Grupa Kaczmarka montuje prywatno-państwowe imperium Wiesław Kaczmarek (wkrótce skończy 46 lat) lubi pozować na twardego faceta, mówiąc chętnie o swoich hobby: łowiectwie, żeglarstwie, nurkowaniu (chwali się zejściem na głębokość 69 m). Na jego stronie internetowej (www.kaczmarek.pl) można przeczytać, że "nurkowanie to za każdym razem, kiedy schodzisz pod wodę, próba charakteru. Każda pomyłka pod wodą może drogo kosztować, dlatego trzeba być skoncentrowanym i precyzyjnym". Ten absolwent (rocznik 1981) i później asystent na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej, dziś poseł SLD, jest wyjątkowo skoncentrowany, bo schodzi niebezpiecznie głęboko. Na razie się nie myli. Od 1989 r., kiedy pojawił się w ławach poselskich jako ledwie 31-letni członek PZPR, aktywny działacz SZSP, a następnie reaktywowanego w 1982 r. ZSP, Kaczmarek zdążył już zdobyć przyczółki w najważniejszych polskich przedsiębiorstwach i stał się jednym z głównych rozgrywających w gospodarce. Jest nowym typem polskiego oligarchy: to nie pieniądze wprowadziły go w świat polityki, lecz władza umożliwia mu tworzenie biznesowego imperium.
Gdy w styczniu 2003 r. Kaczmarek został odwołany przez premiera Millera ze stanowiska ministra skarbu, wielu sądziło, że błyskotliwa kariera "wschodzącej gwiazdy SLD" i "liberała na lewicy" zaczyna się chwiać. Tymczasem niedawno wiceminister skarbu Józef Marek Woźniakowski (przyszedł do ministerstwa w lutym 2003 r.) stwierdził w rozmowie z premierem, prowadzonej w obecności Kaczmarka, że właściwie nic w jego resorcie nie dzieje się bez przyzwolenia tego ostatniego.
Z pomocą kolegów ze studiów, zaufanych menedżerów i dzięki władzy, jaką miał, zasiadając w ministerialnych fotelach rządów dwóch lewicowych koalicji (był ministrem prywatyzacji, krótko wiceministrem skarbu i ministrem gospodarki w latach 1993-1997), Kaczmarek od lat konstruuje mechanizmy własnej kontroli nad firmami z branży paliwowej i energetycznej, w telekomunikacji próbuje stworzyć przeciwwagę dla TP SA, wchodzi tylnymi drzwiami na rynek ubezpieczeniowy. Za każdym razem jak cień podąża za najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem. Jeś-li firmy kierowane przez jego zaufanych ludzi nie są w stanie zagrozić na rynku biznesmenowi, grupa Kaczmarka stara się przynajmniej utrudnić Kulczykowi życie. - Czy grają tu rolę względy ambicjonalne? Może. Kulczyk raz mnie oszukał, drugi raz mu się nie uda - wyjaśnia "Wprost" Kaczmarek, który twierdzi, że twórca Kulczyk Holding wywiódł go niegdyś w pole przy prywatyzacji poznańskich browarów.
Z tylnego fotela
Trudno porównywać finansowe możliwości obu antagonistów. Majątek Kulczyka szacowany jest na 12,5 mld zł (pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków "Wprost"). Główne aktywa Kaczmarka - według oświadczenia majątkowego - to nieruchomości warte łącznie 874 tys. zł, akcje wartości 48,5 tys. zł i 138 tys. zł oszczędności. Najcenniejszymi zasobami polityka SLD są jednak ludzie. - Ma przyjaciół usadowionych w najważniejszych spółkach z udziałem państwa. To rodzi pokusę sterowania resortem skarbu "z tylnego fotela" - uważa Janusz Lewandowski, poseł PO, były minister prywatyzacji. - Przeceniacie moje wpływy. Po prostu jako były członek kilku rządów znam wiele osób - tłumaczy Kaczmarek.
