Tysiące polskich kobiet i dzieci, które wydostały się z piekła Stalina, znalazło schronienie w Indiach
Dziesiątki tysięcy Polaków wypuszczonych na mocy układu Sikorski - Majski z 1941 r. z sowieckich łagrów ruszyło w łachmanach w poszukiwaniu odrodzonej Armii Polskiej generała Władysława Andersa. W ślad za nimi - o czym rzadko się dziś pamięta - podążył wygłodniały i schorowany pochód polskich kobiet i dzieci. Większość z nich miała nadzieję, że w obozach wojskowych znajdzie swoich bliskich - mężów i ojców. Niestety, nadzieje często okazywały się płonne. Nikt jeszcze nie znał prawdy o Katyniu. Tysiące polskich sierot znalazło się nagle na utrzymaniu wojska, kolejne tysiące nie miały nawet tego szczęścia, błąkając się bez celu w ogarniętej wojenną paniką Rosji. Ratunkiem mogła być natychmiastowa ewakuacja polskich dzieci z piekła Stalina. Wydawało się, że w wojennym zamęcie nikt nie będzie miał do tego głowy, liczyły się przecież ważniejsze sprawy - przyszłość polskiej armii w Rosji, wielka dyplomacja. A jednak...
Daleki Wschód nadziei
Tysiące kilometrów na południe od wypalonych stepów Kazachstanu, w brytyjskich wówczas Indiach przetrwał polski konsulat w Bombaju. Ta placówka za sprawą konsula Eugeniusza Banasińskiego i jego żony Kiry zamieniła się pod wpływem docierających z Rosji dramatycznych informacji w placówkę Polskiego Czerwonego Krzyża. Banasińscy robili wszystko, co mogli, by pomóc polskim uchodźcom. Korzystając z krótkotrwałej - jak się wkrótce okazało - normalizacji stosunków polsko-sowieckich, wysyłali z Indii do Rosji kolumny ciężarówek z pomocą i zaopatrzeniem. Ciężarówki nie wracały jednak puste - każda z nich wiozła do Indii polskie sieroty z Rosji.
Eugeniusz Banasiński, zaczynając w 1933 r. pracę w pierwszym polskim konsulacie w Indiach, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak duże znaczenie będzie miał ten ośrodek osiem lat później. Nie wiedział także, że z Bombajem zwiąże życie już na zawsze. Wtedy, we wczesnych latach 30., celem Banasińskiego była organizacja wymiany handlowej między Polską a Indiami. To zadanie powierzono mu nieprzypadkowo. Nikt inny z polskich dyplomatów nie znał tak dobrze Dalekiego Wschodu jak on. Tę wiedzę zyskał dzięki wydarzeniom, które były dziełem przypadku - podobnie jak wiele innych zdarzeń w jego życiorysie.
Wszystko zaczęło się w 1903 r. w Kielcach, gdzie siedemnastoletni wówczas Banasiński wziął udział w proteście przeciwko carskiemu zakazowi używania w szkołach języka polskiego. Przyłapano go i wyrzucono ze szkoły. Jakby tego było mało, dostał jeszcze "wilczy bilet", który zamykał mu drogę do szkół w zaborze rosyjskim. Niemałym wysiłkiem rodziny wysłano go do Szwajcarii. Tam wybitnie uzdolniony matematycznie Banasiński skończył uniwersytet we Fryburgu. Jego opiekunem był profesor Ignacy Mościcki, znakomity polski chemik i późniejszy prezydent RP.
I wojna światowa zastała Banasińskiego w Rosji. Tam przyszły dyplomata podjął współpracę z Naczelnym Polskim Komitetem Wojskowym Władysława Raczkiewicza, który próbował zorganizować w ogarniętej chaosem Rosji polskie wojsko. Rewolucyjna zawierucha rzuciła jednak Banasińskiego w przeciwnym kierunku - do dalekiej Mandżurii. W Harbinie zatrudnił się w amerykańskiej firmie ubezpieczeniowej. Zorganizował też polską szkołę podstawową, gdzie uczył dzieci podobnych jak on uciekinierów matematyki i fizyki. Tam też poznał swoją przyszłą żonę Kirę, Polkę urodzoną na Syberii. Trafiła ona do Chin z transportem austriackich jeńców wojennych, ewakuowanych przed bolszewicką zawieruchą.
