Narodowy bochenek chleba, który tak pięknie kroił Grzegorz W. Kołodko, urósł nam o 35 mld zł (nasz PKB zwiększył się w 2003 r. o 3,7 proc., a po doliczeniu inflacji nawet o 4,5 proc.). Tak przynajmniej podaje GUS. Większość obywateli te dane wprawiają jednak w osłupienie. Polacy nijak bowiem nie mogą się owego "powiększenia" dopatrzyć. Mają rację. Zafundowaliśmy sobie bowiem taki wzrost gospodarczy, z którego nie korzysta prawie żadna grupa społeczna. Kto więc dobrał się do owych dodatkowych 35 mld zł?
Pracownicy? Nie zyskali. Przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w ubiegłym roku w porównaniu z rokiem 2002 o 64 zł lub - jak kto woli - o 2,8 proc. (realnie o 2 proc.), z 2277 zł do 2341 zł. Zatrudnienie w tym sektorze zmniejszyło się jednak o 3,8 proc. Pracownicy zatem zmniejszyli rzeczywisty fundusz płac (i udział w PKB) o procent - za nieco większe formalnie zarobki muszą płacić coraz więcej. Wpłaty z PIT wzrosły bowiem w ubiegłym roku o 1,6 mld zł (6,4 proc.). Po uwzględnieniu podwyżki podatku (ściślej, nie refundowanej składki na ubezpieczenie zdrowotne) ta kwota zwiększa się do 2 mld zł, czyli o 8 proc. Efekt? Za wzrost płac o 2,8 proc. polski pracownik płaci wzrostem podatków o 8 proc. Procent wzrostu dochodów powoduje zatem powiększenie podatków o 2,9 proc. Zapewne jest to rekord świata i zwiastun, że niebawem będziemy pracować wyłącznie po to, aby płacić fiskusowi, co fiskusowe.
Emeryci? Przybyło im, ale nieznacznie. Przeciętna emerytura pozarolnicza wzrosła z 1039 zł do 1092 zł, czyli o 53 zł albo o 5,8 proc. Emeryci (liczebność tej grupy wzrosła o 15 tys. osób) korzystają z wytworzonego PKB w nieco większym stopniu, w sumie otrzymali bowiem 4,7 mld zł więcej niż rok wcześniej. Przeciętna emerytura rolnicza wzrosła z 700 zł do 727 zł, czyli o 3,8 proc. Niewielkie porządki przeprowadzone w KRUS zaowocowały zmniejszeniem liczby emerytów o 2,4 proc. W sumie emeryci rolni zwiększyli swój fundusz o 210 mln zł.
Pracodawcy? Ledwo, ledwo wyszli na swoje. Na pozór dla pracodawców nastał dobry czas. Mogli zwiększyć produkcję, a jednocześnie zmniejszyło się ich obciążenie CIT. Jeżeli nawet tak się stało, jest to połączenie szczęśliwego trafu (mocne euro) i ich wielkiego wysiłku. Udało im się bowiem zmniejszyć udział kosztów w cenie wytworzonych towarów z 98,5 proc. do 96,8 proc. W nagrodę mieli po trzech kwartałach dochody o 11 mld zł większe. Obciążenia podatkami pośrednimi wzrosły jednak z 90 mld zł do 95 mld zł, czyli o 6 proc. Te podatki należą do tzw. przerzucalnych, czyli takich, które sprzedający przez podwyżkę cen mogą przenieść na kupujących. Tyle że w zeszłym roku nie przenieśli. Podatki pośrednie wzrosły o 6 proc., a ceny o 0,8 proc. A zatem owe 5 mld zł dodatkowych podatków pośrednich trzeba im od większych dochodów odjąć.
BudŻetówka? Przyrosło jej minimalnie, ale i tak za dużo. Płace poza sektorem przedsiębiorstw - choć tradycyjnie niższe (około 2000 zł) - wzrosły w ubieg-łym roku mniej więcej o 75 zł. Ponieważ zatrudnienie w sferze budżetowej nie zmalało (praca stabilna, nie kurzy się i nie trzeba nosić ciężarów), jej sytuacja w pewien sposób się poprawiła, a łączny fundusz płac wzrósł o 2,5 mld zł.
Budżet? Tak. To właśnie budżet był największym w kraju beneficjantem wzrostu. Wydał w ubiegłym roku 189 mld zł, czyli o 6 mld zł więcej niż w roku 2002. W przybliżeniu jest to kwota równa przyrostom dochodów bud-żetówki i emerytów oraz zwiększonym wpływom z PIT i podatków pośrednich. Można zatem twierdzić, że większe wydatki nie wynikały ze wzrostu gospodarczego, lecz z tego, że ci, którzy ów wzrost tworzą, czyli pracodawcy i pracownicy, zrzucili się na to, aby budżet mógł sfinansować większe transfery socjalne i parasocjalne.
