Niemcy robią z Chinami tak samo dobre interesy, jakie robili z Irakiem Saddama Z twarzy kanclerza Gerharda Schrödera zniknął grymas złości i zniecierpliwienia. Przez kilka dni obywatele lgnęli do niego, by uścisnąć mu dłoń lub choć pomachać ręką na znak sympatii. Tyle że byli to obywateli Chin. W Pekinie Schröder jest przyjmowany szczególnie serdecznie. Jeździ do Chin tak często, jak żaden inny szef europejskiego państwa. W ubiegłym tygodniu kanclerz już piąty raz gościł w Państwie Środka. Podczas przedostatniej wizyty otworzył w Szanghaju linię szybkiej kolei magnetycznej Transrapid, której Niemcy nie byli w stanie wybudować u siebie. Wcześniej szans dla gospodarki szukał tu kanclerz Helmut Kohl, który jako pierwszy polityk na świecie wizytował koszary chińskiej armii, zanim jeszcze zakrzepła krew po masakrze na placu Niebiańskiego Spokoju. Dla niemieckich socis był to wtedy "krok w złą stronę" oraz "obłudna wyprzedaż idei wolności i demokracji".
Interes obrońców praw człowieka
Jeszcze przed odlotem rządowego samolotu z niemieckimi politykami i grupą 38 przedsiębiorców do Pekinu chińskie władze zrobiły przybyszom z Europy prezent - z więzienia wypuszczono internetową opozycjonistkę Liu Di. Ten gest pozwolił kanclerzowi zapomnieć o raportach Amnesty International, o tysiącach zwolenników Falun Gong zamkniętych w obozach pracy, o torturowaniu aresztowanych, łamaniu praw człowieka, sytuacji w Tybecie i represjonowaniu muzułmańskich mieszkańców prowincji Xinjiang. "Żaden kraj nie ceni sobie demokracji i praw człowieka tak jak my" - zapewnił na łamach tygodnika "Der Spiegel" Li Zhaoxing, szef chińskiej dyplomacji. Skoro tak, dla Schrödera problemu praw człowieka w Chinach nie ma. Niespełna dziesięć lat temu SPD i Zieloni wspólnie protestowali przeciw przyjęciu premiera Chin Li Penga przez rząd CDU/CSU-FDP w Bonn. Li Peng zirytowany ich demonstracjami przerwał wizytę nad Renem. Dziś lewicowo-pacyfistyczny gabinet zapomina o swych priorytetach, które - notabene - stanowiły podstawę do odmowy udziału Niemiec w "brudnej wojnie w Iraku". Władze Chin nie muszą się obawiać niewygodnych uwag ze strony Schrödera. Z żadnym innym państwem stosunki RFN nie rozwijają się tak dobrze.
Chińczycy już kupują więcej volkswagenów niż Niemcy. Na ich potrzeby koncern BMW zbudował w Państwie Środka montownię. Perspektywy są świetlane: do zdobycia są kieszenie ponad 1,2 mld potencjalnych klientów. Na chińskim rynku już zakotwiczyło siedmiuset niemieckich przedsiębiorców, którzy zainwestowali tam 8 mld euro.
Chiński PKB nie przekracza na razie tysiąca dolarów na mieszkańca, ale Niemcy myślą o przyszłości. W 2002 r. Chiny kupiły w RFN towary za 14,5 mld euro, co w stosunku do 2001 r. oznacza wzrost o 20 proc. Niemcy sprowadziły produkty made in China o wartości 21,1 mld euro, głównie wyroby tekstylne i zabawki. W ciągu siedmiu lat ich wymiana towarowa potroiła się, a - jak szacują niemieccy eksperci - to dopiero początek. Tylko w pierwszej połowie tego roku dzięki frachtom odprawianym do Chin i stamtąd przeładunek w hamburskim porcie wzrósł o 6 proc.
