Prędzej Wisła zacznie płynąć od Bałtyku ku górom, niż PiS poprze plan Hausnera
Dość nieoczekiwanie stosunek do planu wicepremiera Hausnera stał się testem świadczącym o tym, jak partie opozycyjne oceniają swoje szanse w najbliższych wyborach parlamentarnych. Nie ulega wątpliwości, że ugrupowania pretendujące do władzy powinny być zainteresowane uruchomieniem tego planu nie mniej niż obecny rząd. To one znalazłyby się w nie lada opałach, gdyby ów plan upadł. Obecna koalicja jakoś by przeżyła, funkcjonując na kredyt przez kilkanaście miesięcy. Ale doprowadziłoby to do katastrofy finansów publicznych, z którą musiałyby się zmagać ugrupowania zmieniające lewicę u władzy.
Dlaczego więc opozycja tak zaciekle zwalcza plan, który redukuje w przyszłości jej własne kłopoty z rządzeniem? Odpowiedź może być tylko jedna. Choć liderzy opozycji gromkim głosem zapowiadają swoje zwycięstwo, to niewielu w nie wierzy. Gdyby było inaczej, nie mnożyliby trudności, które wkrótce sami będą usuwać.
Widać, że tylko jedno ugrupowanie jest gotowe do rzeczowej dyskusji o planie Hausnera. Chodzi o Platformę Obywatelską. Jedynie ona widzi się na serio w roli pogromcy lewicy i wie, że wszystko, czego nie załatwi Hausner, będzie musiała zrobić własnymi rękami. Stąd apele jej liderów, by nie zawężać skali oszczędności, a także morze łez nad każdym ustępstwem wymuszonym na wicepremierze przez jego zaplecze polityczne.
Diametralnie inne stanowisko zajmuje Prawo i Sprawiedliwość. Liderzy PiS nawet nie ukrywają, że chcą zablokować reformę. Liczą, że ułatwi to skompromitowanie rządzącej lewicy, dzięki czemu stanie się ona jeszcze łatwiejszym celem do ataków. Prawo i Sprawiedliwość nic też sobie nie robi z kłopotów, które spadną na kolejną ekipę rządzącą. Wbrew szumnie składanym deklaracjom nie widzi się w roli koalicjanta triumfującej platformy i nie zamierza się martwić jej przyszłymi kłopotami. Im będą większe, tym szybciej może nadejść wymarzony moment, kiedy społeczeństwo rozczarowane nie tylko lewicą, ale i jej liberalną alternatywą, zwróci się ku PiS. Dobre więc wszystko, co przyspiesza ten scenariusz. Szkodliwy jest natomiast plan Hausnera, bo nie dość, że jego powodzenie podreperowałoby reputację znienawidzonej lewicy, to jeszcze ułatwiłoby życie ewentualnym sukcesorom z PO.
Prędzej więc Wisła zacznie płynąć od Bałtyku ku górom, niż Prawo i Sprawiedliwość poprze plan uzdrowienia finansów publicznych. Sto i jeden znajdzie w nim mankamentów, ale będzie się bać nie jego fiaska, lecz powodzenia. Rzecz jas-na, głośno się do tego nie przyzna. Lepiej apelować o solidarne zwalczanie lewicy przez całą opozycję, bo to brzmi chwytliwie. Jeśli platforma nie zrozumie, że tu idzie także o jej skórę, i nabierze się na ten podstęp, słono za to w przyszłości zapłaci.
Dlaczego więc opozycja tak zaciekle zwalcza plan, który redukuje w przyszłości jej własne kłopoty z rządzeniem? Odpowiedź może być tylko jedna. Choć liderzy opozycji gromkim głosem zapowiadają swoje zwycięstwo, to niewielu w nie wierzy. Gdyby było inaczej, nie mnożyliby trudności, które wkrótce sami będą usuwać.
Widać, że tylko jedno ugrupowanie jest gotowe do rzeczowej dyskusji o planie Hausnera. Chodzi o Platformę Obywatelską. Jedynie ona widzi się na serio w roli pogromcy lewicy i wie, że wszystko, czego nie załatwi Hausner, będzie musiała zrobić własnymi rękami. Stąd apele jej liderów, by nie zawężać skali oszczędności, a także morze łez nad każdym ustępstwem wymuszonym na wicepremierze przez jego zaplecze polityczne.
Diametralnie inne stanowisko zajmuje Prawo i Sprawiedliwość. Liderzy PiS nawet nie ukrywają, że chcą zablokować reformę. Liczą, że ułatwi to skompromitowanie rządzącej lewicy, dzięki czemu stanie się ona jeszcze łatwiejszym celem do ataków. Prawo i Sprawiedliwość nic też sobie nie robi z kłopotów, które spadną na kolejną ekipę rządzącą. Wbrew szumnie składanym deklaracjom nie widzi się w roli koalicjanta triumfującej platformy i nie zamierza się martwić jej przyszłymi kłopotami. Im będą większe, tym szybciej może nadejść wymarzony moment, kiedy społeczeństwo rozczarowane nie tylko lewicą, ale i jej liberalną alternatywą, zwróci się ku PiS. Dobre więc wszystko, co przyspiesza ten scenariusz. Szkodliwy jest natomiast plan Hausnera, bo nie dość, że jego powodzenie podreperowałoby reputację znienawidzonej lewicy, to jeszcze ułatwiłoby życie ewentualnym sukcesorom z PO.
Prędzej więc Wisła zacznie płynąć od Bałtyku ku górom, niż Prawo i Sprawiedliwość poprze plan uzdrowienia finansów publicznych. Sto i jeden znajdzie w nim mankamentów, ale będzie się bać nie jego fiaska, lecz powodzenia. Rzecz jas-na, głośno się do tego nie przyzna. Lepiej apelować o solidarne zwalczanie lewicy przez całą opozycję, bo to brzmi chwytliwie. Jeśli platforma nie zrozumie, że tu idzie także o jej skórę, i nabierze się na ten podstęp, słono za to w przyszłości zapłaci.
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.