Gdzie są zatem "owoce wzrostu" i gdzie się podziała zwiększona o 35 mld zł produkcja? Została wyeksportowana! Saldo handlu zagranicznego, które w 2002 r. wynosiło minus 51,9 mld zł, w ubiegłym roku (od stycznia do listopada) było równe 51,1 mld zł. A ów dodatkowy wypływ produkcji sprzedanej o wartości 103 mld zł z grubsza pokrywa się z 35 mld zł przyrostu PKB. Jan Kowalski ma z tego niewiele: tej samej wielkości produktu sprzedanego w kraju towarzyszy większy przypływ gotówki za sprzedaż eksportową. Złoty tymczasem osłabił się rekordowo (od 3.02.2003 r. do 3.02.2004 r. w stosunku do euro o 17 proc.!). I co? I nic. Bryndza taka sama jak poprzednio. Albowiem gospodarka, która rozwija się wyłącznie przez wzrost eksportu - bez powiększania inwestycji krajowych - przypomina wiatrak, który wprawdzie się kręci, ale nie jest podłączony do żaren.
Emeryci? Przybyło im, ale nieznacznie. Przeciętna emerytura pozarolnicza wzrosła z 1039 zł do 1092 zł, czyli o 53 zł albo o 5,8 proc. Emeryci (liczebność tej grupy wzrosła o 15 tys. osób) korzystają z wytworzonego PKB w nieco większym stopniu, w sumie otrzymali bowiem 4,7 mld zł więcej niż rok wcześniej. Przeciętna emerytura rolnicza wzrosła z 700 zł do 727 zł, czyli o 3,8 proc. Niewielkie porządki przeprowadzone w KRUS zaowocowały zmniejszeniem liczby emerytów o 2,4 proc. W sumie emeryci rolni zwiększyli swój fundusz o 210 mln zł.
Pracodawcy? Ledwo, ledwo wyszli na swoje. Na pozór dla pracodawców nastał dobry czas. Mogli zwiększyć produkcję, a jednocześnie zmniejszyło się ich obciążenie CIT. Jeżeli nawet tak się stało, jest to połączenie szczęśliwego trafu (mocne euro) i ich wielkiego wysiłku. Udało im się bowiem zmniejszyć udział kosztów w cenie wytworzonych towarów z 98,5 proc. do 96,8 proc. W nagrodę mieli po trzech kwartałach dochody o 11 mld zł większe. Obciążenia podatkami pośrednimi wzrosły jednak z 90 mld zł do 95 mld zł, czyli o 6 proc. Te podatki należą do tzw. przerzucalnych, czyli takich, które sprzedający przez podwyżkę cen mogą przenieść na kupujących. Tyle że w zeszłym roku nie przenieśli. Podatki pośrednie wzrosły o 6 proc., a ceny o 0,8 proc. A zatem owe 5 mld zł dodatkowych podatków pośrednich trzeba im od większych dochodów odjąć.
BudŻetówka? Przyrosło jej minimalnie, ale i tak za dużo. Płace poza sektorem przedsiębiorstw - choć tradycyjnie niższe (około 2000 zł) - wzrosły w ubieg-łym roku mniej więcej o 75 zł. Ponieważ zatrudnienie w sferze budżetowej nie zmalało (praca stabilna, nie kurzy się i nie trzeba nosić ciężarów), jej sytuacja w pewien sposób się poprawiła, a łączny fundusz płac wzrósł o 2,5 mld zł.
Budżet? Tak. To właśnie budżet był największym w kraju beneficjantem wzrostu. Wydał w ubiegłym roku 189 mld zł, czyli o 6 mld zł więcej niż w roku 2002. W przybliżeniu jest to kwota równa przyrostom dochodów bud-żetówki i emerytów oraz zwiększonym wpływom z PIT i podatków pośrednich. Można zatem twierdzić, że większe wydatki nie wynikały ze wzrostu gospodarczego, lecz z tego, że ci, którzy ów wzrost tworzą, czyli pracodawcy i pracownicy, zrzucili się na to, aby budżet mógł sfinansować większe transfery socjalne i parasocjalne.
Gdzie są zatem "owoce wzrostu" i gdzie się podziała zwiększona o 35 mld zł produkcja? Została wyeksportowana! Saldo handlu zagranicznego, które w 2002 r. wynosiło minus 51,9 mld zł, w ubiegłym roku (od stycznia do listopada) było równe 51,1 mld zł. A ów dodatkowy wypływ produkcji sprzedanej o wartości 103 mld zł z grubsza pokrywa się z 35 mld zł przyrostu PKB. Jan Kowalski ma z tego niewiele: tej samej wielkości produktu sprzedanego w kraju towarzyszy większy przypływ gotówki za sprzedaż eksportową. Złoty tymczasem osłabił się rekordowo (od 3.02.2003 r. do 3.02.2004 r. w stosunku do euro o 17 proc.!). I co? I nic. Bryndza taka sama jak poprzednio. Albowiem gospodarka, która rozwija się wyłącznie przez wzrost eksportu - bez powiększania inwestycji krajowych - przypomina wiatrak, który wprawdzie się kręci, ale nie jest podłączony do żaren.
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.