IV Rzesza miała się narodzić w Argentynie
Żarty na bok. Ty naprawdę jesteś Skorzeny? - kierowca jeepa zapytał dwumetrowego żołnierza z twarzą przeciętą blizną, który potulnie czekał na drodze pod Salzburgiem, aż Amerykanie zabiorą go do niewoli.
- Oczywiście - odpowiedział esesman, zaskoczony, że Amerykanin zna jego nazwisko. Podobno nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był popularny. Sławę przyniosło mu uwolnienie w 1943 r. Benito Mussoliniego, włoskiego dyktatora uwięzionego na szczycie góry Gran Sasso. Później brał udział w uprowadzeniu Miklosa "Micky" Horthy'ego, syna dyktatora Węgier, dowodził atakiem na siedzibę dyktatora i poprowadził specjalną jednostkę esesmanów do dywersyjnych akcji w Ardenach.
- Napij się - powiedział Amerykanin, wyciągając w jego stronę manierkę. - Dzisiaj na pewno będziesz wisiał. Mylił się. Skorzeny stał się najpilniej strzeżonym więźniem, o którym gazeta amerykańskich sił zbrojnych "Stars and Stripes" napisała: "Strzeżony jak kobra". Do czasu...
W tym samym okresie w rejonie, w którym Otto Skorzeny oddał się w ręce Amerykanów, był już pod ich kontrolą inny esesman: obersturmbannführer Friedrich Rauch, który na początku maja 1945 r. przybył w Alpy Bawarskie z tajną misją z Berlina. Na osobisty rozkaz Heinricha Himmlera, szefa SS, nadzorował transport złota wywożonego z Reichsbanku z Berlina zagrożonego alianckimi nalotami.
Skrzynie dowieziono ciężarówkami do niewielkiej miejscowości Mittenwald, gdzie Rauch, prowadzony przez leśnika Josepha Voighta, pilnował, by skarb dobrze ukryto w specjalnie wykopanych schronach na zboczu góry oraz w kilku okolicznych domach. Po zakończeniu tej operacji esesman zrzucił mundur i przebrany za chłopa przemknął się przez amerykański punkt kontrolny do Austrii. Czy spotkał się tam ze Skorzenym?
Osaczeni
W tym czasie w Niemczech zwycięskie armie rozpoczęły wielkie polowanie. Komisja Narodów Zjednoczonych do Dochodzeń w Sprawach Zbrodni Wojennych (United Nations Commission for the Investigation of War Crimes, utworzona 20 października 1943 r. w Londynie) sporządziła rejestr, w którym figurowało 120 tys. nazwisk zbrodniarzy i ponad 800 tys. nazwisk podejrzanych o popełnienie zbrodni wojennych. Funkcjonariusze amerykańskiego Counter-Intelligence Corps oraz radzieckiego kontrwywiadu Smiersz przetrząsali obozy jenieckie, obozy dla uciekinierów, górskie samotnie w poszukiwaniu zbrodniarzy. Brytyjczycy posunęli się jeszcze dalej, tworząc oddziały zabójców wymierzających na miejscu sprawiedliwość schwytanym hitlerowskim oprawcom. Oni, świadomi, że czeka ich wyrok śmierci za straszne czyny, jakich dopuszczali się na podbitych terytoriach, ukrywali się w tłumie uchodźców, obozach jenieckich dla żołnierzy Wehrmachtu, pasterskich szałasach lub domach przyjaciół. Sam Heinrich Himmler zgolił wąsy i włosy, oko przykrył czarną opaską i zaopatrzony w papiery sierżanta tajnej żandarmerii polowej Heinricha Hitzingera wyruszył na północ Niemiec, choć wcale nie jest to pewne.
Uciekinierzy zdawali sobie sprawę, że w Europie nie będą bezpieczni. Wielu miało pieniądze i kosztowności zrabowane podczas wojny, ale czy mogły wystarczyć na pokrycie ogromnych kosztów ucieczki na inny kontynent: ukrywania się przez wiele miesięcy, zakupienia fałszywego paszportu, transatlantyckiego biletu, dokumentów imigracyjnych, przekupienia urzędników wydających pozwolenia imigracyjne i urządzenie się w nowym otoczeniu? Nie pozostawiono ich bez pomocy.
