Uwielbiam "Faraona" Bolesława Prusa - deklaruje pisarz Mario Vargas Llosa
Tak naprawdę to jestem kibicem piłki nożnej - mówi o sobie kokieteryjnie Mario Vargas Llosa. Ten od lat żelazny kandydat do literackiego Nobla deklaruje się też jako miłośnik "Faraona" Bolesława Prusa. Jego najnowsza książka "Raj tuż za rogiem" 18 listopada ukazuje się na polskim rynku. "Dobra literatura nie ma narodowości" - mówi Llosa, który uchodzi za najmniej iberoamerykańskiego pisarza z Ameryki Łacińskiej. Llosa jest Peruwiańczykiem, ale kilkadziesiąt lat spędził w Euro-
pie. Obecnie mieszka w Londynie ( utrzymuje też domy w Paryżu i Madrycie). Jest zagorzałym liberałem i antykomunistą. W 1990 r. kandydował na stanowisko prezydenta Peru. Gdy w tym roku proponowano mu stanowisko premiera, stwierdził: "Właściwie to potrafię tylko rządzić narracją w swoich książkach. Nie chciałbym skazywać rodaków na książkowego premiera. To, że raz zrobiłem głupstwo, nie oznacza, że muszę je powtarzać".
"Raj tuż za rogiem" to historia Paula Gauguina i jego wojowniczej babki Flory Tristan. Słynny malarz opuścił Francję, by tworzyć wśród mieszkańców Tahiti. Llosa przeciwnie: opuścił Peru, uciekając od południowoamerykańskiej dzikości - politycznej, obyczajowej, kulturowej. Autobiograficzne wątki z życia pisarza można odnaleźć w postaci pół-Peruwianki Flory Tristan. Ta feministka i biseksualistka miała polityczną żyłkę (jak sam Llosa) i próbowała (daremnie) udoskonalić latynoską demokrację.
Powieść z szufladkami
Llosa stał się znany na świecie dzięki humorystycznej książce "Pantaleon i wizytantki" (1973). Dopiero potem zwrócono uwa-
gę na napisaną w 1969 r. "Rozmowę w katedrze". Sam pisarz mówił, że to książka nie dla przeciętnego czytelnika, napisana po to, "by zaspokoić własną próżność, popisać się umiejętnością konstruowania fabuły i oszołomić erudycją". I to się Llosie udało: mało kto doczytał powieść do końca.
Nowa powieść Llosy jest - podobnie jak "Pantaleon i wizytantki" - adresowana do szerokiej publiczności. Ale Llosa jest zbyt wytrawnym pisarzem, by być prostolinijnym narratorem. Wtajemniczonym oferuje wiele szufladek, po których otwarciu widać wymyślną konstrukcję i kilkupiętrowe metafory. Praca nad fabularyzowaną biografią dwójki buntowników trwała trzy lata, choć pomysł na jej napisanie narodził się prawie 50 lat temu. Llosa trafił wówczas na książkę Flory Tristan. Po latach tak wspominał tę lekturę: "Byłem zafascynowany dziewiętnastowiecznym marzeniem o istnieniu idealnego społeczeństwa i nieodkrytego raju".
Intrygę "Raju tuż za rogiem" tworzą dwa przeplatające się wątki: perypetie francuskiego malarza i jego babki aktywistki (bohaterowie nie spotkali się za życia, bo Flora umarła przed narodzinami słynnego wnuka). Oboje chcą odnaleźć raj na ziemi. Dla Flory, rewolucjonistki i pionierki feminizmu, rajem jest utopia społeczna. Próbuje ją realizować, zakładając robotnicze związki, walcząc z instytucją małżeństwa i Kościołem katolickim. Dla Gauguina raj to królestwo sztuki. Rozczarowany zachodnią cywilizacją wierzy, że wśród dzikich mieszkańców polinezyjskiej wyspy będzie mógł tworzyć wolną sztukę.
