko gromi sprzedajność dziennikarzy. Oczywiście nie wszystkich. Po raporcie i przeprosinach duch walki o uczciwość dziennikarską nie został w PO stłumiony. Poseł Rafał Grupiński napisał ostatnio w "Gazecie Wyborczej": "Przecież po każdym najszkodliwszym nawet posunięciu ekipy rządzącej na drugi dzień do ČSygnałów dniaÇ czy studia TV przyjdzie polityk PiS lub komentator życzliwy tej partii i opowie o kolejnych sukcesach ekipy Kaczyńskiego. A potem wyskrobie elaborat o tychże sukcesach w ČRzeczpospolitejÇ". A przecież mógłby taki wyskrobek jeden z drugim pójść do TVN albo do "Gazety Wyborczej" i zrobić przeciwnie.
Mam pocieszenie dla Grupińskiego. Są jeszcze bezstronni dziennikarze. Niedawno zapisałem sobie tekst informacji przekazanej ludowi przez "Fakty" TVN: "Mimo trudnej sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej premier znalazł czas, zapewne wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu, aby spotkać się z trenerem Beenhakkerem". Oto wzór rzeczowości informacyjnej i bezstronności. Tu Polska tonie, galopująca inflacja, głód, sąsiedzi szykują kolejny rozbiór, Białoruś ogłosiła mobilizację, czołgi na granicy, a premier nie ma nic lepszego do roboty niż cynicznie spotykać się z trenerem piłkarskim. Oto jest przykład rzetelności i odwagi dziennikarskiej. Brawo. Stanowczo Fundacja Batorego powinna się zająć promowaniem takich uczciwych postaw zawodowych. PO już się zajmuje. Witaj, jutrzenko swobody, zbawienia za tobą słońce.
Więcej możesz przeczytać w 46/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.