Czas sprawowania rządów przez kolejne ugrupowania polityczne można z grubsza podzielić na dwa etapy: wschodzący i zachodzący. Pierwszy sprowadza się do usuwania ze stołków ludzi z poprzedniej ekipy i stawiania swoich. Drugi zaś polega na łapaniu kasy skąd się tylko da w obliczu coraz wyraźniej rysującego się finału zabawy. Granicą między tymi etapami jest kilka dni, kiedy ekipa próbuje sprawować władzę w miarę normalnie, ale szybko spostrzega, że się nie da.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że mamy obecnie do czynienia z symptomami zaawansowanego drugiego etapu. Nawet patentowane przygłupy zorientowały się, że statek tonie i trzeba brać, co jest pod ręką. Więc nie tylko rzucili się do ładowni, ale nawet szabrują blachę z kadłuba, i to poniżej linii wodnej. Prasa co dzień ujawnia kilka nowych afer politycznych podszytych grubą kasą. I dobrze, bo szkoda, żeby w redakcjach przy kilkunastu biurkach pisano o tym samym. Żal omawiać tu szczegóły tych skandali, bo w chwili, gdy ten felieton ukaże się w druku, będą już następne. Ale z kronikarskiego obowiązku odnotowuję - dziś (4 grudnia) obowiązują afery: gry losowe, wpadka na kolei, firmy farmaceutyczne i oczywiście Rywin. Przewał na kolei jest dość malowniczy (dosłownie): skierowano forsę z unii na remont tych stacji kolejowych, na których pociągi międzynarodowe i tak się nie zatrzymują. Ktoś bystry to spostrzegł, więc odpacykowali ściany frontowe, a resztę ukradli. Natomiast przebieg afery "gry losowe" przypomina ruletkę: albo padnie na czerwone, albo na zielone. Znawcy hazardu obstawiają w tej sprawie "0". Ale warto było zacząć, choćby dla niezapomnianych wypowiedzi szefa podkomisji Kubika ("Nic nie podpisywałem!... Co?!... Fhyy!... No jak jest napisane, że podpisałem, to podpisałem... Ja się nie uchylam"). Po prostu jeden metr sześcienny rasowego polityka. Czekamy na dalsze wystąpienia.
W tej sytuacji jakimś tam głosem rozsądku jest wypowiedź przedstawiciela służb ("Chłopaki! Zamknijmy wreszcie dziób prasie, bo te afery się nie skończą!"). Tu swoją szansę dostrzega redakcja "Trybuny", która rozpacza, że nikt ich nie czyta. Ponoć nawet przebąkuje się zmianę tytułu na "Bumerang", bo wszystko, co dają do kiosków, wraca. Zwykłemu człowiekowi "Trybuna" potrzebna jest jak żabie rower. Ale żeby to wiedzieć, nie wystarczy pisać do "Trybuny". Trzeba jeszcze spróbować ją czytać.
Całość naszego pejzażu politycznego kilka dni temu cudownie skomentowała telewizja TVN. Choć może tylko niechcący. Otóż stacja ta ma zwyczaj pod koniec idącego właśnie programu informować, co widzowie zobaczą za kilka minut. I oto niedawno oglądam na ekranie coś ze sfer: tu mignął uśmiechnięty nie wiadomo czemu Marek Pol, błysnęło bystre oczko minister Aleksandry, przemazała się skupiona twarz Prezesa, pojawiło się na chwilę oblicze przewodniczącego Jerzego J., zafrasowane sprawami losowymi... A tu nagle na dole ekranu pojawia się żółty pasek, a na nim trzy proste ludzkie słowa: "Za chwilę CELA".
W tej sytuacji jakimś tam głosem rozsądku jest wypowiedź przedstawiciela służb ("Chłopaki! Zamknijmy wreszcie dziób prasie, bo te afery się nie skończą!"). Tu swoją szansę dostrzega redakcja "Trybuny", która rozpacza, że nikt ich nie czyta. Ponoć nawet przebąkuje się zmianę tytułu na "Bumerang", bo wszystko, co dają do kiosków, wraca. Zwykłemu człowiekowi "Trybuna" potrzebna jest jak żabie rower. Ale żeby to wiedzieć, nie wystarczy pisać do "Trybuny". Trzeba jeszcze spróbować ją czytać.
Całość naszego pejzażu politycznego kilka dni temu cudownie skomentowała telewizja TVN. Choć może tylko niechcący. Otóż stacja ta ma zwyczaj pod koniec idącego właśnie programu informować, co widzowie zobaczą za kilka minut. I oto niedawno oglądam na ekranie coś ze sfer: tu mignął uśmiechnięty nie wiadomo czemu Marek Pol, błysnęło bystre oczko minister Aleksandry, przemazała się skupiona twarz Prezesa, pojawiło się na chwilę oblicze przewodniczącego Jerzego J., zafrasowane sprawami losowymi... A tu nagle na dole ekranu pojawia się żółty pasek, a na nim trzy proste ludzkie słowa: "Za chwilę CELA".
Więcej możesz przeczytać w 50/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.