Czy uprawianie seksu w celach prokreacyjnych stanie się wkrótce przeżytkiem? W Polsce urodziły się już pierwsze dzieci, których rodzice zdecydowali, że nie będą polegać na genetycznej loterii, jaką jest ciąża uzyskana w sposób naturalny.
Jednym z takich "dzieci na zamówienie" jest Amelka, pierwsze w naszym kraju dziecko, które niedawno przyszło na świat dzięki zabiegowi zapłodnienia in vitro połączonemu z tzw. diagnostyką preimplantacyjną (PGD). W najbliższych tygodniach oczekiwane są narodziny kilku kolejnych podobnie poczętych dzieci. Wszystkie zabiegi wykonano w klinice Invicta w Gdańsku. To tym bardziej godne zauważenia, że przed 30 laty Robert Edwards i Patrick Steptoe przeprowadzili w Wielkiej Brytanii pierwszy na świecie udany zabieg sztucznego zapłodnienia.
Amelka jest prawdopodobnie pierwszym na świecie dzieckiem, które gdańscy specjaliści uchronili przed zespołem Smitha, Lemlego i Opitza, ciężką wadą rozwojową powodującą zahamowanie wzrostu, małogłowie, wady wzroku i deformacje kończyn. Za kilka dni oczekiwany jest poród dziecka, które nie będzie chorowało na zespół Werdniga-Hoffmanna. Jest to rdzeniowy zanik mięśni powodujący, że cierpiące na tę chorobę dzieci mają deformacje klatki piersiowej i trudności z oddychaniem, nie potrafią samodzielnie chodzić ani nawet dłużej siedzieć i umierają najpóźniej po dwóch latach.
Do podobnych zabiegów, które od niedawna wykonywane są również w Klinice Rozrodczości AM w Białymstoku, przygotowywanych jest kilkadziesiąt par obciążonych innymi poważnymi wadami genetycznymi. W USA już co dwudziesty zabieg zapłodnienia in vitro wykonywany jest wraz PGD. Czy to nowa odmiana eugeniki, jak twierdzi politolog Francis Fukuyama? Diagnostyka preimplantacyjna, przynajmniej w obecnej postaci, nie ma nic wspólnego z "projektowaniem dzieci". Związana z nią selekcja zarodków niewiele też różni się od akceptowanej w większości krajów aborcji wykonywanej ze wskazań medycznych.
Epidemia bezpłodności
Przed 30 laty, gdy Edwards i Steptoe przeprowadzili pierwszy udany zabieg sztucznego zapłodnienia, dla wielu bezpłodnych małżeństw pojawiła się szansa doczekania się własnego potomstwa. Dziś zabiegi in vitro przestały być jedynie lekiem na kłopoty z płodnością. Do klinik wspomaganego rozrodu coraz częściej zgłaszają się osoby, które chcą skorzystać z metod sztucznego zapłodnienia, by mieć gwarancję, że ich dzieci nie będą miały wad genetycznych. - Przed takimi zabiegami nie ma odwrotu- mówi doc. Krzysztof Łukaszuk, szef Kliniki Leczenia Niepłodności Invicta w Gdańsku. Coraz więcej osób ma nie tylko kłopoty z płodnością, ale też jest obciążonych defektami genetycznymi, które może przenieść na potomstwo. Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że co szesnasty noworodek przychodzi na świat z zaburzeniami umysłowymi lub fizycznymi. Odsetek takich dzieci stale się zwiększa, bo coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo.
W ostatnich 35 latach średnia wieku Polek rodzących pierwsze dziecko zwiększyła się z 24 do 27 lat. Od 1996 r. w USA o 36 proc. zwiększyła się liczba kobiet, które pierwsze dziecko rodziły w wieku 35-40 lat. Skutkiem tego są coraz częstsze kłopoty kobiet z płodnością, które na dodatek mogą być przenoszone w linii żeńskiej na następne pokolenie. Wskazują na to badania dr. Petera Nagya z Reproductive Biology Associates w Atlancie. Wynika z nich, że kobiety, które miały starsze matki, częściej mają trudności z zajściem w ciążę. W Polsce takie kłopoty ma już co piąta para, ale w następnym pokoleniu, jak przewidują specjaliści, może mieć je nawet co trzecie małżeństwo!