Źródłem jego obecnej potęgi stał się założony w 1995 r. Polkomtel SA, operator sieci Plus GSM. To Kaczmarek - jako ówczesny minister przekształceń własnoś-ciowych - nakłonił do zainwestowania w telefonię komórkową państwowe giganty: KGHM, Petrochemię Płock (dziś PKN Orlen), Polskie Sieci Elektroenergetyczne, Stalexport i Węglokoks. Pierwszym szefem Polkomtela został Władysław Bartoszewicz, były dyrektor gabinetu Kaczmarka w resorcie przekształceń włas-nościowych za pierwszej koalicji SLD-PSL, a zarazem jego sąsiad z podwarszawskiej Podkowy Leśnej. Bartoszewicz zbudował drugą co do wielkości sieć komórkową w Polsce. Kaczmarek zapewniał mu polityczne wsparcie także po przegranych przez SLD wyborach w 1997 r. W efekcie rząd AWS odwołał Bartoszewicza dopiero w 2001 r.
Nie sposób przecenić wpływów Kaczmarka, skoro za jego ludzi uważani są Sławomir Cytrycki i Piotr Czyżewski - jego następcy w rządzie Millera na stanowisku ministra skarbu. W zarządzie telekomunikacyjnej grupy Tel-Energo pracuje m.in. Witold Czyżewski, brat szefa MSP. Właścicielem Tel-Energo są zaś PSE, którymi kieruje Stanisław Dobrzański, były minister obrony, zawdzięczający obecną posadę właś-nie Kaczmarkowi. Dzięki tym "pretorianom" Kaczmarek - teraz formalnie tylko jeden z posłów SLD - może w strategicznych sektorach polskiej gospodarki zagrać na nosie dosłownie każdemu, czasami także Kulczykowi.
Rozlane piwo
Kiedy po wyborach parlamentarnych w 2001 r. Wiesław Kaczmarek był już pewien, że w zwycięskiej ekipie Millera to jemu przypadnie posada ministra skarbu, stwierdził tajemniczo, że nie będzie robił interesów z "miłośnikami jedwabnych krawatów". Była to aluzja do Jana Kulczyka, który po sfinalizowanych transakcjach ze skarbem państwa miał ponoć przysyłać zaangażowanym w nie urzędnikom prezenty w postaci eleganckich krawatów Versace. I rzeczywiście, Kaczmarek wszelkimi siłami blokował na przykład sprzedaż kilku północnych zakładów energetycznych (tzw. grupa G-8) spółce El-Dystrybucja, kontrolowanej przez Kulczyka. Zarzucał oferentowi próbę zaniżenia żądanej przez skarb państwa ceny o mniej więcej 450 mln euro oraz brak niezbędnych gwarancji bankowych. Dziś, komentując nieoficjalne doniesienia na temat decyzji rządu z 29 października 2003 r. o sprzedaży G-8 El-Dystrybucji, Kaczmarek przestrzega rząd Millera przed pochopnym działaniem pod wpływem "pistoletu budżetowego". Zapomina, że sam - jako minister skarbu - w końcu 2002 r. pospiesznie sprzedał niemieckiemu koncernowi RWE Plus zakład energetyczny Stoen, czyli warszawski rynek energii razem z niemal dwoma milionami odbiorców. Wtedy też liczyła się tylko pilna potrzeba załatania dziury w budżecie.
Źródłem konfliktu Kaczmarek - Kulczyk stała się sprawa prywatyzacji Browarów Wielkopolskich Lech. Spółkę tę kontrolowanemu przez Jana Kulczyka Euro Agro Centrum sprzedał w 1993 r. ówczesny minister prywatyzacji Janusz Lewandowski. Te akcje browaru, które należały jeszcze do skarbu państwa, miały trafić na giełdę, ale poznański biznesmen pozyskał dla Lecha zagranicznego inwestora - piwowarski koncern South African Breweries z RPA. Po objęciu przez niego nowych akcji z podwyższenia kapitału SAB i Kulczyk wspólnie przejęli niemal całkowitą kontrolę nad browarem, więc utrzymywanie spółki na giełdzie straciło sens. W 1996 r. inwestorzy postanowili wycofać spółkę z GPW, a skarb państwa - chcąc czy nie - musiał im odsprzedać 18 proc. akcji, które mu jeszcze zostały. Wówczas rządziła już koalicja SLD-PSL, a ministrem prywatyzacji był właśnie Kaczmarek, który uznał, że Kulczyk złamał umowę ze skarbem państwa sprzed trzech lat. Tymczasem dzięki Kulczykowi Lech zyskał cennego inwestora zagranicznego i dziś wchodzi w skład Kompanii Piwowarskiej, drugiego co do wielkości producenta piwa w Polsce. Sam Kaczmarek zresztą uważał SAB za dobrego partnera dla branży piwnej, bo w tym samym 1996 r. bez oporów sprzedał Browary Tyskie wspólnemu konsorcjum południowoafrykańskiego koncernu i... Kulczyka. Nie przejął się za to skandalem, którym zakończyła się sprzedaż innego browaru - Zakładów Piwowarskich Leżajsk - grupie inwestorów związanych z Mariuszem Świtalskim, twórcą holdingu Elektromis. Decyzją tą Kaczmarek zaskarbił sobie za to wdzięczność Jerzego Urbana, wydawcy i redaktora naczelnego tygodnika "Nie", który finansował Świtalski. Dziś "Nie" najmocniej atakuje Kulczyka.
