Holenderska Kanadyjka broni niezależności Wielkiej Brytanii
Gdy Szwed Sven Goran Eriksson został w 2001 r. trenerem piłkarskiej reprezentacji Anglii, brytyjska prasa nie pozostawiła na nim suchej nitki. Do końca jego pracy, czyli do Mundialu w Niemczech, nie pogodziła się z tym, że to obcokrajowiec odpowiada za wyniki dumy Albionu. W tym samym 2001 r. na czele innego brytyjskiego symbolu, londyńskiej giełdy, stanęła wychowana w Kanadzie Holenderka Clara Furse. Ale Brytyjczycy - inaczej niż w wypadku Erikssona - szybko zaakceptowali "obcą". Co więcej, coraz częściej mówi się o niej jako o jednym z najlepszych szefów w ponaddwóchsetletniej historii London Stock Exchange (LSE). Coraz częściej porównuje się ją do Margaret Thatcher. - Furse zbiera komplementy, bo odnosi kolejne sukcesy jako szefowa giełdy, z czego największy to obrona jej niezależności. Gdyby LSE dostała się w ręce obcego kapitału, Londyn straciłby wiele ze swego blasku, trudno byłoby o nim dalej mówić jako o stolicy światowych finansów. Na szczęście Furse do tego nie dopuszcza - mówi "Wprost" prof. Gregory Connor, ekonomista London School of Economics.
Zaloty Rhetta Butlera
Urzędowanie Furse wyglądało początkowo jak nowa wersja "Przeminęło z wiatrem" - tylko przeniesiona w świat finansów. Robert Greifeld, szef nowojorskiego Nasdaq, wcielił się w rolę Rhetta Butlera i, wykorzystując urok dżentelmena, próbował przekonać Furse do oddania jej najcenniejszego skarbu - londyńskiej giełdy. Furse świetnie wyczuła konwencję i jej pierwsze reakcje do złudzenia przypominały zachowanie Scarlett O'Hary. Wprawdzie konsekwentnie odrzucała zaloty Greifelda, ale jej zachowanie wyglądało na grę mającą odwlec moment, kiedy w końcu ulegnie "Butlerowi Nasdaq". Tymczasem nic takiego się nie działo. O ile składając pierwszą ofertę (0,9 funta za akcję) w marcu ubiegłego roku Greifeld zachowywał jeszcze pozory bycia dżentelmenem, o tyle już jego ostatnia propozycja (1,243 funta za akcję) została jednoznacznie określona jako próba wrogiego przejęcia. Tylko zachowanie Furse było niezmienne - za każdym razem z uśmiechem odpowiadała "nie". A akcjonariuszom mówiła: nie sprzedawajcie akcji Nasdaq, gdyż się to nie opłaca (nowojorski parkiet skupił 28,75 proc. akcji londyńskiego).
Odmowa, z jaką spotkał się Greifeld, przyszła Furse tym łatwiej, gdyż nie był on jej pierwszym zalotnikiem, od kiedy została szefową LSE. Wcześniej kilkukrotnie odmówiła fuzji z inną giełdą. Pierwszy szczęścia w 2004 r. próbował Werner Seifert, szef Deutsche Börse. Później podchody pod LSE rozpoczął Euronext. Jego szef, Jean-Franois Théodore, po wcześniejszej konsolidacji parkietów w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli i Lizbonie, liczył na to, że po połączeniu sił z giełdą londyńską stworzy najpotężniejszy parkiet na świecie, którego obroty przebiją New York Stock Exchange (NYSE). On także odszedł z kwitkiem. Po nim swoich szans próbowali jeszcze skandynawska giełda OMX oraz australijski bank Macquarie.
Pod rządami Furse LSE wyrobiła sobie markę parkietu umożliwiającego świetny start debiutantom z całego świata. Na 25 największych ofert publicznych na świecie w 2006 r. tylko jedna pojawiła się w Nowym Jorku, a szesnaście w Londynie. - Amerykanie są skrępowani ustawą Sarbanes-Oxley [wprowadzoną po skandalu z "kreatywną księgowością" Enronu - red.], wymagającą restrykcyjnych kontroli ksiąg w prywatnych spółkach, gdy tymczasem w City można prawie wszystko - mówi "Wprost" prof. William Perraudin z Tanaka Business School.