Banasiński nie zamierzał jednak tkwić w Chinach. Gdy tylko sytuacja się nieco ustabilizowała, nawiązał kontakt z krajem. Polecono mu się przedostać do Japonii, gdzie miał pomóc w zorganizowaniu polskiej ambasady. Trafił tam w 1923 r. z żoną poślubioną w Harbinie. W tym czasie napisał studium polityczno-ekonomiczne o Japonii i Mandżurii, które zostało wydane przez Instytut Wschodni w Polsce i pomogło mu zyskać zasłużoną opinię znawcy Dalekiego Wschodu. Po powrocie do Polski Banasiński wydał kilka prac poświęconych zagadnieniom gospodarczym Azji, stał się też ekspertem w dziedzinie polskiej polityki dalekowschodniej. Nic zatem dziwnego, że gdy w 1933 r. przystąpiono do organizowania polskiego konsulatu w Bombaju, stanowisko szefa tej placówki zaproponowano Banasińskiemu.
Konsulat zbawienia armii Andersa
Nowy konsul musiał zorganizować placówkę praktycznie z niczego. Banasiński pisał w liście do MSZ w Warszawie: "Po kilkudniowym pobycie i nawiązaniu pierwszych oficjalnych kontaktów zmuszony byłem, aby uniknąć wrażenia czegoś niepoważnego, do uruchomienia prowizorycznego biura. W związku z tym nasunęła się konieczność wynajęcia lokalu i mebli, przeprowadzenia w biurze drobnych inwestycji, związanych z działalnością konsulatu". Wkrótce jednak pojawiły się pierwsze sukcesy. "Dzień każdy przynosi coś nowego - pisał Banasiński. - Życie wciąga coraz szerzej importowe sfery indyjskie w nasz eksport. Handel indyjsko-polski za 1935 r. wzmógł się o przeszło dwa miliony złotych".
I pewnie wszystko by szło ku najlepszemu, gdyby nie wybuch II wojny światowej i upadek Polski. Banasińscy nie mieli dokąd wracać. Na szczęście sprzymierzony rząd brytyjski pozwolił na funkcjonowanie placówki w Bombaju. Tyle że zaczęło brakować pieniędzy na jej utrzymanie. Niejasny był także cel dalszego istnienia konsulatu.
Wszystko zmieniło się w 1941 r., gdy do Indii zaczęły docierać informacje o tworzącej się w Rosji Armii Polskiej generała Andersa. Chociaż Stalin obiecał pomoc w sformowaniu, uzbrojeniu i wyekwipowaniu wojska, żołnierze nie mieli dosłownie nic. Konieczne było przekazanie im niezbędnego wyposażenia z magazynów armii brytyjskiej. Najbliższe zaś znajdowały się właśnie w Indiach. Polskie placówki w Indiach stały się nagle zbawieniem dla armii Andersa. Ruszyła pomoc. Uczestnicy transportów do Rosji informowali polskie władze w Indiach o biedzie w tworzącej się armii, o setkach koczujących kobiet i dzieci. Banasińscy nie zastanawiali się długo. Zorganizowali w Bombaju placówkę PCK, której celem było niesienie pomocy polskim sierotom. Polskie dzieci trzeba było sprowadzić do Indii i pozwolić im na powrót do normalnego życia. Ogromnym wysiłkiem udało się stworzyć Banasińskim kilka obozów dla polskich sierot, w których działały szkoły i internaty. Banasińscy wynajęli w tym celu kilka willi w nadmorskiej dzielnicy Bombaju. Udało im się pozyskać pieniądze od rządu polskiego w Londynie, który - by wesprzeć uchodźców - zaciągnął kredyty u Brytyjczyków.
