5 maja 1945 r. 77. Dywizja Piechoty armii USA, szturmująca pozycje japońskie na Okinawie czekała tylko na jednego człowieka: był nim skromny szeregowiec Desmond Doss, który z powodu przekonań religijnych nie nosił nawet broni. Sanitariusz miał mieć tego dnia wolne, bo akurat wypadała sobota, dzień, w którym tacy jak on członkowie Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego świętują szabas, powstrzymując się, podobnie jak Żydzi, od jakiejkolwiek pracy. Normalnie Doss spędziłby ten dzień na modlitwach, ale ponieważ był jedynym sanitariuszem w kompanii B 307 batalionu piechoty, który pozostał przy życiu, zgodził się tego dnia skrócić swoje rytuały. Poprosił tylko o trochę czasu na modlitwę. Prośba, przekazana dowódcy kompanii, trafiła na najwyższy szczebel. Ostateczny atak na silnie ufortyfikowany grzbiet skalny trzeba było wstrzymać do czasu, aż Desmond Doss skończy czytać Biblię. Nikt jednak nie narzekał, że szeregowiec pacyfista, który jako pewnie jedyny wówczas człowiek w amerykańskiej armii odmawia noszenia broni i udziału w walce, karze czekać na sygnał do ataku. Czegóż nie robi się dla człowieka, który okazał się jednym z największych bohaterów wojny na Pacyfiku.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.