Ally McBeal giełdy
49-letnia Furse na stanowisku szefa LSE znalazła się właściwie z łapanki. Jej poprzednik Gavin Casey skompromitował się nieudaną fuzją z Deutsche Börse i nie było kim go zastąpić. Nikt się po niej zbyt wiele nie spodziewał, także gdy jej pierwsza duża transakcja - próba przejęcia giełdy instrumentów pochodnych LIFFE - spaliła na panewce, rozczarowanie było niewielkie. Później nowa szefowa unikała spektakularnych posunięć. Co jakiś czas podnosiły się głosy zarzucające jej opieszałość w działaniu (przede wszystkim brak reakcji na liczne fuzje innych parkietów), ale wygłaszano je bez przekonania. - Londyńska giełda zawsze była krytykowana, przez 200 lat jej istnienia powtarzane są jak mantra te same zarzuty: zacofanie i nieumiejętność radzenia sobie z zagraniczną konkurencją. Na początku rządów Furse po prostu wpisała się w schemat pracy poprzedników - przypomina Perraudin.
Przy okazji negocjacji z Deutsche Börse Furse pokazała metody pracy wcześniej niespotykane. W bezpośrednich rozmowach z Seifertem nie wahała się sięgnąć po cały arsenał czysto kobiecych zachowań: wdzięcznie się uśmiechała, a nawet z nim flirtowała. A gdy owinęła sobie Seiferta wokół palca, z zimną krwią wykorzystała ujawnione przez niego słabe punkty, czyli zachowała się zgodnie z postfeministycznymi wzorcami, jakie przyniósł serial "Ally McBeal". W męskim świecie finansów wdzięk Furse okazał się bronią piorunującą.
Jednak tłumaczenie sukcesów Furse tylko siłą jej uśmiechu byłoby niesprawiedliwe. Starcie z Frankfurtem pokazało, że LSE nie jest już zacofanym parkietem, lecz giełdą na wskroś nowoczesną - dzięki wprowadzonym przez nią zmianom. Przy próbach przejęcia Londynu ulubionym trikiemFurse stało się podbijanie ceny akcji LSE tuż przed tym, gdy konkurenci składali swą ofertę. Nagle się okazywało, że proponowana cena jest trochę za niska i transakcja nie dochodziła do skutku. Dużym sukcesem okazała się także promocja AIM, czyli kopii LSE przeznaczonej dla mniejszym spółek.
- Nie przeceniałbym sukcesów Furse. Londyńska giełda teraz kwitnie, ale trzeba pamiętać, że od czterech lat na całym świecie panuje nieprzerwana hossa. W takich warunkach łatwo o sukcesy. Skuteczność pracy szefa giełdy należy ocenić po tym, jak sobie radzi w sytuacji kryzysu - studzi zachwyty Wiesław Rozłucki, były szef giełdy w Warszawie. Krytycy działań szefowej LSE podkreślają także, że ma ona dużo szczęścia, bowiem trafiła na moment, gdy rozwój Nowego Jorku utrudnia ustawa Sarbanes-Oxley. Liberalne przepisy brytyjskie ułatwiają działanie firmom, ale to tylko kwestia czasu - wcześniej czy później także w Wielkiej Brytanii wybuchnie afera związana z "kreatywną księgowością", która odmieni sytuację na giełdzie, a także ocenę pracy Furse.
Na razie wychowana w Kanadzie córka holenderskiego małżeństwa inżynierów w pełni wykorzystuje swoje szanse. Coraz bardziej jawi się ona jako spadkobierczyni tradycji zarządzania Margaret Thatcher. Dwadzieścia lat temu "żelazna dama" zarządziła "Big Bang" - wprowadziła pakiet reform deregulujących działanie londyńskiej giełdy. Te zmiany zamieniły kostyczną LSE w nowoczesny parkiet. Teraz Furse kontynuuje dzieło rozpoczęte przez Thatcher, przede wszystkim otwierając LSE na świat na niespotykaną wcześniej skalę. Prawdziwy test skuteczności jej działania jednak dopiero nadejdzie. Euronext po nieudanej próbie połączenia z LSE podjął decyzję o aliansie z NYSE - w ten sposób powstanie gigantyczna giełda obejmująca dwa wielkie rynki finansowe: europejski i amerykański. Dlatego nie milkną głosy wzywające, aby Furse jednak przyjęła warunki Nasdaq - dzięki temu powstanie giełda mogąca konkurować z aliansem NYSE i Euronextu.
