Przegrana Bumaru to nauczka dana wojskowym służbom specjalnym?
"Gwardia - Legia 1:0" - tak osoby z branży handlu bro-nią oceniają polski aspekt przetargu na dostawy broni do Iraku. "Gwardia" (zwycięzca przetargu) to cywilne służby specjalne, a "Legia" (przegrany w przetargu) - wojskowe. "Legia" miała wspierać Bumar, "Gwardia" zaś firmę Ostrowski Arms - Biuro Analiz Społeczno-Politycznych. Praktycznie od początku istnienia III RP, a szczególnie od czasu wstąpienia Polski do NATO, dla Amerykanów prawdziwym partnerem są tylko cywilne służby specjalne, głównie wywiad. Wojskowe Służby Informacyjne nie budziły zaufania, bo - po pierwsze - nie przeprowadzono w nich weryfikacji, a po drugie - wśród oficerów WSI cywilny kontrwywiad wykrył czterech szpiegów pracujących dla Rosji. Nie jest tajemnicą, że na świecie, a tym bardziej w Polsce, handel bronią kontrolują służby specjalne i to od dogadania się tych służb w dużym stopniu zależą dostawy i kontrakty.
- To on nie pracował w wywiadzie UOP? - dziwi się jeden z szefów Polskiej Izby Broni, Lotnictwa i Przemysłów Strategicznych, w której Andrzej Ostrowski jest wiceprezesem. Prawie wszystkie osoby reprezentujące izbę, z którymi rozmawialiśmy, były przekonane, że Andrzej Ostrowski pracował w wywiadzie. Podają nawet tę samą datę odejścia ze służby - połowa 1992 r. I mówią, że to Ostrowski był źródłem takich informacji. Sam zainteresowany nie chce odpowiedzieć na żadne pytania dotyczące tych plotek. Osoby kierujące wywiadem cywilnym na początku lat 90. stanowczo twierdzą, że Ostrowski nie miał nic wspólnego ani z Departamentem I MSW (wywiadem PRL), ani z zarządem wywiadu UOP. Owszem, z Urzędem Ochrony Państwa zetknął się w połowie lat 90., gdy potrzebował jakiegoś zezwolenia UOP (nasi informatorzy nie pamiętają, o co chodziło). Ale ówczesny szef UOP, gen. Gromosław Czempiński, kategorycznie odmówił. Jeśli Ostrowski miał związki z wywiadem po 1995 r., jest to objęte klauzulą tajności. Czy Ostrowski tylko zręcznie udaje byłego pracownika wywiadu wśród swoich partnerów z Polskiej Izby Broni, Lotnictwa i Przemysłów Strategicznych (i nie tylko wobec nich), czy rzeczywiście coś go łączy z cywilnymi służbami specjalnymi?
Człowiek znikąd
Firma Andrzeja Ostrowskiego nie ma koncesji na międzynarodowy obrót specjalny (handel bronią). Takie koncesje wydaje Departament Kontroli Eksportu Ministerstwa Gospodarki. Mało tego - spółka Ostrowskiego nie spełnia nawet kryteriów pozwalających na ubieganie się o taką koncesję. Zgodnie z ustawą bez koncesji nie może nawet z nikim negocjować dostaw broni ani doradzać w kwestiach dotyczących międzynarodowego obrotu bronią. Ostrowski nie może również prowadzić negocjacji z polskimi firmami produkującymi broń i sprzęt wojskowy, bo wszystkie mają wyłączność na negocjacje z Bumarem. Oczywiście, może to robić bezpośrednio Defense Equipment Supply Group (zwycięzca przetargu - konsorcjum zorganizowane przez Nour USA), mające koncesję amerykańską, ale po co w takim razie włączano do tego konsorcjum firmę Ostrowskiego?
Spółka Ostrowski Arms została założona w 1992 r. Firma prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, początkowo polegała ona na sprzedaży broni w sklepie usytuowanym przy prowadzonej przez Ostrowskiego strzelnicy w Hali Gwardii (należącą kiedyś do milicyjnego klubu sportowego). W 1998 r. firma Ostrowskiego otrzymała koncesję na obrót wewnętrzny (krajowy) wszelkiego rodzaju bronią. Ustaliliśmy, że Ostrowski pośredniczył w dostawach broni dla polskiej policji oraz załatwiał specjalną broń dla komandosów z jednostki Grom.
