Telewizja publiczna wreszcie prezentuje opinie, które eliminowała nieformalna cenzura III RP
Bronisław Wildstein to wytrych do polskich problemów. Gdy w ostrych dyskusjach, które toczyły się wśród zwolenników głębokiej reformy RP, ze strony rozczarowanych koalicją z LPR i Samoobroną padały gorzkie słowa o zawłaszczaniu państwa, o koteryjności, zawsze pojawiał jeden argument nie do zbicia - Wildstein. Jako prezes telewizji stał się on żywym dowodem na to, że wolność słowa, niezależność opinii i odwaga cywilna ciągle są podstawowymi wartościami w projekcie IV RP. Co więcej, sposób, w jaki telewizja pod jego kierownictwem relacjonuje wydarzenia polityczne, pokazuje, że pomawianie braci Kaczyńskich o zapędy dyktatorskie, niezdolność do zniesienia życzliwej nawet krytyki nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Zadaje też kłam oskarżeniom, których pełno jest w części zagranicznych mediów, że w Polsce po ostatnich wyborach zapanował prostacki antyliberalizm, nacjonalizm i antysemityzm.
Nie brakuje oczywiście krytyków zmian, które Wildstein przeprowadził w TVP. Należałoby się jednak raczej niepokoić, gdyby niektórzy z nich zaczęli go chwalić. A kierowanie się tylko słupkami statystyk oraz chwiejnymi ocenami widzów kłóci się z edukacyjną, obywatelską misją telewizji publicznej. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że dzisiaj jest to telewizja lepsza i nowocześniejsza niż była wtedy, gdy obejmował on stanowisko. Wreszcie podejmuje się tematy, które były tabuizowane, wreszcie prezentuje się także takie opinie, które były eliminowane przez nieformalną, lecz bardzo realną cenzurę III RP. Nie wszystko da się jednak zrobić w ciągu roku, zwłaszcza w niestabilnej sytuacji, przy ciągłych atakach z prawa i lewa.
Odwołanie prezesa Wildsteina nie tylko przerwałoby proces przemian w telewizji, ale byłoby fatalnym sygnałem politycznym. Jest on prawdziwym autorytetem w środowiskach liberalno-konserwatywnej inteligencji, bez której nigdy nie doszłoby do przełomu 2005 r. Wybory samorządowe pokazały, jak ważne jest odzyskanie jej poparcia. Bez intelektualnego zaplecza trudno sprawnie rządzić i nie sposób skutecznie przeprowadzać i wiarygodnie legitymizować reform.
Nie brakuje oczywiście krytyków zmian, które Wildstein przeprowadził w TVP. Należałoby się jednak raczej niepokoić, gdyby niektórzy z nich zaczęli go chwalić. A kierowanie się tylko słupkami statystyk oraz chwiejnymi ocenami widzów kłóci się z edukacyjną, obywatelską misją telewizji publicznej. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że dzisiaj jest to telewizja lepsza i nowocześniejsza niż była wtedy, gdy obejmował on stanowisko. Wreszcie podejmuje się tematy, które były tabuizowane, wreszcie prezentuje się także takie opinie, które były eliminowane przez nieformalną, lecz bardzo realną cenzurę III RP. Nie wszystko da się jednak zrobić w ciągu roku, zwłaszcza w niestabilnej sytuacji, przy ciągłych atakach z prawa i lewa.
Odwołanie prezesa Wildsteina nie tylko przerwałoby proces przemian w telewizji, ale byłoby fatalnym sygnałem politycznym. Jest on prawdziwym autorytetem w środowiskach liberalno-konserwatywnej inteligencji, bez której nigdy nie doszłoby do przełomu 2005 r. Wybory samorządowe pokazały, jak ważne jest odzyskanie jej poparcia. Bez intelektualnego zaplecza trudno sprawnie rządzić i nie sposób skutecznie przeprowadzać i wiarygodnie legitymizować reform.
Więcej możesz przeczytać w 4/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.