Do pomocy Banasińskim zaangażowała się także znana polska aktorka i piosenkarka Hanka Ordonówna, która organizowała transporty samochodowe z Rosji do Indii. Opiekowała się polskimi dziećmi przebywającymi w Bombaju - uczyła je tańca i śpiewu. Nawet gdy poważnie zachorowała na gruźlicę, nadal starała się działać.
Determinacja oraz niesamowita sprawność organizacyjna grupki Polaków w Indiach były fascynujące. Pozwoliły im stworzyć małą ojczyznę tysiące kilometrów od rodzinnych stron. Pobyt w Indiach dał polskim uchodźcom tak upragnione po latach tułaczki poczucie spokoju i bezpieczeństwa. W polskich ośrodkach działały szkoły powszechne i licealne. Dodatkowe wykształcenie można było zdobywać na rozmaitych kursach, na przykład krawieckich. Działały szpitale, punkty konsultacyjne, organizowano kursy pielęgniarskie. Życie codzienne urozmaicano występami artystycznymi.
Po likwidacji osiedli polskich w Indiach w 1948 r. ich mieszkańcy rozproszyli się po świecie. Ruszali do Kenii, RPA, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Argentyny, Australii, Nowej Zelandii. Niektórzy osiedlili się w Europie Zachodniej. Zaledwie 470 osób wróciło do Polski.
Banasińscy po trzech latach wyczerpującej pracy wyjechali w 1944 r. do Londynu. Wojna miała się ku końcowi, zwycięstwo aliantów było przesądzone, tak jak niemal przesądzone było to, że Polska znajdzie się w orbicie wpływów Stalina. Konsul i jego żona próbowali sobie ułożyć życie w nowej rzeczywistości. Chcieli założyć w Londynie firmę handlującą z Indiami - w tym celu Kira Banasińska wróciła w 1946 r. do Bombaju - ale wkrótce ponieśli porażkę. Ich sytuacja finansowa stała się dramatyczna.
Wówczas Kira wpadła na pomysł uruchomienia w Bombaju zakładu produkującego przybory szkolne. To było dobre posunięcie. Firma nazwana Kaybee Equipments zaczęła przynosić zyski. Banasińscy na stałe osiedli w Bombaju. We wczesnych latach 60. Banasińska podjęła kolejne wyzwanie - stała się korespondentką Radia Wolna Europa w Indiach. Pod nazwiskiem Barbara Kluczyńska przygotowywała dla radia krótkie reportaże, które odczytywano w "Panoramie". Pisała zarówno o Polakach mieszkających w Indiach, jak i o kulturze i obyczajach Hindusów. "Mamy nadzieję, że utrzyma Pani z nami kontakt i zawsze będziemy z wdzięcznością oczekiwać migawek z tak interesującego dla słuchaczy w kraju terenu Indii" - pisali do niej redaktorzy Wolnej Europy.
Po śmierci Eugeniusza Banasińskiego w 1964 r. rodzinna firma popadła w tarapaty i Kira, nie mając już sił na wyprowadzenie przedsiębiorstwa z kłopotów, sprzedała ją. Nowi właściciele - hinduska rodzina Sequeirów - zaproponowali jej współpracę w zarządzaniu firmą i stałą pensję. Po kilkudziesięciu latach spędzonych w Bombaju Banasińska stała się cenioną osobą w tamtejszej elicie. Nic zatem dziwnego, że w 1990 r. III Rzeczpospolita uhonorowała ją jednym z najwyższych polskich odznaczeń - orderem Polonia Restituta. Kira Banasińska przeżyła 103 lata. Zmarła 25 maja 2002 r. Pochowano ją obok męża w jej ukochanym Bombaju.
