W "Powrocie" - rodzinnej psychodramie - odżywa duch wielkiej kultury rosyjskiej, z Dostojewskim na czele
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, pierwszy po latach głośny film rosyjski "Powrót", zrealizowany przez 39-letniego debiutanta Andrieja Zwiagincewa, wygrał festiwal w Wenecji, a reżyserowi pomógł zdobyć miano następcy Andrieja Tarkowskiego. Czy panu też się podobał?
Zygmunt Kałużyński: Tak, panie Tomaszu. W czasach, gdy szaleje zamiłowanie do efektów specjalnych, mamy film ograniczający się do trzech osób, z których dwie są małoletnie. Zapis ich zachowań okazuje się wielkim kinem!
TR: "Powrót" to właściwie psychodrama, opowieść o ojcu, który po 12 latach nieobecności wraca do domu, w którym czeka żona i dwóch kilkunastoletnich synów. Chłopcy w różny sposób go sobie wyobrażali, a teraz mają z nim wiele spraw do załatwienia - nie tylko chcą go poznać, ale i ocenić. Nie zamierzają przejść do porządku dziennego nad tym, że tak długo go nie było
ZK: Zastanawiam się, do jakiego stopnia rosyjskość tego filmu wpłynęła na jego odkrywczość. W tym miejscu narzuca mi się porównanie z Dostojewskim. Pojawienie się w literaturze światowej autora "Biesów" zapowiadało wstrząs, który zmienił pod koniec XIX wieku stan kultury.
TR: Dlaczego, według pana, Dostojewski stał się taką sensacją?
ZK: Literatura zachodnia miała bohatera, który charakteryzował się logiką w dążeniu do celu: u Balzaka czy Stendhala widzimy osoby, które chcą zrobić karierę, chcą stanąć na czele grupy, czy chcą zdobyć miłość. Tymczasem Dostojewski nie liczył się z tą tradycją. U niego na przykład w "Łagodnej" osoba szczęśliwa, której się powodzi, kochana przez męża, nagle popełnia samobójstwo - wyskakuje przez okno, nie wiadomo dlaczego. A powszechnie szanowany wysoki urzędnik w chwili załamania wchodzi na stół i szczeka jak pies. To było dla kultury zachodniej odkrycie nie z tej ziemi: że można się zachowywać niezrozumiale. "Powrót" ma coś z tej rosyjskości Dostojewskiego.
TR: Ma także coś z religijności. W tajemniczy sposób te - wydawałoby się - proste elementy obyczajowej historii układają się w religijną niemal przypowieść o ofierze. Reżyser z premedytacją podsuwa skojarzenia - kiedy ojciec wraca do domu, po raz pierwszy widzimy go leżącego na łóżku w pozycji przypominającej scenę z obrazu Mantegni, przedstawiającego Chrystusa zdjętego z krzyża. To skojarzenie natychmiast odwołuje się do naszej podświadomości. Punktem kulminacyjnym "Powrotu" jest scena ofiary. Gdy mówimy o ojcu i synu, od razu przypomina się nam ofiara Abrahama, ale w filmie okazuje się, że ofiarowanym ma być ojciec.
ZK: To, co pan mówi, uzupełnia ową rosyjską odkrywczość. Dzięki temu film, w którym występują trzy osoby, nagle przynosi zawartość sięgającą do archetypów oznaczających wielkie etapy cywilizacji i religii. Sprawa ojca i syna: z jednej strony ojciec jest szanowany, a z drugiej - dziecko widzi, że ojciec jest niedołęgą, że jest głupi, brutalny i zły. Ten temat również występował w sztuce. Tacy pisarze jak Bruno Schulz czy Franz Kafka mieli wręcz obsesję na punkcie swoich ojców - pojmowanych jako rabin, mag czy mistrz. A Freud dodał do tego jeszcze interpretację, że chłopiec czuje się rywalem ojca, ponieważ w gruncie rzeczy ma podświadomą łączność erotyczną z matką. To się nazywa kompleks Edypa!
TR: Ale tego akurat w "Powrocie" nie ma.
ZK: Ojciec wrócił po długiej nieobecności, zabiera synów na wycieczkę - starszy syn jest życzliwy, rozumie go, stara się mu pomóc, zaś młodszy jest rozgoryczony, wściekły, przeszkadza ojcu jak może, doprowadza wreszcie do nieszczęścia. Ot, historyjka o wycieczce dzieci z ojcem za miasto, która nie skończyła się dobrze
TR: Panie Zygmuncie, ta wycieczka skończyła się tym, że powstał wybitny film!
ZK: Z tego, co pan mówi, wynika, że "Powrót" budzi w nas refleksję na temat religii i jest odkryciem widzenia człowieka, jakie mogło się narodzić właśnie w Rosji, ze względu na niezależność artystów, którzy tam stanowili o obliczu kultury. To nie tylko Dostojewski, panie Tomaszu. Niech pan weźmie kompozytorów takich, jak Musorgski, Strawiński czy Prokofiew. Oni mieli do dyspozycji taką samą orkiestrę, jaką świat znał od dawna, ale zaczęli dorabiać dysonanse, zgrzyty, przedziwne rzeczy, na które mógł sobie pozwolić Rosjanin, ale nigdy kompozytor paryski. To owa rosyjska niepodległość umożliwiła powrót do tej wielkiej tradycji.
