Ludowy przesąd głosi, że jak ktoś wejdzie w krowie łajno, to zostanie sołtysem, a jak wejdzie w psie, to policjantem
Właściciele psów uchodzą powszechnie za ludzi wrażliwych. Pies, jak wiadomo, jest w przyrodzie jedynym i ostatnim przyjacielem człowieka. Psa, podobnie jak polityka z SLD, można sobie kupić. Jak jakiś VIP jest kompletną szują, to robi sobie zdjęcie z psem, w kolorowym magazynie, żeby pokazać, jak bardzo kocha zwierzęta i że jest cacy. Stare baby zawsze nabiorą się na polityka z pieskiem. Bo jak facet z Azorkiem na spacerek wyłazi, to znaczy, że kocha przyrodę i pewnie nie kradnie. Pokazowa miłość do zwierząt jest często zasłoną dymną dla ludzkich potworów. Służy budowaniu ciepłego i miłego wizerunku. Zwierzaki traktowane są instrumentalnie, jako rekwizyty w kampanii reklamowej, a to ma tyle wspólnego z miłością, ile Telekomunikacja Polska z telefonami, czyli niewiele.
Uważam, że posiadanie psa w mieście to dewiacja psychiczna. Właściciele psów to w większości osoby, które ulegają infantylnym namowom dzieci. Oczywiście żywa zabawka szybko się nudzi, a piesek ląduje w schronisku. Drugi typ właściciela psa to zraniony emocjonalnie przez innych ludzi człowiek, któremu pies zastępuje psychicznie żonę, kochankę, męża lub ojca. Taki nie ma już siły gadać z ludźmi, to z psem sobie przynajmniej porozmawia. Ten typ da się posiekać za swojego czworonoga. Trzeci typ to szpaner, który kupuje sobie drogiego psa tylko po to, aby się z nim pokazać. Znane jest powiedzenie, że elegancki samochód przedłuża facetowi penisa. Zabrzmi to dziwnie, ale drogi pies obronny też to potrafi.
Oczywiście w nielicznych wypadkach psy przydają się ludziom jako opiekunowie stada owiec, ratownicy, przewodnicy ślepych itd. Szarik z "Czterech pancernych", jak wiemy, wygrał II wojnę światową, a Łajka poleciała w kosmos i nie wróciła. Pies ma swój sens na wsi, bo na wsi pilnuje, by gospodarz po pijaku trafił do chaty.
Ludowy przesąd głosi, że jak ktoś wejdzie w krowie łajno, to zostanie sołtysem, a jak wejdzie w psie, to policjantem. Jeśli to prawda, to niebawem należy spodziewać się znacznego rozrostu kadr policyjnych. Przykryte do niedawna śniegiem psie gówienka witają nas radośnie na chodnikach, wychodząc masowo z zimowej konspiracji. Po roztopach zawsze tak się dzieje. Trzeba sobie jasno i szczerze powiedzieć: w tym sezonie psie odchody są jak oferta Bumaru - zawyżone.
Przestrzegał mnie Pierwszy Sprawiedliwy Polskiego Kina - Krzysztof Majchrzak - aby nie ruszać na tych łamach tematyki tak brzydko pachnącej. Psie gówienka to jednak temat ważki. Skoro zwykle piszę coś o polityce, to śmiało mogę tym razem o gówienkach. W najnowszej książce Leszka Mazana "Wy mnie jeszcze nie znacie!, czyli prawie wszystko o Szwejku" jest informacja o niejakim Ferdynandzie Kokoszce, zbieraczu psich odchodów. Okazuje się, że sto lat temu był duży popyt na psie skarby, a zbieranie ich było zajęciem dość intratnym. Psie łajno używane było przez garbarzy do zmiękczania skórek bydlęcych. Aby skórka noszona przez modne damy była odpowiednio miękka i delikatna, moczono ją w roztworze, którego ważną ingrediencją był psi kał. Niestety, obecnie garbarze stosują inne metody rozmiękczania. Następcy pana Kokoszki zbierają się co najwyżej na piwo, a cenny materiał rozmiękczający użyźnia miejskie chodniki.
Posiadacze psów to terroryści, którzy zmuszają wszystkich pozostałych do wąchania odchodów swych podopiecznych. W "Dniu świra" Marka Koterskiego bohater doprowadzony do ostateczności bierze moralnie słuszny odwet i robi kupę przed oknem właścicielki psa. W Polsce, niestety, nie przyjął się zwyczaj zbierania psich kupek na szufelki i wyrzucania ich do kosza. Próby takie podjęto w kilku miastach, ale z mizernym skutkiem. Na całym cywilizowanym świecie, wychodząc na spacerek z sympatycznym Reksiem, właściciel zabiera z sobą gumową rękawiczkę, szufelkę i woreczek. Wyobraźcie sobie napakowanego buraka, który z psem rasy morderca łazi po mieście, a w siatce trzyma ekwipunek do sprzątania odchodów. Albo elegancką damę, która spaceruje z wilczurem i gumową rękawiczką. Być może niektórych to zaskoczy, ale gówno psie śmierdzi tak samo jak ludzkie, więc naprawdę nie ma żadnej różnicy między ekskrementami psa a kupą jego właściciela. Właściciele psów są wrażliwi na wszystko z wyjątkiem tego, co zostawia na chodniku ich prowadzony na smyczy przyjaciel.
