Książki
Łysiak I Wielki
Najnowsze dzieło Waldemara Łysiaka miało być hołdem dla bibliofilstwa, czyli pasji zbierania książek. W rzeczywistości jest to kolejna książka o samym autorze. I to książka hołdownicza. To zbiory Łysiaka są największe, najwspanialsze i jedyne w swoim rodzaju. To na jego cześć ukuto sformułowanie "książka w stanie Łysiakowym" (czytaj: idealnym). W "Empireum" znacznie częściej niż na informacje o bibliofilstwie można natrafić na wywody, jak Łysiak rozumie patriotyzm i dobrą literaturę, jak inni uparcie się mylą, i to praktycznie we wszystkim. Kiedy czytamy fragment: "Narrator mojej powieści 'Kielich' rzekł prawdę, gdy rzekł:" (tu następuje kilkunastowierszowy cytat z własnej powieści), nie mamy żadnych wątpliwości - Łysiak to największy współczesny polski samochwała.
Kamil Śmiałkowski
Waldemar Łysiak "Empireum", wydawnictwo Nobilis 2004 r.
Od Batmana do Rywina
Pamela Anderson nie grzeszy talentem, ale ma powierzchowność" - czytamy w pierwszej polskiej "Encyklopedii kina". Hasła z czterokilogramowego tomu wzbogacone są komentarzami ich autorów
- krytyków filmowych. Dzięki temu noty różnią się od internetowych bryków, a książkę lepiej się czyta. Lekturę ułatwiają też liczne zdjęcia. Na tysiącu stron aż roi się od wiadomości o ludziach kina, filmowych szkołach, gatunkach czy festiwalach. Miłośnicy egzotyki znajdą tu opisy kina Afryki czy Tajwanu, a fani gwiazd filmowych ciekawostki o swoich idolach. Blond piękność Cameron Diaz okazuje się córką Kubańczyka i Indianki, a Robin Williams synem jednego z dyrektorów Forda. Niepotrzebnie pojawiają się takie hasła, jak "mikrofon" czy "transfokacja", bo nie każdy czytelnik chce się dostać do łódzkiej Filmówki. Swoją notkę ma Batman i inni rysunkowi herosi, pominięto natomiast postacie z produkcji fabularnych. Brakuje też opisów konkretnych filmów. Autorzy obiecują, że pojawią się one w drugim tomie. Najwięcej miejsca poświęcono rodzimej kinematografii. Pod hasłem Lech Rywin autorzy odnotowali jego ostatnią rolę pierwszoplanową - "w największej w
III Rzeczypospolitej aferze korupcyjnej".
Marta Sawicka
"Encyklopedia kina" wydawnictwo Biały Kruk 2003 r.
Wystawa
Globalne nieporozumienie
Brak pomysłów i umiejętności - tak najkrócej można opisać wystawę "Supermarket sztuki - globalne zauroczenie". To już czwarta edycja projektu, który miał podobno promować młodych artystów. Nie wiadomo, gdzie i po co, bo - jak sami organizatorzy podkreślają - przedsięwzięcie jest adresowane głównie do artystów i profesjonalistów zajmujących się sztuką i kulturą. To tak, jakby muzycy grali dla muzyków, a pisarze pisali dla siebie. Tym razem tematem przewodnim miał być problem globalizacji. Jurorzy spośród 140 zgłoszeń wybrali 27 artystów i trzy grupy artystyczne. Artur Malewski pokazał instalację "Duże dziecko patrzy na skórę kota". Andrzej Karmasz sfotografował hermafrodytę i nazwał ją Maori. Paweł Wróblewski również widzi największy problem globalizacji w odmienności rasowej, co pokazał obrazkiem "Typ meridionalny" przedstawiającym Afrykańczyka - zapewne o arabskich korzeniach. Nie ma na wystawie krucyfiksów w nocnikach i chwała artystom za to. Ale, niestety, zwiedzającym przypomina się scena z filmu "Nie lubię poniedziałku", kiedy to pan z motowidłem zostaje omyłkowo nagrodzony za najlepsze dzieło sztuki współczesnej.
