Reaktywacja The Police jest od 20 lat największym marzeniem branży koncertowej
Wczerwcu 1986 r. na jednej scenie spotkały się dwa zespoły - The Police i U2. Stało się to na stadionie Gigantów w New Jersey, na koncercie upamiętniającym 25. rocznicę powstania Amnesty International. Po odegraniu swojego programu muzycy The Police wręczyli instrumenty irlandzkiej grupie. Było coś symbolicznego w tym geście. Oto zespół, który osiągnął wszystko, a którego sukces mógł być mierzony już tylko w skali ustanowionej przez The Beatles, namaszczał swojego następcę. Grupa U2 znajdowaa się wówczas w połowie drogi na szczyt. Miała go osiągnąć za rok, w chwili wydana albumu "The Joshua Tree". Dla trzech "policjantów" - Stinga, Stewarta Copelanda i Andy'ego Summersa - był to ostatni wspólny publiczny występ.
Policyjna magia
The Police jako jedyny brytyjski wykonawca z punkrockowo-nowofalowego pokolenia lat 70. znalazł się w superlidze tworzonej przez weteranów z poprzedniej dekady: The Rolling Stones, Paula McCartneya i Pink Floyd. Pięć albumów zespołu rozeszło się w łącznym nakładzie 40 mln egzemplarzy. W szczytowym momencie kariery, w 1983 r., sama magia nazwy The Police wystarczyła, by zapełnić stadiony na każdym kontynencie. Nic dziwnego więc, że od 20 lat największym marzeniem każdego koncertowego promotora jest skłonienie grupy do powrotu na scenę.
Gdy na początku stycznia 2007 r. pojawiła się informacja o reaktywowaniu zespołu (na dodatek wsparta autorytetem Bilboard.com), w blogosferze i na czatach zawrzało. Podobno toczą się poważne, choć - jak na sfery policyjne przystało - mocno utajnione negocjacje. Według jednego z przecieków, rozmowy już dobiegły szczęśliwego końca i liczące ponad 60 przystanków tournée po Europie i USA rozpocznie się 15 maja w Barcelonie. Na razie jednak roztropniej jest trzymać się faktów. A niezbitym faktem jest to, że 30. rocznica nagrania przełomowego w karierze The Police singla z utworem "Roxanne" , wbrew temu co twierdzi Billboard.com, przypada dopiero w marcu przyszłego roku.
Darwin z gitarą
Spotkanie na scenie The Police i U2 w 1986 r. miało w rzeczywistości bardziej prozaiczną przyczynę i mniej rycerski finał. Nigdy by zresztą do niego nie doszło, gdyby nie urażona duma Stinga, który właśnie wydał swój debiutancki solowy album "The Dream of the Blue Turtles". Nie mogąc znieść, że na afiszu figurował na drugim miejscu, właśnie po U2, wokalista namówił kolegów z faktycznie już nieistniejącego zespołu, by jeszcze raz wystąpili wspólnie. Po burzliwych negocjacjach został osiągnięty kompromis. The Police i U2 miały być równorzędnymi gwiazdami wieczoru. Kiedy na scenie doszło do przekazania instrumentów, Sting ponoć szepnął do ucha Andy'emu Summersowi, by ukradkiem rozstroił gitarę, zanim wręczy ją Bono.
Incydent z gitarą, nawet jeśli jest wymysłem, doskonale oddaje ukrytą przed tłumem prawdziwą naturę The Police. Ta zaś miała dużo wspólnego z czymś, co można by określić mianem darwinizmu rockowego. Od samego początku zespół oparty był na dwóch dominujących osobowościach, jakimi byli Stewart Copeland, syn wysokiego funkcjonariusza CIA, długoletniego szefa operacji na Bliskim Wschodzie, i Sting (Gordon Sumner), syn rozwoziciela mleka z Newcastle. Obaj wyznawali zasadę, że w show-biznesie przetrwać i odnieść sukces mogą tylko najsilniejsi, umiejący w lot adaptować się do zmieniających się okoliczności. Przyjaciół i najbliższych nie wyłączając. "Zawsze uważałem, że ambicje są silniejsze niż przyjaźnie" - powiedział kiedyś Sting. Przyznać jednak trzeba, że The Police równie bezwzględni byli wobec siebie. Spośród innych gwiazd z tamtych lat wyróżniała ich pracowitość, punktualność, odpowiedzialność i solidny warsztat muzyczny. Trzecim "policjantem" był doświadczony i ceniony w branży gitarzysta sesyjny Andy Summers. Wkrótce miał się też objawić ogromny talent kompozytorski Stinga.
