Po pracy Ukraińcy byli zamykani w barakach z kratami w oknach
Aukcje niewolników - tak nazywane są nieformalne giełdy pracy dla robotników zza naszej wschodniej granicy. Funkcjonują one w kilkudziesięciu miastach Polski i w dużej części są kontrolowane przez ukraińską i rosyjską mafię. W podwarszawskim Błoniu działają dwie takie giełdy, w Piasecznie - jedna. Plac w Opolu, położony nieopodal wojewódzkiego urzędu pracy, zwany jest ruskim rynkiem. W Rzeszowie aukcje robotników ze Wschodu odbywają się na placu przed bazarem przy ulicy Dołowej, w Lublinie - przed dworcami PKS i PKP. Każdą taką aukcją kieruje wyznaczony przez wschodnią mafię "komandir". Tylko za wpuszczenie na plac pobiera on opłatę w wysokości 10 zł (jedna trzecia przeciętnego dziennego zarobku). Gdy ktoś nie chce płacić haraczu, trafia na czarną listę i nie jest wpuszczany na aukcję. Pięć złotych dziennie trzeba zapłacić "komandirowi" za możliwość nocowania w opuszczonych chałupach, oborach czy stodołach wynajętych od Polaków. Robotnicy ze Wschodu gnieżdżą się po kilkanaście osób w jednym nie opalanym, zagrzybionym pokoju. Najczęściej śpią na podłodze lub zmieniają się na łóżkach.
Nielegalnych robotników mafia wykorzystuje także jako przemytników. Jeśli się na to nie godzą bądź upominają o dodatkową zapłatę, są dla przykładu karani albo wręcz eliminowani. Ukrainiec Wasyl B. został zabity w wagonie na bocznicy kolejowej w Błoniu, gdy upomniał się o zapłatę za przemycane dla mafii papierosy. Jego ciężko pobity kolega trafił do szpitala. Zwłoki innego Ukraińca policja znalazła w wiejskiej studni - zginął od pchnięcia nożem. Marek Kossakowski, komendant policji w Błoniu, mówi, że w obu wypadkach chodziło o rozliczenia finansowe.
Obozy pracy przymusowej
Większe firmy zatrudniające nielegalnych pracowników ze Wschodu same organizują im noclegi, a właściwie swoiste obozy pracy przymusowej. W podłódzkim gospodarstwie Andrzeja i Zbigniewa Gałkiewiczów - Agrobiznesmenów Roku 2001 (według "Nowej Wsi") - policja odkryła 36 nielegalnie pracujących Ukraińców. Mieszkali w barakach z kratami w oknach, w maleńkich boksach oddzielonych od siebie folią. Nie było tam sanitariatów, a jedynie prycze przypominające te z sowieckich gułagów. Poza godzinami pracy Ukraińcy byli w tych barakach zamykani. Jak mówi Aldona Kostrzewa z policji w Koluszkach, pracodawca nadał im numery porządkowe i tak się do nich zwracał. W razie kontroli pracujący na czarno mieli uciekać przez mur, do którego przymocowano specjalne drabinki. W ziemi wykopano tunele, którymi mieli się dostać na pobliskie bagna. W ubiegłym roku podobny obóz pracy zlikwidowano w Błoniu.
Wiele ryzykują pracodawcy, którzy nie płacą kontrolowanym przez mafię nielegalnym pracownikom. "Żołnierze" mafii nie tylko egzekwują wówczas należność, ale też nakładają na takiego przedsiębiorcę dodatkowy haracz. Połowę odzyskanej sumy zwykle zatrzymują dla siebie. Czteroosobowa brygada Ukraińców budowała na przykład dom i restaurację dla Józefa S. spod Warszawy. Po zakończeniu budowy biznesmen wypłacił pracownikom tylko drobną część należnej sumy. Wkrótce nowo wybudowane dom i restauracja poszły z dymem, a za karę Józef S. musiał oddać ukraińskim gangsterom swojego mercedesa (razem z oświadczeniem, że przekazuje auto jako darowiznę).
Haracz za spokój
Ojciec Piotr Kuszka, proboszcz greckokatolickiej parafii w Warszawie, wielokrotnie był świadkiem, jak robotnicy ze Wschodu skarżyli się na to, że są wykorzystywani przez mafię. - Organizowaliś-my nawet specjalne spotkania z warszawską policją, która tłumaczyła przybyszom ze Wschodu, jak się mogą bronić przed gangsterami wykorzystującymi ich niczym niewolników. Ale niewiele to dało - mówi ojciec Kuszka.
Policjanci przyznają, że mają słabe rozeznanie w środowiskach nielegalnych robotników, a jeszcze mniejsze w grupach przestępczych zza wschodniej granicy działających w Polsce. - Najczęściej o pobitych Ukraińcach czy Rosjanach zawiadamiają nas lekarze ze szpitali, gdzie przywożone są ofiary gangsterów. Zastraszeni pokrzywdzeni podczas przesłuchań nie chcą jednak wskazywać sprawców bądź zasłaniają się niepamięcią - mówi podinspektor Sławomir Sosnowski, zastępca komendanta komendy rejonowej policji na warszawskiej Pradze- -Południe (podlega jej m.in. Stadion Dziesięciolecia).