Ostrowski Arms zajmuje się też "konsultingiem, public relations i koordynacją działań handlowych". To Ostrowski wydał książkę "F-16 na polskim niebie. Przetarg stulecia - kalendarium wyboru", zawierającą historię tego przetargu. Przedmowę napisał prezydent Aleksander Kwaśniewski, a swoje opinie o celowości wyboru F-16 zamieścili m.in. Józef Oleksy z SLD, Bronisław Komorowski z PO, Marek Sawicki z PSL, Andrzej Lepper z Samoobrony i Dariusz Grabowski z LPR. Ostrowski działał też w komitecie wyborczym SLD oraz w kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego. Zna najbliższych współpracowników poprzedniego i obecnego prezydenta RP - Mieczysława Wachowskiego oraz Marka Ungiera.
Teraz gdy o firmie Ostrowskiego zrobiło się głośno, wiele osób i instytucji odcina się od znajomości z nim. Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju, który miał być - jak twierdził Marek Belka - obok Ostrowskiego w zwycięskim konsorcjum Defense Equipment Supply Group, tłumaczy, że izba podpisała tylko enigmatyczny list intencyjny, ale de facto do konsorcjum nie należy. Od Ostrowskiego odcięło się też Polskie Lobby Przemysłowe im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. "Gdy okazało się, że [Ostrowski] jest lobbystą konkretnych przedsiębiorstw i partii, byliśmy zmuszeni zrezygnować z jego obecności" - napisał dr Paweł Soroka, koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Bumar nierychliwy
Roman Baczyński, prezes Bumaru, tak bardzo był przekonany, że to jego firma wygra przetarg na dostawy broni do Iraku, że o przegranej dowiedział się ostatni, w piątkowy wieczór 30 stycznia 2004 r. Szefowie Bumaru zignorowali sygnał, jaki otrzymali jeszcze w połowie 2003 r. Jak przyznał Andrzej Spis, wiceprezes spółki, do Bumaru zgłosił się przedstawiciel Nour USA, spółki, która utworzyła konsorcjum Defense Equipment Supply Group - zwycięzcę przetargu. Zaproponował on Bumarowi przystąpienie do konsorcjum, sugerując, że ma już wygrany przetarg.
Bumar wyliczył koszty dostaw broni i sprzętu wojskowego na 410 mln dolarów - była to trzecia najniższa oferta spośród osiemnastu. W cenę wliczono ubezpieczenie, transport oraz 8 proc. marży. Defense Equipment Supply Group zaproponowało wykonanie zlecenia za 327 mln dolarów. Jak ustaliliśmy, oferta DESG obejmowała wyłącznie ceny uzbrojenia. - Naszym zdaniem, ta oferta wydaje się po prostu ekonomicznie nierealna. Przynajmniej wtedy, gdy sprzęt ma pochodzić z polskiej zbrojeniówki - mówi Andrzej Spis. - To, czy oprotestujemy ten przetarg, jest kwestią otwartą, o tym ostatecznie zdecyduje rada nadzorcza i właściciel Bumaru, czyli skarb państwa. Na razie czekamy na debriefing, o który wystąpiliśmy, czyli informacje o istotnych elementach zwycięskiej oferty - dodaje Spis. W ofercie DESG samochody terenowe Honker produkowane przez Andorię-Mot mają kosztować po 16 tys. dolarów. - Chyba powypadkowe - odpowiada Tadeusz Starowicz, prezes zarządu Andorii-Mot. - Nie wiem, skąd wzięła się ta cena - dodaje. - Ciekaw jestem, czy umowa zawiera kary umowne za jej niezrealizowanie i przekroczenie kwoty przetargowej. Jeżeli nie, jest prawdopodobne, że teraz zostanie uruchomiony proces aneksowania i zawyżania ceny. Okazałoby się wtedy, że cena wyjściowa była fikcją - mówi Bronisław Komorowski, poseł Platformy Obywatelskiej, były minister obrony narodowej.
Ciekawostką jest to, że dyrektorem biura zajmującego się handlem bronią w Bumarze jest Józef Jędruch, stryj Józefa Jędrucha, byłego szefa Colosseum, niedawno sprowadzonego z Izraela, oskarżanego o wielomilionowe wyłudzenia. Józef Jędruch z Bumaru był w 1996 r. jednym z założycieli Polskiego Konsorcjum Obronnego (PKO). Reprezentował w jego radzie nadzorczej Bumar Łabędy (udziałowcami były też PZL Mielec i Huta Stalowa Wola). Inicjatorami powstania PKO byli bracia Józef i Andrzej Gajowie. Głośno było o nich w 1998 r., gdy UOP aresztował całe kierownictwo mieleckiej WSK oraz właśnie Gajów - pełnomocników współpracującej z fabryką karaibskiej spółki Grand Limited. Oskarżono ich o wyprowadzenie dużych sum z mieleckiej fabryki.
