RFN stała się antywzorcem nowoczesnej gospodarki
Krytycy z SPD z jej byłym szefem Oskarem Lafontaine'em emigrują z kraju, Michael Schumacher wymaluje na swym czerwonym ferrari logo socjaldemokratów, Angela Merkel rozwiąże CDU, prezydent George W. Bush będzie częściej słuchał rad szefa rządu Niemiec i poprosi go o przebaczenie, Doris Schröder-Kopf zostanie redaktorem naczelnym "Bilda", a jej mąż otrzyma dożywotni tytuł kanclerza. Taką wizją Kai Diekmann, szef "Bilda", uczcił sześćdziesiątą rocznicę urodzin Gerharda Schrödera.
Społeczne rozczarowanie polityką SPD sięgnęło zenitu, miliony wyborców najchętniej pozbawiłyby czerwono-zieloną koalicję rządowego steru, a zbuntowani towarzysze oddają legitymacje i razem z działaczami związkowymi tworzą "nową lewicę". W ubiegłym roku z SPD odeszło ponad 30 tys. członków. Były szef socis i eksminister finansów, który pięć lat temu odszedł z polityki z powodu "neoliberalizmu Schrödera", obawia się o przyszłość partii. - Dalszy demontaż państwa opiekuńczego może spowodować rozłam w SPD - ostrzegł w rozmowie z "Wprost" Lafontaine.
Czerwona alternatywa
Franz Müntefering, nowy przewodniczący socis, ma trudne zadanie przekonania dołów partyjnych, że Niemcy tylko wtedy utrzymają dobrobyt, gdy wdrożą "Agendę 2010", pakiet reform dotyczący polityki zatrudnienia, podatków, opieki społecznej, systemu ubezpieczeń i systemu kształcenia. Reformatorski zastój w czasach chadecko-liberalnego rządu Helmuta Kohla oraz ciężar odbudowy nowych landów zahamowały rozwój republiki i uczyniły z RFN antywzorzec nowoczesnej gospodarki. Mimo pompowania w nowe landy 90 mld euro rocznie średnie bezrobocie przekracza na tym terenie 20 proc., a wzrost gospodarczy całej republiki od kilku lat wynosi zero. Gerhard Schröder obiecał Niemcom w 1998 r. wszystko, co nowe: nowy rząd, nowy początek, nową dynamikę, nowy środek, a w podzięce wyborcy obiecują mu nową lewicę. Między Odrą a Renem wszyscy wiedzą, że jest źle, ale nikt nie chce płacić: pracodawcy i pracobiorcy wskazują jedni na drugich.
Werner Halbauer, berliński działacz Sojuszu przeciw Rabunkowi Socjalnemu, apeluje o podjęcie "antykapitalistycznej walki" i "stworzenie nowej oferty dla milionów wyborców, którzy chcą się uwolnić od skręcających w prawo SPD i PDS". Po 140 latach istnienia partia socjaldemokratów - jak twierdzi Halbauer - "oddaliła się od tradycji i wartości ruchu robotniczego". Jürgen Peters, członek zarządu związku IG Metall, otwarcie żąda "innej polityki". Gdy trwał ostatni zjazd SPD, w Norymberdze odbyła się pierwsza konferencja nowej partii Praca i Sprawiedliwość Społeczna (Arbeit und soziale Gerechtigkeit). Wśród jej założycieli znaleźli się związkowi koledzy Petersa z IG Metall: Gerd Lobodda i Günther Schachner. Niezależnie od bawarskiej inicjatywy zbiórkę podpisów zaczęła Alternatywa Polityczno-Wyborcza. Jej rzecznik Joachim Bischoff chwali się, że już po kilku dniach internetowy kwestionariusz alternatywy wypełniło tysiąc zainteresowanych. Za tym ugrupowaniem kryje się największy w Niemczech związek zawodowy Ver.di. Jego przewodniczący Frank Bsirske ostrzegł, że "cierpliwość ludzi się wyczerpała", a on sam "nie cofnie się przed wielką mobilizacją w obronie państwa socjalnego". Kwestię przynależności partyjnej zostawia indywidualnej decyzji związkowców. Rzecznik Bischoff gotów jest zrezygnować z tworzenia struktur "nowej lewicy", jeśli SPD "zmieni politykę podatkową, społeczną, zatrudnienia" itd. Na to się jednak nie zanosi. Przeciwnie, kanclerz chwycił za hamulec bezpieczeństwa - komisja dyscyplinarna prowadzi postępowanie dotyczące wyrzucenia z SPD sześciu "rebeliantów": towarzysza Schrödera z okręgu wyborczego w Hanowerze i pięciu Bawarczyków.