Obcokrajowcy nie skarżą się polskiej policji z obawy przed deportacją bądź zemstą gangsterów. Większość nielegalnych robotników woli płacić haracz i nie mieć problemów. Ci, którzy sami załatwiają sobie pracę, oddają mafii 100 dolarów co trzy miesiące. Jeśli to mafia załatwia pracę, odbiera 20-30 proc. zarobków. Większość pracodawców zatrudniających nielegalnych robotników ze Wschodu nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę opłaca mafię. I naraża się na wpadnięcie w jej ręce.
Nielegalnych robotników mafia wykorzystuje także jako przemytników. Jeśli się na to nie godzą bądź upominają o dodatkową zapłatę, są dla przykładu karani albo wręcz eliminowani. Ukrainiec Wasyl B. został zabity w wagonie na bocznicy kolejowej w Błoniu, gdy upomniał się o zapłatę za przemycane dla mafii papierosy. Jego ciężko pobity kolega trafił do szpitala. Zwłoki innego Ukraińca policja znalazła w wiejskiej studni - zginął od pchnięcia nożem. Marek Kossakowski, komendant policji w Błoniu, mówi, że w obu wypadkach chodziło o rozliczenia finansowe.
Obozy pracy przymusowej
Większe firmy zatrudniające nielegalnych pracowników ze Wschodu same organizują im noclegi, a właściwie swoiste obozy pracy przymusowej. W podłódzkim gospodarstwie Andrzeja i Zbigniewa Gałkiewiczów - Agrobiznesmenów Roku 2001 (według "Nowej Wsi") - policja odkryła 36 nielegalnie pracujących Ukraińców. Mieszkali w barakach z kratami w oknach, w maleńkich boksach oddzielonych od siebie folią. Nie było tam sanitariatów, a jedynie prycze przypominające te z sowieckich gułagów. Poza godzinami pracy Ukraińcy byli w tych barakach zamykani. Jak mówi Aldona Kostrzewa z policji w Koluszkach, pracodawca nadał im numery porządkowe i tak się do nich zwracał. W razie kontroli pracujący na czarno mieli uciekać przez mur, do którego przymocowano specjalne drabinki. W ziemi wykopano tunele, którymi mieli się dostać na pobliskie bagna. W ubiegłym roku podobny obóz pracy zlikwidowano w Błoniu.
Wiele ryzykują pracodawcy, którzy nie płacą kontrolowanym przez mafię nielegalnym pracownikom. "Żołnierze" mafii nie tylko egzekwują wówczas należność, ale też nakładają na takiego przedsiębiorcę dodatkowy haracz. Połowę odzyskanej sumy zwykle zatrzymują dla siebie. Czteroosobowa brygada Ukraińców budowała na przykład dom i restaurację dla Józefa S. spod Warszawy. Po zakończeniu budowy biznesmen wypłacił pracownikom tylko drobną część należnej sumy. Wkrótce nowo wybudowane dom i restauracja poszły z dymem, a za karę Józef S. musiał oddać ukraińskim gangsterom swojego mercedesa (razem z oświadczeniem, że przekazuje auto jako darowiznę).
Haracz za spokój
Ojciec Piotr Kuszka, proboszcz greckokatolickiej parafii w Warszawie, wielokrotnie był świadkiem, jak robotnicy ze Wschodu skarżyli się na to, że są wykorzystywani przez mafię. - Organizowaliś-my nawet specjalne spotkania z warszawską policją, która tłumaczyła przybyszom ze Wschodu, jak się mogą bronić przed gangsterami wykorzystującymi ich niczym niewolników. Ale niewiele to dało - mówi ojciec Kuszka.
Policjanci przyznają, że mają słabe rozeznanie w środowiskach nielegalnych robotników, a jeszcze mniejsze w grupach przestępczych zza wschodniej granicy działających w Polsce. - Najczęściej o pobitych Ukraińcach czy Rosjanach zawiadamiają nas lekarze ze szpitali, gdzie przywożone są ofiary gangsterów. Zastraszeni pokrzywdzeni podczas przesłuchań nie chcą jednak wskazywać sprawców bądź zasłaniają się niepamięcią - mówi podinspektor Sławomir Sosnowski, zastępca komendanta komendy rejonowej policji na warszawskiej Pradze- -Południe (podlega jej m.in. Stadion Dziesięciolecia).
Obcokrajowcy nie skarżą się polskiej policji z obawy przed deportacją bądź zemstą gangsterów. Większość nielegalnych robotników woli płacić haracz i nie mieć problemów. Ci, którzy sami załatwiają sobie pracę, oddają mafii 100 dolarów co trzy miesiące. Jeśli to mafia załatwia pracę, odbiera 20-30 proc. zarobków. Większość pracodawców zatrudniających nielegalnych robotników ze Wschodu nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę opłaca mafię. I naraża się na wpadnięcie w jej ręce.
Rezerwowa armia pracy |
---|
Wubiegłym roku do Polski przyjechało 6 mln Ukraińców i 4 mln Białorusinów. Co dziesiąty z nich podjął w Polsce pracę na czarno. Wyłapywaniem nielegalnie zatrudnionych cudzoziemców zajmują się wydziały kontroli i legalności zatrudnienia urzędów pracy. W ubiegłym roku zatrzymano nieco ponad 2 tys. nielegalnie pracujących u nas obcokrajowców. |
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.