W kaście polityków honor uwiądł na jałowej glebie prostactwa, za to godność własna rozkwitła pięknie na nawozie egalitaryzmu
Nie mogę się jakoś oprzeć wrażeniu, że my, Polacy, jako zbiorowość, a już recenzenci rzeczywistości, czyli dziennikarze, szczególnie, zatraciliśmy jakąkolwiek zdolność generalnego patrzenia na świat. Wszystko się rozpada i nie składa w żadną całość. Najdziwniejsze jest zaś to, że współczesność to nie suma wydarzeń, ale ludzie. Nazwiska. Współczesna historia Polski to nie dzieje państwa i narodu, to Miller, Rywin, Jaskiernia, Sobotka, Barcikowski, Wróbel, Beger, Kaniewski, Pol i cała galeria innych znakomitości. Nowa księga szlachty polskiej, czyli Liber chamorum.
Ktoś zapytał mnie ostatnio, czy polscy politycy jako zbiorowość mają jeszcze poczucie honoru, czy też są już z honoru wyzuci. Trudne pytanie. Pojęcie honoru bardzo się u nas zdemokratyzowało. Z cnoty arystokratycznej stoczyło się do funkcji ludowej drażliwości. Ludzi honorowych rzadko się już spotyka, za to są tłumy honornych. Takich: "w życiu Romana, mnie to mówisz, mnie, ty wnuku Koryntu?". Takich, dla których każde słowo to pierwszy powód do draki i mordobicia. Honornie jest dać w pysk, honornie oddać. Honornie postawić drugą wódkę i honornie domagać się postawienia trzeciej.
Jeśli zaś idzie o honor, to już językowo współczesność sprawę skomplikowała. Honorowo to dziś znaczy bez pieniędzy. Za darmo. Za frajer. Kiedyś był tylko honorowy dawca krwi. Dziś są honorowi przewodniczący i honorowi sekretarze, czyli tacy, którzy teoretycznie nic z tego nie mają. Honorowy obywatel to jest taki sam obywatel jak każdy inny, tylko bez prawa do zasiłku. Honorarium jednak, miłe słowo zawierające rdzeń honoru, to żywa gotówka. Ludziom zaczyna się to mylić. Uważają, że jak są honorowi, to logicznie należy im się honorarium. Kiedy nie dostają, rozczarowują się do świata i zaczynają plwać na honor. Najczęściej jednak dostają. Honorarium to dziś jeśli nie najczęstszy, to najbardziej pożądany honor, jaki można komuś zrobić. Uhonorować kogoś to dać mu kopertę.
Z politykami, w ogóle z osobami publicznymi, sprawa jest jeszcze inna. Honor został w tej kaście całkowicie wyparty przez godność. Honor uwiądł na jałowej glebie prostactwa, za to godność własna rozkwitła pięknie na nawozie egalitaryzmu. Polityk, któremu zarzucono publicznie nieprawość, łajdactwa, złodziejstwa, kłamstwa i przekręty, nie ma wcale poczucia, że pod ciężarem takich oskarżeń jego honor chwieje się i może zostać stracony, jeśli go nie uratuje, oczyszczając się z oskarżeń lub - gdyby to okazało się niemożliwe - usuwając się w cień. Nikt tego nigdy nie robi, bo cóż to jest za wartość - honor. Co innego godność. Tę każdy ma rozwiniętą w nadmiarze i reaguje boleśnie, kiedy mu się po niej depcze.
Różnica między naruszeniem honoru i godności jest znaczna. Honor naruszamy sami, popełniając czyny niehonorowe. Godność naszą ranią natomiast inni, ogłaszając publicznie, że takie czyny popełniliśmy. Tego oczywiście puścić płazem nie można. Trzeba się obrazić. Trzeba się użalić nad sobą i potarganą godnością własną. Trzeba to przypisać wszechświatowemu spiskowi wrogich sił i mocy, które sprzysięgły się, aby nas pozbawić godności, dotknąć boleśnie, ukrzywdzić. I tak właśnie dziś robią politycy lewicy ze swym honorowym opiekunem Leszkiem Millerem na czele.