Łukasz Radwan
"Supermarket sztuki - globalne zauroczenie", Warszawa, galeria Dom Artysty
Plastyka i galeria Lufcik, do 27 listopada 2003 r.
Pan Bóg ma katar
Jacqueline Onassis i Maria Callas, murzyński nacjonalista Malcolm X i gejowski bojownik Harvey Milk, prezydent Nixon i chiński satrapa Mao Tse-tung - to bohaterowie oper, jakie powstały na świecie w ostatnich kilkunastu latach. Oper,
o których nie mamy pojęcia, bo poza "Echnatonem" Glassa, wystawionym w Łodzi, i dziełami Pendereckiego pokazywanymi z patriotycznego obowiązku nie widzieliśmy w Polsce nic. Ciekawe, co powiedziałaby nasza widownia na "Greka" autorstwa Marca-Anthony'ego Turnage'a - kwartet na matkę, ojca, syna i... opiekacz do grzanek? O to, by polscy melomani kompletnie nie stracili kontaktu ze współczesnością, zatroszczyli się Norwegowie. Premiera "Sery" Henrika Hellsteniusa była możliwa głównie dzięki skandynawskim pieniądzom. Zamiast opiekacza mamy drabinę, na której siedzi zakatarzony Pan Bóg, zużywający dziesiątki chusteczek do nosa. Pewnego dnia wysyła na ziemię krnąbrną Serę, by pozbierała (na płytę CD!) wszystkie dźwięki, bo hałas powoduje chaos. Zabawa z filozoficznym podtekstem jest świetna, bo libretto napisał brat kompozytora, sławny dzięki scenariuszowi filmu "Elling", a muzyka, choć określana groźnie jako "spektralna", jest pełna wdzięku i pomysłowa. Małe, a cieszy.
Jacek Melchior
Henrik Hellstenius "Sera", Opera Narodowa w Warszawie, premiera 8 listopada 2003 r.
Łysiak I Wielki
Najnowsze dzieło Waldemara Łysiaka miało być hołdem dla bibliofilstwa, czyli pasji zbierania książek. W rzeczywistości jest to kolejna książka o samym autorze. I to książka hołdownicza. To zbiory Łysiaka są największe, najwspanialsze i jedyne w swoim rodzaju. To na jego cześć ukuto sformułowanie "książka w stanie Łysiakowym" (czytaj: idealnym). W "Empireum" znacznie częściej niż na informacje o bibliofilstwie można natrafić na wywody, jak Łysiak rozumie patriotyzm i dobrą literaturę, jak inni uparcie się mylą, i to praktycznie we wszystkim. Kiedy czytamy fragment: "Narrator mojej powieści 'Kielich' rzekł prawdę, gdy rzekł:" (tu następuje kilkunastowierszowy cytat z własnej powieści), nie mamy żadnych wątpliwości - Łysiak to największy współczesny polski samochwała.
Kamil Śmiałkowski
Waldemar Łysiak "Empireum", wydawnictwo Nobilis 2004 r.
Od Batmana do Rywina
Pamela Anderson nie grzeszy talentem, ale ma powierzchowność" - czytamy w pierwszej polskiej "Encyklopedii kina". Hasła z czterokilogramowego tomu wzbogacone są komentarzami ich autorów
- krytyków filmowych. Dzięki temu noty różnią się od internetowych bryków, a książkę lepiej się czyta. Lekturę ułatwiają też liczne zdjęcia. Na tysiącu stron aż roi się od wiadomości o ludziach kina, filmowych szkołach, gatunkach czy festiwalach. Miłośnicy egzotyki znajdą tu opisy kina Afryki czy Tajwanu, a fani gwiazd filmowych ciekawostki o swoich idolach. Blond piękność Cameron Diaz okazuje się córką Kubańczyka i Indianki, a Robin Williams synem jednego z dyrektorów Forda. Niepotrzebnie pojawiają się takie hasła, jak "mikrofon" czy "transfokacja", bo nie każdy czytelnik chce się dostać do łódzkiej Filmówki. Swoją notkę ma Batman i inni rysunkowi herosi, pominięto natomiast postacie z produkcji fabularnych. Brakuje też opisów konkretnych filmów. Autorzy obiecują, że pojawią się one w drugim tomie. Najwięcej miejsca poświęcono rodzimej kinematografii. Pod hasłem Lech Rywin autorzy odnotowali jego ostatnią rolę pierwszoplanową - "w największej w
III Rzeczypospolitej aferze korupcyjnej".