Dziwka Castro
Nazwisko Llosy wymienia się wśród gwiazd iberoamerykańskiej literatury obok Julio Cortázara, Gabriela Garcíi Márqueza, Jorge Luisa Borgesa i Carlosa Fuentesa. Tyle że książki Llosy mają niewiele wspólnego ze stereotypem prozy iberoamerykańskiej, wylansowanej na fali tzw. magicznego realizmu. W powieściach Márqueza czy Saramago życie miesza się z fikcją, a ludowe wierzenia określają zasady świata. Tymczasem Llosa twardo stąpa po ziemi i ponad magię przedkłada realne problemy społeczne. Jego głośny i nagradzany debiut z 1963 r. - "Miasto i psy" - to socjologiczna analiza kultu macho i wojskowego drylu. Setki egzemplarzy książki polecili spalić wojskowi. "Moje książki nie są pisane po to, by opowiadać o życiu, ale by namawiać ludzi do zmiany sposobu myślenia. Literatura powinna pomagać ludziom w odkrywaniu dobra i sprawiedliwości" - deklaruje pisarz.
Mimo rozczarowania swoim udziałem w polityce Llosa wierzy, że można być jednocześnie świetnym pisarzem i skutecznym politykiem. Za przykład stawia Václava Havla. Sam ograniczył jednak politykę do zaangażowanego pisarstwa. W książce "W królestwie strachu" opisał dyktatorskie rządy Alberto Fujimoriego (to z nim przegrał wybory prezydenckie). Z kolei w publicystyce obnaża komunistyczne mity Fidela Castro i Che Guevary, których uważa za zwykłych bandytów. Na tym tle poróżnił się ze swoim byłym idolem, noblistą Gabrielem Garcíą Márquezem (skądinąd z jego twórczości się doktoryzował). W przypływie polemicznej gorączki nazwał Márqueza dziwką Castro.
Błędem byłoby traktowanie Llosy jako pisarza politycznego czy doraźnego moralizatora. Llosa jest przede wszystkim mistrzem powieściowej konstrukcji i intelektualnej precyzji. W tym nawiązuje do najwybitniejszych europejskich i amerykańskich "konstruktywistów" literatury, na przykład Jamesa Joyce'a, Josepha Hellera czy Johna Bartha. Jest rzeczą znamienną, że w swoim kanonie najważniejszych powieści XX wieku - "Prawda kłamstw" - nie wymienił ani jednej pozycji literatury iberoamerykańskiej. Bo uważa się za wnuka Kartezjusza, a nie południowoamerykańskich szamanów. "Jeśli jestem szamanem, to tylko słowa" - lubi mówić o sobie.
pie. Obecnie mieszka w Londynie ( utrzymuje też domy w Paryżu i Madrycie). Jest zagorzałym liberałem i antykomunistą. W 1990 r. kandydował na stanowisko prezydenta Peru. Gdy w tym roku proponowano mu stanowisko premiera, stwierdził: "Właściwie to potrafię tylko rządzić narracją w swoich książkach. Nie chciałbym skazywać rodaków na książkowego premiera. To, że raz zrobiłem głupstwo, nie oznacza, że muszę je powtarzać".
"Raj tuż za rogiem" to historia Paula Gauguina i jego wojowniczej babki Flory Tristan. Słynny malarz opuścił Francję, by tworzyć wśród mieszkańców Tahiti. Llosa przeciwnie: opuścił Peru, uciekając od południowoamerykańskiej dzikości - politycznej, obyczajowej, kulturowej. Autobiograficzne wątki z życia pisarza można odnaleźć w postaci pół-Peruwianki Flory Tristan. Ta feministka i biseksualistka miała polityczną żyłkę (jak sam Llosa) i próbowała (daremnie) udoskonalić latynoską demokrację.
Powieść z szufladkami
Llosa stał się znany na świecie dzięki humorystycznej książce "Pantaleon i wizytantki" (1973). Dopiero potem zwrócono uwa-
gę na napisaną w 1969 r. "Rozmowę w katedrze". Sam pisarz mówił, że to książka nie dla przeciętnego czytelnika, napisana po to, "by zaspokoić własną próżność, popisać się umiejętnością konstruowania fabuły i oszołomić erudycją". I to się Llosie udało: mało kto doczytał powieść do końca.
