To nie gospodarka rynkowa jest nieetyczna, tylko ludzie są skłonni do nieetycznych działań
To kierunki ciągle jeszcze oblegane przez kandydatów na studia. Motywy tego wyboru są oczywiście różne. Przyszły prawnik zwykle liczy na to, że po aplikacji i możliwie krótkiej pracy w sądownictwie zdobędzie intratną posadę jako adwokat, notariusz, radca. Zainteresowanie kreacją prawa raczej jest rzadkością. Przyszły ekonomista zwykle liczy na to, że na studiach zyska niezbędny warsztat analityczny umożliwiający skuteczne poruszanie się w biznesie. Zainteresowanie teorią - jako podstawą polityki gospodarczej kraju czy regionu - to zjawisko nieczęste.
Oblężenie prawa czy ekonomii nie jest więc rezultatem osiągnięć nauki w tych dyscyplinach. Zresztą to normalne, że raczej względy pekuniarne decydują o wyborze studiów. Nie każdy student ma w tornistrze buławę marszałkowską. Chodzi jednak o to, że w połączeniu ze złymi tradycjami i pozostałościami czasów totalitaryzmu stwarza to klimat nie sprzyjający wysokiej jakości naszego prawa i zarządzania gospodarką. Przez prawie pół wieku prawo tworzone było na potrzeby komunistycznej partii i totalitarnego reżimu. Nie służyło ono bynajmniej budowie państwa prawa. Wśród ekonomistów najlepiej widziani byli usłużni "uzasadniacze" decyzji partyjnej góry i bezkrytyczni ich realizatorzy. Sprawy ustrojowe były poza dyskusją. Podkreślano służebność prawa i ekonomii wobec tak zwanej polityki. Ślady tego klimatu są do dziś doskonale widoczne, zwłaszcza w dziedzinie prawa. Rażąca jest niezdolność wielu prawników do właściwej kwalifikacji czynów i zaszłości, gotowość do ferowania wątpliwych opinii w sprawach gospodarczych. O pomstę woła nasza legislacja, słabość prawniczej reprezentacji w Sejmie, gdzie nadal uchwala się ustawy buble. Za przejaw uległości, a nie za wynik trzeźwej analizy, należy uznać spektakularne aresztowania Romana Kluski, twórcy Optimusa, i prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. W środowisku prawniczym z jednej strony widoczna jest niezdolność do przeciwstawienia się naciskom złych polityków i biurokratów, a z drugiej - hamowanie dostępu do zawodu osobom bez protekcji.
Złe ustawodawstwo, swoista podrzędność władzy sądowniczej wobec ustawodawczej i wykonawczej nie sprzyjają oczywiście egzekucji prawa. Po prostu lepiej prawa wtedy nie egzekwować i nie narażać się opinii publicznej, żądającej taryfy ulgowej dla wszystkich z wyjątkiem morderców.
W dziewiętnastowiecznych demokracjach ani prawnicy, ani ekonomiści nie mieli takich dylematów w wyrażaniu swoich racji. Z takimi czy innymi zastrzeżeniami można stwierdzić, że prawo było wtedy prawem, a gospodarka rynkowa - gospodarką rynkową. Prawo i gospodarka były wtedy przejrzyste, nie zachwaszczone rzekomo prospołeczną relatywizacją ocen, jak to jest dzisiaj. Sprawiedliwość była sprawiedliwością bez przymiotników. Oceniając przestępstwa, nie szukano w takim stopniu okoliczności łagodzących i nie dostrzegano "znikomej społecznej szkodliwości czynów". Ani prawo, ani ustawodawstwo gospodarcze nie padały wtedy jeszcze ofiarą kazuistycznego rozdymania dzienników ustaw, utrudniającego sędziemu klarowny i swobodny osąd.
Czego więc oczekiwać od dzisiejszych prawników i ekonomistów? Przede wszystkim jasnego poglądu na istotę i konsekwencje gospodarki rynkowej. Trzeba wiedzieć, co jest w gospodarce rynkowej normalnością, a co przestępstwem bez taryfy ulgowej. Trzeba pamiętać o tym, że to nie gospodarka rynkowa jest nieetyczna, tylko ludzie są skłonni do naruszania prawa i do działań nieetycznych. Od prawnika żądałbym większej kreatywności i odwagi, działań w celu tworzenia dobrego prawa, odpowiadającego realiom i zgodnego z logiką sprawiedliwości. Od ekonomisty oczekiwałbym takiej wiedzy teoretycznej, która umożliwia suwerenną ocenę otaczającej nas rzeczywistości. Chodzi o racjonalność działań i zachowań, o zdolność wskazywania właściwych rozwiązań w polityce gospodarczej, o zdolność przeciwstawienia się lepperyzmowi.
