Prokuratura wnikliwie zajmuje się tymi, którzy są najbliżej afer, bo o nich piszą
Pociągi jednak nie stanęły. Pociąg do Brukseli też nie, choć spotykają nas z tamtej strony afronty. Pociąg prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Millera pomknie zaś, jak ogłoszono oficjalnie, w zgodnym stukocie kół aż do 1 maja 2004 r.
Są to wieści krzepiące. I dają odpór szeptanej propagandzie, jakoby rządzący popełniali zbiorowe samobójstwo. Nie wystarczy jednak wymowa rzeczywistości, gdy frustraci zatruwają klimat społeczny. Na szczęście państwo dysponuje środkami perswazji. Dlatego z uznaniem odnotowuję, że prokuratura nie spoczęła na laurach. A mogłaby, skoro udało się jej ominąć polityczne prowokacje, choćby próbę zapisania Lwa Rywina do SLD. Partia potrzebuje ludzi sukcesu. Najpierw jednak musi zweryfikować własne szeregi. Gwiazdy nie mogą się znaleźć w niegodnym siebie towarzystwie. Więc prokuratura roztropnie czeka. Ale tylko w tej sprawie. Dziennikarze napisali o jakiejś aferze? To, hajda, do dzieła! Dochodzenia, przesłuchania, odciski palców, fotografie każdej części twarzy z każdej strony świata. Oprócz dziennikarzy trzeba też przesłuchać redaktorów naczelnych, wydawców. Roboty od metra. A później ci wszyscy, którzy tyle roboty organom państwowym przysparzają, jeszcze publicznie narzekają, że prokuratura jest opieszała i niestaranna! Aferom nie poświęca należytej uwagi! Jak to nie poświęca, jeżeli zajmuje się wnikliwie tymi, którzy widać są najbliżej afer, skoro o nich piszą?! Trudno w tej sytuacji pojąć oburzenie mass mediów na prokuraturę i jej decydentów. Komu tu właściwie chodzi o dobro ogólne?
Za dobrych czasów PRL była zasada, że kto krytykował, powinien był wskazać środki naprawy. Nadto zobowiązany był wykazać ponad wszelką wątpliwość swoje szlachetne intencje. Nosiło to miano krytyki konstruktywnej i łącznie z zasadą "centralizmu demokratycznego" i ustrojem "demokracji socjalistycznej" stanowiło stabilny fundament ładu publicznego. O wypełnieniu wymaganych kryteriów decydowały organy państwowe, gdyż jest logiczne, że tylko rządzący są w stanie ocenić, co służy państwu, a co szkodzi. Organy zawiadamiały obywatela, czy jego myśli, słowa i czyny odpowiadają wymogom etapu historycznego. Jeden dostawał mieszkanie, drugi celę. Wszyscy mieli jasność sytuacji.
Gdy dziś rządzący sięgają do sprawdzonych wzorów, warcholstwo mass mediów wyrasta na największą przeszkodę na polskiej drodze ku przyszłości. Budzi to mój zdecydowany sprzeciw. Dlatego nie boję się zarzutu, że kalam dziennikarskie gniazdo. Na ołtarzu dobra kraju każdy winien złożyć daninę, nie bacząc na partykularne interesy. Dziennikarski pociąg do afer zamieniam bez żalu na rządowy pociąg do ładu i porządku medialnego.
Są to wieści krzepiące. I dają odpór szeptanej propagandzie, jakoby rządzący popełniali zbiorowe samobójstwo. Nie wystarczy jednak wymowa rzeczywistości, gdy frustraci zatruwają klimat społeczny. Na szczęście państwo dysponuje środkami perswazji. Dlatego z uznaniem odnotowuję, że prokuratura nie spoczęła na laurach. A mogłaby, skoro udało się jej ominąć polityczne prowokacje, choćby próbę zapisania Lwa Rywina do SLD. Partia potrzebuje ludzi sukcesu. Najpierw jednak musi zweryfikować własne szeregi. Gwiazdy nie mogą się znaleźć w niegodnym siebie towarzystwie. Więc prokuratura roztropnie czeka. Ale tylko w tej sprawie. Dziennikarze napisali o jakiejś aferze? To, hajda, do dzieła! Dochodzenia, przesłuchania, odciski palców, fotografie każdej części twarzy z każdej strony świata. Oprócz dziennikarzy trzeba też przesłuchać redaktorów naczelnych, wydawców. Roboty od metra. A później ci wszyscy, którzy tyle roboty organom państwowym przysparzają, jeszcze publicznie narzekają, że prokuratura jest opieszała i niestaranna! Aferom nie poświęca należytej uwagi! Jak to nie poświęca, jeżeli zajmuje się wnikliwie tymi, którzy widać są najbliżej afer, skoro o nich piszą?! Trudno w tej sytuacji pojąć oburzenie mass mediów na prokuraturę i jej decydentów. Komu tu właściwie chodzi o dobro ogólne?
Za dobrych czasów PRL była zasada, że kto krytykował, powinien był wskazać środki naprawy. Nadto zobowiązany był wykazać ponad wszelką wątpliwość swoje szlachetne intencje. Nosiło to miano krytyki konstruktywnej i łącznie z zasadą "centralizmu demokratycznego" i ustrojem "demokracji socjalistycznej" stanowiło stabilny fundament ładu publicznego. O wypełnieniu wymaganych kryteriów decydowały organy państwowe, gdyż jest logiczne, że tylko rządzący są w stanie ocenić, co służy państwu, a co szkodzi. Organy zawiadamiały obywatela, czy jego myśli, słowa i czyny odpowiadają wymogom etapu historycznego. Jeden dostawał mieszkanie, drugi celę. Wszyscy mieli jasność sytuacji.
Gdy dziś rządzący sięgają do sprawdzonych wzorów, warcholstwo mass mediów wyrasta na największą przeszkodę na polskiej drodze ku przyszłości. Budzi to mój zdecydowany sprzeciw. Dlatego nie boję się zarzutu, że kalam dziennikarskie gniazdo. Na ołtarzu dobra kraju każdy winien złożyć daninę, nie bacząc na partykularne interesy. Dziennikarski pociąg do afer zamieniam bez żalu na rządowy pociąg do ładu i porządku medialnego.
Więcej możesz przeczytać w 47/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.