Na szczycie świata
The Police pierwszy koncert zagrali 18 sierpnia 1977 r. w klubie Rebecca's w Birmingham. Image i muzyczny styl zespołu skrystalizowały się jednak dopiero na początku następnego roku. Na potrzeby reklamy gumy do żucia Wrigley's, w której "policjanci" mieli wystąpić jako zespół punkrockowy, całej trójce utleniono włosy. Zaraz potem ukazał się singel "Roxanne". Oto z nicości wyłoniła się trójca aryjskich blond półbogów, nowe symbole seksu i sukcesu, którzy dali światu nową muzykę: inteligentny, literacki i melodyjny rock z elementami pop, reggae i muzyki świata.
Wbrew legendzie, "Roxanne" przeszła niemal zupełnie niezauważona, jako że wpływowe Radio 1 odmówiło prezentacji utworu, bo opowiadał on o miłości do prostytutki. Rzeczywistym przełomem w karierze The Police okazał się dopiero drugi album "Reggatta de Blanc" (tytuł jest ironicznym komentarzem do przyklejonej muzyce The Police etykietki "white reggae") z utworami "Message in the Bottle", "Walking on the Moon" czy "Bring on the Night", z oryginalnie przetworzonymi i wplecionymi w tkankę rocka elementami reggae, dubu, muzyki latynoskiej i afrykańskiej. Do tej pory nikt tak nie grał i nic dziwnego, że ta płyta stała się inspiracją dla setek wykonawców na świecie, Polski nie wyłączając. Dość wymienić zespoły Perfect i Lady Pank. Sami zresztą członkowie The Police ten album lubią najbardziej. Latem 1983 r. "policjanci" zagrali na nowojorskim Shea Stadium, pamiętającym występ The Beatles. Na widowni zasiadło 70 tys. słuchaczy, a w loży VIP-ów nie zabrakło postaci takich, jak William Burroughs, Andy Warhol i Truman Capote. The Police nie omieszkali podziękować swym wielkim poprzednikom za wypożyczenie im stadionu. To był wielki triumf, ale i gwóźdź do trumny. Zespół od roku znajdował się w mocno zaawansowanym stadium dezintegracji, spowodowanym skrajnym wyczerpaniem i coraz bardziej zaciętą walką o dominację między Stingiem a Copelandem. To wtedy basista i wokalista uznał, że w tym układzie osiągnął wszystko, co było do osiągnięcia. W 1986 r. po nieudanej próbie nagrania na nowo kilku starych utworów, które miały wzbogacić składankę typu greatest hits, The Police przeszli do historii.
Plotek o reaktywacji The Police było wiele. Faktem jest jednak, że cała trójka nigdy nie wykluczała możliwości chwilowego wznowienia współpracy. Dwukrotnie od czasu rozwodu zagrała razem. W 1992 r., podczas przyjęcia weselnego Stinga i Trudy Styler i w 2003 r., gdy zespół z pompą wprowadzony został do Rockandrollowego Panteonu Sławy. To drugie zejście się The Police wywołało intensywne spekulacje, czy będzie ciąg dalszy w postaci trasy koncertowej. Teraz też nie ma pewności, czy mamy do czynienia z konkretną informacją czy kolejną plotką. Ale chociaż argument o 30. rocznicy nagrania "Roxanne" jest naciągany, na ten rok przewidziane jest wydanie serii filmów DVD o The Police oraz pełnej dyskografii zespołu. To dość, aby najsłynniejszy po The Who i Cream rockowy tercet świata mógł spokojnie ruszyć w sentymentalną podróż śladami swej pierwszej konkwisty. Za rekordowe w dziejach show-biznesu honorarium. Inne w wypadku "policjantów" (którzy bez krygowania się od początku deklarowali, że chodzi im o kasę) w rachubę nie wchodzi.