Nad pytaniem, czy nasi prawnicy i ekonomiści odpowiadają tak sformułowanym kryteriom, warto się chyba zastanowić.
Oblężenie prawa czy ekonomii nie jest więc rezultatem osiągnięć nauki w tych dyscyplinach. Zresztą to normalne, że raczej względy pekuniarne decydują o wyborze studiów. Nie każdy student ma w tornistrze buławę marszałkowską. Chodzi jednak o to, że w połączeniu ze złymi tradycjami i pozostałościami czasów totalitaryzmu stwarza to klimat nie sprzyjający wysokiej jakości naszego prawa i zarządzania gospodarką. Przez prawie pół wieku prawo tworzone było na potrzeby komunistycznej partii i totalitarnego reżimu. Nie służyło ono bynajmniej budowie państwa prawa. Wśród ekonomistów najlepiej widziani byli usłużni "uzasadniacze" decyzji partyjnej góry i bezkrytyczni ich realizatorzy. Sprawy ustrojowe były poza dyskusją. Podkreślano służebność prawa i ekonomii wobec tak zwanej polityki. Ślady tego klimatu są do dziś doskonale widoczne, zwłaszcza w dziedzinie prawa. Rażąca jest niezdolność wielu prawników do właściwej kwalifikacji czynów i zaszłości, gotowość do ferowania wątpliwych opinii w sprawach gospodarczych. O pomstę woła nasza legislacja, słabość prawniczej reprezentacji w Sejmie, gdzie nadal uchwala się ustawy buble. Za przejaw uległości, a nie za wynik trzeźwej analizy, należy uznać spektakularne aresztowania Romana Kluski, twórcy Optimusa, i prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. W środowisku prawniczym z jednej strony widoczna jest niezdolność do przeciwstawienia się naciskom złych polityków i biurokratów, a z drugiej - hamowanie dostępu do zawodu osobom bez protekcji.
Złe ustawodawstwo, swoista podrzędność władzy sądowniczej wobec ustawodawczej i wykonawczej nie sprzyjają oczywiście egzekucji prawa. Po prostu lepiej prawa wtedy nie egzekwować i nie narażać się opinii publicznej, żądającej taryfy ulgowej dla wszystkich z wyjątkiem morderców.
W dziewiętnastowiecznych demokracjach ani prawnicy, ani ekonomiści nie mieli takich dylematów w wyrażaniu swoich racji. Z takimi czy innymi zastrzeżeniami można stwierdzić, że prawo było wtedy prawem, a gospodarka rynkowa - gospodarką rynkową. Prawo i gospodarka były wtedy przejrzyste, nie zachwaszczone rzekomo prospołeczną relatywizacją ocen, jak to jest dzisiaj. Sprawiedliwość była sprawiedliwością bez przymiotników. Oceniając przestępstwa, nie szukano w takim stopniu okoliczności łagodzących i nie dostrzegano "znikomej społecznej szkodliwości czynów". Ani prawo, ani ustawodawstwo gospodarcze nie padały wtedy jeszcze ofiarą kazuistycznego rozdymania dzienników ustaw, utrudniającego sędziemu klarowny i swobodny osąd.
Czego więc oczekiwać od dzisiejszych prawników i ekonomistów? Przede wszystkim jasnego poglądu na istotę i konsekwencje gospodarki rynkowej. Trzeba wiedzieć, co jest w gospodarce rynkowej normalnością, a co przestępstwem bez taryfy ulgowej. Trzeba pamiętać o tym, że to nie gospodarka rynkowa jest nieetyczna, tylko ludzie są skłonni do naruszania prawa i do działań nieetycznych. Od prawnika żądałbym większej kreatywności i odwagi, działań w celu tworzenia dobrego prawa, odpowiadającego realiom i zgodnego z logiką sprawiedliwości. Od ekonomisty oczekiwałbym takiej wiedzy teoretycznej, która umożliwia suwerenną ocenę otaczającej nas rzeczywistości. Chodzi o racjonalność działań i zachowań, o zdolność wskazywania właściwych rozwiązań w polityce gospodarczej, o zdolność przeciwstawienia się lepperyzmowi.
Nad pytaniem, czy nasi prawnicy i ekonomiści odpowiadają tak sformułowanym kryteriom, warto się chyba zastanowić.
Więcej możesz przeczytać w 47/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.