Nic jednak nie zapowiada, aby Furse miała zmienić front - ma świadomość, że LSE to nie zwykła instytucja finansowa, lecz symbol Wielkiej Brytanii. Gdy uda się jej zachować niezależność także w starciu z nowym gigantem, w podręcznikach historii ekonomii jej rola będzie porównywana do tej, jaką odegrała Thatcher.
Zaloty Rhetta Butlera
Urzędowanie Furse wyglądało początkowo jak nowa wersja "Przeminęło z wiatrem" - tylko przeniesiona w świat finansów. Robert Greifeld, szef nowojorskiego Nasdaq, wcielił się w rolę Rhetta Butlera i, wykorzystując urok dżentelmena, próbował przekonać Furse do oddania jej najcenniejszego skarbu - londyńskiej giełdy. Furse świetnie wyczuła konwencję i jej pierwsze reakcje do złudzenia przypominały zachowanie Scarlett O'Hary. Wprawdzie konsekwentnie odrzucała zaloty Greifelda, ale jej zachowanie wyglądało na grę mającą odwlec moment, kiedy w końcu ulegnie "Butlerowi Nasdaq". Tymczasem nic takiego się nie działo. O ile składając pierwszą ofertę (0,9 funta za akcję) w marcu ubiegłego roku Greifeld zachowywał jeszcze pozory bycia dżentelmenem, o tyle już jego ostatnia propozycja (1,243 funta za akcję) została jednoznacznie określona jako próba wrogiego przejęcia. Tylko zachowanie Furse było niezmienne - za każdym razem z uśmiechem odpowiadała "nie". A akcjonariuszom mówiła: nie sprzedawajcie akcji Nasdaq, gdyż się to nie opłaca (nowojorski parkiet skupił 28,75 proc. akcji londyńskiego).
Odmowa, z jaką spotkał się Greifeld, przyszła Furse tym łatwiej, gdyż nie był on jej pierwszym zalotnikiem, od kiedy została szefową LSE. Wcześniej kilkukrotnie odmówiła fuzji z inną giełdą. Pierwszy szczęścia w 2004 r. próbował Werner Seifert, szef Deutsche Börse. Później podchody pod LSE rozpoczął Euronext. Jego szef, Jean-Franois Théodore, po wcześniejszej konsolidacji parkietów w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli i Lizbonie, liczył na to, że po połączeniu sił z giełdą londyńską stworzy najpotężniejszy parkiet na świecie, którego obroty przebiją New York Stock Exchange (NYSE). On także odszedł z kwitkiem. Po nim swoich szans próbowali jeszcze skandynawska giełda OMX oraz australijski bank Macquarie.
Pod rządami Furse LSE wyrobiła sobie markę parkietu umożliwiającego świetny start debiutantom z całego świata. Na 25 największych ofert publicznych na świecie w 2006 r. tylko jedna pojawiła się w Nowym Jorku, a szesnaście w Londynie. - Amerykanie są skrępowani ustawą Sarbanes-Oxley [wprowadzoną po skandalu z "kreatywną księgowością" Enronu - red.], wymagającą restrykcyjnych kontroli ksiąg w prywatnych spółkach, gdy tymczasem w City można prawie wszystko - mówi "Wprost" prof. William Perraudin z Tanaka Business School.
Ally McBeal giełdy
49-letnia Furse na stanowisku szefa LSE znalazła się właściwie z łapanki. Jej poprzednik Gavin Casey skompromitował się nieudaną fuzją z Deutsche Börse i nie było kim go zastąpić. Nikt się po niej zbyt wiele nie spodziewał, także gdy jej pierwsza duża transakcja - próba przejęcia giełdy instrumentów pochodnych LIFFE - spaliła na panewce, rozczarowanie było niewielkie. Później nowa szefowa unikała spektakularnych posunięć. Co jakiś czas podnosiły się głosy zarzucające jej opieszałość w działaniu (przede wszystkim brak reakcji na liczne fuzje innych parkietów), ale wygłaszano je bez przekonania. - Londyńska giełda zawsze była krytykowana, przez 200 lat jej istnienia powtarzane są jak mantra te same zarzuty: zacofanie i nieumiejętność radzenia sobie z zagraniczną konkurencją. Na początku rządów Furse po prostu wpisała się w schemat pracy poprzedników - przypomina Perraudin.