Policyjna magia
The Police jako jedyny brytyjski wykonawca z punkrockowo-nowofalowego pokolenia lat 70. znalazł się w superlidze tworzonej przez weteranów z poprzedniej dekady: The Rolling Stones, Paula McCartneya i Pink Floyd. Pięć albumów zespołu rozeszło się w łącznym nakładzie 40 mln egzemplarzy. W szczytowym momencie kariery, w 1983 r., sama magia nazwy The Police wystarczyła, by zapełnić stadiony na każdym kontynencie. Nic dziwnego więc, że od 20 lat największym marzeniem każdego koncertowego promotora jest skłonienie grupy do powrotu na scenę.
Gdy na początku stycznia 2007 r. pojawiła się informacja o reaktywowaniu zespołu (na dodatek wsparta autorytetem Bilboard.com), w blogosferze i na czatach zawrzało. Podobno toczą się poważne, choć - jak na sfery policyjne przystało - mocno utajnione negocjacje. Według jednego z przecieków, rozmowy już dobiegły szczęśliwego końca i liczące ponad 60 przystanków tournée po Europie i USA rozpocznie się 15 maja w Barcelonie. Na razie jednak roztropniej jest trzymać się faktów. A niezbitym faktem jest to, że 30. rocznica nagrania przełomowego w karierze The Police singla z utworem "Roxanne" , wbrew temu co twierdzi Billboard.com, przypada dopiero w marcu przyszłego roku.
Darwin z gitarą
Spotkanie na scenie The Police i U2 w 1986 r. miało w rzeczywistości bardziej prozaiczną przyczynę i mniej rycerski finał. Nigdy by zresztą do niego nie doszło, gdyby nie urażona duma Stinga, który właśnie wydał swój debiutancki solowy album "The Dream of the Blue Turtles". Nie mogąc znieść, że na afiszu figurował na drugim miejscu, właśnie po U2, wokalista namówił kolegów z faktycznie już nieistniejącego zespołu, by jeszcze raz wystąpili wspólnie. Po burzliwych negocjacjach został osiągnięty kompromis. The Police i U2 miały być równorzędnymi gwiazdami wieczoru. Kiedy na scenie doszło do przekazania instrumentów, Sting ponoć szepnął do ucha Andy'emu Summersowi, by ukradkiem rozstroił gitarę, zanim wręczy ją Bono.
Incydent z gitarą, nawet jeśli jest wymysłem, doskonale oddaje ukrytą przed tłumem prawdziwą naturę The Police. Ta zaś miała dużo wspólnego z czymś, co można by określić mianem darwinizmu rockowego. Od samego początku zespół oparty był na dwóch dominujących osobowościach, jakimi byli Stewart Copeland, syn wysokiego funkcjonariusza CIA, długoletniego szefa operacji na Bliskim Wschodzie, i Sting (Gordon Sumner), syn rozwoziciela mleka z Newcastle. Obaj wyznawali zasadę, że w show-biznesie przetrwać i odnieść sukces mogą tylko najsilniejsi, umiejący w lot adaptować się do zmieniających się okoliczności. Przyjaciół i najbliższych nie wyłączając. "Zawsze uważałem, że ambicje są silniejsze niż przyjaźnie" - powiedział kiedyś Sting. Przyznać jednak trzeba, że The Police równie bezwzględni byli wobec siebie. Spośród innych gwiazd z tamtych lat wyróżniała ich pracowitość, punktualność, odpowiedzialność i solidny warsztat muzyczny. Trzecim "policjantem" był doświadczony i ceniony w branży gitarzysta sesyjny Andy Summers. Wkrótce miał się też objawić ogromny talent kompozytorski Stinga.