"Strzeżony jak kobra"
W czasie gdy Friedrich Rauch ukrył się gdzieś w Austrii, sławnego esesmana Otto Skorzenego przewożono w silnej eskorcie z obozu do obozu. Przez pewien czas przebywał w więzieniu w Norymberdze, gdzie zeznawał jako świadek w procesie hitlerowskich zbrodniarzy. Sam przed amerykańskim sądem, wobec braku dowodów, został oczyszczony z zarzutów popełnienia zbrodni wojennych. Wiedział jednak, że jego ekstradycji domagają się Duńczycy, Rosjanie i Czesi, a oni mogli mieć dowody, że mordował bezbronnych.
Z obozu w Darmstadt wydostał się z zadziwiającą łatwością. Nie wiadomo, jak tego dokonał, gdyż w swoim pamiętniku podaje mało prawdopodobną wersję: 27 lipca 1948 r. ukrył się w bagażniku samochodu komendanta obozu i został wywieziony do miasta. Jest absolutnie nieprawdopodobne, by kierowca się nie zorientował, iż w bagażniku wiezie stukilogramowy ciężar, o ile w ogóle dwumetrowy mężczyzna mógł się zmieścić w bagażniku ówczesnego samochodu osobowego. Czyżby Amerykanie wypuścili Skorzenego? Wielokrotnie postępowali tak wobec hitlerowskich zbrodniarzy. Na przykład Klaus Barbie, szef gestapo w Lyonie, odpowiedzialny za masowe egzekucje, osobiście torturujący więźniów, przez sześć powojennych lat pozostawał pod opieką amerykańskiego wywiadu, który korzystał z jego wiedzy na temat komunistycznego podziemia we Francji. W marcu 1951 r. w Genui amerykańscy agenci przekazali "rzeźnika z Lyonu" Krunosławowi Dragonovicowi, chorwackiemu księdzu organizującemu ucieczki hitlerowców z Europy. On zaopatrzył esesmana w fałszywe dokumenty i wysłał go statkiem "Corrientes" do Buenos Aires.
Czyżby Skorzeny też był potrzebny amerykańskiemu wywiadowi? To bardzo prawdopodobne, zważywszy na to, że łatwo było przewidzieć, iż wokół niego zaczną się grupować esesmani, który umknęli z Europy.
Wydarzenia następnych trzech lat wskazują jednoznacznie, że Otto Skorzeny stał się jednym z głównych bohaterów wielkiej organizacji Odessa, co było skrótem od nazwy Organisation der Ehemligen SS-Angehörigen (Organizacja Byłych Członków SS). Odessa tworzona była przez wiele wojennych lat i dysponowała ogromnym majątkiem, z którym w parze szły międzynarodowe powiązania polityczne z najbardziej prominentnymi postaciami ówczesnego świata. Cała sprawa zaczęła się prawdopodobnie w kwietniu 1942 r.
Specjalny wysłannik
Z samolotu, który wylądował na madryckim lotnisku, wysiadł młody mężczyzna, średniego wzrostu, o krótkich, gładko zaczesanych włosach, nieco wyłupiastych oczach. Przy schodkach, które dostawiono do samolotu, oczekiwał na niego Adrian Escobar, ambasador Argentyny, co wskazywało, że przybysz jest osobą ważną, choć jego paszport o tym nie świadczył. Przyjeżdżał jako attaché kulturalny, a więc dyplomata niskiej rangi. Można było uznać, że Juan Carlos Goyeneche miał do spełnienia szczególną misję, którą starano się ukryć, zaopatrując go w dyplomatyczny paszport. W istocie w następnych miesiącach Goyeneche, w towarzystwie ambasadora lub sam, wielokrotnie podróżował do Niemiec, gdzie spotykał się z ministrem spraw zagranicznych Joachimem von Ribbentropem oraz, prawdopodobnie, z samym Hitlerem. Raporty, które przesyłał do Buenos Aires, ujawniają, że proponował Trzeciej Rzeszy udział Argentyny jako mediatora w rokowaniach pokojowych z rządami Wielkiej Brytanii i ZSRR. Wobec frontowych zwycięstw Wehrmachtu mogło się wydawać, że alianci nie mają innego wyjścia, niż wynegocjować najlepsze dla siebie warunki zawarcia pokoju i złożyć broń.