Jako obywatele i wyborcy powinniśmy się unieść honorem i większej części naszej obecnej klasy politycznej zaproponować honorowe miejsce, w które powinna nas ucałować. Chodzi oczywiście o miejsce stosowne do godności tych polityków.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Ktoś zapytał mnie ostatnio, czy polscy politycy jako zbiorowość mają jeszcze poczucie honoru, czy też są już z honoru wyzuci. Trudne pytanie. Pojęcie honoru bardzo się u nas zdemokratyzowało. Z cnoty arystokratycznej stoczyło się do funkcji ludowej drażliwości. Ludzi honorowych rzadko się już spotyka, za to są tłumy honornych. Takich: "w życiu Romana, mnie to mówisz, mnie, ty wnuku Koryntu?". Takich, dla których każde słowo to pierwszy powód do draki i mordobicia. Honornie jest dać w pysk, honornie oddać. Honornie postawić drugą wódkę i honornie domagać się postawienia trzeciej.
Jeśli zaś idzie o honor, to już językowo współczesność sprawę skomplikowała. Honorowo to dziś znaczy bez pieniędzy. Za darmo. Za frajer. Kiedyś był tylko honorowy dawca krwi. Dziś są honorowi przewodniczący i honorowi sekretarze, czyli tacy, którzy teoretycznie nic z tego nie mają. Honorowy obywatel to jest taki sam obywatel jak każdy inny, tylko bez prawa do zasiłku. Honorarium jednak, miłe słowo zawierające rdzeń honoru, to żywa gotówka. Ludziom zaczyna się to mylić. Uważają, że jak są honorowi, to logicznie należy im się honorarium. Kiedy nie dostają, rozczarowują się do świata i zaczynają plwać na honor. Najczęściej jednak dostają. Honorarium to dziś jeśli nie najczęstszy, to najbardziej pożądany honor, jaki można komuś zrobić. Uhonorować kogoś to dać mu kopertę.
Z politykami, w ogóle z osobami publicznymi, sprawa jest jeszcze inna. Honor został w tej kaście całkowicie wyparty przez godność. Honor uwiądł na jałowej glebie prostactwa, za to godność własna rozkwitła pięknie na nawozie egalitaryzmu. Polityk, któremu zarzucono publicznie nieprawość, łajdactwa, złodziejstwa, kłamstwa i przekręty, nie ma wcale poczucia, że pod ciężarem takich oskarżeń jego honor chwieje się i może zostać stracony, jeśli go nie uratuje, oczyszczając się z oskarżeń lub - gdyby to okazało się niemożliwe - usuwając się w cień. Nikt tego nigdy nie robi, bo cóż to jest za wartość - honor. Co innego godność. Tę każdy ma rozwiniętą w nadmiarze i reaguje boleśnie, kiedy mu się po niej depcze.
Różnica między naruszeniem honoru i godności jest znaczna. Honor naruszamy sami, popełniając czyny niehonorowe. Godność naszą ranią natomiast inni, ogłaszając publicznie, że takie czyny popełniliśmy. Tego oczywiście puścić płazem nie można. Trzeba się obrazić. Trzeba się użalić nad sobą i potarganą godnością własną. Trzeba to przypisać wszechświatowemu spiskowi wrogich sił i mocy, które sprzysięgły się, aby nas pozbawić godności, dotknąć boleśnie, ukrzywdzić. I tak właśnie dziś robią politycy lewicy ze swym honorowym opiekunem Leszkiem Millerem na czele.
Jako obywatele i wyborcy powinniśmy się unieść honorem i większej części naszej obecnej klasy politycznej zaproponować honorowe miejsce, w które powinna nas ucałować. Chodzi oczywiście o miejsce stosowne do godności tych polityków.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 17/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.