Jedne Chiny Niemiec
Prezydent Hu Jintao i premier Wen Jiabao usłyszeli od Schrödera to, czego chcieli: szef rządu Niemiec zapewnił ich, nie zważając na pogróżki gospodarzy pod adresem Tajwanu, że "istnieją tylko jedne Chiny". Demokratyzacja życia w Państwie Środka osiągnęła - według Schrödera - taki poziom, że kanclerz zażądał zniesienia międzynarodowego embarga na dostawy broni, nałożonego po masakrze w 1989 r. Po wymianie poglądów na najwyższym szczeblu kanclerz ruszył w teren. Przejechał się metrem wybudowanym przez Niemców w Guangzhou na południu kraju, odwiedził targi samochodowe w Chengdu na zachodzie, gdzie otworzył też niemiecki konsulat, następnie spotkał się ze studentami uniwersytetu, wśród których zdobył się na odwagę napomknięcia, że Internet musi być ogólnie dostępny. Do tej pory internetowe okno na świat kontroluje w Chinach państwo.
Już podczas wizyty pojawiły się agencyjne meldunki o zatrzymaniu kilku chińskich działaczy wolnościowych, ale niemieckie media podawały inne informacje - o lukratywnych kontraktach. Minister komunikacji Manfred Stolpe po rozmowie z kolegą Liu Zhijunem liczy na miliardy euro uzyskane dzięki rozbudowie chińskiej sieci kolejowej. W koncernach Siemens i Thyssen ożyły nadzieje na budowę linii Transrapidu na liczącej 1300 km trasie z Szanghaju do Pekinu. Niemcy chcą też rozbudować sieć pociągów Intercity (ICE). Powody do zadowolenia ma również minister finansów Hans Eichel - podczas wizyty Schrödera zainaugurowała działalność pierwsza chińsko-niemiecka Budowlana Kasa Oszczędności Schwäbisch Hall. Otwarto też salon firmy turystycznej TUI. Na okolicznościowej fecie radosny Schröder głaskał tańczącego czerwonego smoka po pysku.
Atomowy prezent Schrödera
Z podróży do Pekinu Schröder przywiózł jedenaście umów rządowych i gospodarczych oraz nadzieje na następne, m.in. w związku z organizowaniem przez Chiny igrzysk olimpijskich w 2008 r. Zbliżeniu gospodarczemu obu krajów towarzyszy zbliżenie polityczne. Dla pacyfistyczno-ekologicznego koalicjanta kanclerz przywiózł w prezencie parę chińskich rac: zamiar zwiększenia eksportu przemysłu zbrojeniowego i geszeft nuklearny. Schröder obiecał sprzedać Chińczykom tzw. fabrykę atomową z Hanau.
"Jeśli sami rezygnujemy z energii atomowej, jak możemy sprzedawać ją innym?" - spytał wzburzony minister ochrony środowiska Jürgen Trittin (Zieloni). Rainer Baake, sekretarz stanu w jego ministerstwie, zwrócił uwagę w specjalnej nocie, że technologia fabryki z Hanau umożliwia "stosowanie plutonu w szerokim zakresie, także do celów wojskowych". Joschka Fischer, były szermierz ruchów ekologiczno-pokojowych, skwitował propozycję sprzedania fabryki Chińczykom jednym zdaniem: "Czasem trzeba podejmować gorzkie decyzje". Colin Powell, szef dyplomacji USA, który akurat gościł w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli, z wrażenia zaniemówił. Nagabywany przez dziennikarzy stwierdził tylko, że "takie sprawy się konsultuje", a on "nie wie nic i najpierw musi się zapoznać ze szczegółami".