Katarzyna Maciaszek
Daleki Wschód nadziei
Tysiące kilometrów na południe od wypalonych stepów Kazachstanu, w brytyjskich wówczas Indiach przetrwał polski konsulat w Bombaju. Ta placówka za sprawą konsula Eugeniusza Banasińskiego i jego żony Kiry zamieniła się pod wpływem docierających z Rosji dramatycznych informacji w placówkę Polskiego Czerwonego Krzyża. Banasińscy robili wszystko, co mogli, by pomóc polskim uchodźcom. Korzystając z krótkotrwałej - jak się wkrótce okazało - normalizacji stosunków polsko-sowieckich, wysyłali z Indii do Rosji kolumny ciężarówek z pomocą i zaopatrzeniem. Ciężarówki nie wracały jednak puste - każda z nich wiozła do Indii polskie sieroty z Rosji.
Eugeniusz Banasiński, zaczynając w 1933 r. pracę w pierwszym polskim konsulacie w Indiach, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak duże znaczenie będzie miał ten ośrodek osiem lat później. Nie wiedział także, że z Bombajem zwiąże życie już na zawsze. Wtedy, we wczesnych latach 30., celem Banasińskiego była organizacja wymiany handlowej między Polską a Indiami. To zadanie powierzono mu nieprzypadkowo. Nikt inny z polskich dyplomatów nie znał tak dobrze Dalekiego Wschodu jak on. Tę wiedzę zyskał dzięki wydarzeniom, które były dziełem przypadku - podobnie jak wiele innych zdarzeń w jego życiorysie.
Wszystko zaczęło się w 1903 r. w Kielcach, gdzie siedemnastoletni wówczas Banasiński wziął udział w proteście przeciwko carskiemu zakazowi używania w szkołach języka polskiego. Przyłapano go i wyrzucono ze szkoły. Jakby tego było mało, dostał jeszcze "wilczy bilet", który zamykał mu drogę do szkół w zaborze rosyjskim. Niemałym wysiłkiem rodziny wysłano go do Szwajcarii. Tam wybitnie uzdolniony matematycznie Banasiński skończył uniwersytet we Fryburgu. Jego opiekunem był profesor Ignacy Mościcki, znakomity polski chemik i późniejszy prezydent RP.
I wojna światowa zastała Banasińskiego w Rosji. Tam przyszły dyplomata podjął współpracę z Naczelnym Polskim Komitetem Wojskowym Władysława Raczkiewicza, który próbował zorganizować w ogarniętej chaosem Rosji polskie wojsko. Rewolucyjna zawierucha rzuciła jednak Banasińskiego w przeciwnym kierunku - do dalekiej Mandżurii. W Harbinie zatrudnił się w amerykańskiej firmie ubezpieczeniowej. Zorganizował też polską szkołę podstawową, gdzie uczył dzieci podobnych jak on uciekinierów matematyki i fizyki. Tam też poznał swoją przyszłą żonę Kirę, Polkę urodzoną na Syberii. Trafiła ona do Chin z transportem austriackich jeńców wojennych, ewakuowanych przed bolszewicką zawieruchą.
Banasiński nie zamierzał jednak tkwić w Chinach. Gdy tylko sytuacja się nieco ustabilizowała, nawiązał kontakt z krajem. Polecono mu się przedostać do Japonii, gdzie miał pomóc w zorganizowaniu polskiej ambasady. Trafił tam w 1923 r. z żoną poślubioną w Harbinie. W tym czasie napisał studium polityczno-ekonomiczne o Japonii i Mandżurii, które zostało wydane przez Instytut Wschodni w Polsce i pomogło mu zyskać zasłużoną opinię znawcy Dalekiego Wschodu. Po powrocie do Polski Banasiński wydał kilka prac poświęconych zagadnieniom gospodarczym Azji, stał się też ekspertem w dziedzinie polskiej polityki dalekowschodniej. Nic zatem dziwnego, że gdy w 1933 r. przystąpiono do organizowania polskiego konsulatu w Bombaju, stanowisko szefa tej placówki zaproponowano Banasińskiemu.