Wojna światów
Kaczmarek rzadko formułuje wprost zarzuty wobec Kulczyka. Lubi za to mówić o dwóch typach polskich biznesmenów: tych, którzy stworzyli nowy produkt, nową jakość na rynku, i tych, którzy swoją pozycję zbudowali, pośrednicząc z zyskiem w sprzedaży majątku skarbu państwa inwestorom zagranicznym (czytaj: Kulczyk).
Uważany za mrukliwego i zamkniętego w sobie Kaczmarek jest przeciwieństwem Kulczyka, mistrza socjotechniki. Kaczmarek jest jednak zręcznym graczem. Po przejęciu władzy przez SLD szybko przekonał zachodnich akcjonariuszy Orlenu do wycofania poparcia dla prezesa firmy Andrzeja Modrzejewskiego, menedżera "z poprzedniego rozdania" o silnej pozycji w koncernie, i doprowadził do usunięcia go ze stanowiska. Do rozgrywki przeciwko Modrzejewskiemu wciągnął na przykład obecnego szefa Nafty Polskiej Macieja Giereja (przed wyborami w 2001 r. był on wiceprezesem spółki; po wyborach wrócił do niej jako prezes). Potem ze wsparciem Giereja przeforsował koncepcję stworzenia wokół Rafinerii Gdańskiej niezależnego od Orlenu koncernu Lotos (mimo że z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to sensu). O przejęcie Lotosu starał się Orlen, pomysł fuzji obu rafinerii wspierał zaś Jan Kulczyk. Na siłę włączono do Lotosu małe i zadłużone rafinerie południowe, a straty, jakie to spowoduje, pokrywać ma rentowny państwowy Petrobaltic, wydobywający ropę z dna Bałtyku. Dziś Kaczmarek kibicuje atakowi na Zbigniewa Wróbla, który trafił do Orlenu za namową Jana Kulczyka i jest głównym sojusznikiem biznesmena w realizowaniu planu połączenia polskiej spółki z węgierskim koncernem paliwowym MOL.
Najnowszym polem ekspansji Kaczmarka są ubezpieczenia (znów podąża za Kulczykiem, którego holding jest akcjonariuszem TUiR Warta, drugiego co do wielkości ubezpieczyciela w Polsce). Niedawno inwestorami stojącego na krawędzi bankructwa Daewoo Towarzystwa Ubezpieczeń, które zmieniło nazwę na Polskie Towarzystwo Ubezpieczeniowe, zostały m.in. firmy Soda Mątwy i Janikosoda, spółki zależne centrali obrotu chemikaliami Ciech, w którym państwo ma 55 proc. akcji. Reżyserem spektaklu był prezes Ciechu Ludwik Klinkosz, dawny kolega Kaczmarka z ZSP. Za autora koronkowego scenariusza przejęcia towarzystwa - oprotestowanego przez pracowników Daewoo-FSO, którzy jednego dnia z akcjonariuszy ubezpieczyciela stali się posiadaczami "śmieciowych akcji" - uważa się natomiast Andrzeja Kratiuka, jednego z najważniejszych "pretorianów" ambitnego polityka SLD. Zanim Kaczmarek został ministrem skarbu, Kratiuk prowadził na jego polecenie nieformalne negocjacje z Eureko, holenderskim inwestorem PZU, pozostającym w konflikcie ze skarbem państwa.