Inną ciekawostką jest to, że mogło dojść od sytuacji, w której żadna polska firma nie mogłaby dostarczyć broni do Iraku. Dosłownie rzutem na taśmę 3 grudnia 2003 r. uchylono rozporządzenie Rady Ministrów z 20 sierpnia 2002 r., w którym Irak był objęty embargiem na dostawy polskiej broni. Wcześniej o tym rozporządzeniu zapomniano.
Nour jak Haliburton?
Firma Nour USA, która powołała zwycięskie konsorcjum, ma siedzibę w Vienna w stanie Wirginia. Zarejestrowała się w maju ubiegłego roku jako konsorcjum amerykańsko-jemeńskie, od początku nastawione na powojenne kontrakty w Iraku. Latem ubiegłego roku zatrudniła firmę lobbingową kierowaną przez byłego sekretarza obrony USA Williama Cohena i zaraz potem dostała kontrakt wart 80 mln dolarów. Przedstawiciel Nour przyznał amerykańskiej prasie, że firma Cohena przybliżyła ofertę firmy przedstawicielom właściwych partii. Kilka miesięcy temu to właśnie konsorcjum wygrało kolejny przetarg - wart 18 mln dolarów - na umocnienie bezpieczeństwa w Iraku. - Komentarze w amerykańskiej prasie wskazują, że działania tego konsorcjum robią złą atmosferę wokół zamówień irackich i lobbingu. W "Los Angeles Times" pojawiły się opinie, że z Nour USA może być tak samo jak z koncernem Haliburton. Prezesem firmy Haliburton był swego czasu Dick Cheney, obecny wiceprezydent USA. Przed kilkoma tygodniami audytor Departamentu Obrony zarzucił Kellog Brown & Root, spółce zależnej tego koncernu, że zawyżyła o ponad 61 mln dolarów ceny dostaw paliwa dla US Army. Pod koniec stycznia 2004 r. władze Haliburtona przyznały, że ich pracownicy wzięli łapówki za przyznanie jednej z kuwejckich firm kontraktu na dostawy dla armii USA. Koncern zobowiązał się do zwrotu ponad 6 mln dolarów, jakie mogła stracić armia na interesach z kuwejcką firmą.
Jeden z byłych wysokich oficerów UOP twierdzi, że w sprawie kontraktu na dostawy broni do Iraku tak naprawdę chodziło o to, by dać nauczkę wojskowym służbom specjalnym, których jedynym celem miałoby być robienie interesów, także na handlu bronią, poprzez kontrolowane przez siebie (a często zakładane) firmy. Mało znana i nieważna biznesowo firma Ostrowskiego została wybrana po to, by poczucie porażki było dotkliwsze. A polscy dostawcy broni i tak mają zarobić tyle, ile powinni, biorąc pod uwagę nasz wkład w wojnę w Iraku i stabilizowanie sytuacji w tym kraju.
- To on nie pracował w wywiadzie UOP? - dziwi się jeden z szefów Polskiej Izby Broni, Lotnictwa i Przemysłów Strategicznych, w której Andrzej Ostrowski jest wiceprezesem. Prawie wszystkie osoby reprezentujące izbę, z którymi rozmawialiśmy, były przekonane, że Andrzej Ostrowski pracował w wywiadzie. Podają nawet tę samą datę odejścia ze służby - połowa 1992 r. I mówią, że to Ostrowski był źródłem takich informacji. Sam zainteresowany nie chce odpowiedzieć na żadne pytania dotyczące tych plotek. Osoby kierujące wywiadem cywilnym na początku lat 90. stanowczo twierdzą, że Ostrowski nie miał nic wspólnego ani z Departamentem I MSW (wywiadem PRL), ani z zarządem wywiadu UOP. Owszem, z Urzędem Ochrony Państwa zetknął się w połowie lat 90., gdy potrzebował jakiegoś zezwolenia UOP (nasi informatorzy nie pamiętają, o co chodziło). Ale ówczesny szef UOP, gen. Gromosław Czempiński, kategorycznie odmówił. Jeśli Ostrowski miał związki z wywiadem po 1995 r., jest to objęte klauzulą tajności. Czy Ostrowski tylko zręcznie udaje byłego pracownika wywiadu wśród swoich partnerów z Polskiej Izby Broni, Lotnictwa i Przemysłów Strategicznych (i nie tylko wobec nich), czy rzeczywiście coś go łączy z cywilnymi służbami specjalnymi?