Na szczycie świata
The Police pierwszy koncert zagrali 18 sierpnia 1977 r. w klubie Rebecca's w Birmingham. Image i muzyczny styl zespołu skrystalizowały się jednak dopiero na początku następnego roku. Na potrzeby reklamy gumy do żucia Wrigley's, w której "policjanci" mieli wystąpić jako zespół punkrockowy, całej trójce utleniono włosy. Zaraz potem ukazał się singel "Roxanne". Oto z nicości wyłoniła się trójca aryjskich blond półbogów, nowe symbole seksu i sukcesu, którzy dali światu nową muzykę: inteligentny, literacki i melodyjny rock z elementami pop, reggae i muzyki świata.
Wbrew legendzie, "Roxanne" przeszła niemal zupełnie niezauważona, jako że wpływowe Radio 1 odmówiło prezentacji utworu, bo opowiadał on o miłości do prostytutki. Rzeczywistym przełomem w karierze The Police okazał się dopiero drugi album "Reggatta de Blanc" (tytuł jest ironicznym komentarzem do przyklejonej muzyce The Police etykietki "white reggae") z utworami "Message in the Bottle", "Walking on the Moon" czy "Bring on the Night", z oryginalnie przetworzonymi i wplecionymi w tkankę rocka elementami reggae, dubu, muzyki latynoskiej i afrykańskiej. Do tej pory nikt tak nie grał i nic dziwnego, że ta płyta stała się inspiracją dla setek wykonawców na świecie, Polski nie wyłączając. Dość wymienić zespoły Perfect i Lady Pank. Sami zresztą członkowie The Police ten album lubią najbardziej. Latem 1983 r. "policjanci" zagrali na nowojorskim Shea Stadium, pamiętającym występ The Beatles. Na widowni zasiadło 70 tys. słuchaczy, a w loży VIP-ów nie zabrakło postaci takich, jak William Burroughs, Andy Warhol i Truman Capote. The Police nie omieszkali podziękować swym wielkim poprzednikom za wypożyczenie im stadionu. To był wielki triumf, ale i gwóźdź do trumny. Zespół od roku znajdował się w mocno zaawansowanym stadium dezintegracji, spowodowanym skrajnym wyczerpaniem i coraz bardziej zaciętą walką o dominację między Stingiem a Copelandem. To wtedy basista i wokalista uznał, że w tym układzie osiągnął wszystko, co było do osiągnięcia. W 1986 r. po nieudanej próbie nagrania na nowo kilku starych utworów, które miały wzbogacić składankę typu greatest hits, The Police przeszli do historii.
Plotek o reaktywacji The Police było wiele. Faktem jest jednak, że cała trójka nigdy nie wykluczała możliwości chwilowego wznowienia współpracy. Dwukrotnie od czasu rozwodu zagrała razem. W 1992 r., podczas przyjęcia weselnego Stinga i Trudy Styler i w 2003 r., gdy zespół z pompą wprowadzony został do Rockandrollowego Panteonu Sławy. To drugie zejście się The Police wywołało intensywne spekulacje, czy będzie ciąg dalszy w postaci trasy koncertowej. Teraz też nie ma pewności, czy mamy do czynienia z konkretną informacją czy kolejną plotką. Ale chociaż argument o 30. rocznicy nagrania "Roxanne" jest naciągany, na ten rok przewidziane jest wydanie serii filmów DVD o The Police oraz pełnej dyskografii zespołu. To dość, aby najsłynniejszy po The Who i Cream rockowy tercet świata mógł spokojnie ruszyć w sentymentalną podróż śladami swej pierwszej konkwisty. Za rekordowe w dziejach show-biznesu honorarium. Inne w wypadku "policjantów" (którzy bez krygowania się od początku deklarowali, że chodzi im o kasę) w rachubę nie wchodzi.
Więcej możesz przeczytać w 4/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.