Przy okazji negocjacji z Deutsche Börse Furse pokazała metody pracy wcześniej niespotykane. W bezpośrednich rozmowach z Seifertem nie wahała się sięgnąć po cały arsenał czysto kobiecych zachowań: wdzięcznie się uśmiechała, a nawet z nim flirtowała. A gdy owinęła sobie Seiferta wokół palca, z zimną krwią wykorzystała ujawnione przez niego słabe punkty, czyli zachowała się zgodnie z postfeministycznymi wzorcami, jakie przyniósł serial "Ally McBeal". W męskim świecie finansów wdzięk Furse okazał się bronią piorunującą.
Jednak tłumaczenie sukcesów Furse tylko siłą jej uśmiechu byłoby niesprawiedliwe. Starcie z Frankfurtem pokazało, że LSE nie jest już zacofanym parkietem, lecz giełdą na wskroś nowoczesną - dzięki wprowadzonym przez nią zmianom. Przy próbach przejęcia Londynu ulubionym trikiemFurse stało się podbijanie ceny akcji LSE tuż przed tym, gdy konkurenci składali swą ofertę. Nagle się okazywało, że proponowana cena jest trochę za niska i transakcja nie dochodziła do skutku. Dużym sukcesem okazała się także promocja AIM, czyli kopii LSE przeznaczonej dla mniejszym spółek.
- Nie przeceniałbym sukcesów Furse. Londyńska giełda teraz kwitnie, ale trzeba pamiętać, że od czterech lat na całym świecie panuje nieprzerwana hossa. W takich warunkach łatwo o sukcesy. Skuteczność pracy szefa giełdy należy ocenić po tym, jak sobie radzi w sytuacji kryzysu - studzi zachwyty Wiesław Rozłucki, były szef giełdy w Warszawie. Krytycy działań szefowej LSE podkreślają także, że ma ona dużo szczęścia, bowiem trafiła na moment, gdy rozwój Nowego Jorku utrudnia ustawa Sarbanes-Oxley. Liberalne przepisy brytyjskie ułatwiają działanie firmom, ale to tylko kwestia czasu - wcześniej czy później także w Wielkiej Brytanii wybuchnie afera związana z "kreatywną księgowością", która odmieni sytuację na giełdzie, a także ocenę pracy Furse.
Na razie wychowana w Kanadzie córka holenderskiego małżeństwa inżynierów w pełni wykorzystuje swoje szanse. Coraz bardziej jawi się ona jako spadkobierczyni tradycji zarządzania Margaret Thatcher. Dwadzieścia lat temu "żelazna dama" zarządziła "Big Bang" - wprowadziła pakiet reform deregulujących działanie londyńskiej giełdy. Te zmiany zamieniły kostyczną LSE w nowoczesny parkiet. Teraz Furse kontynuuje dzieło rozpoczęte przez Thatcher, przede wszystkim otwierając LSE na świat na niespotykaną wcześniej skalę. Prawdziwy test skuteczności jej działania jednak dopiero nadejdzie. Euronext po nieudanej próbie połączenia z LSE podjął decyzję o aliansie z NYSE - w ten sposób powstanie gigantyczna giełda obejmująca dwa wielkie rynki finansowe: europejski i amerykański. Dlatego nie milkną głosy wzywające, aby Furse jednak przyjęła warunki Nasdaq - dzięki temu powstanie giełda mogąca konkurować z aliansem NYSE i Euronextu.
Nic jednak nie zapowiada, aby Furse miała zmienić front - ma świadomość, że LSE to nie zwykła instytucja finansowa, lecz symbol Wielkiej Brytanii. Gdy uda się jej zachować niezależność także w starciu z nowym gigantem, w podręcznikach historii ekonomii jej rola będzie porównywana do tej, jaką odegrała Thatcher.
Więcej możesz przeczytać w 4/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.