Człowiek znikąd
Firma Andrzeja Ostrowskiego nie ma koncesji na międzynarodowy obrót specjalny (handel bronią). Takie koncesje wydaje Departament Kontroli Eksportu Ministerstwa Gospodarki. Mało tego - spółka Ostrowskiego nie spełnia nawet kryteriów pozwalających na ubieganie się o taką koncesję. Zgodnie z ustawą bez koncesji nie może nawet z nikim negocjować dostaw broni ani doradzać w kwestiach dotyczących międzynarodowego obrotu bronią. Ostrowski nie może również prowadzić negocjacji z polskimi firmami produkującymi broń i sprzęt wojskowy, bo wszystkie mają wyłączność na negocjacje z Bumarem. Oczywiście, może to robić bezpośrednio Defense Equipment Supply Group (zwycięzca przetargu - konsorcjum zorganizowane przez Nour USA), mające koncesję amerykańską, ale po co w takim razie włączano do tego konsorcjum firmę Ostrowskiego?
Spółka Ostrowski Arms została założona w 1992 r. Firma prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, początkowo polegała ona na sprzedaży broni w sklepie usytuowanym przy prowadzonej przez Ostrowskiego strzelnicy w Hali Gwardii (należącą kiedyś do milicyjnego klubu sportowego). W 1998 r. firma Ostrowskiego otrzymała koncesję na obrót wewnętrzny (krajowy) wszelkiego rodzaju bronią. Ustaliliśmy, że Ostrowski pośredniczył w dostawach broni dla polskiej policji oraz załatwiał specjalną broń dla komandosów z jednostki Grom.
Ostrowski Arms zajmuje się też "konsultingiem, public relations i koordynacją działań handlowych". To Ostrowski wydał książkę "F-16 na polskim niebie. Przetarg stulecia - kalendarium wyboru", zawierającą historię tego przetargu. Przedmowę napisał prezydent Aleksander Kwaśniewski, a swoje opinie o celowości wyboru F-16 zamieścili m.in. Józef Oleksy z SLD, Bronisław Komorowski z PO, Marek Sawicki z PSL, Andrzej Lepper z Samoobrony i Dariusz Grabowski z LPR. Ostrowski działał też w komitecie wyborczym SLD oraz w kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego. Zna najbliższych współpracowników poprzedniego i obecnego prezydenta RP - Mieczysława Wachowskiego oraz Marka Ungiera.
Teraz gdy o firmie Ostrowskiego zrobiło się głośno, wiele osób i instytucji odcina się od znajomości z nim. Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju, który miał być - jak twierdził Marek Belka - obok Ostrowskiego w zwycięskim konsorcjum Defense Equipment Supply Group, tłumaczy, że izba podpisała tylko enigmatyczny list intencyjny, ale de facto do konsorcjum nie należy. Od Ostrowskiego odcięło się też Polskie Lobby Przemysłowe im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. "Gdy okazało się, że [Ostrowski] jest lobbystą konkretnych przedsiębiorstw i partii, byliśmy zmuszeni zrezygnować z jego obecności" - napisał dr Paweł Soroka, koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Bumar nierychliwy
Roman Baczyński, prezes Bumaru, tak bardzo był przekonany, że to jego firma wygra przetarg na dostawy broni do Iraku, że o przegranej dowiedział się ostatni, w piątkowy wieczór 30 stycznia 2004 r. Szefowie Bumaru zignorowali sygnał, jaki otrzymali jeszcze w połowie 2003 r. Jak przyznał Andrzej Spis, wiceprezes spółki, do Bumaru zgłosił się przedstawiciel Nour USA, spółki, która utworzyła konsorcjum Defense Equipment Supply Group - zwycięzcę przetargu. Zaproponował on Bumarowi przystąpienie do konsorcjum, sugerując, że ma już wygrany przetarg.
Bumar wyliczył koszty dostaw broni i sprzętu wojskowego na 410 mln dolarów - była to trzecia najniższa oferta spośród osiemnastu. W cenę wliczono ubezpieczenie, transport oraz 8 proc. marży. Defense Equipment Supply Group zaproponowało wykonanie zlecenia za 327 mln dolarów. Jak ustaliliśmy, oferta DESG obejmowała wyłącznie ceny uzbrojenia. - Naszym zdaniem, ta oferta wydaje się po prostu ekonomicznie nierealna. Przynajmniej wtedy, gdy sprzęt ma pochodzić z polskiej zbrojeniówki - mówi Andrzej Spis. - To, czy oprotestujemy ten przetarg, jest kwestią otwartą, o tym ostatecznie zdecyduje rada nadzorcza i właściciel Bumaru, czyli skarb państwa. Na razie czekamy na debriefing, o który wystąpiliśmy, czyli informacje o istotnych elementach zwycięskiej oferty - dodaje Spis. W ofercie DESG samochody terenowe Honker produkowane przez Andorię-Mot mają kosztować po 16 tys. dolarów. - Chyba powypadkowe - odpowiada Tadeusz Starowicz, prezes zarządu Andorii-Mot. - Nie wiem, skąd wzięła się ta cena - dodaje. - Ciekaw jestem, czy umowa zawiera kary umowne za jej niezrealizowanie i przekroczenie kwoty przetargowej. Jeżeli nie, jest prawdopodobne, że teraz zostanie uruchomiony proces aneksowania i zawyżania ceny. Okazałoby się wtedy, że cena wyjściowa była fikcją - mówi Bronisław Komorowski, poseł Platformy Obywatelskiej, były minister obrony narodowej.