Nowa powieść Llosy jest - podobnie jak "Pantaleon i wizytantki" - adresowana do szerokiej publiczności. Ale Llosa jest zbyt wytrawnym pisarzem, by być prostolinijnym narratorem. Wtajemniczonym oferuje wiele szufladek, po których otwarciu widać wymyślną konstrukcję i kilkupiętrowe metafory. Praca nad fabularyzowaną biografią dwójki buntowników trwała trzy lata, choć pomysł na jej napisanie narodził się prawie 50 lat temu. Llosa trafił wówczas na książkę Flory Tristan. Po latach tak wspominał tę lekturę: "Byłem zafascynowany dziewiętnastowiecznym marzeniem o istnieniu idealnego społeczeństwa i nieodkrytego raju".
Intrygę "Raju tuż za rogiem" tworzą dwa przeplatające się wątki: perypetie francuskiego malarza i jego babki aktywistki (bohaterowie nie spotkali się za życia, bo Flora umarła przed narodzinami słynnego wnuka). Oboje chcą odnaleźć raj na ziemi. Dla Flory, rewolucjonistki i pionierki feminizmu, rajem jest utopia społeczna. Próbuje ją realizować, zakładając robotnicze związki, walcząc z instytucją małżeństwa i Kościołem katolickim. Dla Gauguina raj to królestwo sztuki. Rozczarowany zachodnią cywilizacją wierzy, że wśród dzikich mieszkańców polinezyjskiej wyspy będzie mógł tworzyć wolną sztukę.
Dziwka Castro
Nazwisko Llosy wymienia się wśród gwiazd iberoamerykańskiej literatury obok Julio Cortázara, Gabriela Garcíi Márqueza, Jorge Luisa Borgesa i Carlosa Fuentesa. Tyle że książki Llosy mają niewiele wspólnego ze stereotypem prozy iberoamerykańskiej, wylansowanej na fali tzw. magicznego realizmu. W powieściach Márqueza czy Saramago życie miesza się z fikcją, a ludowe wierzenia określają zasady świata. Tymczasem Llosa twardo stąpa po ziemi i ponad magię przedkłada realne problemy społeczne. Jego głośny i nagradzany debiut z 1963 r. - "Miasto i psy" - to socjologiczna analiza kultu macho i wojskowego drylu. Setki egzemplarzy książki polecili spalić wojskowi. "Moje książki nie są pisane po to, by opowiadać o życiu, ale by namawiać ludzi do zmiany sposobu myślenia. Literatura powinna pomagać ludziom w odkrywaniu dobra i sprawiedliwości" - deklaruje pisarz.
Mimo rozczarowania swoim udziałem w polityce Llosa wierzy, że można być jednocześnie świetnym pisarzem i skutecznym politykiem. Za przykład stawia Václava Havla. Sam ograniczył jednak politykę do zaangażowanego pisarstwa. W książce "W królestwie strachu" opisał dyktatorskie rządy Alberto Fujimoriego (to z nim przegrał wybory prezydenckie). Z kolei w publicystyce obnaża komunistyczne mity Fidela Castro i Che Guevary, których uważa za zwykłych bandytów. Na tym tle poróżnił się ze swoim byłym idolem, noblistą Gabrielem Garcíą Márquezem (skądinąd z jego twórczości się doktoryzował). W przypływie polemicznej gorączki nazwał Márqueza dziwką Castro.
Błędem byłoby traktowanie Llosy jako pisarza politycznego czy doraźnego moralizatora. Llosa jest przede wszystkim mistrzem powieściowej konstrukcji i intelektualnej precyzji. W tym nawiązuje do najwybitniejszych europejskich i amerykańskich "konstruktywistów" literatury, na przykład Jamesa Joyce'a, Josepha Hellera czy Johna Bartha. Jest rzeczą znamienną, że w swoim kanonie najważniejszych powieści XX wieku - "Prawda kłamstw" - nie wymienił ani jednej pozycji literatury iberoamerykańskiej. Bo uważa się za wnuka Kartezjusza, a nie południowoamerykańskich szamanów. "Jeśli jestem szamanem, to tylko słowa" - lubi mówić o sobie.
Więcej możesz przeczytać w 47/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.