Druga generacja dzieci z probówki
Od narodzin Louise Brown, pierwszego "dziecka z probówki", liczba zabiegów in vitro zwiększa się w postępie arytmetycznym. Przed dwudziestu laty w ten sposób przychodziło na świat 30 tys. dzieci rocznie, teraz - 250 tys. W sumie dzięki metodom wspomaganej rozrodczości na świecie urodziło się ponad 3 mln dzieci. Jest wśród nich René-Charles, syn Céline Dion, która dzięki zapłodnieniu in vitro urodziła go w wieku 38 lat (piosenkarka w tym roku chce wykorzystać zamrożony zapasowy zarodek, przechowywany w nowojorskiej klinice po poprzednim zabiegu). Przychodzą na świat pierwsze dzieci, które powiły kobiety poczęte dzięki zabiegom sztucznego zapłodnienia. Przed kilkoma dniami syna urodziła Louise Brown (dziecko zostało poczęte w sposób naturalny).
Metody sztucznego zapłodnienia stwarzają większą szansę poczęcia potomstwa niż naturalna prokreacja. Średnio co czwarty stosunek płciowy bez zabezpieczenia może doprowadzić do zapłodnienia, tymczasem w probówce powodzeniem kończy się niemal co trzecia próba. W niektórych klinikach skuteczność zabiegów in vitro sięga 40-50 proc. Poprawia się też bezpieczeństwo tych zabiegów. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że żadna ze stosowanych dziś metod wspomagania rozrodu nie wpływa negatywnie na zdrowie dzieci. Osoby poczęte in vitro rozwijają się podobnie jak ich rówieśnicy, a czasami nawet przewyższają ich inteligencją (uczeni tłumaczą to większym zaangażowaniem rodziców w wychowywanie upragnionego dziecka). Bezpieczne są też badania preimplantacyjne. - Ten zabieg nie szkodzi zarodkowi - mówi doc. Krzysztof Łukaszuk. Wiele małżeństw może natomiast uchronić przed tragediami, jakimi są ciężka choroba i śmierć dziecka. Matka Amelki, zanim zgłosiła się do kliniki Invicta, miała poronienie, a potem straciła córkę, która z powodu zespołu Smitha, Lemlego i Opitza zmarła trzy miesiące po narodzinach. Jak się okazało, oboje rodzice Amelki są nosicielami defektu genetycznego wywołującego to zaburzenie. Jest to jedna z najczęstszych w Polsce chorób metabolicznych (oprócz mukowiscydozy i fenyloketonurii). Trzy poronienia miała inna czterdziestojednoletnia pacjentka kliniki Invicta. Zdecydowała się na badanie PGD, bo się obawiała, że z powodu wieku może urodzić dziecko z zespołem Downa. Chorowała na tzw. zaśniad groniasty, zwyrodnienie jaja płodowego powodujące przekształcenie jaja w guz o wyglądzie winnego grona (jest to krańcowa postać disomii jednorodzicielskiej, wystąpienia dodatkowego chromosomu).
Pokolenie bez wad
Organizacja RAND Europe uznała, że metody wspomaganej rozrodczości mogą zmniejszyć w UE skutki niżu demograficznego. Przykładem jest Izrael, gdzie prawie co dziesiąte dziecko przychodzi na świat w wyniku zapłodnienia in vitro. W Polsce co roku rodzi się zaledwie 4 tys. dzieci z probówki, bo zabiegi sztucznego zapłodnienia nie są refundowane z budżetu NFZ. Specjaliści z European Society of Human Reproduction and Embryology twierdzą, że z powodu dyskryminowania wspomaganego rozrodu nasz kraj ponosi wymierne straty gospodarcze. W Wielkiej Brytanii, jak wyliczają naukowcy z uniwersytetu w Sheffield, dziecko z probówki kosztuje 13 tys. funtów, ale gdy dorośnie, wpłaca do budżetu państwa ponaddziesięciokrotnie więcej w formie podatków i składek ubezpieczeniowych.
Wiele państw rozszerza wskazania do diagnostyki preimplantacyjnej, bo coraz więcej rodziców chce zadbać o swe dzieci już na etapie zarodka. Wielu osobom nie wystarczą starania o to, by zapewnić dzieciom lepszy start życiowy, posyłając je do prywatnych przedszkoli, a potem do najlepszych szkół. Niespotykany w dziejach ludzkości spadek dzietności kobiet sprawił, że rodzice chcą do minimum zmniejszyć ryzyko przyjścia na świat potomstwa obciążonego chorobami i ułomnościami.