Niemieccy gospodarze przyjmowali zabiegi argentyńskiego wysłannika z życzliwym zainteresowaniem, acz nie wydaje się, by pragnęli korzystać z usług takiego mediatora. Wśród rozmówców Goyeneche był jednak ktoś, kto patrzył na niego zupełnie inaczej: Walter Schellenberg, szef wywiadu SS, oraz jego zwierzchnik Heinrich Himmler. Dostrzegali możliwość ustanowienia w Argentynie ważnego przyczółka na drugiej półkuli, tym bardziej że w maju 1943 r. władzę w tym kraju przejęła grupa oficerów, w której prym wiódł pułkownik Juan Perón.
Pronazistowskie nastawienie nowej ekipy stało się oczywiste dla Niemców już dzień po zamachu stanu, gdy w gabinecie prezydenta, będącego w istocie marionetką w rękach Peróna, stawili się Hans Harnisch i Osmar Hellmuth, agenci niemieckich tajnych służb. Bez wątpienia do spotkania doszło z inicjatywy rządu argentyńskiego, który, obawiając się agresji ze strony Brazylii, chciał uzyskać z Niemiec dostawy dział przeciwlotniczych, benzyny, samolotów i amunicji, potajemnie dowożonych przez niemieckie okręty podwodne oraz hiszpańskie frachtowce. W zamian proponował bezpieczne schronienie dla nazistowskich szpiegów. Projekt spalił na panewce, a to ze względu na... zazdrość ambasady niemieckiej w Buenos Aires. Dyplomaci, rozzłoszczeni działaniami tajnych służb na ich podwórku, poinformowali brytyjski wywiad i Hellmuth, płynący w połowie października 1943 r. do Europy na pokładzie statku "Cabo de Hornos", został aresztowany, gdy statek zawinął do Trynidadu, i przewieziony do Londynu jako jeniec wojenny. Hitler nie był już zainteresowany dyplomatycznymi usługami Argentyny, gdyż po wielkich klęskach Wehrmachtu pod Stalingradem i Kurskiem, a także w Afryce i na Sycylii stawało się oczywiste, że to Niemcy przegrały wojnę. Argentyńskie koneksje tajnych służb nabrały nowego wymiaru.
Bankier Dulles?
W nocy 10 sierpnia 1944 r. doszło do zadziwiającego wydarzenia. Alianckie bombowce dokonały nalotu na Strasburg, uznawany przez aliantów za miasto francuskie i z tej racji oszczędzany przez lotnictwo. Co jeszcze dziwniejsze, bomby spadły daleko od obiektów strategicznych i uszkodziły piękny zabytkowy hotel La Maison Rouge. Nalot powtórzono następnej nocy - ponownie hotel był głównym celem. Przez lata nikt nie potrafił zrozumieć tego wydarzenia, przypisywanego pomyłce pilotów. Dzisiaj wiemy, że nalot został przeprowadzony z rozmysłem na polecenie premiera Winstona Churchilla. Agent, znany jedynie z pseudonimu Mr. Waddington, poinformował wywiad brytyjski, iż w tym hotelu w nocy z 10 na 11 sierpnia odbędzie się tajne spotkanie niemieckich przemysłowców.
Zebranie rozpoczęło się wczesnym wieczorem w sali restauracyjnej zarezerwowanej na tę okazję. Następnie uczestnicy przeszli do apartamentu nr 23. Tam SS-obergruppenführer Scheid wyjawił cel spotkania: - Panowie, nie tylko bitwa o Francję została przegrana. Przegrana jest wojna - powiedział. - Już teraz nasz rząd będzie przekazywał duże sumy pieniędzy przemysłowcom, aby mogli utworzyć bezpieczne fundamenty powojennej działalności w innych państwach.
Następnie przekazał zebranym listę firm w Ameryce Południowej i Północnej, z którymi powinni się kontaktować "indywidualnie i bez zwracania uwagi", aby uzyskać pomoc w lokowaniu aktywów. Na tej liście znalazły się m.in. Hamburg-America Line, Chemical Foundation Inc. i US Steel Corporation.