Chiński kanclerz - jak ostatnio nazywają Schrödera niemieccy przedsiębiorcy - nie obawia się jednak Zielonych. Angelika Beer i Reinhard Bütikofer, szefowie tej partii, ograniczyli się do określenia jego polityki mianem nierozsądnej. Nawet Hans-Christian Ströbele, najzagorzalszy pacyfista, przyznał w rozmowie z "Wprost", że z tak błahych powodów Zieloni nie zerwą koalicji. Według ustaleń dziennika "Handelsblatt", Joschka Fischer wyraził zgodę na sprzedaż fabryki w Hanau już w październiku. Zdaniem Wolfganga Schäuble, wiceszefa parlamentarnej frakcji CDU/CSU, Schröder zszedł z unijnej ścieżki i stawia partnerów ze wspólnoty przed faktami, jest "niereformowalny" i "popełnia te same błędy". Schäuble dyskretnie zapomniał, że pierwszy o osi Berlin - Pekin myślał Helmut Kohl. Schäuble uznawany był wówczas za człowieka numer 2 przy chadeckim kanclerzu.
Jeszcze przed odlotem rządowego samolotu z niemieckimi politykami i grupą 38 przedsiębiorców do Pekinu chińskie władze zrobiły przybyszom z Europy prezent - z więzienia wypuszczono internetową opozycjonistkę Liu Di. Ten gest pozwolił kanclerzowi zapomnieć o raportach Amnesty International, o tysiącach zwolenników Falun Gong zamkniętych w obozach pracy, o torturowaniu aresztowanych, łamaniu praw człowieka, sytuacji w Tybecie i represjonowaniu muzułmańskich mieszkańców prowincji Xinjiang. "Żaden kraj nie ceni sobie demokracji i praw człowieka tak jak my" - zapewnił na łamach tygodnika "Der Spiegel" Li Zhaoxing, szef chińskiej dyplomacji. Skoro tak, dla Schrödera problemu praw człowieka w Chinach nie ma. Niespełna dziesięć lat temu SPD i Zieloni wspólnie protestowali przeciw przyjęciu premiera Chin Li Penga przez rząd CDU/CSU-FDP w Bonn. Li Peng zirytowany ich demonstracjami przerwał wizytę nad Renem. Dziś lewicowo-pacyfistyczny gabinet zapomina o swych priorytetach, które - notabene - stanowiły podstawę do odmowy udziału Niemiec w "brudnej wojnie w Iraku". Władze Chin nie muszą się obawiać niewygodnych uwag ze strony Schrödera. Z żadnym innym państwem stosunki RFN nie rozwijają się tak dobrze.
Chińczycy już kupują więcej volkswagenów niż Niemcy. Na ich potrzeby koncern BMW zbudował w Państwie Środka montownię. Perspektywy są świetlane: do zdobycia są kieszenie ponad 1,2 mld potencjalnych klientów. Na chińskim rynku już zakotwiczyło siedmiuset niemieckich przedsiębiorców, którzy zainwestowali tam 8 mld euro.
Chiński PKB nie przekracza na razie tysiąca dolarów na mieszkańca, ale Niemcy myślą o przyszłości. W 2002 r. Chiny kupiły w RFN towary za 14,5 mld euro, co w stosunku do 2001 r. oznacza wzrost o 20 proc. Niemcy sprowadziły produkty made in China o wartości 21,1 mld euro, głównie wyroby tekstylne i zabawki. W ciągu siedmiu lat ich wymiana towarowa potroiła się, a - jak szacują niemieccy eksperci - to dopiero początek. Tylko w pierwszej połowie tego roku dzięki frachtom odprawianym do Chin i stamtąd przeładunek w hamburskim porcie wzrósł o 6 proc.
Jedne Chiny Niemiec
Prezydent Hu Jintao i premier Wen Jiabao usłyszeli od Schrödera to, czego chcieli: szef rządu Niemiec zapewnił ich, nie zważając na pogróżki gospodarzy pod adresem Tajwanu, że "istnieją tylko jedne Chiny". Demokratyzacja życia w Państwie Środka osiągnęła - według Schrödera - taki poziom, że kanclerz zażądał zniesienia międzynarodowego embarga na dostawy broni, nałożonego po masakrze w 1989 r. Po wymianie poglądów na najwyższym szczeblu kanclerz ruszył w teren. Przejechał się metrem wybudowanym przez Niemców w Guangzhou na południu kraju, odwiedził targi samochodowe w Chengdu na zachodzie, gdzie otworzył też niemiecki konsulat, następnie spotkał się ze studentami uniwersytetu, wśród których zdobył się na odwagę napomknięcia, że Internet musi być ogólnie dostępny. Do tej pory internetowe okno na świat kontroluje w Chinach państwo.