Diagnostykę preimplantacyjną - stosowaną od 1989 r. - początkowo wykorzystywano wyłącznie do wykrywania zarodków z wadami wywołującymi choroby genetyczne. W Wielkiej Brytanii od ubiegłego roku można używać PGD do wybierania zarodków wolnych od wad genetycznych zwiększających ryzyko zachorowania na nowotwory. W najbliższych miesiącach przyjdą na świat pierwsze w tym kraju dzieci, które z tego powodu wyselekcjonowano na etapie zarodka (pozbawione są m.in. grożących rakiem piersi genów BRCA1 i BRCA2 orazHNPCC, genów wywołujących raka jelita grubego). W Polsce podobne badania mogą być wykonywane tylko dzięki temu, że nie ma u nas przepisów regulujących zabiegi in vitro, choć są wykonywane od 20 lat (prof. Marian Szamatowicz przeprowadził pierwszy taki zabieg w 1987 r. w Białymstoku).
Koniec czy początek człowieka?
Francis Fukuyama ostrzega w książce "Koniec człowieka", że zabiegi in vitro i badania preimplantacyjne mogą doprowadzić do niespotykanego wcześniej rozwarstwienia społecznego. Mogłoby do tego dojść, gdyby się okazało, że na etapie zarodka można wykrywać "geny inteligencji" i predyspozycje do różnych uzdolnień. Ludzie mogliby się wtedy podzielić na osoby lepsze gatunkowo, które będzie stać na zabiegi poprawiające wartość biologiczną człowieka, oraz na "upośledzonych genetycznie".
Pytanie tylko, czy rodzice nie mogą mieć prawa zarówno do zdrowego dziecka, jak i do tego, by było na przykład wyższe, skoro badania wykazują, że ludzie wysocy częściej odnoszą sukces. Tak uważa Ian Wilmut, szkocki uczony, który sklonował owcę Dolly. Nie ma jeszcze testów genetycznych na iloraz inteligencji, ale coraz więcej osób wybiera płeć swego dziecka. W USA co druga klinika wspomaganego rozrodu oferuje taką możliwość przy użyciu badań preimplantacyjnych. Z tej szansy korzysta prawie 10 proc. par poddających się zabiegom in vitro skojarzonych z diagnostyką PGD. Do USA coraz częściej przyjeżdżają pary, które nie mają takiej możliwości we własnym kraju.
Najstarsza matka na świecie, 67-letnia Hiszpanka, która w grudniu ubiegłego roku urodziła bliźniaki, poddała się zabiegowi in vitro w Ameryce Łacińskiej. Zainteresowane inseminacją Europejki korzystają głównie z banku męskiego nasienia Cryos w Danii, bo to jeden z nielicznych krajów, w których gwarantowana jest anonimowość dawców. Nasienie może być wybierane ze strony internetowej banku i przesyłane pocztą kurierską (w ten sposób co roku udostępnianych jest 10 tys. próbek spermy). Handluje się też komórkami jajowymi. Amerykańska firma GlobalArt wysyła zamrożone próbki nasienia do klinik wspomaganego rozrodu w Europie Wschodniej, głównie w Rosji i Rumunii. Tam przeprowadza się zabieg in vitro, a uzyskane w ten sposób zarodki zamraża się i odsyła do USA (cała operacja kosztuje 13 650 dolarów).
Przez Internet można już zamówić embriony. Abraham Center of Life, pierwsza firma, która komercyjnie zajmuje się adopcją embrionów, przekonuje, że jest to tańsze przedsięwzięcie niż adopcja dzieci (zarodek kosztuje od 2,5 tys. do 5 tys. dolarów). Z tej oferty skorzystało już kilkanaście kobiet, dwie z nich są w szóstym miesiącu ciąży. Szansę na macierzyństwo mają też kobiety, które nie mogą donosić ciąży. W Kalifornii za 20 tys. dolarów można wynająć matkę zastępczą, z gwarancją, że po narodzinach nie będzie mogła zatrzymać urodzonego przez siebie dziecka.
