Auto brudas to piękny brutal, a nie mięczak wyciągany z garażu na wycieczkę do banku
Jest na tym świecie zjawisko gorsze od komunistów, faszystów, trzęsienia ziemi, pożarów i powodzi. Tym zjawiskiem są brudne paznokcie. Tak twierdzi większość kobiet. Kobiety od niepamiętnych czasów walczą z brudem na wszystkich frontach. Faceci generalnie też nie są jakimiś zwolennikami brudu, ale w walce z brudem trudno uznać ich za fanatyków.
W odwiecznym zmaganiu się z brudem dochodziło do licznych paradoksów. Przez wieki zalecano dbanie o czystość moralną i duchową, potępiając kąpiele. Kąpanie się nago uważano za zachowanie nieprzyzwoite i brudzenie duszy. To Chińczycy jako pierwsi odkryli, że częste mycie pozwala utrzymać ciało w dobrej kondycji. W Europie jeszcze nie tak dawno brano kąpiel najwyżej dwa razy w roku. Nic dziwnego, że przy takiej statystyce średniowieczni producenci mydła i szamponów nie byli w stanie rozwinąć skrzydeł i egzystowali gdzieś na marginesie gospodarczym.
Brud to nie jest do końca sprawa indywidualna. Wiedzieli o tym komuniści, walcząc o czystość partyjnych szeregów. Teraz nadeszły czasy, gdy o czystość dba się z urzędu. W tradycję odwiecznej walki z brudem wpisuje się najnowszy pomysł grupy posłów, którego okiem cyklonu jest m.in. posłanka Krystyna Łybacka (za rządów Leszka Millera była Giertychem, czyli ministrem edukacji). Posłowie chcą wprowadzić nowe przepisy, na mocy których karać się będzie kierowców jeżdżących po ulicach brudnymi samochodami. I tu należy walce z brudem powiedzieć stanowcze nie!
Należę do tych kierowców, którzy stale jeżdżą po ulicy brudnymi samochodami i jestem z tego dumny. Brud motoryzacyjny to nie to samo co brudne skarpetki czy uszy. Brudny samochód bywa piękny. Ochlapany błotem terenowy król szos to jakaś prawda o życiu. Nie można spraw estetyki regulować przepisami. To, co dla kogoś jest straszne i obrzydliwe, dla drugiego będzie ładne i wspaniałe. Samochód ma to do siebie, że jeżdżąc, się brudzi. Wypucowany, świecący jak jaja wielbłąda samochód to jak wyjęta z pudełka lalka Barbie. To zaprzeczenie kultury drogi. To kotek babci trzymany na poduszkach w pokoju. Brudny, straszny, ryczący automobil to esencja motoryzacji. Auto brudas to piękny brutal, a nie mięczak wyciągany z garażu na randki czy wycieczkę do banku.
Posłowie domagający się kar za brudne auta są chyba na bakier z najnowszymi trendami w modzie. Brud, owszem, był przez lata zwalczany, ale mniej więcej od czasów buntu kontrkulturowego lat 60. jest także trwałym elementem świadomej estetyki. Te wszystkie postrzępione i dziurawe, a często także pochlapane i poplamione dżinsy sprzedawane w sklepach są droższe od tych normalnych. Ostatnio najdroższe fryzury to te, w których każdy kosmyk idzie w inną stronę, a całość wygląda jak dawno niemyta kępa krzaków. Wszystko, co lekko zaśniedziałe i stare, wygląda na dobre i oryginalne. Skoro nawet taka konserwatystka i elegantka jak Nelly Rokita przyznaje w wywiadach, że ubiera siebie i swego Janka w ciucholandach i szmateksach, to coś w tej modzie na rzeczy używane musi być.
Mam nadzieję, że zwalczający brudne auta politycy zorientują się w porę, jaką głupotę nam wszystkim szykują. Gdyby proponowane przepisy weszły jednak w życie, to napędzą tylko klientów myjniom i stworzą nową przestrzeń dla korupcji. Najmniej przejmą się całą sprawą producenci aut, którzy zaczną wymyślać nowe, nie brudzące farby i kolory, co z pewnością tylko podniesie ceny bogatych w takie udogodnienia modeli.
Mam głęboko w dupie spiskową teorię dziejów, ale przy okazji tak kretyńskich przepisów warto sprawdzić, czy np. daleki kuzyn któregoś z posłów popierających nowe przepisy nie ma udziałów w jakiejś sieci zajmującej się glancowaniem samochodów. Nie tak dawno bywało, że posłowie lobbowali za różnymi motoryzacyjnymi nowinkami w imię poprawy bezpieczeństwa jazdy, a później się okazywało, że mieli w tym swój interes. Nie ma życia bez brudu. W polityce pranie brudów odbywa się na okrągło, ale w motoryzacji nie musi. To już lepiej weźcie się za walkę z brudnymi myślami. Zwalczając brudne samochody, trudno zrobić całkiem czysty interes, jak twierdzi Arystoteles.