Do dzisiaj niewiele wiadomo o transferze kapitałów wartych dziesiątki miliardów dolarów. Jest oczywiste, że przerzut z Europy do Ameryki Południowej wielkich kwot wymagał pośredników, dla których ta usługa była nadzwyczaj opłacalna. Nic więc dziwnego, że pomocą w przekazaniu niemieckich pieniędzy zainteresowały się dwory panujące i największe banki europejskie i amerykańskie. Istnieją podstawy, by przypuszczać, że dużo o tej akcji wiedział Allen Dulles, szef amerykańskiego wywiadu w Europie w czasie II wojny światowej. Jego biuro mieściło się w neutralnej Szwajcarii, w Bernie, często bywał tam Valerian Mocarski, dyrektor i najbliższy współpracownik Kurta von Schrödera, jednego z największych niemieckich finansistów. Firma Schröder Finance House, działająca w Nowym Jorku, nawiązała kontakt z inną nowojorską firmą Sullivan & Cromwell, należącą do... Dullesa.
Prowadzone przez FBI po wojnie śledztwo w tej sprawie utknęło w martwym punkcie, co łatwo zrozumieć, jako że Allen Dulles od 1947 r. był szefem komitetu nadzorującego amerykańskie tajne służby, a następnie wicedyrektorem i od 1953 r. dyrektorem Centralnej Agencji Wywiadowczej, a jego brat John Foster od 1953 r. był sekretarzem stanu w administracji prezydenta Eisenhowera.
Istnieją podstawy, aby przypuszczać, że w transferze miliardów brał udział szwedzki Enskilda Bank należący do rodziny Wallenbergów. Czyżby więc tragiczny los Raula Wallenberga, który w 1945 r. został porwany w Budapeszcie przez radziecki wywiad i dwa lata później zamordowany, wiązał się z tą sprawą?
Heinrich Himmler lokował za granicą nie tylko kapitały niemieckich przedsiębiorstw. SS dysponowało gigantycznym majątkiem zdobywanym w obozach koncentracyjnych, gdzie rabowano więźniom kosztowności i pobierano za ich niewolniczą pracę opłaty od niemieckich koncernów; obozy śmierci były dla SS dochodowym interesem. A nadszedł czas, w którym SS zaczęło łupić niemieckie banki.
Wielki rabunek
W kwietniu 1945 r. grupy esesmanów, działających na polecenie Himmlera, wdzierały się do niemieckich banków. Dyrektorzy niewiele mogli zrobić, widząc wycelowane lufy pistoletów maszynowych i posłusznie otwierali sejfy. Tak było 22 kwietnia w siedzibie Reichsbanku w Berlinie. Oddział, którym dowodził sam SS-brigadeführer Josef Spacil, szef Sekcji Administracji Budżetowej Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, zmusił dyrektora do wydania ze skarbca złota, kosztowności i dewiz o wartości około 80 mln USD (w cenach dzisiejszych). Spacil przewiózł cenny ładunek do Salzburga, gdzie większość pieniędzy wręczył adiutantowi Skorzenego. Koło się zamknęło.
Pieniądze rabowane przez esesmanów przeznaczone były na zapewnienie im bezpiecznego życia po wojnie. I nie chodziło o wdzięczność organizacji, która chciała wynagrodzić wierną służbę. Wciąż byli potrzebni do realizacji wielkiego planu Heinricha Himmlera: do zbudowania na gruzach hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy himmlerowskiej Czwartej Rzeszy. Mieli już miejsce, gdzie Rzesza miała się odrodzić - Argentynę. Co prawda rząd tego państwa, pod presją USA, zerwał z Niemcami stosunki dyplomatyczne i w marcu 1945 r. wypowiedział im wojnę, ale nie miało to większego znaczenia. Juan Perón stwierdził wiele lat później: "Powiadomiliśmy Niemców, że nie mieliśmy innego wyjścia, niż wypowiedzieć im wojnę, ale oczywiście była to tylko formalność". A ten polityk umacniał swoją pozycję. Był już wiceprezydentem i ministrem wojny. W realizacji jego planu budowy wielkiej Argentyny było miejsce dla niemieckich specjalistów. Również tych z SS...
Bogusław Wołoszański
Więcej możesz przeczytać w 7/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.