Prokreacja bez granic
Takiej rewolucji w zabiegach wspomaganego rozrodu nikt się nie spodziewał przed 30 laty, gdy brytyjscy specjaliści doprowadzili do poczęcia Louise Brown w probówce. Tymczasem największe zmiany w prokreacji są dopiero przed nami. Zamrażanie jajeczek udoskonalono do tego stopnia, że wkrótce powstaną pierwsze banki komórek jajowych, podobne do banków nasienia. Bez większych obaw będą mogły w nich przechowywać jajeczka kobiety, które chcą odłożyć macierzyństwo, aż przekroczą pięćdziesiątkę (zabiegi in vitro z zamrożonymi komórkami jajowymi od dwóch lat wykonywane są m.in. w gdańskiej klinice Invicta i warszawskiej Novum).
Za kilka lat będą mogli doczekać się potomstwa mężczyźni, którzy w ogóle nie wytwarzają komórek rozrodczych. Prof. Karim Nayernia z uniwersytetu w Getyndze przed kilkoma miesiącami po raz pierwszy uzyskał mysie potomstwo z plemników wyhodowanych w laboratorium z komórek macierzystych. Jego zdaniem, w niedalekiej przyszłości będzie można pobrać komórki macierzyste z jąd-ra bezpłodnych mężczyzn, a potem przekształcić je w dojrzałe i zdolne do zapłodnienia plemniki. To będzie jeszcze większy przełom w prokreacji niż wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej i narodziny Louise Brown.
Amelka jest prawdopodobnie pierwszym na świecie dzieckiem, które gdańscy specjaliści uchronili przed zespołem Smitha, Lemlego i Opitza, ciężką wadą rozwojową powodującą zahamowanie wzrostu, małogłowie, wady wzroku i deformacje kończyn. Za kilka dni oczekiwany jest poród dziecka, które nie będzie chorowało na zespół Werdniga-Hoffmanna. Jest to rdzeniowy zanik mięśni powodujący, że cierpiące na tę chorobę dzieci mają deformacje klatki piersiowej i trudności z oddychaniem, nie potrafią samodzielnie chodzić ani nawet dłużej siedzieć i umierają najpóźniej po dwóch latach.
Do podobnych zabiegów, które od niedawna wykonywane są również w Klinice Rozrodczości AM w Białymstoku, przygotowywanych jest kilkadziesiąt par obciążonych innymi poważnymi wadami genetycznymi. W USA już co dwudziesty zabieg zapłodnienia in vitro wykonywany jest wraz PGD. Czy to nowa odmiana eugeniki, jak twierdzi politolog Francis Fukuyama? Diagnostyka preimplantacyjna, przynajmniej w obecnej postaci, nie ma nic wspólnego z "projektowaniem dzieci". Związana z nią selekcja zarodków niewiele też różni się od akceptowanej w większości krajów aborcji wykonywanej ze wskazań medycznych.
Epidemia bezpłodności
Przed 30 laty, gdy Edwards i Steptoe przeprowadzili pierwszy udany zabieg sztucznego zapłodnienia, dla wielu bezpłodnych małżeństw pojawiła się szansa doczekania się własnego potomstwa. Dziś zabiegi in vitro przestały być jedynie lekiem na kłopoty z płodnością. Do klinik wspomaganego rozrodu coraz częściej zgłaszają się osoby, które chcą skorzystać z metod sztucznego zapłodnienia, by mieć gwarancję, że ich dzieci nie będą miały wad genetycznych. - Przed takimi zabiegami nie ma odwrotu- mówi doc. Krzysztof Łukaszuk, szef Kliniki Leczenia Niepłodności Invicta w Gdańsku. Coraz więcej osób ma nie tylko kłopoty z płodnością, ale też jest obciążonych defektami genetycznymi, które może przenieść na potomstwo. Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że co szesnasty noworodek przychodzi na świat z zaburzeniami umysłowymi lub fizycznymi. Odsetek takich dzieci stale się zwiększa, bo coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo.