Ronin
- Ma umiejętność szerszego spojrzenia na gospodarkę. Jego koncepcje obejmują nie pojedyncze firmy, ale całe sektory - mówi o Kaczmarku Marek Nowakowski, prezes lobbingowej Grupy Doradztwa Strategicznego i wiceszef Stowarzyszenia Ordynacka, skupiającego wpływowych ludzi z kręgów SZSP i ZSP. - Popełnił jednak sporo błędów. Nieporozumieniem okazał się na przykład program narodowych funduszy inwestycyjnych. Stosowane przez Kaczmarka metody wymiany ludzi w spółkach skarbu państwa budziły czasem niesmak - uważa senator Andrzej Chronowski, były minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka.
Karierę Kaczmarka rozpoczęło zdobycie mandatu poselskiego w tzw. Sejmie kontraktowym w 1989 r. Od początku interesował go bardziej biznes niż "lewicowa wrażliwość". - Jest pragmatykiem. Pamiętam, jak w latach 80. podczas zlotów członków socjalistycznych organizacji studenckich nad Czarną Hańczą śpiewał przy ognisku: "Na pohybel komunistom" - wspomina jeden z jego znajomych. Kaczmarek uważany był na przemian za człowieka Kwaśniewskiego albo Millera. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że w 2001 r. jego nominacja na szefa resortu skarbu odwlekała się, bo przeciwny miał jej być prezydent. Z kolei w grudniu 1997 r. Kaczmarek jako jedyny odważył się kandydować przeciwko Millerowi na stanowisko szefa SdRP. Rozdźwięk między nimi pogłębiły jeszcze podjazdowe wojny Kaczmarka z ludźmi Millera - byłym szefem PZU SA Zdzisławem Montkiewiczem czy obecnym wiceministrem skarbu Woźniakowskim. Dziś Kaczmarek przypomina więc raczej ronina (samuraja, który stracił pana). - To typ fightera, bezkompromisowego indywidualisty - ocenia Nowakowski. Mało kto wierzy jednak, że ten indywidualizm może przeszkodzić Kaczmarkowi w dalszej karierze politycznej (służyć jej miałaby m.in. budowa biznesowego zaplecza). Kaczmarek za dużo wie, by dać się odsunąć na boczny tor.
Z pomocą kolegów ze studiów, zaufanych menedżerów i dzięki władzy, jaką miał, zasiadając w ministerialnych fotelach rządów dwóch lewicowych koalicji (był ministrem prywatyzacji, krótko wiceministrem skarbu i ministrem gospodarki w latach 1993-1997), Kaczmarek od lat konstruuje mechanizmy własnej kontroli nad firmami z branży paliwowej i energetycznej, w telekomunikacji próbuje stworzyć przeciwwagę dla TP SA, wchodzi tylnymi drzwiami na rynek ubezpieczeniowy. Za każdym razem jak cień podąża za najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem. Jeś-li firmy kierowane przez jego zaufanych ludzi nie są w stanie zagrozić na rynku biznesmenowi, grupa Kaczmarka stara się przynajmniej utrudnić Kulczykowi życie. - Czy grają tu rolę względy ambicjonalne? Może. Kulczyk raz mnie oszukał, drugi raz mu się nie uda - wyjaśnia "Wprost" Kaczmarek, który twierdzi, że twórca Kulczyk Holding wywiódł go niegdyś w pole przy prywatyzacji poznańskich browarów.
Z tylnego fotela
Trudno porównywać finansowe możliwości obu antagonistów. Majątek Kulczyka szacowany jest na 12,5 mld zł (pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków "Wprost"). Główne aktywa Kaczmarka - według oświadczenia majątkowego - to nieruchomości warte łącznie 874 tys. zł, akcje wartości 48,5 tys. zł i 138 tys. zł oszczędności. Najcenniejszymi zasobami polityka SLD są jednak ludzie. - Ma przyjaciół usadowionych w najważniejszych spółkach z udziałem państwa. To rodzi pokusę sterowania resortem skarbu "z tylnego fotela" - uważa Janusz Lewandowski, poseł PO, były minister prywatyzacji. - Przeceniacie moje wpływy. Po prostu jako były członek kilku rządów znam wiele osób - tłumaczy Kaczmarek.
