Może Gałczyńskiemu w Praniu zainstalować "gablotkę agenta", a Czechowiczowi w Lublinie "pedogablotkę"?
Dreszcz, który przebiegł ojczyznę od Tatr do Bałtyku, zachwycił mnie - z zastrzeżeniem. Powód zachwytu jest oczywisty: na Krupówkach stanie Muzeum Małysza! Zastrzeżenie jest drobne i dotyczy aranżacji. Skromnie wnoszę, aby muzeum było obrotowe. Co technicznie wykonalne, a ideowo wręcz konieczne. Od frontu walnęłoby się w lastriko ze złotymi gwiazdkami: "Świątynia dumy narodowej" czy podobnie. Co byłoby eksponowane w fazie, gdy Małysz szczytuje. Od tyłu dałoby się kredą na sadzy: "Dom hańby narodowej" - w fazie, gdy Małysz lata niżej i aspiracji milionów nie spełnia. I w razie potrzeby tył przekręcałoby się na przód.
Bo dziś Muzeum Małysza może być zdobione wstążkami i jedliną z góralskich świerków jak kapliczka pod Bukowiną Tatrzańską. A jutro może być obrzucone zgniłymi jajami. Zależy, jaka będzie amplituda uczuć rodaków. Nie tak dawno przecież Adam fruwał wysoko, a trybuny i "Trybuny" zachłystywały się, że "Polski orzeł", że "Tutaj lata nasz mistrz świata", że "Skoczek z żelaza". I podobne poezje. Kiedy jednak Małysz dołował, to się posypało: "Etatowy nielot", "Won cieniasie!". I to najgorsze: "To nie jest Polak. Bo każdy Polak to katolik!". A Małysz - wiadomo - luter spod ciemnej gwiazdy.
Dreszcze zresztą przebiegają w kwestii i innych muzeów. Pół wieku hołdownicy poezji odwiedzali koszmarek w leśniczówce Pranie. I jakoś z tym żyli. Koszmarek polegał na tym, że w mazurskiej leśniczówce, którą Konstanty Ildefons Gałczyński opisał co do jednej lampy naftowej, gości witały jarzeniówki, dykta pociągnięta na biało i lampa naftowa - pod szkłem, oczywiście. A teraz tylko patrzeć, jak się okaże, że Gałczyński był "agentem wpływu". Kto się w gabinecie naczelnego "Przekroju" zamykał z redaktorem Eile i poprawiał Hermenegildzie Kociubińskiej puenty na politycznie słuszne w sezonie 1952? No, to może się Gałczyńskiemu w Praniu zainstaluje bodaj "gablotkę agenta"?
Dreszcze przebiegają i w pomniejszych kwestiach. Taki poeta pedofil Józef Czechowicz ma od 40 lat swoje muzeum w Lublinie. Muzeum jest, bo poeta tworzył różne rzeczy i wyrabiał różne rzeczy przed wojną, kiedy to kodeks karny był w Lublinie książką stosowaną wyrywkowo. Zwłaszcza wobec poetów. Gdyby romanse Czechowicza z chłopczykami rozgrywały się dzisiaj, Czechowicz miałby nie muzeum, ale wspólną celę z terapeutą Samsonem. Więc może wcisnąć tam w róg bodaj skromną "pedogablotkę"? Żeby nasze narodowe poczucie było bardziej obrotowe.
Bo dziś Muzeum Małysza może być zdobione wstążkami i jedliną z góralskich świerków jak kapliczka pod Bukowiną Tatrzańską. A jutro może być obrzucone zgniłymi jajami. Zależy, jaka będzie amplituda uczuć rodaków. Nie tak dawno przecież Adam fruwał wysoko, a trybuny i "Trybuny" zachłystywały się, że "Polski orzeł", że "Tutaj lata nasz mistrz świata", że "Skoczek z żelaza". I podobne poezje. Kiedy jednak Małysz dołował, to się posypało: "Etatowy nielot", "Won cieniasie!". I to najgorsze: "To nie jest Polak. Bo każdy Polak to katolik!". A Małysz - wiadomo - luter spod ciemnej gwiazdy.
Dreszcze zresztą przebiegają w kwestii i innych muzeów. Pół wieku hołdownicy poezji odwiedzali koszmarek w leśniczówce Pranie. I jakoś z tym żyli. Koszmarek polegał na tym, że w mazurskiej leśniczówce, którą Konstanty Ildefons Gałczyński opisał co do jednej lampy naftowej, gości witały jarzeniówki, dykta pociągnięta na biało i lampa naftowa - pod szkłem, oczywiście. A teraz tylko patrzeć, jak się okaże, że Gałczyński był "agentem wpływu". Kto się w gabinecie naczelnego "Przekroju" zamykał z redaktorem Eile i poprawiał Hermenegildzie Kociubińskiej puenty na politycznie słuszne w sezonie 1952? No, to może się Gałczyńskiemu w Praniu zainstaluje bodaj "gablotkę agenta"?
Dreszcze przebiegają i w pomniejszych kwestiach. Taki poeta pedofil Józef Czechowicz ma od 40 lat swoje muzeum w Lublinie. Muzeum jest, bo poeta tworzył różne rzeczy i wyrabiał różne rzeczy przed wojną, kiedy to kodeks karny był w Lublinie książką stosowaną wyrywkowo. Zwłaszcza wobec poetów. Gdyby romanse Czechowicza z chłopczykami rozgrywały się dzisiaj, Czechowicz miałby nie muzeum, ale wspólną celę z terapeutą Samsonem. Więc może wcisnąć tam w róg bodaj skromną "pedogablotkę"? Żeby nasze narodowe poczucie było bardziej obrotowe.
Więcej możesz przeczytać w 46/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.