W ostatnich 35 latach średnia wieku Polek rodzących pierwsze dziecko zwiększyła się z 24 do 27 lat. Od 1996 r. w USA o 36 proc. zwiększyła się liczba kobiet, które pierwsze dziecko rodziły w wieku 35-40 lat. Skutkiem tego są coraz częstsze kłopoty kobiet z płodnością, które na dodatek mogą być przenoszone w linii żeńskiej na następne pokolenie. Wskazują na to badania dr. Petera Nagya z Reproductive Biology Associates w Atlancie. Wynika z nich, że kobiety, które miały starsze matki, częściej mają trudności z zajściem w ciążę. W Polsce takie kłopoty ma już co piąta para, ale w następnym pokoleniu, jak przewidują specjaliści, może mieć je nawet co trzecie małżeństwo!
Druga generacja dzieci z probówki
Od narodzin Louise Brown, pierwszego "dziecka z probówki", liczba zabiegów in vitro zwiększa się w postępie arytmetycznym. Przed dwudziestu laty w ten sposób przychodziło na świat 30 tys. dzieci rocznie, teraz - 250 tys. W sumie dzięki metodom wspomaganej rozrodczości na świecie urodziło się ponad 3 mln dzieci. Jest wśród nich René-Charles, syn Céline Dion, która dzięki zapłodnieniu in vitro urodziła go w wieku 38 lat (piosenkarka w tym roku chce wykorzystać zamrożony zapasowy zarodek, przechowywany w nowojorskiej klinice po poprzednim zabiegu). Przychodzą na świat pierwsze dzieci, które powiły kobiety poczęte dzięki zabiegom sztucznego zapłodnienia. Przed kilkoma dniami syna urodziła Louise Brown (dziecko zostało poczęte w sposób naturalny).
Metody sztucznego zapłodnienia stwarzają większą szansę poczęcia potomstwa niż naturalna prokreacja. Średnio co czwarty stosunek płciowy bez zabezpieczenia może doprowadzić do zapłodnienia, tymczasem w probówce powodzeniem kończy się niemal co trzecia próba. W niektórych klinikach skuteczność zabiegów in vitro sięga 40-50 proc. Poprawia się też bezpieczeństwo tych zabiegów. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że żadna ze stosowanych dziś metod wspomagania rozrodu nie wpływa negatywnie na zdrowie dzieci. Osoby poczęte in vitro rozwijają się podobnie jak ich rówieśnicy, a czasami nawet przewyższają ich inteligencją (uczeni tłumaczą to większym zaangażowaniem rodziców w wychowywanie upragnionego dziecka). Bezpieczne są też badania preimplantacyjne. - Ten zabieg nie szkodzi zarodkowi - mówi doc. Krzysztof Łukaszuk. Wiele małżeństw może natomiast uchronić przed tragediami, jakimi są ciężka choroba i śmierć dziecka. Matka Amelki, zanim zgłosiła się do kliniki Invicta, miała poronienie, a potem straciła córkę, która z powodu zespołu Smitha, Lemlego i Opitza zmarła trzy miesiące po narodzinach. Jak się okazało, oboje rodzice Amelki są nosicielami defektu genetycznego wywołującego to zaburzenie. Jest to jedna z najczęstszych w Polsce chorób metabolicznych (oprócz mukowiscydozy i fenyloketonurii). Trzy poronienia miała inna czterdziestojednoletnia pacjentka kliniki Invicta. Zdecydowała się na badanie PGD, bo się obawiała, że z powodu wieku może urodzić dziecko z zespołem Downa. Chorowała na tzw. zaśniad groniasty, zwyrodnienie jaja płodowego powodujące przekształcenie jaja w guz o wyglądzie winnego grona (jest to krańcowa postać disomii jednorodzicielskiej, wystąpienia dodatkowego chromosomu).
Pokolenie bez wad
Organizacja RAND Europe uznała, że metody wspomaganej rozrodczości mogą zmniejszyć w UE skutki niżu demograficznego. Przykładem jest Izrael, gdzie prawie co dziesiąte dziecko przychodzi na świat w wyniku zapłodnienia in vitro. W Polsce co roku rodzi się zaledwie 4 tys. dzieci z probówki, bo zabiegi sztucznego zapłodnienia nie są refundowane z budżetu NFZ. Specjaliści z European Society of Human Reproduction and Embryology twierdzą, że z powodu dyskryminowania wspomaganego rozrodu nasz kraj ponosi wymierne straty gospodarcze. W Wielkiej Brytanii, jak wyliczają naukowcy z uniwersytetu w Sheffield, dziecko z probówki kosztuje 13 tys. funtów, ale gdy dorośnie, wpłaca do budżetu państwa ponaddziesięciokrotnie więcej w formie podatków i składek ubezpieczeniowych.