Nasze chodniki, podobnie jak samoloty F-16, są zakupione. W kontekście zakupionych chodników czas zbudować miejskie psie szalety i jest to wielkie pole do popisu dla POPiS-u. Podwyżki dla posłów - szalety dla czworonogów!
Uważam, że posiadanie psa w mieście to dewiacja psychiczna. Właściciele psów to w większości osoby, które ulegają infantylnym namowom dzieci. Oczywiście żywa zabawka szybko się nudzi, a piesek ląduje w schronisku. Drugi typ właściciela psa to zraniony emocjonalnie przez innych ludzi człowiek, któremu pies zastępuje psychicznie żonę, kochankę, męża lub ojca. Taki nie ma już siły gadać z ludźmi, to z psem sobie przynajmniej porozmawia. Ten typ da się posiekać za swojego czworonoga. Trzeci typ to szpaner, który kupuje sobie drogiego psa tylko po to, aby się z nim pokazać. Znane jest powiedzenie, że elegancki samochód przedłuża facetowi penisa. Zabrzmi to dziwnie, ale drogi pies obronny też to potrafi.
Oczywiście w nielicznych wypadkach psy przydają się ludziom jako opiekunowie stada owiec, ratownicy, przewodnicy ślepych itd. Szarik z "Czterech pancernych", jak wiemy, wygrał II wojnę światową, a Łajka poleciała w kosmos i nie wróciła. Pies ma swój sens na wsi, bo na wsi pilnuje, by gospodarz po pijaku trafił do chaty.
Ludowy przesąd głosi, że jak ktoś wejdzie w krowie łajno, to zostanie sołtysem, a jak wejdzie w psie, to policjantem. Jeśli to prawda, to niebawem należy spodziewać się znacznego rozrostu kadr policyjnych. Przykryte do niedawna śniegiem psie gówienka witają nas radośnie na chodnikach, wychodząc masowo z zimowej konspiracji. Po roztopach zawsze tak się dzieje. Trzeba sobie jasno i szczerze powiedzieć: w tym sezonie psie odchody są jak oferta Bumaru - zawyżone.
Przestrzegał mnie Pierwszy Sprawiedliwy Polskiego Kina - Krzysztof Majchrzak - aby nie ruszać na tych łamach tematyki tak brzydko pachnącej. Psie gówienka to jednak temat ważki. Skoro zwykle piszę coś o polityce, to śmiało mogę tym razem o gówienkach. W najnowszej książce Leszka Mazana "Wy mnie jeszcze nie znacie!, czyli prawie wszystko o Szwejku" jest informacja o niejakim Ferdynandzie Kokoszce, zbieraczu psich odchodów. Okazuje się, że sto lat temu był duży popyt na psie skarby, a zbieranie ich było zajęciem dość intratnym. Psie łajno używane było przez garbarzy do zmiękczania skórek bydlęcych. Aby skórka noszona przez modne damy była odpowiednio miękka i delikatna, moczono ją w roztworze, którego ważną ingrediencją był psi kał. Niestety, obecnie garbarze stosują inne metody rozmiękczania. Następcy pana Kokoszki zbierają się co najwyżej na piwo, a cenny materiał rozmiękczający użyźnia miejskie chodniki.
Posiadacze psów to terroryści, którzy zmuszają wszystkich pozostałych do wąchania odchodów swych podopiecznych. W "Dniu świra" Marka Koterskiego bohater doprowadzony do ostateczności bierze moralnie słuszny odwet i robi kupę przed oknem właścicielki psa. W Polsce, niestety, nie przyjął się zwyczaj zbierania psich kupek na szufelki i wyrzucania ich do kosza. Próby takie podjęto w kilku miastach, ale z mizernym skutkiem. Na całym cywilizowanym świecie, wychodząc na spacerek z sympatycznym Reksiem, właściciel zabiera z sobą gumową rękawiczkę, szufelkę i woreczek. Wyobraźcie sobie napakowanego buraka, który z psem rasy morderca łazi po mieście, a w siatce trzyma ekwipunek do sprzątania odchodów. Albo elegancką damę, która spaceruje z wilczurem i gumową rękawiczką. Być może niektórych to zaskoczy, ale gówno psie śmierdzi tak samo jak ludzkie, więc naprawdę nie ma żadnej różnicy między ekskrementami psa a kupą jego właściciela. Właściciele psów są wrażliwi na wszystko z wyjątkiem tego, co zostawia na chodniku ich prowadzony na smyczy przyjaciel.
Nasze chodniki, podobnie jak samoloty F-16, są zakupione. W kontekście zakupionych chodników czas zbudować miejskie psie szalety i jest to wielkie pole do popisu dla POPiS-u. Podwyżki dla posłów - szalety dla czworonogów!
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.