Konsulat zbawienia armii Andersa
Nowy konsul musiał zorganizować placówkę praktycznie z niczego. Banasiński pisał w liście do MSZ w Warszawie: "Po kilkudniowym pobycie i nawiązaniu pierwszych oficjalnych kontaktów zmuszony byłem, aby uniknąć wrażenia czegoś niepoważnego, do uruchomienia prowizorycznego biura. W związku z tym nasunęła się konieczność wynajęcia lokalu i mebli, przeprowadzenia w biurze drobnych inwestycji, związanych z działalnością konsulatu". Wkrótce jednak pojawiły się pierwsze sukcesy. "Dzień każdy przynosi coś nowego - pisał Banasiński. - Życie wciąga coraz szerzej importowe sfery indyjskie w nasz eksport. Handel indyjsko-polski za 1935 r. wzmógł się o przeszło dwa miliony złotych".
I pewnie wszystko by szło ku najlepszemu, gdyby nie wybuch II wojny światowej i upadek Polski. Banasińscy nie mieli dokąd wracać. Na szczęście sprzymierzony rząd brytyjski pozwolił na funkcjonowanie placówki w Bombaju. Tyle że zaczęło brakować pieniędzy na jej utrzymanie. Niejasny był także cel dalszego istnienia konsulatu.
Wszystko zmieniło się w 1941 r., gdy do Indii zaczęły docierać informacje o tworzącej się w Rosji Armii Polskiej generała Andersa. Chociaż Stalin obiecał pomoc w sformowaniu, uzbrojeniu i wyekwipowaniu wojska, żołnierze nie mieli dosłownie nic. Konieczne było przekazanie im niezbędnego wyposażenia z magazynów armii brytyjskiej. Najbliższe zaś znajdowały się właśnie w Indiach. Polskie placówki w Indiach stały się nagle zbawieniem dla armii Andersa. Ruszyła pomoc. Uczestnicy transportów do Rosji informowali polskie władze w Indiach o biedzie w tworzącej się armii, o setkach koczujących kobiet i dzieci. Banasińscy nie zastanawiali się długo. Zorganizowali w Bombaju placówkę PCK, której celem było niesienie pomocy polskim sierotom. Polskie dzieci trzeba było sprowadzić do Indii i pozwolić im na powrót do normalnego życia. Ogromnym wysiłkiem udało się stworzyć Banasińskim kilka obozów dla polskich sierot, w których działały szkoły i internaty. Banasińscy wynajęli w tym celu kilka willi w nadmorskiej dzielnicy Bombaju. Udało im się pozyskać pieniądze od rządu polskiego w Londynie, który - by wesprzeć uchodźców - zaciągnął kredyty u Brytyjczyków.
Do pomocy Banasińskim zaangażowała się także znana polska aktorka i piosenkarka Hanka Ordonówna, która organizowała transporty samochodowe z Rosji do Indii. Opiekowała się polskimi dziećmi przebywającymi w Bombaju - uczyła je tańca i śpiewu. Nawet gdy poważnie zachorowała na gruźlicę, nadal starała się działać.
Determinacja oraz niesamowita sprawność organizacyjna grupki Polaków w Indiach były fascynujące. Pozwoliły im stworzyć małą ojczyznę tysiące kilometrów od rodzinnych stron. Pobyt w Indiach dał polskim uchodźcom tak upragnione po latach tułaczki poczucie spokoju i bezpieczeństwa. W polskich ośrodkach działały szkoły powszechne i licealne. Dodatkowe wykształcenie można było zdobywać na rozmaitych kursach, na przykład krawieckich. Działały szpitale, punkty konsultacyjne, organizowano kursy pielęgniarskie. Życie codzienne urozmaicano występami artystycznymi.