Wiele państw rozszerza wskazania do diagnostyki preimplantacyjnej, bo coraz więcej rodziców chce zadbać o swe dzieci już na etapie zarodka. Wielu osobom nie wystarczą starania o to, by zapewnić dzieciom lepszy start życiowy, posyłając je do prywatnych przedszkoli, a potem do najlepszych szkół. Niespotykany w dziejach ludzkości spadek dzietności kobiet sprawił, że rodzice chcą do minimum zmniejszyć ryzyko przyjścia na świat potomstwa obciążonego chorobami i ułomnościami.
Diagnostykę preimplantacyjną - stosowaną od 1989 r. - początkowo wykorzystywano wyłącznie do wykrywania zarodków z wadami wywołującymi choroby genetyczne. W Wielkiej Brytanii od ubiegłego roku można używać PGD do wybierania zarodków wolnych od wad genetycznych zwiększających ryzyko zachorowania na nowotwory. W najbliższych miesiącach przyjdą na świat pierwsze w tym kraju dzieci, które z tego powodu wyselekcjonowano na etapie zarodka (pozbawione są m.in. grożących rakiem piersi genów BRCA1 i BRCA2 orazHNPCC, genów wywołujących raka jelita grubego). W Polsce podobne badania mogą być wykonywane tylko dzięki temu, że nie ma u nas przepisów regulujących zabiegi in vitro, choć są wykonywane od 20 lat (prof. Marian Szamatowicz przeprowadził pierwszy taki zabieg w 1987 r. w Białymstoku).
Koniec czy początek człowieka?
Francis Fukuyama ostrzega w książce "Koniec człowieka", że zabiegi in vitro i badania preimplantacyjne mogą doprowadzić do niespotykanego wcześniej rozwarstwienia społecznego. Mogłoby do tego dojść, gdyby się okazało, że na etapie zarodka można wykrywać "geny inteligencji" i predyspozycje do różnych uzdolnień. Ludzie mogliby się wtedy podzielić na osoby lepsze gatunkowo, które będzie stać na zabiegi poprawiające wartość biologiczną człowieka, oraz na "upośledzonych genetycznie".
Pytanie tylko, czy rodzice nie mogą mieć prawa zarówno do zdrowego dziecka, jak i do tego, by było na przykład wyższe, skoro badania wykazują, że ludzie wysocy częściej odnoszą sukces. Tak uważa Ian Wilmut, szkocki uczony, który sklonował owcę Dolly. Nie ma jeszcze testów genetycznych na iloraz inteligencji, ale coraz więcej osób wybiera płeć swego dziecka. W USA co druga klinika wspomaganego rozrodu oferuje taką możliwość przy użyciu badań preimplantacyjnych. Z tej szansy korzysta prawie 10 proc. par poddających się zabiegom in vitro skojarzonych z diagnostyką PGD. Do USA coraz częściej przyjeżdżają pary, które nie mają takiej możliwości we własnym kraju.
Najstarsza matka na świecie, 67-letnia Hiszpanka, która w grudniu ubiegłego roku urodziła bliźniaki, poddała się zabiegowi in vitro w Ameryce Łacińskiej. Zainteresowane inseminacją Europejki korzystają głównie z banku męskiego nasienia Cryos w Danii, bo to jeden z nielicznych krajów, w których gwarantowana jest anonimowość dawców. Nasienie może być wybierane ze strony internetowej banku i przesyłane pocztą kurierską (w ten sposób co roku udostępnianych jest 10 tys. próbek spermy). Handluje się też komórkami jajowymi. Amerykańska firma GlobalArt wysyła zamrożone próbki nasienia do klinik wspomaganego rozrodu w Europie Wschodniej, głównie w Rosji i Rumunii. Tam przeprowadza się zabieg in vitro, a uzyskane w ten sposób zarodki zamraża się i odsyła do USA (cała operacja kosztuje 13 650 dolarów).