Marta Sawicka
"Encyklopedia kina" wydawnictwo Biały Kruk 2003 r.
Wystawa
Globalne nieporozumienie
Brak pomysłów i umiejętności - tak najkrócej można opisać wystawę "Supermarket sztuki - globalne zauroczenie". To już czwarta edycja projektu, który miał podobno promować młodych artystów. Nie wiadomo, gdzie i po co, bo - jak sami organizatorzy podkreślają - przedsięwzięcie jest adresowane głównie do artystów i profesjonalistów zajmujących się sztuką i kulturą. To tak, jakby muzycy grali dla muzyków, a pisarze pisali dla siebie. Tym razem tematem przewodnim miał być problem globalizacji. Jurorzy spośród 140 zgłoszeń wybrali 27 artystów i trzy grupy artystyczne. Artur Malewski pokazał instalację "Duże dziecko patrzy na skórę kota". Andrzej Karmasz sfotografował hermafrodytę i nazwał ją Maori. Paweł Wróblewski również widzi największy problem globalizacji w odmienności rasowej, co pokazał obrazkiem "Typ meridionalny" przedstawiającym Afrykańczyka - zapewne o arabskich korzeniach. Nie ma na wystawie krucyfiksów w nocnikach i chwała artystom za to. Ale, niestety, zwiedzającym przypomina się scena z filmu "Nie lubię poniedziałku", kiedy to pan z motowidłem zostaje omyłkowo nagrodzony za najlepsze dzieło sztuki współczesnej.
Łukasz Radwan
"Supermarket sztuki - globalne zauroczenie", Warszawa, galeria Dom Artysty
Plastyka i galeria Lufcik, do 27 listopada 2003 r.
Pan Bóg ma katar
Jacqueline Onassis i Maria Callas, murzyński nacjonalista Malcolm X i gejowski bojownik Harvey Milk, prezydent Nixon i chiński satrapa Mao Tse-tung - to bohaterowie oper, jakie powstały na świecie w ostatnich kilkunastu latach. Oper,
o których nie mamy pojęcia, bo poza "Echnatonem" Glassa, wystawionym w Łodzi, i dziełami Pendereckiego pokazywanymi z patriotycznego obowiązku nie widzieliśmy w Polsce nic. Ciekawe, co powiedziałaby nasza widownia na "Greka" autorstwa Marca-Anthony'ego Turnage'a - kwartet na matkę, ojca, syna i... opiekacz do grzanek? O to, by polscy melomani kompletnie nie stracili kontaktu ze współczesnością, zatroszczyli się Norwegowie. Premiera "Sery" Henrika Hellsteniusa była możliwa głównie dzięki skandynawskim pieniądzom. Zamiast opiekacza mamy drabinę, na której siedzi zakatarzony Pan Bóg, zużywający dziesiątki chusteczek do nosa. Pewnego dnia wysyła na ziemię krnąbrną Serę, by pozbierała (na płytę CD!) wszystkie dźwięki, bo hałas powoduje chaos. Zabawa z filozoficznym podtekstem jest świetna, bo libretto napisał brat kompozytora, sławny dzięki scenariuszowi filmu "Elling", a muzyka, choć określana groźnie jako "spektralna", jest pełna wdzięku i pomysłowa. Małe, a cieszy.
Jacek Melchior
Henrik Hellstenius "Sera", Opera Narodowa w Warszawie, premiera 8 listopada 2003 r.
Więcej możesz przeczytać w 47/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.