W odwiecznym zmaganiu się z brudem dochodziło do licznych paradoksów. Przez wieki zalecano dbanie o czystość moralną i duchową, potępiając kąpiele. Kąpanie się nago uważano za zachowanie nieprzyzwoite i brudzenie duszy. To Chińczycy jako pierwsi odkryli, że częste mycie pozwala utrzymać ciało w dobrej kondycji. W Europie jeszcze nie tak dawno brano kąpiel najwyżej dwa razy w roku. Nic dziwnego, że przy takiej statystyce średniowieczni producenci mydła i szamponów nie byli w stanie rozwinąć skrzydeł i egzystowali gdzieś na marginesie gospodarczym.
Brud to nie jest do końca sprawa indywidualna. Wiedzieli o tym komuniści, walcząc o czystość partyjnych szeregów. Teraz nadeszły czasy, gdy o czystość dba się z urzędu. W tradycję odwiecznej walki z brudem wpisuje się najnowszy pomysł grupy posłów, którego okiem cyklonu jest m.in. posłanka Krystyna Łybacka (za rządów Leszka Millera była Giertychem, czyli ministrem edukacji). Posłowie chcą wprowadzić nowe przepisy, na mocy których karać się będzie kierowców jeżdżących po ulicach brudnymi samochodami. I tu należy walce z brudem powiedzieć stanowcze nie!
Należę do tych kierowców, którzy stale jeżdżą po ulicy brudnymi samochodami i jestem z tego dumny. Brud motoryzacyjny to nie to samo co brudne skarpetki czy uszy. Brudny samochód bywa piękny. Ochlapany błotem terenowy król szos to jakaś prawda o życiu. Nie można spraw estetyki regulować przepisami. To, co dla kogoś jest straszne i obrzydliwe, dla drugiego będzie ładne i wspaniałe. Samochód ma to do siebie, że jeżdżąc, się brudzi. Wypucowany, świecący jak jaja wielbłąda samochód to jak wyjęta z pudełka lalka Barbie. To zaprzeczenie kultury drogi. To kotek babci trzymany na poduszkach w pokoju. Brudny, straszny, ryczący automobil to esencja motoryzacji. Auto brudas to piękny brutal, a nie mięczak wyciągany z garażu na randki czy wycieczkę do banku.
Posłowie domagający się kar za brudne auta są chyba na bakier z najnowszymi trendami w modzie. Brud, owszem, był przez lata zwalczany, ale mniej więcej od czasów buntu kontrkulturowego lat 60. jest także trwałym elementem świadomej estetyki. Te wszystkie postrzępione i dziurawe, a często także pochlapane i poplamione dżinsy sprzedawane w sklepach są droższe od tych normalnych. Ostatnio najdroższe fryzury to te, w których każdy kosmyk idzie w inną stronę, a całość wygląda jak dawno niemyta kępa krzaków. Wszystko, co lekko zaśniedziałe i stare, wygląda na dobre i oryginalne. Skoro nawet taka konserwatystka i elegantka jak Nelly Rokita przyznaje w wywiadach, że ubiera siebie i swego Janka w ciucholandach i szmateksach, to coś w tej modzie na rzeczy używane musi być.
Mam nadzieję, że zwalczający brudne auta politycy zorientują się w porę, jaką głupotę nam wszystkim szykują. Gdyby proponowane przepisy weszły jednak w życie, to napędzą tylko klientów myjniom i stworzą nową przestrzeń dla korupcji. Najmniej przejmą się całą sprawą producenci aut, którzy zaczną wymyślać nowe, nie brudzące farby i kolory, co z pewnością tylko podniesie ceny bogatych w takie udogodnienia modeli.
Mam głęboko w dupie spiskową teorię dziejów, ale przy okazji tak kretyńskich przepisów warto sprawdzić, czy np. daleki kuzyn któregoś z posłów popierających nowe przepisy nie ma udziałów w jakiejś sieci zajmującej się glancowaniem samochodów. Nie tak dawno bywało, że posłowie lobbowali za różnymi motoryzacyjnymi nowinkami w imię poprawy bezpieczeństwa jazdy, a później się okazywało, że mieli w tym swój interes. Nie ma życia bez brudu. W polityce pranie brudów odbywa się na okrągło, ale w motoryzacji nie musi. To już lepiej weźcie się za walkę z brudnymi myślami. Zwalczając brudne samochody, trudno zrobić całkiem czysty interes, jak twierdzi Arystoteles.
Więcej możesz przeczytać w 4/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.