Przez Internet można już zamówić embriony. Abraham Center of Life, pierwsza firma, która komercyjnie zajmuje się adopcją embrionów, przekonuje, że jest to tańsze przedsięwzięcie niż adopcja dzieci (zarodek kosztuje od 2,5 tys. do 5 tys. dolarów). Z tej oferty skorzystało już kilkanaście kobiet, dwie z nich są w szóstym miesiącu ciąży. Szansę na macierzyństwo mają też kobiety, które nie mogą donosić ciąży. W Kalifornii za 20 tys. dolarów można wynająć matkę zastępczą, z gwarancją, że po narodzinach nie będzie mogła zatrzymać urodzonego przez siebie dziecka.
Prokreacja bez granic
Takiej rewolucji w zabiegach wspomaganego rozrodu nikt się nie spodziewał przed 30 laty, gdy brytyjscy specjaliści doprowadzili do poczęcia Louise Brown w probówce. Tymczasem największe zmiany w prokreacji są dopiero przed nami. Zamrażanie jajeczek udoskonalono do tego stopnia, że wkrótce powstaną pierwsze banki komórek jajowych, podobne do banków nasienia. Bez większych obaw będą mogły w nich przechowywać jajeczka kobiety, które chcą odłożyć macierzyństwo, aż przekroczą pięćdziesiątkę (zabiegi in vitro z zamrożonymi komórkami jajowymi od dwóch lat wykonywane są m.in. w gdańskiej klinice Invicta i warszawskiej Novum).
Za kilka lat będą mogli doczekać się potomstwa mężczyźni, którzy w ogóle nie wytwarzają komórek rozrodczych. Prof. Karim Nayernia z uniwersytetu w Getyndze przed kilkoma miesiącami po raz pierwszy uzyskał mysie potomstwo z plemników wyhodowanych w laboratorium z komórek macierzystych. Jego zdaniem, w niedalekiej przyszłości będzie można pobrać komórki macierzyste z jąd-ra bezpłodnych mężczyzn, a potem przekształcić je w dojrzałe i zdolne do zapłodnienia plemniki. To będzie jeszcze większy przełom w prokreacji niż wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej i narodziny Louise Brown.
Kiedy warto myśleć o zastosowaniu diagnostyki preimplantacyjnej? Wskazania do PGD według Europejskiego Towarzystwa Rozrodu Człowieka i Embriologii: obciążony wywiad genetyczny, zdiagnozowane nosicielstwo chorób genetycznych, wiek matki powyżej 40 lat, poronienia samoistne, nieudane programy zapłodnienia pozaustrojowego (transfer dobrej jakości zarodków). Ustawodawstwo brytyjskie zezwala również na zastosowanie diagnostyki preimplantacyjnej w celu doboru potomstwa mającego zostać dawcą szpiku dla chorego rodzeństwa. Choroby, które można zdiagnozować w badaniach PGD: Wśród wielu możliwych do diagnozowania jednostek chorobowych są: mukowiscydoza, hemofilia A i B, rak piersi wywołany mutacją BRCA1, syndrom łamliwego chromosomu X, fenyloketonuria, dystrofie mięśniowe Duchenne'a i Beckera, rakotwórcze mutacje w genie p53, choroba Huntingtona. |
METODY LECZENI NIEPŁODNOŚCI W KLINICE INVICTA |
---|
Witryfikacja (zeszklenie) - nowa technika mrożenia komórek jajowych. Dzięki tej technice nie dochodzi do niszczenia komórek przez kryształki lodu, które mogą uszkadzać komórki po rozmrożeniu. Już dziś na sześć poddanych tej procedurze pacjentek uzyskano w gdańskim ośrodku cztery ciąże. Diagnostyka haplotypowa - nowa metoda diagnostyki preimplantacyjnej PGH. Polega na namnażaniu genomowego DNA, co pozwala uzyskać informację o wszystkich chromosomach. Również koszt procedury powinien być niższy. Minimalna stymulacja hormonalna - owulacja wywoływana jest wyłącznie (lub prawie wyłącznie) tabletkami. Pacjentka nie musi wielokrotnie otrzymywać zastrzyków (średnio około 25). Powoduje to kilkutysięczne oszczędności kosztów leków, które w większości ośrodków wynoszą 4-8 tys. zł (w tym wypadku 2-4 tys. zł). Wadą tej metody jest to, że jej skuteczność jest na razie nieco niższa niż klasycznej stymulacji hormonalnej. |
Więcej możesz przeczytać w 4/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.