Ciekawostką jest to, że dyrektorem biura zajmującego się handlem bronią w Bumarze jest Józef Jędruch, stryj Józefa Jędrucha, byłego szefa Colosseum, niedawno sprowadzonego z Izraela, oskarżanego o wielomilionowe wyłudzenia. Józef Jędruch z Bumaru był w 1996 r. jednym z założycieli Polskiego Konsorcjum Obronnego (PKO). Reprezentował w jego radzie nadzorczej Bumar Łabędy (udziałowcami były też PZL Mielec i Huta Stalowa Wola). Inicjatorami powstania PKO byli bracia Józef i Andrzej Gajowie. Głośno było o nich w 1998 r., gdy UOP aresztował całe kierownictwo mieleckiej WSK oraz właśnie Gajów - pełnomocników współpracującej z fabryką karaibskiej spółki Grand Limited. Oskarżono ich o wyprowadzenie dużych sum z mieleckiej fabryki.
Inną ciekawostką jest to, że mogło dojść od sytuacji, w której żadna polska firma nie mogłaby dostarczyć broni do Iraku. Dosłownie rzutem na taśmę 3 grudnia 2003 r. uchylono rozporządzenie Rady Ministrów z 20 sierpnia 2002 r., w którym Irak był objęty embargiem na dostawy polskiej broni. Wcześniej o tym rozporządzeniu zapomniano.
Nour jak Haliburton?
Firma Nour USA, która powołała zwycięskie konsorcjum, ma siedzibę w Vienna w stanie Wirginia. Zarejestrowała się w maju ubiegłego roku jako konsorcjum amerykańsko-jemeńskie, od początku nastawione na powojenne kontrakty w Iraku. Latem ubiegłego roku zatrudniła firmę lobbingową kierowaną przez byłego sekretarza obrony USA Williama Cohena i zaraz potem dostała kontrakt wart 80 mln dolarów. Przedstawiciel Nour przyznał amerykańskiej prasie, że firma Cohena przybliżyła ofertę firmy przedstawicielom właściwych partii. Kilka miesięcy temu to właśnie konsorcjum wygrało kolejny przetarg - wart 18 mln dolarów - na umocnienie bezpieczeństwa w Iraku. - Komentarze w amerykańskiej prasie wskazują, że działania tego konsorcjum robią złą atmosferę wokół zamówień irackich i lobbingu. W "Los Angeles Times" pojawiły się opinie, że z Nour USA może być tak samo jak z koncernem Haliburton. Prezesem firmy Haliburton był swego czasu Dick Cheney, obecny wiceprezydent USA. Przed kilkoma tygodniami audytor Departamentu Obrony zarzucił Kellog Brown & Root, spółce zależnej tego koncernu, że zawyżyła o ponad 61 mln dolarów ceny dostaw paliwa dla US Army. Pod koniec stycznia 2004 r. władze Haliburtona przyznały, że ich pracownicy wzięli łapówki za przyznanie jednej z kuwejckich firm kontraktu na dostawy dla armii USA. Koncern zobowiązał się do zwrotu ponad 6 mln dolarów, jakie mogła stracić armia na interesach z kuwejcką firmą.
Jeden z byłych wysokich oficerów UOP twierdzi, że w sprawie kontraktu na dostawy broni do Iraku tak naprawdę chodziło o to, by dać nauczkę wojskowym służbom specjalnym, których jedynym celem miałoby być robienie interesów, także na handlu bronią, poprzez kontrolowane przez siebie (a często zakładane) firmy. Mało znana i nieważna biznesowo firma Ostrowskiego została wybrana po to, by poczucie porażki było dotkliwsze. A polscy dostawcy broni i tak mają zarobić tyle, ile powinni, biorąc pod uwagę nasz wkład w wojnę w Iraku i stabilizowanie sytuacji w tym kraju.
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.