Kolejny dowód na to, że Bowie wcale nas nie opuścił. Kanon piosenek Davida w wersjach artystów występujących w nowojorskiej wersji musicalu z początku tego roku jest albo bardzo podobny do jego wykonań, albo kreatywnie zinterpretowany sposób daleki od standardowych, zahaczających o karaoke usicalowych wykonań (a mnóstwo takich znamy przecież podobnych przedstawień poświęconych twórczości innych ielkich twórców muzyki popularnej). Nagrań dokonano w niewykłej, żałobnej atmosferze dzień po śmierci artysty. Wisienką a torcie jest druga płyta, wyprodukowana przez wiernego ruha artysty Tony’ego Viscontiego, z czterema autorskimi tworami Bowiego: od tytułowego „Lazarusa” łączącego ożegnalny album Bowiego „Blackstar” z obecnym wydawictwem po trzy premiery dowodzące, że aż do końca muzyk ksperymentował z brzmieniem, działając w rejonach bliskich a przykład Radiohead. Musical wejdzie w najbliższych dniach a deski londyńskiego West Endu. Dopiero z perspektywy czasu idzimy, jak precyzyjnie David Bowie ułożył w ostatnich latach wój artystyczny testament – od wystawy w Victoria and Albert useum po „Lazarusa” właśnie. Należy mieć nadzieję, że to ciąż jeszcze niefinałowy rozdział.
David Bowie „Lazarus”
(ścieżka dźwiękowa musicalu) Sony
Lepsze przyjacielem dobrego
Wydana w 1997 r. „Be Here Now” miała być najważniejszą płytą epoki, nagraną przez największy zespół globu. Ale forma przerosła treść i album nie dorastał do pięt dwóm poprzednim produkcjom grupy. Paradoksalnie nowa, trzypłytowa wersja tamtego wydawnictwa jest znacznie bardziej interesująca, a to przez bonusowy materiał: energetyczne nagrania koncertowe, surowe demówki i wreszcie zaskakujący akustyczny cover muzycznej ikony epoki, czyli „Setting Sun” The Chemical Brothers. Pamiątka rockowych czasów, które już nie wrócą.
Oasis „Be Here Now (deluxe)”
Sony
Olbrzym delikatności
Wzruszające pożegnanie rockowego barda wyprodukowane mniej ascetycznie niż Cohenowy standard przez jego syna Adama. Duchowość tekstów jest raczej ponadczasowa niż dosłowna i przypomina kanoniczny album artysty „Songs of Love and Hate”. Charakterystyczny wokal zamiast nonszalancji reprezentuje raczej zrezygnowaną powagę. Najważniejszy, tytułowy utwór odwołuje się do pochodzenia artysty i tak jak wszystkie pomieszczone tu nagrania zahacza o wątki z całej jego twórczości. Wielka, monumentalna i skromna zarazem płyta.
Leonard Cohen „You Want It Darker”
Sony
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.