Źródłem jego obecnej potęgi stał się założony w 1995 r. Polkomtel SA, operator sieci Plus GSM. To Kaczmarek - jako ówczesny minister przekształceń własnoś-ciowych - nakłonił do zainwestowania w telefonię komórkową państwowe giganty: KGHM, Petrochemię Płock (dziś PKN Orlen), Polskie Sieci Elektroenergetyczne, Stalexport i Węglokoks. Pierwszym szefem Polkomtela został Władysław Bartoszewicz, były dyrektor gabinetu Kaczmarka w resorcie przekształceń włas-nościowych za pierwszej koalicji SLD-PSL, a zarazem jego sąsiad z podwarszawskiej Podkowy Leśnej. Bartoszewicz zbudował drugą co do wielkości sieć komórkową w Polsce. Kaczmarek zapewniał mu polityczne wsparcie także po przegranych przez SLD wyborach w 1997 r. W efekcie rząd AWS odwołał Bartoszewicza dopiero w 2001 r.
Nie sposób przecenić wpływów Kaczmarka, skoro za jego ludzi uważani są Sławomir Cytrycki i Piotr Czyżewski - jego następcy w rządzie Millera na stanowisku ministra skarbu. W zarządzie telekomunikacyjnej grupy Tel-Energo pracuje m.in. Witold Czyżewski, brat szefa MSP. Właścicielem Tel-Energo są zaś PSE, którymi kieruje Stanisław Dobrzański, były minister obrony, zawdzięczający obecną posadę właś-nie Kaczmarkowi. Dzięki tym "pretorianom" Kaczmarek - teraz formalnie tylko jeden z posłów SLD - może w strategicznych sektorach polskiej gospodarki zagrać na nosie dosłownie każdemu, czasami także Kulczykowi.
Rozlane piwo
Kiedy po wyborach parlamentarnych w 2001 r. Wiesław Kaczmarek był już pewien, że w zwycięskiej ekipie Millera to jemu przypadnie posada ministra skarbu, stwierdził tajemniczo, że nie będzie robił interesów z "miłośnikami jedwabnych krawatów". Była to aluzja do Jana Kulczyka, który po sfinalizowanych transakcjach ze skarbem państwa miał ponoć przysyłać zaangażowanym w nie urzędnikom prezenty w postaci eleganckich krawatów Versace. I rzeczywiście, Kaczmarek wszelkimi siłami blokował na przykład sprzedaż kilku północnych zakładów energetycznych (tzw. grupa G-8) spółce El-Dystrybucja, kontrolowanej przez Kulczyka. Zarzucał oferentowi próbę zaniżenia żądanej przez skarb państwa ceny o mniej więcej 450 mln euro oraz brak niezbędnych gwarancji bankowych. Dziś, komentując nieoficjalne doniesienia na temat decyzji rządu z 29 października 2003 r. o sprzedaży G-8 El-Dystrybucji, Kaczmarek przestrzega rząd Millera przed pochopnym działaniem pod wpływem "pistoletu budżetowego". Zapomina, że sam - jako minister skarbu - w końcu 2002 r. pospiesznie sprzedał niemieckiemu koncernowi RWE Plus zakład energetyczny Stoen, czyli warszawski rynek energii razem z niemal dwoma milionami odbiorców. Wtedy też liczyła się tylko pilna potrzeba załatania dziury w budżecie.
Źródłem konfliktu Kaczmarek - Kulczyk stała się sprawa prywatyzacji Browarów Wielkopolskich Lech. Spółkę tę kontrolowanemu przez Jana Kulczyka Euro Agro Centrum sprzedał w 1993 r. ówczesny minister prywatyzacji Janusz Lewandowski. Te akcje browaru, które należały jeszcze do skarbu państwa, miały trafić na giełdę, ale poznański biznesmen pozyskał dla Lecha zagranicznego inwestora - piwowarski koncern South African Breweries z RPA. Po objęciu przez niego nowych akcji z podwyższenia kapitału SAB i Kulczyk wspólnie przejęli niemal całkowitą kontrolę nad browarem, więc utrzymywanie spółki na giełdzie straciło sens. W 1996 r. inwestorzy postanowili wycofać spółkę z GPW, a skarb państwa - chcąc czy nie - musiał im odsprzedać 18 proc. akcji, które mu jeszcze zostały. Wówczas rządziła już koalicja SLD-PSL, a ministrem prywatyzacji był właśnie Kaczmarek, który uznał, że Kulczyk złamał umowę ze skarbem państwa sprzed trzech lat. Tymczasem dzięki Kulczykowi Lech zyskał cennego inwestora zagranicznego i dziś wchodzi w skład Kompanii Piwowarskiej, drugiego co do wielkości producenta piwa w Polsce. Sam Kaczmarek zresztą uważał SAB za dobrego partnera dla branży piwnej, bo w tym samym 1996 r. bez oporów sprzedał Browary Tyskie wspólnemu konsorcjum południowoafrykańskiego koncernu i... Kulczyka. Nie przejął się za to skandalem, którym zakończyła się sprzedaż innego browaru - Zakładów Piwowarskich Leżajsk - grupie inwestorów związanych z Mariuszem Świtalskim, twórcą holdingu Elektromis. Decyzją tą Kaczmarek zaskarbił sobie za to wdzięczność Jerzego Urbana, wydawcy i redaktora naczelnego tygodnika "Nie", który finansował Świtalski. Dziś "Nie" najmocniej atakuje Kulczyka.