Już podczas wizyty pojawiły się agencyjne meldunki o zatrzymaniu kilku chińskich działaczy wolnościowych, ale niemieckie media podawały inne informacje - o lukratywnych kontraktach. Minister komunikacji Manfred Stolpe po rozmowie z kolegą Liu Zhijunem liczy na miliardy euro uzyskane dzięki rozbudowie chińskiej sieci kolejowej. W koncernach Siemens i Thyssen ożyły nadzieje na budowę linii Transrapidu na liczącej 1300 km trasie z Szanghaju do Pekinu. Niemcy chcą też rozbudować sieć pociągów Intercity (ICE). Powody do zadowolenia ma również minister finansów Hans Eichel - podczas wizyty Schrödera zainaugurowała działalność pierwsza chińsko-niemiecka Budowlana Kasa Oszczędności Schwäbisch Hall. Otwarto też salon firmy turystycznej TUI. Na okolicznościowej fecie radosny Schröder głaskał tańczącego czerwonego smoka po pysku.
Atomowy prezent Schrödera
Z podróży do Pekinu Schröder przywiózł jedenaście umów rządowych i gospodarczych oraz nadzieje na następne, m.in. w związku z organizowaniem przez Chiny igrzysk olimpijskich w 2008 r. Zbliżeniu gospodarczemu obu krajów towarzyszy zbliżenie polityczne. Dla pacyfistyczno-ekologicznego koalicjanta kanclerz przywiózł w prezencie parę chińskich rac: zamiar zwiększenia eksportu przemysłu zbrojeniowego i geszeft nuklearny. Schröder obiecał sprzedać Chińczykom tzw. fabrykę atomową z Hanau.
"Jeśli sami rezygnujemy z energii atomowej, jak możemy sprzedawać ją innym?" - spytał wzburzony minister ochrony środowiska Jürgen Trittin (Zieloni). Rainer Baake, sekretarz stanu w jego ministerstwie, zwrócił uwagę w specjalnej nocie, że technologia fabryki z Hanau umożliwia "stosowanie plutonu w szerokim zakresie, także do celów wojskowych". Joschka Fischer, były szermierz ruchów ekologiczno-pokojowych, skwitował propozycję sprzedania fabryki Chińczykom jednym zdaniem: "Czasem trzeba podejmować gorzkie decyzje". Colin Powell, szef dyplomacji USA, który akurat gościł w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli, z wrażenia zaniemówił. Nagabywany przez dziennikarzy stwierdził tylko, że "takie sprawy się konsultuje", a on "nie wie nic i najpierw musi się zapoznać ze szczegółami".
Chiński kanclerz - jak ostatnio nazywają Schrödera niemieccy przedsiębiorcy - nie obawia się jednak Zielonych. Angelika Beer i Reinhard Bütikofer, szefowie tej partii, ograniczyli się do określenia jego polityki mianem nierozsądnej. Nawet Hans-Christian Ströbele, najzagorzalszy pacyfista, przyznał w rozmowie z "Wprost", że z tak błahych powodów Zieloni nie zerwą koalicji. Według ustaleń dziennika "Handelsblatt", Joschka Fischer wyraził zgodę na sprzedaż fabryki w Hanau już w październiku. Zdaniem Wolfganga Schäuble, wiceszefa parlamentarnej frakcji CDU/CSU, Schröder zszedł z unijnej ścieżki i stawia partnerów ze wspólnoty przed faktami, jest "niereformowalny" i "popełnia te same błędy". Schäuble dyskretnie zapomniał, że pierwszy o osi Berlin - Pekin myślał Helmut Kohl. Schäuble uznawany był wówczas za człowieka numer 2 przy chadeckim kanclerzu.
Więcej możesz przeczytać w 50/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.