Po likwidacji osiedli polskich w Indiach w 1948 r. ich mieszkańcy rozproszyli się po świecie. Ruszali do Kenii, RPA, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Argentyny, Australii, Nowej Zelandii. Niektórzy osiedlili się w Europie Zachodniej. Zaledwie 470 osób wróciło do Polski.
Banasińscy po trzech latach wyczerpującej pracy wyjechali w 1944 r. do Londynu. Wojna miała się ku końcowi, zwycięstwo aliantów było przesądzone, tak jak niemal przesądzone było to, że Polska znajdzie się w orbicie wpływów Stalina. Konsul i jego żona próbowali sobie ułożyć życie w nowej rzeczywistości. Chcieli założyć w Londynie firmę handlującą z Indiami - w tym celu Kira Banasińska wróciła w 1946 r. do Bombaju - ale wkrótce ponieśli porażkę. Ich sytuacja finansowa stała się dramatyczna.
Wówczas Kira wpadła na pomysł uruchomienia w Bombaju zakładu produkującego przybory szkolne. To było dobre posunięcie. Firma nazwana Kaybee Equipments zaczęła przynosić zyski. Banasińscy na stałe osiedli w Bombaju. We wczesnych latach 60. Banasińska podjęła kolejne wyzwanie - stała się korespondentką Radia Wolna Europa w Indiach. Pod nazwiskiem Barbara Kluczyńska przygotowywała dla radia krótkie reportaże, które odczytywano w "Panoramie". Pisała zarówno o Polakach mieszkających w Indiach, jak i o kulturze i obyczajach Hindusów. "Mamy nadzieję, że utrzyma Pani z nami kontakt i zawsze będziemy z wdzięcznością oczekiwać migawek z tak interesującego dla słuchaczy w kraju terenu Indii" - pisali do niej redaktorzy Wolnej Europy.
Po śmierci Eugeniusza Banasińskiego w 1964 r. rodzinna firma popadła w tarapaty i Kira, nie mając już sił na wyprowadzenie przedsiębiorstwa z kłopotów, sprzedała ją. Nowi właściciele - hinduska rodzina Sequeirów - zaproponowali jej współpracę w zarządzaniu firmą i stałą pensję. Po kilkudziesięciu latach spędzonych w Bombaju Banasińska stała się cenioną osobą w tamtejszej elicie. Nic zatem dziwnego, że w 1990 r. III Rzeczpospolita uhonorowała ją jednym z najwyższych polskich odznaczeń - orderem Polonia Restituta. Kira Banasińska przeżyła 103 lata. Zmarła 25 maja 2002 r. Pochowano ją obok męża w jej ukochanym Bombaju.
Katarzyna Maciaszek
OrzeŁ w Kolhapurze |
---|
W latach 1942-1948 w Indiach przebywało ponad 5500 polskich uchodźców, głównie kobiet i dzieci. Dwa największe osiedla znajdowały się w wiosce Valivade koło miasta Kolhapur oraz w Balachadi - wsi oddalonej o 25 km od Jamnagaru. W indyjskich miejscowościach, takich jak Panchgani czy Mont Abu, organizowano uzdrowiska i szkoły. Polacy zostawili po sobie w Indiach wiele śladów. W parku w Kolhapurze znajduje się marmurowy obelisk zwieńczony figurą orła w koronie, a w budynku szkoły im. św. Ksawerego - marmurowa tablica pamiątkowa. W szkole wojskowej w Jamnagarze jest zaś cmentarz i tablica pamiątkowa. Również w innych częściach Indii można się natknąć na polskie groby z tamtych czasów. W 2001 r. na cmentarzu w Bombaju polski konsul odnalazł resztki małego grobu, a na nim napis "Kochanemu dziecięciu Stasiowi Kościukiewiczowi - rodzice". Wkrótce okazało się, że jest tam jedenaście podobnych nagrobków. W 2002 r. z inicjatywy konsulatu przeprowadzono ich renowację. |
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.