Zygmunt Kałużyński: Tak, panie Tomaszu. W czasach, gdy szaleje zamiłowanie do efektów specjalnych, mamy film ograniczający się do trzech osób, z których dwie są małoletnie. Zapis ich zachowań okazuje się wielkim kinem!
TR: "Powrót" to właściwie psychodrama, opowieść o ojcu, który po 12 latach nieobecności wraca do domu, w którym czeka żona i dwóch kilkunastoletnich synów. Chłopcy w różny sposób go sobie wyobrażali, a teraz mają z nim wiele spraw do załatwienia - nie tylko chcą go poznać, ale i ocenić. Nie zamierzają przejść do porządku dziennego nad tym, że tak długo go nie było
ZK: Zastanawiam się, do jakiego stopnia rosyjskość tego filmu wpłynęła na jego odkrywczość. W tym miejscu narzuca mi się porównanie z Dostojewskim. Pojawienie się w literaturze światowej autora "Biesów" zapowiadało wstrząs, który zmienił pod koniec XIX wieku stan kultury.
TR: Dlaczego, według pana, Dostojewski stał się taką sensacją?
ZK: Literatura zachodnia miała bohatera, który charakteryzował się logiką w dążeniu do celu: u Balzaka czy Stendhala widzimy osoby, które chcą zrobić karierę, chcą stanąć na czele grupy, czy chcą zdobyć miłość. Tymczasem Dostojewski nie liczył się z tą tradycją. U niego na przykład w "Łagodnej" osoba szczęśliwa, której się powodzi, kochana przez męża, nagle popełnia samobójstwo - wyskakuje przez okno, nie wiadomo dlaczego. A powszechnie szanowany wysoki urzędnik w chwili załamania wchodzi na stół i szczeka jak pies. To było dla kultury zachodniej odkrycie nie z tej ziemi: że można się zachowywać niezrozumiale. "Powrót" ma coś z tej rosyjskości Dostojewskiego.
TR: Ma także coś z religijności. W tajemniczy sposób te - wydawałoby się - proste elementy obyczajowej historii układają się w religijną niemal przypowieść o ofierze. Reżyser z premedytacją podsuwa skojarzenia - kiedy ojciec wraca do domu, po raz pierwszy widzimy go leżącego na łóżku w pozycji przypominającej scenę z obrazu Mantegni, przedstawiającego Chrystusa zdjętego z krzyża. To skojarzenie natychmiast odwołuje się do naszej podświadomości. Punktem kulminacyjnym "Powrotu" jest scena ofiary. Gdy mówimy o ojcu i synu, od razu przypomina się nam ofiara Abrahama, ale w filmie okazuje się, że ofiarowanym ma być ojciec.
ZK: To, co pan mówi, uzupełnia ową rosyjską odkrywczość. Dzięki temu film, w którym występują trzy osoby, nagle przynosi zawartość sięgającą do archetypów oznaczających wielkie etapy cywilizacji i religii. Sprawa ojca i syna: z jednej strony ojciec jest szanowany, a z drugiej - dziecko widzi, że ojciec jest niedołęgą, że jest głupi, brutalny i zły. Ten temat również występował w sztuce. Tacy pisarze jak Bruno Schulz czy Franz Kafka mieli wręcz obsesję na punkcie swoich ojców - pojmowanych jako rabin, mag czy mistrz. A Freud dodał do tego jeszcze interpretację, że chłopiec czuje się rywalem ojca, ponieważ w gruncie rzeczy ma podświadomą łączność erotyczną z matką. To się nazywa kompleks Edypa!
TR: Ale tego akurat w "Powrocie" nie ma.
ZK: Ojciec wrócił po długiej nieobecności, zabiera synów na wycieczkę - starszy syn jest życzliwy, rozumie go, stara się mu pomóc, zaś młodszy jest rozgoryczony, wściekły, przeszkadza ojcu jak może, doprowadza wreszcie do nieszczęścia. Ot, historyjka o wycieczce dzieci z ojcem za miasto, która nie skończyła się dobrze
TR: Panie Zygmuncie, ta wycieczka skończyła się tym, że powstał wybitny film!
ZK: Z tego, co pan mówi, wynika, że "Powrót" budzi w nas refleksję na temat religii i jest odkryciem widzenia człowieka, jakie mogło się narodzić właśnie w Rosji, ze względu na niezależność artystów, którzy tam stanowili o obliczu kultury. To nie tylko Dostojewski, panie Tomaszu. Niech pan weźmie kompozytorów takich, jak Musorgski, Strawiński czy Prokofiew. Oni mieli do dyspozycji taką samą orkiestrę, jaką świat znał od dawna, ale zaczęli dorabiać dysonanse, zgrzyty, przedziwne rzeczy, na które mógł sobie pozwolić Rosjanin, ale nigdy kompozytor paryski. To owa rosyjska niepodległość umożliwiła powrót do tej wielkiej tradycji.
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.