Ruchy w konserwie
Andrea Nahles, rzecznik czerwonej konserwy w SPD, ostrzega: utrata poparcia związkowego elektoratu byłaby "błędem w ocenie sytuacji o historycznym wymiarze". Dla uspokojenia kanclerz rzuca pod adresem pracodawców hasła o osiągnięciu "granicy obciążenia", sekretarz generalny nazywa przedsiębiorców przenoszących produkcję poza granice kraju beznarodowcami, ale w rankingu SPD niewiele to zmienia. Podczas gdy na socis głosowałoby dziś o połowę mniej Niemców niż na skłócone CDU i CSU, "nowa lewica" liczy na poparcie 20 proc. wyborców. Jak uczy historia, nie są to bezpodstawne nadzieje. W republice weimarskiej w wyborach z 6 czerwca 1920 r. lewicowi odszczepieńcy SPD z USPD (Niezależnej Partii Socjaldemokratycznej Niemiec) zdobyli prawie 18 proc. głosów i stworzyli obok SPD (22 proc.) drugą najsilniejszą frakcję.
Twardych zwolenników lewicy oburza zarówno likwidowanie zabezpieczeń socjalnych przez "towarzysza bossów", jak i ucieczka tych ostatnich do "tanich krajów". Co roku z Niemiec przenosi się do innych państw 50 tys. miejsc pracy. Producent części samochodowych TRW Automotive stworzył w Czechach 440 stanowisk, wytwórca grzejników Vailland zatrudnił w Europie Wschodniej 110 osób, producent rur Saint Gobain zmniejszył zatrudnienie w RFN o 200 ludzi, których zastąpiła załoga w RPA, firma Continental wytwarza sensory na Filipinach.
Niemcy mogą być konkurencyjne tylko pod warunkiem, że obniżą koszty pracy. Podczas gdy dla Ludwiga Georga Brauna, prezesa Izby Przemysłowo-Handlowej DIHT, rozszerzenie UE jest szansą dla republiki na zwiększenie eksportu, Niemcy boją się, że stracą miejsca pracy i szukają opieki pod skrzydłami samozwańczych obrońców "klasy robotniczej".
Samobójcza kroplówka
Jak bumerang wraca sprawa finansowej kroplówki dla byłej NRD. Manfred Stolpe, minister komunikacji i odbudowy wschodnich landów, mówi o konieczności weryfikacji dotychczasowego systemu, ale ze strachu o utratę resztek popularności wśród Ossis nikt nie ośmiela się zaproponować cięć.
Koncepcji uzdrowienia sytuacji w byłej NRD jest wiele: od stworzenia ekstraministerstwa, co znów doprowadziłoby do podziału Niemiec, przez podatkowe eldorado, specjalne strefy gospodarcze w pasie przygranicznym z Polską i Czechami (na co nie zgodzi się Unia Europejska), po wspieranie przedsiębiorczości. "Nie możemy sobie już pozwolić na pakowanie pieniędzy w ścieżki rowerowe i aquaparki" - przekonuje Klaus von Dohnanyi, doradca rządu. Stople zgadza się, że coś trzeba zrobić, ale zauważa, że bez transferu pieniędzy z zachodu zagrożona byłaby jedna trzecia gospodarki nowych landów.
Co ciekawe, za stworzeniem stanowiska "ministra do spraw wschodu" zaczęli się opowiadać liberałowie. Cornelia Pieper, sekretarz generalny FDP, przekonuje: "Po 14 latach jednoczenie Niemiec musi się wreszcie stać wyzwaniem ogólnonarodowym". Jej zdaniem, włączenie tych zadań do kompetencji ministra komunikacji się nie sprawdziło, a Stolpe zawiódł na całej linii. Jak uczy przykład Japonii, gdzie w ostatniej dekadzie wydano z państwowej kasy na wspieranie przedsiębiorstw ponad bilion euro, finansowa kroplówka nie ożywia gospodarki. Podobne problemy przeżywała Francja. Ostatnio jednak prezydent Jacques Chirac wykazuje taką determinację we wdrażaniu reform jak jego przyjaciel Schröder. W niedawnych wyborach socjaliści, komuniści i zieloni zdobyli we Francji 50,3 proc. głosów i zwyciężyli w 20 spośród 22 regionów. Mimo wyborczej klęski konserwatystów misję tworzenia nowego rządu Chirac powierzył byłemu premierowi Jean-Pierre'owi Raffarinowi, a nie kandydatowi lewicy.
W Niemczech wyborcy zaczynają się gubić, kto i jaki nurt polityczny reprezentuje. CSU ze Stoiberem mówi to, co socjaldemokraci przed obaleniem kanclerza Kohla, chadecy Angeli Merkel z CDU nie mówią prawie nic i chuchają, by korzystne dla nich wyborcze nastroje utrzymały się jeszcze półtora roku, a kanclerz robi swoje. Dla Schrödera inicjatywy lewicowych dogmatyków to "akcyjki", które zawsze istniały w historii tej partii. Według najnowszych sondaży Emnid Institut, trzech na czterech Niemców jest gotowych do poniesienia osobistych ofiar na rzecz ożywienia gospodarki. Co drugi obywatel deklaruje chęć przepracowania dwóch godzin tygodniowo więcej bez finansowej rekompensaty, 37 proc. społeczeństwa pogodziłoby się z likwidacją dwóch dni świąt w roku, a 34 proc. ze skróceniem urlopów o dwa dni. Niestety, w sondażu Emnida nie było zasadniczego pytania: czy Niemcy są gotowi ponieść te ofiary na rzecz kanclerza SPD.
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.