Wojna światów
Kaczmarek rzadko formułuje wprost zarzuty wobec Kulczyka. Lubi za to mówić o dwóch typach polskich biznesmenów: tych, którzy stworzyli nowy produkt, nową jakość na rynku, i tych, którzy swoją pozycję zbudowali, pośrednicząc z zyskiem w sprzedaży majątku skarbu państwa inwestorom zagranicznym (czytaj: Kulczyk).
Uważany za mrukliwego i zamkniętego w sobie Kaczmarek jest przeciwieństwem Kulczyka, mistrza socjotechniki. Kaczmarek jest jednak zręcznym graczem. Po przejęciu władzy przez SLD szybko przekonał zachodnich akcjonariuszy Orlenu do wycofania poparcia dla prezesa firmy Andrzeja Modrzejewskiego, menedżera "z poprzedniego rozdania" o silnej pozycji w koncernie, i doprowadził do usunięcia go ze stanowiska. Do rozgrywki przeciwko Modrzejewskiemu wciągnął na przykład obecnego szefa Nafty Polskiej Macieja Giereja (przed wyborami w 2001 r. był on wiceprezesem spółki; po wyborach wrócił do niej jako prezes). Potem ze wsparciem Giereja przeforsował koncepcję stworzenia wokół Rafinerii Gdańskiej niezależnego od Orlenu koncernu Lotos (mimo że z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to sensu). O przejęcie Lotosu starał się Orlen, pomysł fuzji obu rafinerii wspierał zaś Jan Kulczyk. Na siłę włączono do Lotosu małe i zadłużone rafinerie południowe, a straty, jakie to spowoduje, pokrywać ma rentowny państwowy Petrobaltic, wydobywający ropę z dna Bałtyku. Dziś Kaczmarek kibicuje atakowi na Zbigniewa Wróbla, który trafił do Orlenu za namową Jana Kulczyka i jest głównym sojusznikiem biznesmena w realizowaniu planu połączenia polskiej spółki z węgierskim koncernem paliwowym MOL.
Najnowszym polem ekspansji Kaczmarka są ubezpieczenia (znów podąża za Kulczykiem, którego holding jest akcjonariuszem TUiR Warta, drugiego co do wielkości ubezpieczyciela w Polsce). Niedawno inwestorami stojącego na krawędzi bankructwa Daewoo Towarzystwa Ubezpieczeń, które zmieniło nazwę na Polskie Towarzystwo Ubezpieczeniowe, zostały m.in. firmy Soda Mątwy i Janikosoda, spółki zależne centrali obrotu chemikaliami Ciech, w którym państwo ma 55 proc. akcji. Reżyserem spektaklu był prezes Ciechu Ludwik Klinkosz, dawny kolega Kaczmarka z ZSP. Za autora koronkowego scenariusza przejęcia towarzystwa - oprotestowanego przez pracowników Daewoo-FSO, którzy jednego dnia z akcjonariuszy ubezpieczyciela stali się posiadaczami "śmieciowych akcji" - uważa się natomiast Andrzeja Kratiuka, jednego z najważniejszych "pretorianów" ambitnego polityka SLD. Zanim Kaczmarek został ministrem skarbu, Kratiuk prowadził na jego polecenie nieformalne negocjacje z Eureko, holenderskim inwestorem PZU, pozostającym w konflikcie ze skarbem państwa.
Ronin
- Ma umiejętność szerszego spojrzenia na gospodarkę. Jego koncepcje obejmują nie pojedyncze firmy, ale całe sektory - mówi o Kaczmarku Marek Nowakowski, prezes lobbingowej Grupy Doradztwa Strategicznego i wiceszef Stowarzyszenia Ordynacka, skupiającego wpływowych ludzi z kręgów SZSP i ZSP. - Popełnił jednak sporo błędów. Nieporozumieniem okazał się na przykład program narodowych funduszy inwestycyjnych. Stosowane przez Kaczmarka metody wymiany ludzi w spółkach skarbu państwa budziły czasem niesmak - uważa senator Andrzej Chronowski, były minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka.
Karierę Kaczmarka rozpoczęło zdobycie mandatu poselskiego w tzw. Sejmie kontraktowym w 1989 r. Od początku interesował go bardziej biznes niż "lewicowa wrażliwość". - Jest pragmatykiem. Pamiętam, jak w latach 80. podczas zlotów członków socjalistycznych organizacji studenckich nad Czarną Hańczą śpiewał przy ognisku: "Na pohybel komunistom" - wspomina jeden z jego znajomych. Kaczmarek uważany był na przemian za człowieka Kwaśniewskiego albo Millera. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że w 2001 r. jego nominacja na szefa resortu skarbu odwlekała się, bo przeciwny miał jej być prezydent. Z kolei w grudniu 1997 r. Kaczmarek jako jedyny odważył się kandydować przeciwko Millerowi na stanowisko szefa SdRP. Rozdźwięk między nimi pogłębiły jeszcze podjazdowe wojny Kaczmarka z ludźmi Millera - byłym szefem PZU SA Zdzisławem Montkiewiczem czy obecnym wiceministrem skarbu Woźniakowskim. Dziś Kaczmarek przypomina więc raczej ronina (samuraja, który stracił pana). - To typ fightera, bezkompromisowego indywidualisty - ocenia Nowakowski. Mało kto wierzy jednak, że ten indywidualizm może przeszkodzić Kaczmarkowi w dalszej karierze politycznej (służyć jej miałaby m.in. budowa biznesowego zaplecza). Kaczmarek za dużo wie, by dać się odsunąć na boczny tor.
Krokodyle Kaczmarka |
---|
Za swoisty think-tank grupy Kaczmarka uważana jest warszawska kancelaria KNS, z którą związani są m.in. mecenas Andrzej Kratiuk, szef doradców Kaczmarka w dawnym Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, oraz Ireneusz Nawrocki, były szef firmy Trinity Management zarządzającej funduszami private equity oraz NFI Jupiter. Do ludzi KNS w środowisku prawniczym przylgnęło miano "krokodyle". "Potrafią miesiącami siedzieć, obserwować i nawet się nie ruszyć (...). Reagują dopiero wówczas, gdy w pobliżu pojawia się naprawdę duży kęs. Wtedy robią to perfekcyjnie i błyskawicznie" - cytowała jednego z prawników "Rzeczpospolita". Kaczmarek umieścił ludzi z kancelarii w strategicznych spółkach: Kratiuk wszedł do rady nadzorczej PKN Orlen, a Nawrocki został szefem rady nadzorczej Polskich Sieci Elektroenergetycznych. |
Przyczółek telefoniczny |
---|
Latem 2001 r. Wiesław Kaczmarek głośno opowiedział się za radykalną "kuracją demonopolizacyjną" TP SA (jej inwestorem strategicznym jest konsorcjum France Télécom i Kulczyk Holding). Gdy SLD wrócił do władzy, Kaczmarek został ministrem skarbu i objął patronat nad budową Krajowej Grupy Telekomunikacyjnej, która miała być konkurencją dla TP SA. Do realizacji swego scenariusza Kaczmarek chciał wykorzystać telekomunikacyjne aktywa spółek z udziałem skarbu państwa (PSE, KGHM, PKN Orlen, PKP). Dziś przyczółkiem umożliwiającym mu kontynuację planów rywalizowania z Kulczykiem w telekomunikacji może się stać niewielki operator Szeptel. Spółkę tę przejęła grupa inwestorów, w której najważniejszą rolę odgrywa Andrzej Piechocki, doradca i przyjaciel Kaczmarka z czasów studenckich. |
Więcej możesz przeczytać w 50/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.